Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07.12.2011, 15:33   #1
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
Domyślnie

Ha! pamiętam tę granicę. Jechałam końcem września tą samą trasą przez Albanię, ale w odwrotnym kierunku. Dojeżdżamy z kumpelą do granicy z Czarnogórą, kolejka... ale celnicy (!) machają na nas i pokazują wąskie, boczne przejście między budynkiem a budkami... No to jedziemy... skoro służby każą... przejechałyśmy wolniutko, ale ponieważ nikt od nas nie chciał dokumentów (przynajmniej nie zauważyłyśmy), oddaliłyśmy się z umiarkowaną prędkością zaglądając na wszelki wypadek w lusterka Bardzo przyjazna granica dla motocyklistów.
A Tirana? Na ten temat można by założyć osobny wątek Mi najbardziej utkwiło w pamięci oczekiwanie na zmianę świateł - czerwone: stoimy... osobnik z prawego pasa postanawia właśnie zawrócić przez środek skrzyżowania i to właśnie czyni. Stoimy 3 sekundy... auta zaczynają ruszać. Nikt już nie ma cierpliwości, pierwszy rząd pojazdów już w połowie przejścia dla pieszych. Kiedy zapala się zielone, część aut już dawno jest poza skrzyżowaniem My miałyśmy czelność stać w pierwszym szeregu na czerwonym dłużej, ale od razu Albańczycy zwrócili nam dźwiękowo uwagę, że przesadzamy... Policja na co trzecim skrzyżowaniu niewiele pomaga... Eh, tęsknię...
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.12.2011, 15:46   #2
majki
 
majki's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,484
Motocykl: CRF1000, RD04
majki jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 8 min 6 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał wilczyca Zobacz post
ponieważ nikt od nas nie chciał dokumentów (przynajmniej nie zauważyłyśmy), oddaliłyśmy się z umiarkowaną prędkością zaglądając na wszelki wypadek w lusterka Bardzo przyjazna granica dla motocyklistów.
No to ja tak odważny nie byłem.
Poczekałem aż ktoś się mną zainteresuje.
A w takich miastach trzeba się wczuć w "rytm miasta". 2oo łatwiej niż puszką to idzie.
majki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.12.2011, 15:29   #3
majki
 
majki's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,484
Motocykl: CRF1000, RD04
majki jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 8 min 6 s
Domyślnie

Tkwię w tym korku, szukam opcji, żeby się jakoś przebić i nie bardzo widzę wyjście. Makabra. Wtedy też zauważam, że skutery i inne jednoślady przed korkiem wbijają na wąski chodnik i przeganiając pieszych walą wzdłuż korka. Że też na to nie wpadłem wcześniej, teraz stoję na środku jezdni i nie bardzo mam się jak przebić na bok. Jakoś po 1-2 samochody się cisnę do przodu, kombinuję strasznie, pot mi zalewa oczy, odkryta skóra zaczynać piec. MAKABRA. Wbijam na rondo i przestaję mieć skrupuły. DZIDA. Naginam przez miasto, jak coś to trąbię i jakoś się jedzie. Tylko każdy postój na światłach przypieka nie miłosiernie.
Policja kieruje rucham na niektórych skrzyżowaniach, ale standardowo nie wiele to pomaga.

100_0486.jpg

Nawi prowadzi mnie centralnie przez sam środek Tirany, to jest uniwerek Matki Teresy.

100_0487.jpg

Nie mam pojęcia po co tamtędy mnie poprowadził gps. Ale ok, jest za gorąco, żeby myśleć, nie mam też mapy miasta. Jakoś pokluczyłem po bocznych drogach i w końcu wyjeżdżam na trasę.
Później jest nudna droga przez Albanię, jakieś smętne miasteczka, upał, wioski, upał, trochę górek, znowu upał...

100_0489.jpg

100_0490.jpg

Po drodze jeszcze mały postój pod jakimś sklepem (trzeba wydać te 500LEK, które wyjąłem ze ściany w Tiranie, na wszelki sluczaj )
Dalej znowu upał. Jeszcze tylko tankowanko. Widzę jakąś większą stację i znaczki kart na słupie. Zajeżdżam, pokazuję kartę i widzę kiwnięcie głową. Zalewam do pełna i idę płacić plastikiem. Gość musiał aż wołać babkę ze sklepiku obok, żeby obsłużyła terminal, ach ta technologia. Na szczęście ze mną poszło zwinnie. Za to jakiś koleś co tankował obok ma wąty do obsługi i robi się mały syf.

100_0491.jpg

Ja zbieram zabawki i spadam na Macedonię.
Ostatnia "prosta" w Alb i już widzę jezioro Ochrydzkie.

100_0492.jpg

Granica macedońska idzie sprawnie, ale upał nadal przytłacza.

100_0495.jpg

Przejeżdżam przez miasto Struga (spore, turystyczne miejsce) i teraz już jadę cały czas po brzegu jeziora. Widoki są fajne, woda czysta.

100_0497.jpg

Przy drodze co chwilę wyrastają małomiasteczkowe plażyczki, woda normalnie czysta jak łza, delikatny turkus, ludzie się kąpią...ja też chcę. Może za chwilę, jak wyjadę z kolejnej miejscowości, gdzieś z boku...
Po jakiejś chwili widzę szyld "Bay of Bones". Brzmi ciekawie, zajrzymy co tam jest.

DSC_6294.jpg

Z góry wygląda ciekawie, więc pójdziemy się przejść, mimo, że żar dobija. picie w łapę i idę.
Jak narazie dzisiejsza trasa wygląda tak:
[MAP]http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=41.3173529,19.8213712+to:Trasa+501&hl=pl&ll=41.409776,19.940186&spn=2.788998,4.235229&sll=41.322428,19.820323&sspn=0.021819,0.033088&geocode=FbvffgIdfwwnAQ%3BFehzdgIdO3MuASlT39yB4jBQE zF35MJbo4qv3A%3BFbiFcQIdWWM9AQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=1&sz=15&via=1&t=h&z=8[/MAP]

cdn...
majki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16.12.2011, 11:18   #4
majki
 
majki's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,484
Motocykl: CRF1000, RD04
majki jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 8 min 6 s
Domyślnie Macedonia na chwilę...

Schodzę do kasy, płacę stawkę studencką (30denarów=0,5ojro ). Miejscówka fajna, zadbana i fajnie zrekonstruowana. Jest to zbudowana w 2008r replika tego co znaleziono na dnie jeziora przy brzegu. Do dziś są tam prowadzone podwodne prace archeologiczne (jest przy okazji szkółka nurkowa, a w takiej wodzie aż się chce nurkować )
http://www.mav.mk/article.php?lang=en&article=22#

DSC_6295.jpg

DSC_6297.jpg

Woda turkusowa, czyściutka, widoczność na kilka metrów w głąb bez problemowo, ryby, wodorosty, no poprostu piknie.

DSC_6298.jpg

DSC_6299.jpg

DSC_6300.jpg

Chatki były w środku wyposażone wg epoki, zrobiony barłóg ze skór, jakieś łóżeczko dla dziecka, coś na kształt kuchni. Wszędzie pełno skór ze zwierzyny, jakieś przyrządy. Ogólnie fajnie zrealizowane, bez kiczu.

DSC_6302.jpg

Domki zbudowane z gałęzi oblepionych gliną fajnie izolowały upał, w środku było całkiem przyjemnie.

DSC_6301.jpg

Strzecha zrobiona z trzciny

DSC_6303.jpg

Idę jeszcze obejrzeć, położony obok, park z dawnych czasów otoczony resztkami muru. Jest fajny widok na okolicę, gdyż park jest na pagórku.

DSC_6304.jpg

DSC_6305.jpg

Fajnie jest, ale upał mnie wysusza, a ja wysuszyłem już butelkę z piciem. Opuszczam miejscówkę z OLBRZYMIĄ ochotą na kąpiel w tym jeziorze. Pakuję się na moto i ruszam dalej szukając jakiegokolwiek zejścia do wody bez zbędnej syfilizacji. No i szukam....szukam...i nic. Jak jest jakiś dostęp do wody, to akurat jest ośrodek albo inne duże coś z ogrodzeniami, puszkami i tłumami ludziów. A dopiero co w każdej mieścince przy brzegu była plaża miejska. No ale przecież się nie będę wracał, coś się jeszcze znajdzie...jaaaaasne. Droga idzie już na skarpie przy brzegu i nie ma żadnych zejść do wody.
Jadę, dróżka fajna, ale do jeziora dalej się dostać nie mogę. Dojeżdżam do Ljubanishta i jakiś autochton zagaduje do mnie czy szukam noclegu. Odpowiadam, ze tak się rozglądam po okolicy. Poleca mi trasę do St. Neum położonego tuż obok (bardzo stary klasztor, popularne turystycznie miejsce w Mac). Skoro jestem tak blisko to zajadę. Może będzie jakaś plaża...
Po chwili są kierunki na St. Neum, odbijam z głównej i wita mnie szlaban z kasą. Za szlabanem dużo ludzi, gwar. Myślałem, że będę musiał płacić za zwiedzanie klasztoru, a nie za wjazd na sam teren. Chwilę rozkminiam przed blokadą i się zawijam spowrotem. nie lubię takich akcji, a samo zwiedzanie klasztoru było mało kuszące. Wolałbym się na spokojnie pokręcić gdzieś w okolicy, cyknąć jakąś fotkę i spróbować wody w jeziorze, ale nie za kasę.
http://en.wikipedia.org/wiki/Monastery_of_Saint_Naum

Lekko wkurzony zawracam wyginam dzidę na dzisiejszy dalszy plan: Park Narodowy Galicica, położony między jez. Ochrydzkim i jez. Prespa.

100_0498.jpg

http://www.galicica.org.mk/Ang/Pages...Leisuremap.htm

Droga na mapie zapowiada się dobrze. Więc naginam. Mam nadzieję, że w drugim jeziorze sie wykąpię, wręcz jest to postanowione. Droga idzie zakosami do góry, jest dooobrze, znowu zamykam opony.

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Tra...ra=ps&t=h&z=13

100_0499.jpg

100_0500.jpg

Dojeżdżam na przełęcz Baba.

100_0502.jpg

Widok na Ohryd są całkiem całkiem i temperatura wreszcie trochę odpuszcza.

100_0501.jpg

Szybkie fotki, widoki i zwijam się dalej, bo się robi późno.
Po przejechaniu pomiędzy szczytami widzę drugie jezioro. Jest cel.

100_0505.jpg

Znów serpentyny na dół, tylko asfalt gorszy i więcej syfu na drodze. Ale co tam, się jedzie fajnie.
Po dłuższej chwili dojeżdżam na dół. Kierunek: nad jezioro i do woooody. Skręcam na południe na miejscowość Stenje. W mieścince lekko kluczę, ale w końcu widzę wielką plażę, ale zarazem sporo ludziów na niej. Wzdłuż wiedzie za to fajny szuterek to odwijam i znikam w tumanach kurzu. Może dalej się uda na osobności rozłożyć?

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Tra...via=3&t=h&z=14

Odcinek bardzo fajny, wyżywam się z lekka, ale plaża po chwili zarasta tarakami i innymi chwastami, więc kąpiel tylko z ludźmi. Nawrotka i znowu chwila dzidy. Zajeżdżam na plaże i idę obadać wodę. No i się załamałem. Ohrydzkie były krystalicznie czyste, a to jest bardziej jak sadzawka niż jezioro. Woda mętna, syfiasta, jakieś śmieci i smrodek. Zdegustowany rezygnuję (mimo duuuuużego, wewnętrznego ciśnienia). Jestem wściekły na siebie, że nie wykąpalem się wcześniej, po drugiej stronie góry. No cóż, życie.
Naginam na Resen szukając po drodze jakiejś miejscówki do spania, bo powoli już słońce zaczyna zachodzić. Mijam jakieś stare, rozsypujące się, postkomunistyczne ośrodki/kempingi na brzegu jeziora. Dolatuję do Resen, zakupki w sklepie i szukam noclegu. Parkuję pod hotelem w centrum i ryzykuję pytanie o cenę. W odpowiedzi słyszę, że nie ma wolnych miejsc. Dopytuję o jakieś inne miejscówki w tym "mieście" i się okazuję, że może być ciężko, bo coś tam... Koleś mi daje namiar na jakiś zajazd pod miastem. Przed odjazdem atakuję jeszcze piekarnię. Po chwili znajduję wskazaną miejscówkę, ale coś pusto i głucho. Wchodzę do środka, znajduję jakiegoś ludzia i dopytuję o opcje. Cena na kolana nie powala, ale nie jest źle. Dostaję jedynkę z własna łazienką (w której utopię żałobę po kąpieli w jeziorze ). Damy radę. Jestem chyba jedynym gościem.

100_0507.jpg

Wieczorne planowania dnia kolejnego, małe ogarnięcie się i idziemy
Jutro powrót do Łunii...

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Tra...via=3&t=h&z=11

Ktoś wie co się stało z linkowaniem z Google Maps? W trakcie pisania posta nagle przestało działać i zniknęła nawet ikonka z paska obok YT itp Coś zepsułem czy co?

Ostatnio edytowane przez majki : 16.12.2011 o 11:22
majki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16.12.2011, 13:27   #5
ofca234


Zarejestrowany: Aug 2011
Posty: 334
Motocykl: XChallange
ofca234 jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 25 min 10 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał majki Zobacz post
ta Twoja opowiesc to lek na zime - przypomina mi mase miejsc, w ktorych bylem. Kiedys zwariowalem i dokladnie z tego miejsca wystartowalem paralotnia (w tandemie oczywiscie).

Nad jeziorem prespanskim mozna spac na kemping w Ostasevie. Wjezdza sie przez brame hotelu Evropa, ktory aktualnie jest opuszczony (przewodnik sprzed 5 lat twierdzi, ze to luksowe miejsce) i wyglada tak:

http://www.panoramio.com/photo/21956893

widok z tarasow (ogolnodostepnych) tak:

http://www.panoramio.com/photo/31739216

Motor w Naumie mozna zostawic gdzies przed parkingiem. Fajnie jest pocisnac w lewo drozka przed tym szlabanem, w strone opuszczonego pgr. Mija sie go, takze maly kosciolek i droga prowadzi Cie do zrodel jeziora. (dobrze widac na google maps).

Na mapie tez widac szutrowki, ktorymi mozna podjechac do jeziora. Miejscowi rozbiajaj sie tam na dziko, na lewo od campingu Lubanista.
ofca234 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.12.2011, 00:19   #6
ofca234


Zarejestrowany: Aug 2011
Posty: 334
Motocykl: XChallange
ofca234 jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 25 min 10 s
Domyślnie

moj lot (w tandiemie) odbyl sie w 2008. Bylismy tam jeszcze dwa lata pozniej i moja dziewczyna chciala powtorzyc - okazalo sie, ze wszystkie loty sa odwolane, bo jakis czas temu, ktos sie rozbil lecac w tandemie i badali ten wypadek. to w ogole byl jakis pechowy rok bo wtedy tez zatonal ten statek na jeziorze ochrydzkim, gdzie zginelo jakies 15 osob a fale na jeziorze byly takie jak w Baltyku. Sam lot to mega przezycie, widokowo cos przepieknego - koszt 50 euro od glowy. Polecam wszystkim - szczegolnie tym, ktorzy jak ja maja lek wysokosci. bardzo sie tepi bo takim przezyciu

W Lubaniscie jest chyba najladniejsza (choc popularna) plaza po macedoniskiej stronie jeziora i moim zdaniem to najfajniesze jezioro w Macedonii. Brak kapieli tam to byl blad

Kemping w ostaszewie 'z drogi' nie zacheca - ale jest praktycznie zapomniany, jezdza tam tylko macedoncy emeryci, jest maly, ale na miejscu jest bardzo ok widokowo. dobre, spokojne, niezatloczone miejsce na nocleg. w samych Ostasevie byla b. spoko knajpa z tanim, dobrym zarciem.

ehhhh....
ofca234 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.12.2011, 12:23   #7
Pajdor
 
Pajdor's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Gliwice
Posty: 130
Motocykl: RD07
Przebieg: 59000
Pajdor jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 2 godz 51 min 35 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał ofca234 Zobacz post

Polecam wszystkim - szczegolnie tym, ktorzy jak ja maja lek wysokosci. bardzo sie tepi bo takim przezyciu

Mógłbyś rozwinąć ten wątek
Pajdor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.12.2011, 15:01   #8
ofca234


Zarejestrowany: Aug 2011
Posty: 334
Motocykl: XChallange
ofca234 jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 25 min 10 s
Domyślnie

bedzie dlugo, ale skoro jest zima to chyba mi wybaczycie.

generalnie mialem kolosalny lek wysokosci - moim papierkiem lakmusowym byla wieza monastyru Gora Humoru.

rok przed lotem wejscie na ten balkonik:



byl mnie mega wyzwaniem. Kiedy juz udalo sie wejsc, z dupa przyklejona do sciany niczym homofob w Utopii robilem trzy szybkie fotki i wracalem jak najszybciej na dol wyrownac oddech.

Same okolicznosci lotu byly tez niezwykle.

Lot na paralotni wyszedl jakos tak bardzo spontanicznie, niby poszedlem sie zapytac ile to kosztuje a wrocilem umowiony na nastepny dzien rano nie zastanawiajac sie ze punkt widokowy (start) a plaza kempingu Lubanista (ladowisko) to jakies 500-700 metrow (na oko) roznicy poziomow, co moze stanowic dla mnie pewnien problem.

Pojechalismy na miejsce startu



Na dzien dobry okazalo sie, ze "moj" paraszutnik po angielsku umie powiedziec 50 euro, bjutiful flajt i sit daln gut. Z drugim nie bylo bariery jezykowej, ale byl o glowe nizszy ode mnie, wiec musial leciec z dziewczyna (ktora jest odwazna). Za pomoca jezyka migowego ustalilismy z moim lotnikiem, ze na haslo 'go' biegniemy razem do przodu i wtedy wystartujemy. Dostalem takie smieszne siedzisko, do ktorego za uda i ramiona przypinasz sie paskami, a nastepnie to siedzisko za pomoca dwoch karabinczykow przypinasz do swojego lotnika. Oprocz tego kask, aparat foto w reke i jestes gotowy na przygode.



generalnie mine mialem nietega:



Gosc mnie przypial, dal sygnal "go" i biegniemy przed siebie. Cos tam krzyczy. Czasza (skrzydlo paralotni) podniosla sie, cos szarpnelo i sie wywalismy. Troche nas przeciagnelo bo tych wielkich kamulcach, lekko rozcharatalem sobie reke. Gdy przybiegl drugi parasztunik okazalo sie, ze 'go' powinno znaczyc "biec".... ale niekoniecznie do przodu.

Drugi start odbyl sie przy pomocy 'tlumacza' czyli drugiego lotnika. Bieglismy w lewo i do tylu. Za chwile bylismy w powietrzu. Spojrzalem miedzy nogi i zrozumialem, ze to popelnilem blad



Na poczatku lotu mialem zamkniete 2 sekundy oczy, potem otwieralem je na 3, robilem w panice zdjecie i znowu zamykalem



po dluzszej chwili poddalem sie i powiedzialem paraszutnikowi, ze ma wyladowac jak najszybciej. jego zapewniania 'bjutiful flajt' nie robily na mnie zadnego wrazenia i rozkazalem mu obrac kurs na ladowisko. Tyle, ze do ladowiska byl dluuuuuugi kawalek



Lotnisko, czyli plaza poprawej stronie zdjecia. Generalnie trwalo to jakies 15 minut. W miedzyczasie skonczyla mi sie karta w aparacie, ale tak mi sie trzesly rece, ze nie udalo sie skasowac poprzednich zdjec, wiec wielu zdjec nie zrobilem

Troche sie uspokoilem nad sama woda - chociaz przesadzil bym twierdzac, ze sie wyluzowalem - zamiast paniki byl strach - ale taki do opanowania. sielanka trwala do momentu kiedy zrozumialem, ze parasztunik cos mowi o poprawieniu paskow, ktorymi jestem przytroczony do tego siedziska. Jak sie okazalo, ze wszystkie sa poluzowane i w sumie to mnie nie trzymaja mina mi znowu zrzedla. Szarpalem sie z nimi kilka minut, ale wreszcie jakos je poprawilem z pomoca pilota.

Jakis czas pozniej wyladowalismy. Przy ladowaniu standartem jest wywrotka, bo ciezko utrzymac synchronizacje biegu w dwie osoby. Znajomi mowili, ze bylem zielony na twarzy. Po dwoch Skopsko i kilku petach wrocilem do zywych.

Kilka dni pozniej znowu bylismy na Bukowinie. Wlazlem na ten balkonik, zapalilem papieroska, obejrzalem okolice z gory, zrobilem zdjecia i po 15 minutach wrocilem na dol totalnie wyluzowany.

Pol roku pozniej, z lekka taka niesmialoscia, polecialem 600 metrow nad ziemia szybowcem jako pasazer. Nie powiem, ze sie nie balem w ogole, ale to byla lekka niepewnosc a nie jakas panika.

Ogolnie caly ten szybowiec w porownaniu z paralotnia to jakas lipa

Troche to kosztuje nerwow, ale wiadomo, ze kazdy strach mozna zwalczyc konfrontujac sie z nim. Pewnie powtorka tez by mnie sporo kosztowala, ale znacznie mniej i rzeczy (np. piwko na tych balkonikach na wzgorzy Gellerta), ktorych kiedys sie bardzo balem teraz sprawiaja mi poprostu przyjemnosc.

Ostatnio edytowane przez ofca234 : 20.12.2011 o 15:07
ofca234 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.12.2011, 10:57   #9
majki
 
majki's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,484
Motocykl: CRF1000, RD04
majki jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 8 min 6 s
Domyślnie Way back...

Sorka za opóźnienia ostatnio, ale w robocie mniej czasu na pisanie, a do tego jakoś wena klapnęła, pogoda się sypie, a poza tym został mi do opisania powrót, a jak wiadomo, "powroty są do doopy" (mimo, że ten był nie najgorszy )

Tak więc jestem 13ty dzień na wyjeździe. Odwrót w miarę szybki, ale wg kalkulacji powinienem być w Polszy akurat na koniec urlopu. W sumie już mi się kończą pomysły na zwiedzanie, gdyż tego rejonu nie rozpracowywałem wcześniej.

Budzę się rano, zwijam manatki, pakuję krówkę i niespiesznie opuszczam lokal. Nie wprowadzałem sobie żadnej, większej napinki na wyjeździe. Czasem ustawiałem budzik, żeby się nie obudzić np. o 12tej, ale przeważnie też nie wstawałem przed 8mą. No cóż, jestem leniuchem z zamiłowania. Motel czy tam zajazd chyba faktycznie nie miał za wielu gości, jeżeli miał wogóle jakiś poza mną, bo nie spotykam nikogo poza obsługą. No cóż, wyspać się wyspałem, woda w kranie była i to nawet ciepła, prąd w gniazdkach też, wiec było nieźle. Wsiadam na motóra i spadam w trasę. Dziś będzie przelot przez Macedonię i Serbię, aby na noc zadekować się w Łunii czyli piknej Romanii.

Jak zwykle w tych rejonach jest już gorąco i zapewne kolejny dzień będzie patelnia. Nie powiem, żebym do tego przywykł, szczególnie, że jestem z "chłodnego wychowu" i nigdy za skwarem nie przepadałem, już chyba wolę marznąć... Niestety wyjścia nie mam, więc pakuję się w tą niekończącą się saunę. Z Resen kieruję się przez małe górki na Bitola, a dalej na Prilep. Narazie ancfalt, ale jest trochę kręto, więc nie najgorzej, chociaż puszki popier.alają strasznie, łykają mnie nawet na winklach. Ale bez stresa, przeca nie jestem na wyścigach. Okolica mało ciekawa, trochu syfiaście, jakieś slumsy, a w Bitoli widząc kierunkowskazy na Grecję (kilkanaście km) zaczynam mieć jakieś dziwne myśli...ale stwierdzam, że nie ma co. Jechać tylko po to, żeby odhaczyć kolejny kraj, bez sensu. Poza tym jest za gorąco, a tam pewnie wcale chłodniej nie będzie. No i musiałbym nadłożyć sporo km, bo przejścia z Mac są coś rzadko, no i tam jeszcze jakiś kryzys, strajki, zamieszki, środek sezonu, eee tam, może kiedy indziej. Lecimy dalej . Droga nudna, ruch średni, ale jakoś się jedzie. W pewnym momencie widzę z prawej wróbelka na kolizyjnym. Zrobić nic nie mogę, więc ptaszydło wpada pod czachę, a ja dostaję snopem piórek po paszczy. Nic z motóra nie odpadło, więc jadę dalej. Sprawdzi się później.

W Prilep odbijam w M5 i po chwili się zaczyna czadzik.

100_0508.jpg

Mijam sztuczne jezioro, jakąś żwirownię (wszystko wokół jest zapylone białym syfem, aż oczy bolą od tej jasności, i do tego sporo tirów z urobkiem jeździ) i kawałek dalej gdzieś ginie asfalt. Robi się kamienisty, jasny, szuterek, a przed sobą widzę niezłe górki, które pewnie będę musiał przekroczyć.

100_0509.jpg

Droga idzie serpentynkami pod górę, mijam jakiś kościół na zboczu i naginam dalej. Żwirkowa nawierzchnia trochę miota motórem, ale jest git. Pnę się do góry, życia żadnego nie widać, skwar leje się z nieba. Po dłuższej chwili dobijam na przełęcz i zaczynam zjazd z drugiej strony. Na horyzoncie dalej nie ma nic ludzkiego. Fajne to odludzie, tylko żebym nie fiknął jakiejś głupoty, bo mnie tu nikt nie znajdzie pewnie przez tydzień. Serpentyny fajne, pokręcone, puste, szutrowe.

Prilep.JPG

Z drugiej strony jest trochę drzew i widoki się kryją w zieleni. Do tego powietrze chyba stanęło i jest spalarnia niezła, ważne, żeby się przemieszczać, to pęd powietrza cokolwiek daje.

100_0510.jpg

Po kolejnej dłuższej chwili szuterek przechodzi w zajefajny, szeroki dukt, na którym odkręcam dużo żwawiej. Łuki pokonuję slajdami i jest piknie. Ładnych kilkanaście kilometrów, równego, szerokiego szutru, w cieniu przydrożnych drzew. Po bokach pojawiają się pojedyncze domki, wille, gospodarstwa... mniodnie. Nawet fotki nie strzeliłem, tak mi się fajnie jechało.

Niestety szuter się kończy i zaczyna się asfalt. Pojawiają się puszki i znowu trzeba się przebijać do przodu. A było tak fajnie... Jadę na Veles. Puszki łykam po kilka i napieram do przodu. Kontrolka rezerwy daję znać żeby poszukać jakiegoś paliwka, więc wytężam wzrok, bo w POI nie ma żadnych stacji w okolicy. Miasteczko spore, coś będzie na pewno. Atakuję Lukoila na wyjeździe z miasta, ale niestety właśnie mają zrzut paliwa. Po anglisku mi mówią gdzie następna stacja. 3km dalej zjeżdżam na kolejną stację, pokazuję plastik płatniczy i leję do pełna. Tzn. Pan mi leje, bo nie ma samoobsługi. Wogóle to dosyć częsta opcja w tych rejonach. Czasem udawało się samemu zalać, ale przeważnie ktoś z obsługi musiał się tym zająć, niejednokrotnie zachlapując bak i okolice wachą. Paliwo do pełna, na stacji jakiś rogalik i jogurt i mamy jeszcze śniadanie odhaczone. Koleś przy kasie zagaduję standardowo: "skąd przybywam, dokąd jadę, coś tam o Polonii...". Nawet się fajnie gada, mimo, że języki mało podobne. Śniadanko na krawężniku stacji (przynajmniej jest cień) i obserwuję ruch uliczny.

Za Veles jadę dalej M5 na Kadrifakowo. Nudny, prosty asfalt.

100_0511.jpg

W miejscowości Lozovo odbijam w lewo ścinam kawałek przez pola i wioski kierując się na Sveti Nikole.

100_0512.jpg

Się jedzie, jestem wyluzowany i straciłem czujność łasicy. W Preshirovo skręcam na zakazie skrętu w lewo, mimo, że nawi karze jechać w prawo, ale policji nie widzę, co mi tam. Jadę sobie spokojnie ulicą. Za winklem wychodzi stróż prawa i mnie zatrzymuję. Kurde, skąd wie, przecież stąd nie widać tamtego skrętu, kamer tez nie ma, bo to jakaś mieścinka. JAK Coś tam brzęczy po swojemu, ja nic nie łapię gram głupa (nie panimaju). Trwa to chwilę, ja jego nic nie rozumiem, on mnie chyba też. W końcu koleś się poddaje i prosi o pomoc młodego taryfiarza. No i z tłumaczem, po angielsku mi wyjaśnia o co kaman. Tu jest jednokierunkowa i dlatego tam był zakaz skrętu. A ja jak ten dekiel pomyślałem, że przechytrzę nawigacją, bo się nie zna. Coś tam o mandacie zaczyna być mowa, więc pokazuję na gps i mówię, że mnie tak prowadzi, że nie zauważyłem znaku, że bardzo przepraszam, że nie chciałem itd. Taksówkarze wokół już mają ubaw, "idiota co się patrzy w mały wyświetlacz, zamiast na drogę" itd. P dłuższej negocjacji puszcza mnie wolno i każe bardziej uważać na drodze. Oczywiście przytakuję, przepraszam i dziękuję. Nawet mogę pojechać dalej pod prąd, w końcu zostało mi z 50m tej ulicy.
Naginam na Kumanovo i jest już tylko prosty, gorący asfalt.

100_0513.jpg

Pojechałem tędy, żeby ominąć płatny odcinek ałtobana z Veles do Kumanovo. Ogólnie na wyjeździe omijałem jak się dało autostrady i ekspresy, a szczególnie jak były płatne. Z Kumanova już rzut kamieniem na granicę z Serbiją. Oczywiście nawi na ślimakowym rozjeździe musiał mi jeszcze pokazać kto tu rządzi i przeciągnęła mnie raz w te raz w tamte, cały czas karząc zawracać na ślimakach przy autostradzie. Olewam ją i jadę tak jak mi się wydaje słusznie. Po chwili jest granica.

100_0515.jpg

Korzystając z chwili postoju sprawdzam czy są jakieś straty po spotkaniu z przedstawicielem latających zwierzaków. I znajduję taki widok:

100_0514.jpg

Owinął się skubany nieźle na mocowaniu kratki. Ale przecież nie będę teraz wydłubywał padliny z motóra. Później się ogarnie temat.

Serbię przelatuję tranzytem. Nic nie ma do zwiedzania, nie ma nawet gdzie zboczyć z głównej trasy. Alex też mi nic nie mógł polecić w tej okolic do zobaczenia, więc tylko jazda. Miały być jakieś fajne, przydrożne bary z super dużymi i dobrymi Pljeskvicami i Cevapi. Jak zgłodnieję to może zajadę. Ale się okazało, że nie widziałem w zasadzie żadnego takiego przybytku, a napewno przy żadnym przydrożnym barze nie było tłumu ciężarówek (znak, że dobre żarło). Cóż i tak jakiś mocno głodny nie byłem... Lecę E75, ciężarówek dużo, puszek też, męczący kawałek. A mówiłem już, że upał jest na zewnątrz? Nuda, zmęczenie, brak ciekawego zajęcia na drodze i tak mi mija kilka kolejnych godzin. W miejscowości Niś zjeżdżam do jakiegoś dużego, KLIMATYZOWANEGO sklepu i zakupuję coś do żarcia i picia, bo zasoby napojów są na wyczerpaniu, a to co zostało prawie parzy w język. Makabra. Siedzę z pół godziny pod sklepem, wcinając zakupione towary i próbując trochę ochłonąć. Uzupełniam puste butelki i muszę ruszać dalej, bo kawał drogi jeszcze przedemną.

W Knjażevac tankuję na jakiejś małej stacyjce (kartą się dało zapłacić). Znowu Pani musi mi zalać wachę, więc tylko mówię, kiedy ma przestać lać (chcę pod korek, jak zwykle). Odjeżdżając mało nie fiknąłem parkingówki jak próbowałem złożyć boczną stopką na plamie oleju. Czujność łasicy znowu zawiodła...
Dalej jest trochę fajniej, bo droga idzie na lekkie wzniesienia, więc jest lekko chłodniej i coś się dzieje na drodze. Niedługo słońce zaczyna się zbliżać do horyzontu, a ja jeszcze mam kawałek do granicy. Damy radę.

100_0516.jpg

Chwilę po zachodzie słońca melduję się w Kladovo. Przejście graniczne jest na tamie na Dunaju. Na granicy hardkor. Tłum samochodów i tirów w pełnym nieładzie. Przebijam się trochę trawnikiem, trochę między puszkami i ląduję ze 3 miejsca przed budką pogranicznika, zaraz za parą na skuterze. Gaszę silnik i czekam co będzie. Nikt się nie rzuca, ze się wpycham, jest dobrze. Ale na granicy brak jakiegokolwiek ruchu. Nic. Ludzie łażą wokół samochodów, coś tam gadają i niecierpliwie czekają. A "obsługi" nie widać. Mija dłuuuższa chwila i przyłazi pogranicznik razem z kierowcą wypasionej puszki, która stała przy budce, może miał osobistą? Nagle ruch się wznawia i idzie całkiem zwinnie. Pokazuję papiery i jadę dalej.

100_0517.jpg

Przed granicą Ro tłum jeszcze większy. No więc dzida między puszki, ludzie machają, żebym jechał, więc nie zwalniam i melduję się pod samą budką. A tam każdego trzepią: bagażniki, bagaże, schowki. Kurczaki, wjazd do Łunii. Żebym tylko nie musiał misternie spakowanych tobołów tu rozkładać...idzie pooowoooli. Skuter, który się podbił na chama pod okienko jest skierowany na bok do kontroli (mimo, że nie mieli nawet plecaka ). "No to będzie grubo" se myśle. Nagle podchodzi pogranicznik i zagaduję po angielsku "Polska? skąd, dokąd, czemu sam, jak się podoba...". Na szczęście czujność łasicy się włączyła chwilę wcześniej i nie wdaję się w zbyt zażyłą rozmowę. Ogląda papiry i po chwili temat schodzi co wiozę w bagażu "rzeczy osobiste czy coś więcej". Więc ładnie panu mówię, że ciuchy i jakieś graty wyjazdowe plus 2 butelki piwa i butelkę wina dla znajomych (zgodnie ze stanem faktycznym ). Koleś przytakuje, oddaje dokumenty i witając w Unii życzy szerokiej drogi. Ruszam spokojnie upewniając się czy jednak nie muszę na osobistą zjechać. Nikt nie krzyczy to się zmywam.

Cel: Drobeta Turnu Severin i jakieś spanie, bo już ciemno, a ja padam na paszczę. Pierwszy hotelik, pytanie o cenę i szczęka mi opada. Pytam o jakieś tańsze opcje w okolicy, a facet mi wyjawia, że może jakieś penziony znajdę dalej, ale on się nie zna. No to ruszam w miasto i lookam po szyldach. Dentyści, banki, sklepiki, notariusze, krawcy, apteki, ale penzionów niet. Zrezygnowany już mam ruszać dalej w trasę, licząc na jakiś zajazd/motel, gdy na skrzyżowaniu widzę duży, postkomunistyczny hotel. Rydzyk fizyk, zajeżdżam po przejściu dla pieszych pod wejście i idę pytać o cenę. Ze śniadaniem 80lei. Portier pokazuję mi pokój na 8piętrze, jest lux z PRLu. Biorę, a niech tam, może być fajnie. Pani w okienku wypisuje kwitki, ja stawiam motór pod samym wejściem i mam zapewnioną ochronę portiera i dwóch ochroniarzy.

Pokój jest gites

100_0518.jpg

Widok z okna na nocne miasto

100_0519.jpg

Chłodny prysznic, TV, jakaś wyżerka resztek z podróży, mapa, kontakt ze światem (w końcu w Unii jest taniej ) i idziemy .

Dzień był dłuuugi i męczący, a skóra na łydkach i karku ma już dość słońca od kilku dni...

dzień 13.JPG

http://mapy.google.pl/maps?saddr=E65...,4,5,6&t=h&z=7
majki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.12.2011, 01:33   #10
Rebel
 
Rebel's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2009
Miasto: Słupno
Posty: 108
Motocykl: DR 800
Rebel jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 2 dni 18 min 48 s
Domyślnie

Czadowo!!! Kiedy c.d?
Rebel jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Tags
albania , bałkany , czarnogóra , macedonia , montenegro


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Norwegia solo na koło podbiegunowe [Czerwiec 2011] Nalewa Trochę dalej 10 14.05.2014 19:53
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] bukowski Trochę dalej 21 08.01.2014 13:15
Aby spróbować gruzińskiego wina... [Sierpień 2011] Miętus Trochę dalej 57 13.06.2012 14:36
Albania/Czarnogóra 6-21 Sierpień 2011 Jaca GDA Umawianie i propozycje wyjazdów 24 02.08.2011 21:59
ISLANDIA-sierpien 2011 myku Umawianie i propozycje wyjazdów 18 30.03.2011 18:14


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:27.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.