|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
4 dzień, 28 sierpnia. Deszcz.
Miły początek dzionka:-) Prognoza nie była dla nas łaskawa na ten dzień - w nocy padało obficie i podobnie miało być w dzień. Do tego Wojtek obudził się rano na ziemi, bo podklejona w domu mata puściła powietrze. Na dodatek mata była mokra, bo często używany namiot postanowił puścić wodę:-). Tak czy owak rano nie padało i po śniadanku zrobiliśmy sobie spacerek korzystając z braku deszczu. Plan na ten dzień był taki, że nie jedziemy zbyt daleko, bo wjeżdżaliśmy na obszar na wysokości 3 km npm i więcej, więc Wojtek nie dałby rady spać w zimnie i deszczu bez maty w dziurawym namiocie:-). Musieliśmy znaleźć jakiś nocleg pod dachem i urządzić tam bazę na kilka dni. Wybór padł na wioskę Gulmit w pobliżu Passu, bo był tam sklep i odległość od lodowca Passu wynosiła tylko kilka kilometrów. Po drodze minęliśmy jeszcze pakistańską Solinę, czyli jezioro Attabad gdzie zatrzymaliśmy się na małe jedzonko Deszcz napierdzielał już naprawdę porządnie, temperatura na tej wysokości spadła w okolice zera więc ucieszyliśmy się na widok wioski Gulmit. Znaleźliśmy tam coś w rodzaju hotelu Prądu nie było zbyt wiele, zimna woda nie zachęcała do kąpieli, ale za to był sklep ze wszystkim i nawet coś w rodzaju knajpy! po rozłożeniu gratów do suszenia i wypiciu gorącej herbatki ruszyliśmy "na miasto" Oprócz sklepu, knajpy i kowala był tam jeszcze barber, który za zawrotną cene 3 pln zajął się moją brodą. Najbardziej cieszyliśmy się z tego, że w sklepie były mango, bo razem z Wojtkiem jesteśmy fanami tego cudu natury!:-) |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
4 Dzień, 28 Sierpnia. Lodowiec Passu
Noc w hoteliku minęła całkiem spoko, choć prądu było niewiele - miejscowa hydroelektrownia zapchała się gruzem po dużych opadach, a chłopaki z hotelu odpalali generator na 2 godziny dziennie coby podladować telefony. Próbowaliśmy też skleić wojtkową matę, ale słabo to wychodziło niestety. Na szczęście miałem drugą matę w Gilgit, więc sprawa rozwiąże się po powrocie do bazy. Pogoda nadal była słaba i prognoza na ten dzień też nie najlepsza, więc postanowiliśmy poszwędać się po okolicy żeby nie zmoknąć za bardzo. Na cel wybraliśmy sobie jeziorko Bormit tuż przed Passu i już o 10tej byliśmy w drodze. Po półgodzinnej jeździe byliśmy na miejscu, ale szału nie było - małe jezioro lodowcowe i tyle. Nawet się tam nie zatrzymałem, bo zauważyłem fajny double track wiodący dalej w górę...:-). Po kolejnych 10 minutach jest!!:-). Trafiliśmy na fajne miejsce, z którego było widać Passu, kawałek lodowca Passu no i skały Passu!:-). Spotkani lokalesi powiedzieli nam, że można podejść w górę lodowca ścieżką poprowadzoną do ujęcia wody dla wioski. Tak też zrobiliśmy i to był strzał w 10!. Zostawiliśmy motorki koło szopy lokalesów i dalej był bucik z pięknymi widokami. Cała wycieczka zajęła nam jakieś 3 godziny i było naprawdę super. Na powrocie mieliśmy małą przygodę z kamyczkami... Na szczęście usłyszałem przesuwanie się rumoszu skalnego już wcześniej więc szliśmy czujnie i wypatrzyliśmy pociski jak tylko oderwały się się od skały. Jeden przeleciał w bezpiecznej odległości ok 50m ode mnie, ale pocisk lecący w stronę Wojtka minął go w odległości może 10m. Także adrenalinki na tej małej wycieczce nam nie brakowało:-) Po powrocie do Gulmit nakupiliśmy pół tony mangusiów i szczęśliwi ruszyliśmy do hotelu. Tam czekały nas 2 wiadomości: dobra i zła. Dobra była taka, że chłopaki odpalili generator więc był prąd i coś w rodzaju ciepłej wody. Zła wiadomość była taka, że te luksusy zawdzięczaliśmy pakistańskiej rodzince, która wynajęła pokoje koło nas. Dużo ich było...dzieci dużo...hałasu dużo... Ale nic - mamy prąd i ciepłą wodę i wspomnienia z zajebistej wycieczki! |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
5 dzień, 29 sierpnia. Nadal pada.
Rodzinka mieszkająca obok nas miło nas zaskoczyła, bo wieczór był bardzo cichy i spokojny:-). Plan na dzisiaj był tak, żeby śmignąć do przełęczy Kundżerab, bo prognoza na ten dzień była kiepska. Karakorum w kiepskiej pogodzie też ma swój urok - jest ciemniej, bardziej tajemniczo. Przypomina mi to klimat filmów z Harry Potterem czy Włądcy Pierścieni, gdzie jest dużo ciemnych kolorów budujących niepewność i lęk. Po dwóch godzinach jazdy na północ dojechaliśmy do jakiegoś posterunku, gdzie pan powiedział nam, że mamy zapłacić 20 dolarów za dalszą jazdę na północ. My powiedzieliśmy mu z kolei, że dziękujemy i zawracamy. Te górki są na tyle duże, że znajdziemy sobie jakąś drogę bez płacenia za nią:-). Po 10 minutach pyk i jest fajnie!:-) Już 2 lata temu zauważyłem, że na północ od doliny Czapursan znajduje się kolejna równoległa dolina - Misgar. Na mapie droga prowadząca przez tą dolinę dochodzi do granicy z Afganistanem, więc chcieliśmy to sprawdzić:-). Droga była naprawdę fajna - drouble track przekłądany kawałkami asfaltu w łatwiej dostępnych miejscach. Po jakimś czasie dojechaliśmy do czegoś w rodzaju posterunku granicznego, choć do granicy był jeszcze kawałek drogi. Pan z tego posterunku coś tam do nas gwizdał na gwizdku i machał rękami, ale go olaliśmy i pojechaliśmy wyżej. Niestety źle trafiliśmy -nasza odnoga drogi doprowadziła nas donikąd i żeby jechać dalej musieliśmy zawrócić i przejechać koło posterunku z krzyczącym panem...:-). No cóż, w takim razie zawracamy. Deszcz rozpadał się na dobre więc nie było jakiegoś strasznego żalu. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Sost na dobre jedzonko w przydrożnym barze i na mecz krykieta w Passu Po powrocie do bazy znana już procedura: sklep, mangusie i obżeranie się!:-) |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
6 dzień, 31 Sierpnia.
Pogoda za oknem naszego hoteliku nadal nie była zbyt piękna, ale prognoza na kolejne dni wskazywała na nadejście pory suchej i piękną pogodę:-). Plan na dzisiaj był taki, że wracamy do Gilgit, a po drodze wjeżdżamy do doliny Hopar żeby obczaić szybkie (ale bardzo pionowe) podejście do jeziora Rush i ewentualnie dojechać do wioski Hispar w celu obejrzenia tamtejszego lodowca. Na początku pogoda nie rozpieszczała, ale po wjeździe do doliny Hopar zaczęło robić się już cieplutko - jakie to piękne uczucie, kiedy zaczynasz się pocić i czujesz, że musisz zdjąć kilka warstw ciuchów!:-). Na początku dolina nie zrobiła na nas wielkiego wrażenia-jechaliśmy przez długą wioskę, choć fajna zieleń umilała nam drogę...:-) Po wyjeździe z wioski zaczęło być już całkiem ładnie... ....i coraz cieplej!! Niemniej jednak widać było skutki osunięć po ostatnich opadach deszczu-na drodze często spotykaliśmy kamienie i głazy, szczególnie na błotnistych zboczach. Po połgodzinnej jeździe zatrzymali nas lokalesi wracający z głębi doliny mówiąc, że dalsza jazda jest niemożliwa-osunięcie zablokowało drogę i nawet sam dojazd do tej przeszkody jest niebezpieczny ze względu na osuwające się błotniste zbocza. Mając jeszcze w głowie wspomnienia mijających nas kamiennych pocisków postanowiliśmy zrobić zwrot w tył. Może jeszcze kiedyś będzie okazja do odwiedzenia tego miejsca. A warto! Popatrzcie sami: Byliśmy trochę rozczarowani, ale zdrowie i życie jest najważniejsze - szczególnie w miejscach o utrudnionym dostępie do jakiejkolwiek opieki medycznej. Hitem tego dnia było ciepełko i z tego się cieszyliśmy! Dalszy dojazd do Gilgit odbył się spokojnie i już mogliśmy cieszyć się upalną pogodą i pięknym słoneczkiem. Ach jak ja tego potrzebowałem!:-) |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
7 dzień. 1szy Września. Jedziemy do Doliny Jassin.
Po szybkim śniadanku w hotelu zebraliśmy się szybko, bo droga do Jassin to cały dzień telepania się wśród remontów drogi, którą Pakistańczycy próbują od kilku lat ulepszyć do standardu "przejezdności". Jechaliśmy tą drogą już 2 lata wcześniej w kierunku przełęczy Szandur i wiedzieliśmy co się będzie działo... Wyjazd z cieplutkiego Gilgit był całkiem przyjemny Później była już tylko walka w kurzu, wyścigi do pole position i od czasu do czasu ładne widoczki. Najważniejsze było zajęcie pole position przed kolejną blokadą drogi, bo to gwarantowało jazdę w mniejszym kurzu...:-) Ogólnie jazda była taka sobie, ale te wyścigi były całkiem spoko!:-) Trzeba było tylko uważać, żeby w tej ograniczonej kurzem widoczności nie wpakować się w jakąś dziurę czy inny krater na drodze... W międzyczasie udało nam się znaleźć coś w rodzaju restauracji z czymś w rodzaju jedzenia w środku.. Po zjeździe z drogi na Szandur w drogę do doliny Jassin złapał nas jeszcze deszcz i zrobiło się całkiem chłodno. Oczywiście w tym momencie Wojtkowe buciki się rozsypały i musieliśmy alarmowo szukać szewca. Na szczęście w Pakistanie nie ma problemu z tymi fachowcami Naszym Gospodarzem w tym odcinku wyprawy był Raszid, u którego mieliśmy spędzić kolejne kilka dni. Nie chcieliśmy za bardzo nadwerężać Jego gościnności, więc pierwszy nocleg wzięliśmy w hotelu przy drodze. Ten dzień nie obfitował w jakieś wielkie przygody, ale dojechalismy bezpiecznie i to był sukces!:-) |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
7 dzień, drugi września. Raszid
Prognoza na ten dzień przewidywała poprawę pogody, ale dopiero kolejnego dnia miało być pięknie i przyjemnie. Celem na dzisiaj było rozgoszczenie się u Raszida i mała aklimatyzacja w Jassin. Po śniadanku w hotelu umówiliśmy się z Raszidem na głównej drodze, która jest jakby osią całej doliny. Dolina pocięta jest kanałami i rowami irygacyjnymi, do których dostosowany jest kształt gospodarstw w wioskach. Nie ma tu żadnych adresów, nazw ulic itd - znalezienie właściwego "adresu" jest więc niemożliwe bez znajomości topografii wioski do której jedziesz. Dlatego był nam potrzebny Raszid:-). Po spotkaniu pierwszym punktem były odwiedziny u mechanika, bo wojtkowy rumak tracił moc. Jeśli dobrze pamiętam to potrzebne było czyszczenie gaźnika. Następnie po kilku minutach kluczenia wąskimi ścieżkami poprzecinanymi kanałami irygacyjnymi trafiliśmy do domu Raszida. Raszid jest kuzynem Jimmy'ego, od którego wypożyczyliśmy motorki. Dzieki jego uprzejmości mieliśmy zapewnione jedzonko i nocleg na kilka kolejnych dni. Po sytym obiadku wsiedliśmy na motorki coby objechać kawałek doliny i wspiąć się na okoliczną skałe, z której był fajny widoczek na dolinę. Następnie udaliśmy się w odwiedziny do dziadka Raszida. Dziadek Raszida jest odpowiednikiem sołtysa, ale do jego obowiązków należy również rozsądzanie sporów między mieszkańcami. Było to super interesujące i pouczające spotkanie dające wgląd w życie wiejskiej społeczności w Pakistanie. Okazało się, że religia religią, ale sporów jest całkiem sporo i Dziadek jest bardzo zajęty. Najczęstszym powodem sporów są...kobiety:-). Nie nawinęliśmy tego dnia zbyt wielu kilometrów, ale ten dzionek był bardzo fajny i interesujący. |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() |
![]() ![]() ![]()
__________________
kto smaruje ten jedzie |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
![]() |
![]()
Piekne widoki !
|
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 609
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
![]() Online: 4 tygodni 1 dzień 17 godz 2 min 59 s
|
![]()
Ósmy dzień, 3ci września. Tęczowa Góra.
Pogoda była zdecydowanie lepsza niż wczoraj, więc po dobrym śniadanku ruszyliśmy na lekko zabierając tylko wodę. Droga nie była zbyt długa-jakaś godzina jazdy, w czasie której wznieśliśmy się z wysokości 2400 mnpm do około 3400. Na początku było kilka wiosek, potem wąski double track, który zamienił się w singla, a na końcu jechaliśmy ścieżką dla krów podążających na łąkę Maczulo La. Motorki zostawiliśmy pod drzewkiem i rozpoczęliśmy treking do łąki Maczulo La, co zajęło nam może pół godziny Dolina ma kształt rynny, na końcu której zaczyna się podejście pod Tęczową Górę. Szczyt położony jest na wysokości ok 4400 mnpm, więc mieliśmy do pokonania lekko ponad 1000 m w pionie podczas około 3 godzin trekingu. Podejście było dosyć strome, ale do zrobienia dla każdego, kto kiedyś był w górach. Widoczki za to z każdą sekundą robiły się coraz bardziej smakowite...W końcu zdyszani dotarliśmy do celu naszej małej wycieczki Te kolory, ta surowość krajobrazu! Gdybym był jakimś poetą, to pewnie naprodukowałbym tu tonę wersów opisujących piękno tego miejsca. Ja jednak byłem skupiony na zmuszaniu mojego zamarzającego mózgu na zapamiętania tych chwil. Dla takich momentów żyję. Tęczowa góra wcina się tak jakoś śmiesznie w dolinę Maczulo La i dzięki temu jest z niej widok we wszystkie strony. Ta przestrzeń w połączeniu z feerią kolorów tworzy niesamowitą mieszankę przygniatającą wręcz swoją intensywnością Porywisty wiatr w połączeniu z niską temperaturą w końcu przegonił nas z tego przepięknego miejsca Ta mała burza sprawiła nam mały kłopot podczas zejścia, bo suche dotychczas ścieżki zamieniły się w rynny wypełnione błotem i trzeba było uważać żeby nie zrobić sobie krzywdy. Na szczęście udało nam się bezpiecznie dotrzeć do motorków, a w tym czasie pogoda sprawiła nam miłego psikusa i resztę wycieczki spędziliśmy w towarzystwie cieplutkiego słoneczka to był cudowny dzień! |
![]() |
![]() |