Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Kwestie różne, ale podróżne.

Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj...

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12.05.2025, 11:29   #81
CzarnyEZG
 
CzarnyEZG's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Aug 2013
Posty: 2,808
Motocykl: RD04
CzarnyEZG jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 20 godz 10 min 12 s
Domyślnie

Czytam czytam
__________________
www.kolejnydzienmija.pl

2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym
2015: Veni Vidi Wypici
2016: Muflon na latającym gobelinie
2017: Garbaty Jednorożec
2018: Czarny Jaszczomp
2019: Rodzina 50ccm plus
2020: Żółwik Tuptuś
2021: Chiński Syndrom
2022: Nie lubię zapierdalać
2023: Statek bezpieczny jest w porcie,
ale nie od tego są statki
2024: Uwaga bo ja fruwam
2025: Ekwipunek Załogi Gogurka
CzarnyEZG jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.05.2025, 12:58   #82
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko



Dzisiaj wybralibyśmy inną opcję. Z innym terminalem, bliżej starego centrum i wracali ciut wcześniej. Z terminalu 2 chodzą tramwaje do centrum ale chcieliśmy jak najwięcej zwiedzić z buta.
Stare centrum... Po Tallinie, to żadne "stare". Zabudowa secesyjna, takie w sumie Batumi 2. Porównując starówkę Tallina i Helsinki, to w skali 10 jak 10:2.
Mogę napisać z czystym sumieniem: Helsinki konkretnie zaliczone. Zaliczone z buta w 10h z sukcesem. Sukcesem było zdreptać ponad 20km.


I tak nam pykło 8,5km, maszerując wzdłuż zatoki.


W sam raz, by się ekonomicznie posilić.

Po drodze zaliczyliśmy słynny, helsiński targ ale jego atrakcyjność zbyt położnie korelowała z cenami. Na targu w Tallinie też nie było tanio ale przynajmniej za 1E mogłem sobie kupić skarpety z sierści alpaki i nieco droższe z wełny.
Tu atrakcje fińskiej, morskiej kuchni przegrały z polskim kefirem i kanapkami z resztek polskiego chleba, masła i żółtego sera.

Historia Fińczyków nierozerwalnie związana ze Szwedami jest i Rosją. Warto podróżować po świecie, bo przy okazji człowiek może się ciekawego dowiedzieć i czego się nie uczyć. Np. nie trzeba się uczyć fińskiego. Wystarczy poznać wcześniej węgierski albo rosyjski. Ja mówię biegle w obu tych językach tak, że na te 25km biegania po stolicy, spokojnie stykło wspomniane 10 godzin.

No Rosjan jak psów tam biegało. Jak na sierpień 2023, ledwie 1,5 roku wojny i wstąpienie Finlandii do NATO, to zaprawdę wiele. My też wyglądaliśmy na Rosjan. Znaczy ja, bo Strażnik Domowy ze swoją wyjątkową urodą spokojnie robiła za tadżycką wybrankę.
Wczoraj nomen omen mieliśmy wizytę wnuków (znaczy nocowali u nas) i w trakcie jakiejś zabawy przy okazji której sporo śmiechu było, Kacper nagle zauważa:
- Dziadek... a czemu ty masz takie wąskie szparki zamiast oczu, jak się śmiejesz?
Bo ja mleko solę.
-
Po tym poznasz wschodniego człowieka. Jak zupę mleczną soli i ma szparki zamiast oczu, to musowo wschodni człowiek. No i pomidorówkę je z ryżem a nie makaronem.
- A my dzisiaj jedliśmy z ryżem! Rezonuje Marysia.
No i wszystko jasne, odpowiada dziadek.

Dygresja.
Dlaczego warto podróżować?
Ledwie m-c temu Marysia, z Kacprem i Mikołajem byli z rodzicami w Malborku. W Malborku na zamku.
- Dziadek, a zamek w Malborku jest największym ceglanym zamkiem na świecie. Chwali zamek Marysia.
No elegancko! A Krzyżaków widzieliście?
- Z mieczami! Krzyczy Kacper.
A pamiętacie, jak rok temu oglądaliśmy razem Krzyżaków, ten fajny film?
- Ten, co babcia zabroniła?
No...
- Taaak!
Ale i tak obejrzeliśmy. Chcecie sobie przypomnieć Zbyszka z Bogdańca?
- Taaak!
No i na dobranoc, mimo sprzeciwu babci obejrzeliśmy wspólnie pierwsze 30 minut.

Rano, po gimnastyce porannej (zawsze prowadzi ją Marysia) i obejrzeniu kolejnych 30 minut fordowskiej produkcji (na kolanach u dziadka i z telefonu - wyjątkowo, bo szkraby mają szlaban o rodziców na telefony), wzięliśmy się za rysowanie.


No i mamy zamek w Malborku (wersja jedna z kilku) i Juranda na koniu w wersji 3D.
Był jeszcze Krzyżak ale został pocięty w walce z Jurandem nożyczkami i nie wiele z niego zostało.

Musiałem jeszcze wytłumaczyć, że Krzyżacy (źli), to nie Rosjanie a Niemcy.
No i tu możemy na chwilę wrócić do historii Fińczyków.
Wszyscy teraz czekają, co zrobi lub bardziej - czego nie zrobił Trump. Co zrobi Europa, by uratować Kijów itd.
A jak tak myślę, że Ukraińcy mogliby wziąć lekcję od Finów, którzy liczyli tylko na siebie i jakimś cudem uratowali swoją niezależność, tracąc sporo terenów. Ja tu widzę dużą korelację, tylko oczywista inna kulturę.
W zasadzie Finowie jako państwo funkcjonują dopiero od 1917-tego roku.

Do 1806 roku byli w strefie wpływów Szwedów, którzy schrystianizowali Finów w połowie XIIw. Potem przez kolejne 100 lat funkcjonowali jako odrębny niemal organizm w ramach imperium rosyjskiego. Dzisiaj są w NATO i mogą być dla wszystkich przykładem organizacji państwa pod kontem obronności.
No, ale tyle o wielkiej polityce i wróćmy do małych spraw.


Z rosyjskich wpływów...


Sobór Uspieński.


W tle katedra będąca symbolem niezależności religijnej Finów od cerkwi rosyjskiej.


Na Placu Senackim pod katedrą dominuje pomnik Aleksandra II.

Po Powstaniu Styczniowym rusyfikował Kresy a majątek na Litwie utracił m.in. ojciec Bronisława Grąbczewskiego. W 1875 Aleksander II rozpoczął sukcesywny podbój Azji Centralnej podbijając Chanat Buchary. Zginął w zamachu w 1881-ym jak wspominany tu jego następca - Aleksander III.
Nomen omen Janicki w swoich chłopsko-pańszczyźnianych trelach sukcesywnie deprecjonuje rolę szlachty polskiej, czego pokłosiem jest mit uciskanego do granic wytrzymałości pańszczyźnianego chłopa a Aleksander II jawi się jako niemal wyzwoliciel polskiego ludu.

Niestety, życie nie jest takie proste a historia...? Wystarczy próbować ocenić to, z czym mamy do czynienia dzisiaj a przecież mamy dość szeroki ponoć dostęp do wiedzy. Skąd takie różnice...?

Dlatego celem utrwalenia obrazu, że Krzyżacy w naszej historii odegrali złą rolę ułożyliśmy wspólnie z wnukami i o dziwo babcią pieśń O Jurandzie, co sprawił łomot Krzyżakom!


Na chwilę przed koncertem, już po dostrojeniu instrumentów.

My zaś z babcią drzemy podeszwy do...

...do kościoła wykutego w skale.

Kościół możemy obejrzeć bez kupowania biletów.

W trakcie darcia podeszw i miętolenia cholewek...





Zaliczyliśmy...

...koncert oraz...


...najlepszy serwis rowerowy w mieście.

I przypadkowo...

...mniej znaną halę targową.

Tuż przed promem fajna knajpka nad kanałem, w której serwowano browara z kija. Można było sobie doń podpłynąć łódką, strzelić pifko i... nadziać się na rowerowy patrol policji.
Minęliśmy jeszcze kompleks sportowy nieopodal terminala, z którego odpływał nasz prom. I tu nadejszła kolejna chwila refleksji smutnej dość...
Pytam się po węgiersku ojca jednego z chłopaków biegających za piłką ile kosztuje wstęp na ten kompleks (stadion, kilka mniejszych boisk, hala).
?
- Nic.
Ostatnio rozmawialem z kumplem, który jest już po habilitacji (i po AWFie), pytając, jaką by mi polecił kniżkę z fizjologii dobrą (i biochemii też), bym sobie odświeżył wiedzę i tak zeszło na grant, który realizował w Danii. Realizował go na odpowiedniku naszej fikołkowej uczelni.
Otóż po zajęciach najszła go ochota na uprawienie fizyki ciężarnej (taka jego pasja) i pyta lokalnego doktoranta gdzie mógłby?
- Spokojnie korzystaj z naszych obiektów.
W jakich godzinach i ile to kosztuje?
- Kiedy tylko wolne i kosztuje to tylko twoją chęć.
O, fajny przywilej dla kadry.
- Żaden przywilej. Z obiektów mogą korzystać na tych zasadach wszyscy.
Z basenu też?
- Tak. Tylko warto przeczytać instrukcję.

No to Sylwek skorzystał z siłowni a na finał zaliczył jeszcze basen. Akurat był pusty. Przed drzwiami wisiał kluczyk do szatni i instrukcja.
Korzystaj do woli ale bezpiecznie. Najbezpieczniej w towarzystwie drugiej osoby.
I parę jeszcze porządkowych stricte punktów...

Tak, że ten.
Z wnukami byliśmy do południa na AWFie, bo mamy do niego rzut sombrerem. babcia (była MP w delfinie) poszła z Kacperkiem na basen, na którym zaliczyła tysiące km ciężkich treningów.
Basen zamknięty na cztery spusty. Pusto. Nikogo...
Z pozostałych obiektów również nie możesz korzystać. Kiedyś z dziećmi poszliśmy na Halę Blanika. To piękna, gimnastyczna hala do zawodów i treningu. Akurat tuż przy holu trenowały gimnastyczki artystyczne. Marysia i Kacper zachwyceni do czasu, kiedy podszedł do nas ochroniarz i... nas wyprosił. Nie jesteśmy rodzicami ćwiczących więc won. Nawet zza szyby...

Wracamy na prom. Do tych 10h zdzierania trampków należy doliczyć jeszcze 2x1,5h na szybsze przybycie, bo tyle trwa odprawa (coś jak z samolotami).
Po 22.30 byliśmy już przy golfie. Nikogo nie interesowała kordła, gitara czy sombrero. Nikogo nie zainteresował nasz golf w ogóle.
Do biwakowej miejscówki mieliśmy około 50km. Nie wiem, dlaczego tak długo to trwało ale dojazd zajął nam 2h. Może to kwestia zmęczenia, może braku koncentracji.
W każdym razie w king kongu zalegliśmy dopiero po 1-wszej w nocy, rozbijając się nieporadnie ponad dobre pół godziny. Strażnik Domowy wybitnie straciła humor ale najgorsze miało przyjść dopiero nad ranem.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.05.2025, 10:43   #83
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko

Czarny,
dobrze, że nie jesteś zielony!

Tymczasem poranek przynosi Strażnikowi migrenę. Najgorszą z możliwych. Tylko taką jej przynosi... Nie oszczędza jej. Wysysa wszystko. Scenariusz zawsze ten sam.
Wiem, że cierpienie potrwa do 18-tej minimum. W takim stanie nie możemy jechać.
Plan był taki, że dzisiaj dojeżdżamy do Dźwiny, gdzieś w promieniu 50km do łotewskiej stolicy, spokojnie się rozbijamy, by całą sobotę poświęcić na Rygę i niedzielny poranek. Plus w takiej konfiguracji taki, że nie płacisz za parking, byle zaparkować w pobliżu starówki. Ta z mapy wydaje się mniejsza od stolicy Estonii, więc taki gryplan ma sens.

Plan się sypie ale nie ma co deliberować. Musimy to jakoś wspólnie przeżyć.
Tymczasem pogoda sprzyja. Rozbici jesteśmy na wpół otwartym terenie, w lekkim cieniu, jest słonecznie ale chłodno. King kong się nie nagrzewa, bo w takim przypadku musiałbym go przestawić...

Doglądam Strażnika, piję kawę i kontempluję przyrodę. Poranna cisza, taktowana szumem fal. Idealny czas na spokojne refleksje. Plaża dość dzika, z gatunku mniej ładnych od ładnych.



Wiatr od morza niesie intensywny zapach rozkładających się wodorostów. Na szczęście nie czuć tego w namiocie, który rozbiliśmy w nocy w granicy linii drzew około 100m od brzegu. Sąsiadów kilku, porozstawianych na tyle, że nikt nikomu nie wadzi. Zresztą nie ma jeszcze 9-tej i wszyscy jeszcze po prostu śpią.
Biedna Strażnik z precyzją słonecznego zegara wymiotuje co 20/30 minut, do podstawionej miedniczki. Do tego ona służy... Do mycia naczyń poza tym...

Jest z jakie 10/12st.

W chwili wytchnienia, biorę ręcznik i idę się wykąpać.

tak naprawdę oboje jesteśmy zmęczeni i to dość solidnie. Łączy nas (poza zbieżną datą urodzin) jeszcze jedna "przypadłość". Ani Strażnik a ni ja, nie umiemy wyspać się w nowym miejscu. Śpimy bez względu na warunki (gleba, wygodne łóżko) jak mysz pod miotłą. Potrzeba kilku dni w jednym miejscu, by się wstępnie zaadaptować. Więc jeżeli przemieszczamy się, zmęczenie stopniowo narasta. Do tego Strażnik jest rannym ptaszkiem (ale tylko w domu), ja zaś nocnym Darkiem. Nie potrafię jednak spać, gdy słońce rozświetla niebo i ziemię. Znaczy o której się nie położę, to i tak (na wyrypach) wstanę koło 6-tej rano.

Dlatego to ja dokonuję porannych, obozowych czynności. W naszym przypadku, to gotowanie kawy. Pijemy ją ze śmietaną 12-stką, której zawsze zapas zabieram ze sobą. ja piję minimum kawy dwie, w dużym kubku, z dużą ilością śmietany, która robi u mnie za śniadanie. Strażnik też nie jada śniadań.
Śniadania to mit. W sensie obowiązkowej konsumpcji. Osobiście jestem zwolennikiem diety nisko węglowodanowej. Ba... propagatorem, dlatego ta cwana sugestia

No więc tak sobie liczę i wychodzi mi, że mamy już za sobą 6 noclegów i przesilenie. Nie do końca ma to znaczenie przy migrenie Strażnika, bo ta wredna choroba dopada ją najczęściej w weekendy, kiedy próbuje odpocząć po tygodniu pracy w szkole. Szkole podstawowej. Tu kolejna dygresja.
Ludzie mają mikre pojęcie o szkole, procesie nauczania a im bardziej mikre, tym mają więcej do powiedzenia. Stąd mamy to, co mamy.
Pomysły z dupy wzięte pani Nowackiej, która dla mnie, to mogła by być sprzątaczką w szkole a nie "ministerką" edukacji. Oczywiście ma ona za sobą całe zaplecze sobie podobnych ale spoko... Pani Zalewska również była "super".

No więc mamy już za sobą 6-sty nocleg, więc biorę ręcznik i zanurzam się w ciepłym oceanie. Chłód wody i zaraz potem powietrza przywraca mnie do życia.
Żyję tak do południa. Strażnik żyje dalej tak, jak tego dnia zaczęła. Mija 13-sta...
- Jak się czujesz grubasiu?
Pytanie retoryczne, bo wiadomo, jak się czuje.

Dygresja.
Grubasiu...
- Dziadek! Fuka na mnie Marysia. dlaczego ty do babci mówisz Grubasiu, skoro babcia jest szczupła?! To ty jesteś gruby!
Nie. Ja jestem "tłuściutki". Tak do mnie czasami mówi babcia, jak chce być dla mnie miła.
- Ale babcia nie jest gruba.
No pewnie, że nie.

Po dygresji.
Westchnięcie.
- Wiesz co... Ja ci pościelę w Golfie, rozłożę fotel, będzie ci prawie tak wygodnie jak tutaj. Spróbujemy pojechać. jak by co, to się zatrzymamy gdzieś w cieniu, może uda ci się przysnąć?
No dobrze...
Jest jeszcze jeden myk. Nie mamy już nic do jedzenia i gdzieś po drodze warto zrobić podstawowe zaopatrzenie. Jakiś chleb, masło, jajka. Z tych ostatnich można zrobić wiele ale potrzebujemy też coś do picia. Nisko zmineralizowaną wodę mineralną, do której dodam szczyptę soli. Strażnik i tak zwymiotuje wszystko ale wieczorem może już nie... Wodę wystarczy zagrzać, więc cały gaz z niej uleci, wrzucić torebkę herbaty, odrobinę soli...

Najpierw zatem robię lokum w golfie. I tu moi drodzy kordła jest jest super. Rozprężna mata, mój śpiwór jako pościel i otulająca wszystko "pierzyna".
Na czoło i oczy mokra, afgańska chusta (tyle lat służy...). Ważne oczy, bo migrena to też światłowstręt.
Namiot zwijam w 20 minut. Metodycznie, jak chirurg.
- Ja nie mogę ci pomóc... Rzuca mój "grubasek" z poczuciem winy ale... to dobrze. Jest jakaś reakcja.
Jest super Grubasiu. Wyhaczymy jakiś market po drodze i wio na Łotwę.

Tak też czynimy.
Przed 18-tą wbijam w okolice Dźwiny na namierzony wcześniej, potencjalny biwak. Prowadzi tam kilka dróg i ja wybieram akurat najgorszą. Przebijam się przez las... pieszym szlakiem. Kilka dni opadów zrobiło swoje. Jadę cywilnym golfem i zaczyna się robić gorąco. Strażnik podsypia i na szczęście tego nie widzi. Tym niemniej golfem coraz bardziej rzuca. Staram się objeżdżać jamy na szlaku, który teraz wyraźnie wspina się na klif...
Nie mam jak zawrócić. Nagle na szlaku pojawia się rodzinka z dzieckiem i psem. Robią wielkie oczy ale... pocieszają, że jeszcze ze 200m i będziemy na miejscu. Bym móc się wyminąć uprzejmi państwo wspinają się z trudem na metrową ściankę jaru, który jest dla mnie teraz jak tor saneczkowy.

Strażnik się wybudza, więc od razu uspakajam, że wszystko ok i zaraz będziemy na miejscu.
I tak się dzieje. Do dyspozycji mam dwie super miejscówki. Wybieram "gorszą", bo jest tam swawojka i dużo więcej miejsca. Druga super (odległa o jakieś 100m), ale nie mam czasu na rozkminy. Muszę teraz powtórzyć proces w drugą stronę.
Rozbijam king konga sam i zajmuje mi to ponad pół godziny.
Przeprowadzam Strażnika na "nowe" miejsce. Są małe oznaki poprawy samopoczucia.
Z radością przyjmuję ten dar losu. Wyprowadzam Grubasia na wieczorne ablucje. Grubasek dostaje buziaka i w lepszym nastroju kładzie się w namiocie. Najważniejsze - wymioty w końcu ustąpiły. Uśmiechamy się oboje do siebie. Jest dobrze.

Rozbijam biwakowe fanty i otwieram lokalnego browara.



Dosłownie chwilę potem zjawiają się kolejny goście. W końcu zaczyna się weekkend. Jakaś zakochana para i czteroosobowa rodzina z Rygi, która jest tutaj pierwszy raz. Starszy syn (z jakie 10 lat) od razu wsiada na rower.
Patrzę na siodełko i przywołuję go. 5 minut później śmiga już szczęśliwy z dużo większym komfortem.
Okazuje się, że rodzice pasjonują się astronomią a dzisiejsza noc ma być nocą Perseidów. Ustawiają lunety i... idą spać. Bo festiwal zapowiedziany w okolicach drugiej w nocy najszybciej. Moga mnie obudzić
Wymawiam się, bo Strażnik Domowy wreszcie zasnęła snem kamiennym i niech tak jest do rana.

Jestem... szczęśliwy. Tego wieczora nie myślę już o niczym. Spontanicznie od czasu do czasu spoglądam w niebo. Perseidy... raz do roku fruwają po niebie, staram się sobie coś o nich przypomnieć.
Pustka. Pustka w głowie. I czasami o to chodzi. Kojąca cisza i kompletny brak zewnętrznych bodźców. No prawie, bo co jakiś czas trzeba wyjść na stronę
Tak czy owak, pięknie bywa - myśleć o niczym... zaprawdę pięknie... Po raz kolejny doświadczam na sobie, że umiem NIC.
Ale NIC jest początkiem WSZYSTKIEGO.


Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 13.05.2025 o 11:39
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.05.2025, 08:44   #84
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko.

Rankiem zmieniamy strategię.
Tradycyjnie o 6-tej już jestem po pierwszej kawie. Strażnikowi wraca powoli energia ale bardziej już na powrót do domu. Oczywiście Ryga muss sein.
No właśnie...

Osobiście byłem przekonany, że w takiej Estonii dogadam się spokojnie, jak nie po rosyjsku, to po niemiecku.
Nic z tych rzeczy. Miałem z tym dogadaniem ogromny problem. Nawet w kasach portu, kupując fizycznie bilet na prom, miałem z tym ogromny problem. No chyba, że mówił bym po angielsku. Ja po angielsku nie mówię i w tym problem. Ja rozumiem dość dużo ale... w tym języku nie mówię.
Nie pomógł nawet mój znakomity węgierski. Co ciekawe większość turystów na promie, to byli... Rosjanie.

Europa się integruje. Integruje laicyzując, a narodowym językiem międzynarodowej komunikacji staje się angielski. W sensie on jest od dawna ale teraz już wyraźnie powszechny. Rok później nomen omen doświadczyłem tego w Albanii rok później ale o tym może przy innej okazji.
Nic to. Dopóki jedziesz golfem 2 nikt nie oczekuje od ciebie znajomości angielskiego zaraz.

W Estonii.
Na Łotwie.
Czy to państwu coś mówi? Mówi o wyraźniejszych wpływach dawnej planety RP na bieg międzynarodowych wydarzeń.



Na Łotwie już jest "lepiej". Język rosyjski jeszcze jest w grze, bo jego status ma tu dość skomplikowany charakter, wynikający z "demograficznego" i administracyjnego podziału obywateli na Łotwy na cztery bodaj kategorie, w tym na: nieobywateli i bezpaństwowców.
W każdym razie, o ile przy zakupie skarpet w Tallinie udało mi się dogadać z kupcem (tak po staremu się wyrażę), bo był mniej więcej moim rówieśnikiem z wszystkimi tego konsekwencjami, to na Łotwie dogadać się z kimkolwiek nie było już żadnego problemu.
W sumie, to pierwszy raz byłem na Łotwie nie do końca tranzytowo i z jednej strony bylem ciekaw, jak to z sympatią/antypatią do naszej nacji jest? Niestety byłem za krótko, by to stwierdzić.

Tym niemniej krótko ale intensywnie dość.
W kontekście zmiany planów... Luknąłem sobie poprzedniego wieczora jeszcze raz na starówkę Tallina i Rygi i wyszło mi, ze ta druga w istocie jest dużo mniejsza. Strażnik Domowy dochodziła do siebie bardzo szybko ale postanowiliśmy się ekspresowo zwinąć z biwaku a na Rygę przeznaczyć czas do 16-tej maks. Znaczy by 0 16-tej być już w drodze na Litwę (NA nie w W). Na tej Litwie namierzyłem już sobie potencjalny biwak, tym razem nad jeziorem i git.
Plan dobry i skuteczny.

W każdym razie o 11-tej mieliśmy już za plecami pomnik Wolności...


...i starówka stanęła przed nami otworem.

Gdybym miał rzeczoną podsumować jednym słowem, opisałbym ją przymiotnikiem: cudna.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.05.2025, 09:30   #85
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko

Ryga (i Tallin), to hanzeatyckie miasta, silny wpływ kultury niemieckiej i... Niderlandów. Kto czytał Sieniewicza, ten wie, o co się maszeruje

Bez dwóch zdań, stare miasto nas urzekło.
Bardzo lubię ten/taki klimat. Możemy więc podziękować Rosjanom, że skutecznie wprowadzili kwadratowy ład na globusie PL.
Cudem ocalał Kraków, cudem odbudowano Gdańsk i Warszawę. Niestety nie odbudowano np. takiego Białegostoku, który był bardziej zniszczony niż... Warszawa w 1945. Szkoda...
Tu podziękujmy Niemcom i Ukraińcom również za ich wkład w proces rozkładu IIRP.

Wracając do Rygi. Sporo starszego pokolenia wie, po co się do Rygi jechało ale nie o tym
W istocie starówka jest piękna. Powtarzam to raz trzeci. No to przejdźmy sie po niej moimi oczami chwilę...





















Starówka niewielka ale i świat mały, bo...


...spotykamy na mieście dwóch sympatycznych (europejskich) Gruzinów z hostelu w Tallinie.

Mieliśmy z nimi fajny epizod tamże.
Siedzieliśmy w kuchni na kolacji i zeszło się sporo bakpakingowców z zachodniej Europy. W sumie kilkanaście osób. Przy stole gościnnością dzielili się Gruzini. Częstowali wszystkich czaczą ale nikt niczym się nie zrewanżował mimo, że okazji nie brakowało.
Jak się wszyscy rozeszli, postawiłem chłopakom czteropak kasztelana niepasteryzowanego. Jeden z nich już leciał po kolejną flaszkę do pokoju ale powstrzymałem go hasłem, że dzisiaj to bardziej dla Strażnika Domowego tu jestem niż innego towarzystwa i że jutro już o 6-tej rano musimy się pojawić na odprawie promowej.

Tym niemniej zaproszenie do Gruzji pozostaje otwarte a my z chłopakami do dzisiaj w kontakcie

Tymczasem w Rydze mieliśmy jeszcze jeden arcypan do realizacji...

Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 14.05.2025 o 11:08
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 07:33   #86
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócimy na podwórko

Ryga oferuje coś więcej. Więcej portowego klimatu w starym stylu czyli coś, co czuje mieszkaniec każdego, prawdziwie portowego miasta.



Żebym teraz tylko nie popłynął, bo na bank zdryfuję w jakiejś knajpie. Wiele z nich już nie istnieje, z historii tych miejsc, większość zwietrzała jak w otwartym kuflu piwo, kilka zachowało się jednak w pamięci.

Morze, nasze morze, będziem ciebie wiernie strzec... Śpiewało się na koloniach organizowanych przez UG. Ba... Szalony (były) prezes PZG (polski związek gimnastyki) na zajęciach z gimnastyki (studia) kazał nam to śpiewać. Zabrylowałem, bo jako jedyny intonowałem do końca. Gimnastyka (którą miałem okazję uprawiać), to nie tylko prawidłowo wykonane ćwiczenie stricte. To cały proces, który zaczyna się przyjęciem postawy, wyrażeniem gotowości i w finale ponownie przyjęciem postawy.

Jeden z moich kolegów otrzymywał (w punktacji gimnastycznej - od 0.00 do 10.00) otrzymywał np. celujące, szczątkowe oceny (na finalną składa się ich suma) danej fazy ćwiczenia, co było bardzo ważne w procesie.
Przyjmował postawę, zgłaszał gotowość do wykonania ćwiczenia (popularny wymyk przodem czyli przejście ze zwisu do podporu przodem), następnie przejście do zwisu poprzez wyskok przodem i...
...dalsze próby przypominały już szamotanie się na trzepaku.
Pan profesor podchodził do procesu oceny rygorystycznie.
- Zwis prawidłowy, ocena 0,1.
Dodam, żeby zaliczyć należało otrzymać 2,6 punktów (w starej szkolnej terminologii "trzy minus").

Dopiero zwis prawidłowy a do knajpy jeszcze daleko.
Zatem... wróćmy do Rygi.

W Rydze jest targowisko. Nie targ, targowisko. Targowisko jest szerszym rozwinięciem pojęcia targ. Zdecydowanie bliższe bazarowi. Targ może być rybny. Na targowisku kupisz coś więcej niż tylko ryby.
Np. Biesy, to... biesy. Diabły, z których każdy jest jakąś indywidualnością.
Ich zlot, to już Biesowisko. Organizowałem takie przez 15 lat w Bieszczadach.
Organizowałem w miejscu odludnym, poza granicą. Poza granicą zwykłej, ludzkiej percepcji. Granicę obsługiwała niekiedy Straż Graniczna ale tylko do pierwszego szlabanu. Potem...

W... Rydze targowisko niemal przylega do starówki. Namierzyliśmy je w ramach turystycznej logistyki ze Strażnikiem Domowym jeszcze przed wyjazdem (podobnie jak te w Tallinie i Helsinkach), bo to żelazny punkt mojego programu a przy okazji i Strażnik może tam ze mną pohulać.
Otóż targowisko w Rydze jest, w porównaniu z nawiasem, nie do porównania.
Jeżeli chcesz dobrze i tanio zjeść, to idź tam. Jeżeli chcesz dobrze i tanio się zaopatrzyć w podstawowy koszyk żywnościowy, idź tam. Chcesz cepelii (bursztyn np.) w przystępnej cenie...? idź tam.

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na tym targowisku jest tanio jak barszcz. Ja, nie chwaląc się, chwaląc - mam do tego nosa. Kiedy trzy lata temu polecieliśmy w lutym z ferajną do Kutaisi, to namierzyłem tamże punkt gastronomiczny na klasycznym targowisku, gdzie ceny wyrywały z butów. Za cztery (lane) piwa plus pożywną (tradycyjną) zupę z chlebem płaciliśmy około 11zł. Jak ferajna pojechała "zwiedzać piramidy", my ze Strażnikiem Domowym pojechaliśmy do Batumi. W jedną stronę marszrutką, z powrotem gruzińską elektriczką. Podobna, klimatyczna historia.
Wszyscy zachwycają się słynną koleją w Maeklong, która przejeżdża przez targowisko. Jak wpiszesz takie hasło w gógla, to wyskoczy ci tylko ta pozycja. A taka sama kolej "rozjeżdża" targowisko w Batumi.

Wracamy do Rygi... Z tym barszczem to jest tak, że do niego trzeba dotrzeć. Najpierw przebijasz się przez "normalne ceny", dopiero gdzieś tam hen, na skraju wchodzisz do cenowego raju.

El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 08:49   #87
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko

W czwartek z rana w barze w Kutaisi piwo jak...


(Czy piwo może kosztować jedno lari...?)

W Bangkoku jak...



...w Batumi.

Bazaru resztki, albowiem zaraz potem - słońce zachodziło nad Batumi krwawo...


...słychać krzyk drobiu (było) Więckowskiej nieświeży...

Żegnaj Batumi...



...żegnaj sławo...


Poniżej diabelski krąg...


...czyli klasyczne...


...koło zamachowe.

Jednym słowem - Biesowisko...

Wprawne oko dostrzeże tow. Onucnika, któren to depiluje pięty. Założyciel gangu Sfilcowanych Skarpet. Jedyny, który z powodzeniem ujeżdża Elwooda i do tego w NRD. W Gruzji...


...Karpika.

Obecnie szuka nowego celu w życiu.

Wracamy do Rygi.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 10:03   #88
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 64
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 5 godz 31 min 37 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko

Zamykamy temat Gruzji.



Najpierw parkujemy nasze sprzęty.





Wchodzimy na hale targowe. Jest ich tradycyjnie kilka.




Wiadomo. Ryby. Tu ceny jeszcze takie konkretne dość.

Ryga leży u ujścia Dżwiny do Zatoki Ryskiej więc ryba musi być. Po środku, jedna z hal przeznaczona do konsumpcji i tu jak w dawnym bloku wschodnim dominuje kuchnia z akcentami takimiż. Samsy, manty, pierożki, bliny - wszystko w przyjaznych cenach. Za 2 czy 3E najesz się. Korzystamy.

Ciekawiej robi się na zapleczu. Im dalej od głównego nurtu, tym taniej.




Skolko ugodna.

Kupuję kilogram winogron, brzoskwinie, pomidory i pół kg wędzonej szprotki. Pani wydaje mi resztę z trzech euro.
Po drugiej stronie ciąg straganów z bursztynami i cała cepeliada. Bransoletki od jednego euro, magnesy o połowę tańsze niż na mieście. Magnesy zbierałem dla babci Marysi. Już nie zbieram...
Mrowie stoisk z chińszczyzną, te nas nie interesują.

Chciałem rzucić okiem na jeszcze jeden przybytek.


Rzuciłem.

Ale po drodze doń...

...dokładnie pomiędzy targowiskiem a "pałacem" taki klasyczny bar.

Bar, jakie lubię. Będzie na później, bo do Rygi mam ochotę wrócić. Z dwoma noclegami na mieście, gdzieś o rzut beretem od pałacu.

No i to na tyle Rygi, choć jeszcze na godzinkę wracamy do jej starej części.



O 16-tej, zgodnie z planem lecimy golfem na południe. Przez Birże. Tu lokowała się linia birżańska Radziwiłłów w opozycji do nieświeżkiej. Tamże, w Nieświeżu - urodziła się moja mama. W gnieździe prawilnych Radziwiłłów.
Ale Birże jutro.
3h później już "rozbici"...


...kolacjonujemy się nad jeziorem.

Pogoda jak w latach 70-tych ubiegłego wieku, kiedy planet nie płonęła jeszcze tak intensywnie, jak zapewnia Rafał. Wtedy 25st. to był upał nie do zniesienia 18st zwiastowało nadejście ciepłego lata.
Na kolację zaryzykowałem po drodze (już na Litwie) zakup lokalnej "kiełbasy". Po jej konsumpcji już wiem, skąd się biorą kiełbie we łbie, na pewno w brzuchu. Nie dałem rady...


Wieczór jak co dzień.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 Mat Imprezy forum AT i zloty ogólne 53 19.04.2013 08:15


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:40.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.