|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2018
Miasto: Ustroń
Posty: 138
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 3 tygodni 5 godz 18 min 7 s
|
![]()
Dawaj dalej
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 376
Motocykl: Tenere 700
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 20 godz 53 min 50 s
|
![]()
Dzień 7 – piątek, 22 lipca
Dziś nigdzie nie jedziemy, ale i tak budzimy się o 6:00 bez budzika ![]() Niespiesznie zatem zbieramy się, by o 7:30 udać się na hotelowe śniadanie. Okazało się przyzwoite, ale raczej skromne: jajecznica z pomidorami, pide (zamiast chleba), miód w jednorazowych opakowaniach, warzywa. Niestety, rozbestwieni Turcją i opowieściami o wspaniałym irańskim jedzeniu, cały czas czekamy na coś ekstra. Przeciętne śniadanie ma ten plus, że jutro będziemy mogli wystartować skoro świt, bo nie jest ono warte czekania. W planach zobaczenie meczetu Jameh oraz Imamzade Hossein czyli czegoś w stylu sanktuarium . Mapa pokazuje 2 drogi: prostą, albo kluczenie zaułkami. Oczywiście wybieramy ten drugi wariant ![]() Dziś piątek, czyli irańska niedziela – większość sklepów i lokali jest pozamykana. Przemykamy zatem krętymi uliczkami obserwując sposób mieszkania lokalsów. Domy jak dla nas przedstawiają niezły folklor: wyglądają jak budowane bez ładu i składu, często w jednym budynku zamontowane są okna o różnych kształtach, co potęguje wrażenie chaosu. Życie rodzinne raczej chowa się za wysokim murem. Zieleni na ulicach niewiele, dominuje beton; nieraz widać rosnące wewnątrz dziedzińców drzewka figowe. Ponieważ jest jeszcze wcześnie, spaceruje się przyjemnie i słońce nie doskwiera. Dodatkowo, na ulicach nie ma tłoku. 92.jpg Przed nami pojawia ładny, ozdobny i kolorowy budynek. Zamierzamy zapuścić żurawia, co znajduje się w środku. Pan, którego dostrzegliśmy za murem macha, aby wejść do środka. Z zaproszenia skwapliwie korzystamy. Okazuje się, że po jednej stronie dziedzińca znajduje się sanktuarium Alego, zaś po drugiej – meczet lub sala modlitw. 93.jpg W sanktuarium ściany wyłożone są mozaikami z tysięcy drobnych lusterek. Wszystko delikatnie podświetlone na zielono – jest to kolor proroka. Pierwszy raz widzimy takie cuda – robi wrażenie. Ponieważ jesteśmy sami, możemy spokojnie penetrować każdy kąt. Pośrodku jest coś w rodzaju symbolicznego „grobowca”, do którego ludzie wrzucają pieniądze. 94.jpg W budynku naprzeciwko masa ludzi, ktoś przemawia, a reszta słucha. Wobec tego nie wchodzimy, tylko kierujemy się do wyjścia. Tymczasem znowu ktoś macha do nas, pokazując, aby usiąść. Pan przynosi nam ciasto: żółty biszkopt nasączony miodem. W sumie całkiem smaczne, ale przede wszystkim cieszy przyjazny gest. Po ciastku dostajemy jeszcze zupę z soczewicą i placki. Na koniec oczywiście herbata. Choć z rozmową jest ciężko, widać, że Irańczycy cieszą się, że ktoś ich odwiedził. Pytają, czy podoba nam się w ich kraju. I cóż odpowiedzieć, jak tu w ten sposób wita się innowierców ![]() 95.jpg Dziękujemy najpiękniejszym irańskim „merci” i objedzeni idziemy dalej. Słońce już zaczęło operować i zaczyna robić się ciepło. Ludzie również się obudzili, więc i ruch na ulicach większy. Tymczasem spotykamy pięknie utrzymaną (wizualnie) ciężarówkę mercedesa. Tego typu, a może raczej „w tym wieku” samochody ciężarowe są tutaj standardem. Irańczycy dali im drugą, albo raczej trzecią młodość. 103.jpg 104.jpg W oddali zaczyna majaczyć meczet Jameh, do którego zmierzamy. Po dotarciu do celu okazało się, że główne wejście jest zamknięte. 96.jpg Próbujemy znaleźć jakieś boczne wejście idąc wzdłuż murów. Okazało się, że po pokonaniu krętych korytarzyków udaje nam się dostać do… WC ![]() Skoro tak, to korzystamy. Dobrze, że mamy swój papier toaletowy, bo tu jest tylko taki: 97.jpg Zagadnięty „dziadek klozetowy”, na migi pokazuje, że meczet jest zamknięty. Tak samo jest to opisane na mapie google. Tak łatwo to my się jednak nie poddamy! Po obejściu prawie całego kompleksu trafiamy mniejsze drzwi, które po popchnięciu udało się otworzyć, więc pakujemy się do środka. Tym sposobem docieramy na dziedziniec, na którym stoją rusztowania. Po ilości ptasich odchodów na nich, można przypuszczać, że stoją tu już od dawna… W środku oprócz nas są tylko 2 babeczki. Niestety poza dziedzińcem nie udało się nam spenetrować nic więcej – pozamykane na głucho. Zaglądamy wobec tego do środka przez dziurki od klucza, małe okienka, czy szpary, jednak nic spektakularnego nie dostrzegamy. 98.jpg 99.jpg 100.jpg 101.jpg 102.jpg Po wyjściu z meczetu trafiamy za to na piekarnię, w której wypieka się chleb w sposób jaki zapewne istniał tu od setek, jeśli nie tysięcy lat. Chłopaki sami do nas machali, pozwalają się bez problemu nagrać przy pracy. A wygląda to mniej więcej tak: Na zakończenie zostajemy obdarowani świeżutkim, jeszcze ciepłym plackiem chleba, który nazywa się chyba „nuun barbari”. Idąc po ulicy i jedząc go, oddzierając po kawałku, wreszcie zaczynamy rozumieć sens opowieści biblijnych, gdzie mowa jest o dzieleniu się chlebem. Kierujemy się do Imamzade Hossein. Niestety, ale niebieska kopuła tego sanktuarium – tak charakterystyczna dna irańskiego krajobrazu jest w remoncie. Sanktuarium znajduje się za niewielkim placykiem, z dość ciekawą nowoczesną rzeźbą – nam przypomina krzyżowca ![]() 105.jpg 106.jpg Znajduje się tu także mały plac zabaw, m.in. diabelski młyn, do którego napędu używana jest siła mięśni ojców. Łańcuch przypięty do jednego z wagoników sugeruje, że teraz chyba nieczynne. 107.jpg Wchodzimy osobnymi wejściami – dla kobiet i mężczyzn. Ania zostaje szczelnie ubrana w piękny, cuchnący czarny czador ![]() Tuż za mną wchodzi strażnik tego przybytku. W ręku dzierży tutejszą tajną broń: miotełkę. Jestem pilnowany podczas całej mojej wizyty w sanktuarium. Żeby zmyć wrażenie natręctwa, co chwilę pasie mnie cukierkami ![]() Kobiety szczelnie ubrane idą wokół grobowca przeciwnie do ruchu wskazówek zegara; głaszczą go i mamroczą coś pod nosem; niektóre wrzucają do środka pieniądze, inne mu się kłaniają, a jeszcze inne gapią się w telefon. Są też takie, które leżą pokotem na dywanach: chyba śpią. Gdy wychodzą z sanktuarium robią to tyłem, tak, aby nie odwrócić się plecami do grobowca. 108.jpg 109.jpg 110.jpg 111.jpg 112.jpg Gdy na dziedzińcu znów spotkałem się z Anią, zostajemy poczęstowani przez strażnika jeszcze śliwkami. Wychodzimy. Po drodze trafiamy na suk. Pachnie pięknie. Pięknie! Od razu widać, że owoce i warzywa dojrzewały w tutejszym, słonecznym klimacie. Kupujemy brzoskwinie i śliwki za nieduże pieniądze. Teoretycznie ceny napisane, ale najprawdopodobniej w tomanach czyli wymyślonej jednostce pieniężnej odpowiadającej 10 rialom. 113.jpg 114.jpg Najwyższy czas na obiad: znów niespodzianka. Dostajemy ryż z szafranem, kofty, sałatki w jednorazowych pojemniczkach. Wszystko popijamy Zam-zam colą, czyli tutejszą coca-colą. Płacimy ok. 40zł. Resztki posiłku pakujemy i zabieramy ze sobą – na pewno znajdą się jakieś głodne psiaki! 115.jpg 118.jpg Wracamy do hotelu. Czas zmyć z siebie kurz irańskich ulic oraz uprać nasze ciuchy, które potem stanowią niewątpliwą ozdobę pokoju. 116.jpg Wieczorem uderzamy w miasto. Tuż obok hotelu dostrzegamy pijalnię soków, które są na bieżąco wyciskane z owoców i warzyw. Bierzemy jeden z pietruszki, a drugi z granatów. Chłopaki z obsługi pokazują, aby do soku z granatów dodać sól i pieprz. Niezbyt nam ten pomysł przypadł do gustu, ale oni są uparci. Ciekawe, czy nie robią sobie z nas jaj… No dobra: raz kozie śmierć - sypiemy. Okazało się, że mieli rację – przyprawiony sok smakuje naprawdę nieźle. W pijalni spotykamy ojca z dwiema córkami, którzy na stałe mieszkają w Anglii. Trochę rozmawiamy. Dziewczyny ze śmiechem zapewniają nas, że w Iranie z głodu nie zginiemy. Na pytanie jak mieszka im się w Anglii, odpowiadają, że generalnie dobrze, choć po brexicie nasiliła się znacznie niechęć wobec obcokrajowców. 117.jpg To był ciekawy dzień. Kładziemy się spać zmęczeni, pomimo, że tego dnia nie zrobiliśmy ani jednego kilometra. Motocykl Stoi na chodniku, pod samymi drzwiami do naszego hotelu przykryty plandeką. |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 | |
![]() Zarejestrowany: Jun 2010
Posty: 556
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 miesiąc 2 dni 17 godz 59 min 52 s
|
![]() Cytat:
![]()
__________________
Kto prędko daje, ten dwa razy daje. |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() |
![]() ![]() ![]()
__________________
kto smaruje ten jedzie |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() |
![]()
Haaaalo, jest tam ktoś? Głucha cisza nastała a tu się czeka na dalszy ciąg...
|
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 376
Motocykl: Tenere 700
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 20 godz 53 min 50 s
|
![]()
Dzień 8 – sobota, 23 lipca
W nocy budzi nas dźwięk alarmu motocykla – jest on bardzo charakterystyczny, więc jesteśmy prawie pewni, że to nasz. Zanim zdążyłem naciągnąć spodnie na tyłek i wyjść na klatkę schodową, skąd widać naszego osiołka, ten, który uruchomił alarm zdążył się ulotnić. Zdejmuję pokrowiec, ale nie widać żadnego śladu ingerencji. Najmniej optymistycznym akcentem byłoby, gdyby ktoś stuknął go samochodem, ale raczej nie miało to miejsca. Budzę się chwilę po 4:00 , za chwilę budzi się Dominik. Słychać adhan, który jest wyraźnie dłuższy niż ten w Turcji. Jest jeszcze ciemno, więc nie ma co wstawać. Wylegujemy się w łóżku do piątej, startujemy o 6:00. Ponieważ wczoraj śniadanie nie było porywające, nie czekamy na nie aż do 7:00. Jedziemy! 121.jpg Miasto jeszcze śpi, mijamy ledwie kilka samochodów. Po drodze zauważamy designerski budynek, bardzo kontrastujący z tutejszą zabudową. 119.jpg W Kazwinie chcemy zobaczyć drugą ze starych bram miasta - Darb-e-Koushk Gate. Fota i w drogę. 120.jpg Jak na razie nie jest za gorąco – raptem 20 stopni. Poza tym bardzo wieje. Krajobraz monotonny, trochę upraw i traw, w oddali majaczą górki. Na drodze bardzo dużo ciężarówek. Wyglądają one dla nas bardzo malowniczo: stare mercedesy z otwartą z przodu paszczą wyglądają jakby się uśmiechały. Generalnie są jednak dzielne – przeładowane prą do przodu, widać tylko jak na dziurach i garbach podskakują ich „wąsy”. Niestety mają jednak jedną wadę: strasznie śmierdzą spalinami! Zdecydowanie odwykliśmy w Polsce od takich śmierdzieli. Wśród ciągników siodłowych prym wiodą amerykańskie Mac’i. Jeśli zobaczymy lub wyczujemy któryś z takich sprzętów, mamy opracowaną metodę: zatrzymujemy oddech i wyprzedzamy. Oddychać można dopiero po zakończeniu manewru ![]() 122.jpg 123.jpg 125.jpg 132.jpg 133.jpg Słońce wstaje późno, ale bardzo szybko. W ciągu 15 minut temperatura wzrosła o co najmniej 7 stopni. Poranny chłodek pozostał miłym wspomnieniem, wielka lampa grzeje całkiem dobrze. Zatrzymujemy się na tankowanie oraz śniadanie, które sami sobie przyrządzamy. Zamiast chleba kupuję słodkie bułki z sezamem – słabe, ale niczego innego nie ma. Nawet wróble nie chciały jeść okruchów z tego pieczywa ![]() Niedaleko nas, w cieniu drzewa rozsiada się kolejna rodzina: kocyk, kosz piknikowy, itp. Mam na głowie chustę, ale oprócz tego zwykły t-shirt, więc nieraz patrzą na mnie nieprzychylnie. Wiem, że nie wpasowuję się idealnie w kanon, ale bez przesady! W Iranie obowiązuje usankcjonowany prawnie kanon mody kobiecej. Obowiązkowa chusta na włosy, koszula z długim rękawem i jakiś element stroju, który sięga za pośladki. Ja na tę okoliczność kupiłam jeszcze w Polsce specjalnie długie koszule, spełaniające te wszystkie wymogi. O ile dobrze pamiętam, kostki u stóp również powinny być zakryte, ale z tym akurat nie mam problemu w długich spodniach. Co do mody męskiej kojarzę jedynie wymóg, aby kolana były zakryte. Z jego spełnieniem ja także nie mam problemów, bo nie noszę krótkich spodni. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia motocykla i dzieci na motocyklu i możemy jechać dalej. Obok autostrady mijamy budowle, których przeznaczenia tylko możemy się domyślać. Widać, że buduje się dużo. Generalnie dominuje jednak krajobraz pustynny. Jest sucho, bardzo sucho. Tylko dzięki gps-owi i mostom możemy domyślać się, którędy – zapewne w zimę – przepływają rzeki. 127.jpg 126.jpg 128.jpg 129.jpg 131.jpg Kolejny postój robimy po pokonaniu blisko 100 kilometrów. Są w końcu psy, my zaś wieziemy dla nich jedzenie. Widziane przez nas te bezpańskie były biedne: raczej nie wiedziały co to znaczy głaskanie. Kilka z nich nas pogoniło, ale nie winimy ich za to: wiemy, że taka już jest psia natura. Cmokam na takiego bydlaka na oko 50kg z przekrwionymi oczami. Idzie powoli, jedynie powąchał położony dla niego ryż z mięsem. Nagle podchodzi do mnie i kładzie się do góry łapami. Nie wiem: głaskać czy nie głaskać. Trudno – ryzykuję – wyciągam rękę. Pies zamyka oczy i się nie rusza. Po głaskaniu wreszcie zabiera się za jedzenie. W międzyczasie dostajemy od chłopaka z ciężarówki po oranżadzie. Potem jeszcze dostajemy śliwki. Zbliżamy się do Isfahanu. Z bilboardów spoglądają na nas ajatollahowie z zapewne światłym przesłaniem, którego jednak nie rozumiemy. 130.jpg Z każdym kilometrem przed Isfahanem ruch się zagęszcza. W samym mieście jest już zupełnie słabo – jak w ulu. Do tej pory myślałem, że jakoś radzę sobie z jazdą motocyklem, ale irański ruch drogowy weryfikuje moje mniemanie. Wcale nie idzie mi to tak dobrze, jakbym sobie życzył. Nie czuję się z tym komfortowo – z każdej strony ktoś na nas jedzie. Czujemy się jak w filmie „Oszukać przeznaczenie”. Baba, która chciała w nas wjechać (tzn. włączyć się do ruchu nagle bez migacza i patrzenia w lusterko) jest mocno zaskoczona, że ktoś na nią trąbi. W momencie jak kierowcy usiłują nagrać nas telefonem albo zrobić zdjęcie puszczają kierownicę i samochód jedzie gdzie chce. Pół biedy, gdy jedzie w pole, gorzej jak zmienia kurs w naszym kierunku. Jak na tak bezmyślną jazdę, bardzo nas dziwi, że do tej pory nie widzimy co chwila wypadku. Przydrożne bilboardy nie pozostawiają jednak złudzeń – to motocykliści stanowią zagrożenie ![]() 136.jpg 135.jpg 134.jpg Obieramy kierunek: hotel. Jest on w granicach medyny – tutejszego starego miasta. Uliczki robią się coraz ciaśniejsze, trzeba przeciskać się pomiędzy pieszymi. Ma to ten plus, że jazda jest mniej wariacka, bo 2 samochody nie są w stanie się tu minąć, a w niektóre zaułki nawet wjechać. Mam tylko nadzieję, że GPS nas dobrze prowadzi, bo nie chce mi się pokonywać drugi raz tej samej trasy. 137.jpg Docieramy do celu - Isfahan Traditional Hotel. Dominik idzie zobaczyć hotel, ja pilnuję motocykla. Gdyby nie to, że samochodowe lusterka sięgają ponad kufer, miałabym ich kilka w zapasie. Wraca i relacjonuje: hotel okazuje się naprawdę fajny. Ciekawie, klimatycznie urządzony w starym domu bogatego kupca. Chcą za 1 noc 60$ z łazienką, a za drugą noc 35$, ale już bez łazienki. Chwilę debatujemy, bo nie bardzo nam pasuje wspólna łazienka i łażenie w nocy gdzieś, żeby się załatwić. Zanim się namyśleliśmy przychodzi do nas dziewczyna z hotelu. Mówi, że lubi motocyklistów i finalnie dostajemy cenę 65$ za 2 noce. Hotel piękny, pokój ogromny. Łazienka na korytarzu okazuje się 5 metrów od pokoju i w zasadzie prawie do naszej wyłącznej dyspozycji. Bierzemy. 138.jpg 139.jpg Temperatura daje trochę w kość, więc włączamy klimę i idziemy spać. Zresztą, chyba nie tylko my – część stoisk na bazarze czy knajpek jest zamkniętych – pewnie ludzie mają coś w rodzaju sjesty. |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 376
Motocykl: Tenere 700
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 20 godz 53 min 50 s
|
![]()
Skoro nikt w temacie nie pisze - to sam napiszę
![]() Gdy już odsapnęliśmy – ruszamy połazić trochę po suku, a przede wszystkim: znaleźć coś do jedzenia. Zagłębiamy się wobec tego w bazar: w takich miejscach najlepiej czuć klimat. Zdaje się, że trafiliśmy na tę część, w której handluje się ubraniami. Fajnie się to obserwuje, ale za to nie widać nigdzie knajpek. Tłum za to tak duży, że nie idzie nawet zrobić zdjęcia. Nic to – obieramy azymut na plac Imama – ponoć drugi co do wielkości plac na świecie, mniejszy tylko od Tienanmen. Niestety szukanie żarcia nadal nam nie wychodzi – skazani jesteśmy na irański fastfood w postaci ziaren kukurydzy z przyprawami i sosem majonezowym. W sumie nienajgorsze, a na pewno w Polsce takiego nie dostaniemy ![]() Na placu tłum. Centralnie usytuowana jest na nim fontanna wielkości boiska, która trochę pomaga znosić upał. Ponieważ jest już późne popołudnie, słońce daje trochę luzu i idzie żyć. Ludzie piknikują, na trawie siedzą całe rodziny, w fontannie kąpią się dzieci. Ktoś puszcza latawiec. Atmosfera wesoła, ludzie uśmiechnięci, wydają się szczęśliwi. Na pewno potrafią łapać chwilę. Biedne konie ciągną bryczki z tłumem chętnych na takie przejażdżki. Nie podoba nam się to, ale taki widać „wakacyjny standard”. Zapewne u nas w Zakopanem czy nad morzem jest podobnie, ale my unikamy jak ognia takich miejsc, więc nie mamy porównania. 140.jpg 141.jpg 142.jpg 143.jpg 144.jpg Do pałacu szacha Ali Qapu nie idziemy – ponoć poza sufitem nie ma tam nic ciekawego. 145.jpg Musimy wyróżniać się z tłumu, gdyż natychmiast wyławiają nas naciągacze: przewodnicy oferujący swe usługi oraz natręt w postaci chłopca. Z tym ostatnim nie możemy sobie poradzić. Jest jak zaraza – nie boi się nawet obiektywu aparatu wycelowanego prosto w niego. 146.jpg Wreszcie widać, tak chętnie uwieczniane na zdjęciach i charakterystyczne dla Iranu niebieskie kopuły meczetów i także niebieskie, bardzo zdobne ajwany. 147.jpg 148.jpg 149.jpg Postanowiliśmy wejść do meczetu Jameh Abbasi. Musimy wysupłać za to 2 miliony ![]() Niestety w środku czeka nas niewielkie rozczarowanie – trwa remont i rusztowania psują widok. Mimo to ogrom budowli i pieczołowitość zdobień robią wrażenie. 150.jpg 151.jpg 152.jpg 153.jpg Facet z obsługi wyraźnie ochrzanił dwie młode dziewczyny i wywalił je z meczetu – najwyraźniej dostało im się za brak chust, a raczej za to, że zsunęły im się z głów na ramiona. Powoli zamykają – wychodzimy i my. Zachodzące słońce pięknie eksponuje kolory ścian. Zaaferowani oglądaniem zupełnie zapomnieliśmy, że poszukujemy żarcia! Odchodzimy kawałek od głównego plac i udaje się wreszcie znaleźć knajpkę. Jedzenie jednak znowu będzie niespodzianką – ni pierona nie możemy się dogadać, a menu jest wyłącznie po persku. Dostajemy mięcho z zieleniną – całkiem smaczne. Do tego pijemy coś na wzór piwa (oczywiście bezalkoholowego) – słodkie, ale dobre. Czytałem, że w Iranie da się kupić „na melinie” pędzony z rodzynek bimber, nazywany tutaj „psi pot”. My jednak dajemy bez tego spokojnie radę, więc nie poszukujemy. Poza głównym traktem zdarzają się też bardziej zapuszczone, stare rewiry. 157.jpg Idąc po bazarze co chwila dostrzegamy jakiś ładny szczegół. 154.jpg 155.jpg 156.jpg 158.jpg Wracając do hotelu przechodzimy znów przez plac Imama. Jest już ciemno, a ludzi jeszcze przybyło. Zabytki są zaś ładnie podświetlone. 159.jpg 160.jpg Po drodze trafiamy jeszcze na parking dla motocykli. U nas takich raczej mało. Ale sprzętów to im nie ma co zazdrościć! 161.jpg Wracamy do hotelu i idziemy spać. Niestety, pokój jest bardzo nagrzany, więc bez klimatyzacji nie da się żyć, a włączona maszyna hałasuje okrutnie, na co nie zwróciliśmy wcześniej uwagi. Trzeba wobec tego skorzystać ze stoperów – od pewnego momentu naszego obowiązkowego wyposażenia podróżnego ![]() Tego dnia pokonaliśmy 448 km. |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
IRAN wiosna 2022 | syncronizator | Azja | 18 | 20.10.2022 22:53 |
"PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND" | adamsluk | Polska | 36 | 18.03.2016 18:48 |
Ile naprawdę kosztuje SHOEI Hornet ?:) | MChmiel | Kaski | 7 | 27.01.2010 10:38 |