|
|
|||||||
| Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
|
|
|
#1 |
![]() |
Myślę, że oddałby całe te skarby gdyby mógł przywrócić życie synowi, który zginął podczas zatonięcia statku poszukiwawczego. Historia Fishera fascynuje poszukiwaczy od lat. To również niesamowita historia, którą ktoś może kiedyś sfilmuje.
|
|
|
|
|
|
#2 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 613
Motocykl: Wrublin
Online: 1 tydzień 14 godz 15 min 58 s
|
Jerzy Gruza o Walendziaku z Czterdziestolatka.
"Jan Gałązka- parodysta,, który zagrał Walendziaka w "Czterdziestolatku"- to był człowiek nie z tej ziemi. Aktor i brzuchomówca w dodatku [W 1951 roku ukończył Państwową Szkołę Dramatyczną Teatru Lalek, a dwa lata później zdał egzamin eksternistyczny dla aktorów]. Więc on jak każdy brzuchomówca miał rozdwojenie jaźni. On nie wiedział kim jest naprawdę. Na końcu swojej kariery, po "Czterdziestlatku", zaczął jeździć z lalką Bartek- taką kukiełką drewnianą, którą wykorzystywał do rozmów na aktualne tematy polityczne i nie tylko. Miał szereg koncertów, z których żył. Zaangażowałem go do epizodycznej roli w "Rewizorze". W związku z tym, że Tadeusz Łomnicki grał główną rolę, a był jednocześnie członkiem KC, więc byłem zobowiązany do tego, żeby szanować go niesłychanie. Wytłumaczyłem więc Gałązce, że skoro mają razem scenę, muszę go przedstawić Łomnickiemu, żeby wiedział z kim ma grać, bo przecież on o żadnym Gałązce nie słyszał. Długo umawiałem się z Tadeuszem i wreszcie dopiąłem takiego terminu, że mógł nas przyjąć w szkole. Podwiozłem Janka. Zauważyłem, że miał przy sobie torbę z kukiełką. Zapytałem po co, a on odpowiedział "a nie ważne, mam sprawę." Wchodzimy do szkoły teatralnej, a tam Gustaw Holoubek otoczony wianuszkiem pań. Gałązka przerywając mu rozmowę, pewnie o jakiejś interpretacji , złapał go za ręke i mówi: "Panie Gustawie, pan jesteś nerkowiec, prawda? Bo my razem mamy nerki chore. W tym samym szpitalu się z panem leczyłem. Jak sikanie, w porządku?" Gdy to usłyszałem wyrwałem go od Holoubka i zaprowadziłem do gabinetu. Wychodzi Tadeusz do nas, wita nas, a Gałązka z miejsca mówi tak: "rektorku kochany, gdzie tu jest telefon z wyjściem na miasto?" A tam stoi 6 telefonów na biurku. Tadeusz mówi, że wszystkie są z wyjściem na miasto. Ja już chcę zakamuflować sytuację i tłumaczę Łomnickiemu co zamierzam powierzyć Gałązce, ale jednocześnie obserwuję jak tamten się łączy i do słuchawki pyta: "Sochaczew? Co macie? Zaczęliście pierwszą część? Ja dojadę niedługo. Wy grajcie pierwszą część, a ja na drugą zdążę. Nie, no tu Łomnicki mnie prosi, żebym grał. Chyba się zgodzę." Próbuję więc ratować sytuację i mówię: "Janek, to spróbujmy przeczytać te kwestie przy panu rektorze, żeby było wiadomo jak będziemy to robić." A on łapie tekst i bełkotliwie go czyta, po czym stwierdza: 'i tak to mam zamiar kreować. Jeżeli się panom to nie podoba to ja mam dużo zajęć. Nie obrażę się jeśli powiecie, że nie." Zbaraniałem. Łomnicki też, a Gałązka łapie kukiełkę, żegna się i wychodzi. Rektor odprowadził go, a potem odwrócił się do mnie i mówi: "amerykański aktor!"
__________________
Jam nie Babinicz... |
|
|
|
|
|
#3 | |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 613
Motocykl: Wrublin
Online: 1 tydzień 14 godz 15 min 58 s
|
Cytat:
"W 1965 roku, gdy większość szesnastolatków zajęta była szkołą i marzeniami o dorosłości, pewien chłopak o imieniu Robin Lee Graham szykował się do trudnej oraz wymagającej przygody. Uzbrojony w niewiele więcej niż marzenie i niewielki, 7,3-metrowy jacht o nazwie Dove, wyruszył z Long Beach w Kalifornii, z zamiarem opłynięcia całego świata — w samotności. Wielu drwiło, przewidując, że wróci po tygodniu… o ile w ogóle wróci. Ale Robin nie był zwyczajnym nastolatkiem. Tęsknił za otwartym horyzontem, szeptem morza i szansą na poznanie świata na własnych zasadach. Przez następnych pięć lat Robin przepłynął ponad 33 000 mil morskich po bezkresnych, kapryśnych oceanach. Zmagał się z wściekłymi sztormami, w tym jednym w pobliżu Durbanu w RPA, gdzie wiatr osiągał 225 km/h, a fale groziły pochłonięciem kruchej łodzi. Doświadczył samotności głębszej niż najgłębsze oceany — bez kontaktu z drugim człowiekiem, z ograniczonym zapasem jedzenia, kierując się jedynie gwiazdami i własną determinacją. Mimo fizycznych, emocjonalnych i duchowych prób, nie ustępował, skrupulatnie zapisując w dziennikach szczegóły swojej podróży. Jego rejs poruszył wyobraźnię milionów ludzi, zwłaszcza gdy National Geographic zaczął publikować relacje z tej niezwykłej odysei. Kiedy w 1970 roku powrócił, mając zaledwie 21 lat, stał się światowym symbolem wytrwałości i młodzieńczej odwagi. Jego wspomnienia, spisane w książce Dove i zekranizowane w filmie o tym samym tytule, uwieczniły tę podróż — nie tylko jako żeglarskie osiągnięcie, ale jako dowód na to, co może się wydarzyć, gdy młody człowiek odważy się podążyć za marzeniem, choćby wydawało się szalone."
__________________
Jam nie Babinicz... |
|
|
|
|
|
|
#4 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 613
Motocykl: Wrublin
Online: 1 tydzień 14 godz 15 min 58 s
|
...zanim wyginą.
"Tudowlanie to grupa subetnograficzna Rosjan znad rzeki Tud, prawego dopływu Wołgi, z ziemi rżewskiej, sąsiadującej z dawnym ujezdem bielskim województwa smoleńskiego Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1903 r. ich liczbę szacowano na 45 tysięcy, w 2021 r. w spisie powszechnym ludności Federacji Rosyjskiej narodowość tudowlańską wskazało 9 osób. Tudowlanie byli bowiem jedną z tych tradycyjnych społeczności Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje, a reszty dokonało rozproszenie i asymilacja z rosyjskim otoczeniem. Tymczasem historyczni Tudowlanie wyraźnie różnili się od swych wielkoruskich sąsiadów, przez których byli nazywani białokaftannikami albo też Polszcza czyli Polska. Co ciekawe w odróżnieniu np. od sąsiednich Polaków z guberni smoleńskiej, Tudowlanie byli społecznością chłopską, poddaną rosyjskim pomieszczikom. Odnotowani są przez podróżników i etnografów od XVIII wieku na ziemiach, które w latach 1355-1462 bywały na krótko opanowywane przez Wielkie Księstwo Litewskie, nigdy jednak nie stanowiły części Rzeczypospolitej, jak województwo smoleńskiej. Ziemia rżewska była moskiewskim pograniczem Rzeczypospolitej w momencie jej największego zasięgu terytorialnego lat 1618-1654 za panowania dynastii Jagiellonów-Wazów. W związku z tym etnogeneza Tudowlan pozostaje do dziś niewyjaśniona. Jedni uważają ich za lokalną ludność białoruską, która przesunęła się maksymalnie daleko na wschód i przez to wyróżniała w wielkoruskim moskiewskim otoczeniu. Inni uważają za polskich przesiedleńców, deportowanych przez Moskwę już w XVII wieku i osadzanych nie na Syberii, ale na opustoszałej w wyniku wielkiej smuty ziemi twerskiej. Jest też pogląd, że Tudowlanie są, czy może byli, gdyż w połowie XX wieku roztopili się wśród rosyjskojęzycznych ludzi radzieckich, potomkami archaicznych proto-Słowian ludu Krywiczów, którzy w VI wieku z północnej Polski wyruszyli na wschód, osiedlając się najpierw w okolicy Pskowa, a potem potem migrowali na południu, niosąc ze sobą język słowiański podobny do dialektów północno-zachodnich Słowiańszczyzny, a więc właśnie do dialektów lechickich, z których w przyszłości powstał język polski."
__________________
Jam nie Babinicz... |
|
|
|