Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18.11.2009, 17:17   #1
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 1 godz 29 min 7 s
Domyślnie

Rozdział Piąty

Czyli:

Jak nie urok to sraczka.

Dzień dwudziesty czwarty

Po wyjściu z namiotu wita mnie rozmyta w biegu zielona gęba Bartka oraz powiewający za nim papier. Razem znikają za krzakiem. Po chwili wraca wymęczony walką na dwie strony.

Po kilku takich przebieżkach wali się do namiotu słaby jak nomen omen gówno.

1.jpg

Wygrzebuję gdzieś tabletki na podobne dolegliwości. Bartek zażywa i zasypia.

Ja w tym czasie idę głęboko w step, gdzie obserwuje rytuały piesków preriowych czy jak się te śmieszne stworki nazywają. Niestety Krystyna Czubówna miała dziś wolne więc pozostała mi tylko tępa obserwacja bez narracji.

Z fałszywą troską wynikającą z chęci dalszej jazdy co chwilę pytam Bartka czy już lepiej się czuje. W końcu chłopak dochodzi do wniosku, że moja upierdliwość jest dalece gorsza od sraczki. Pakuje szybko tobołki i po chwili możemy jechać dalej

Przez 230 km jedzie się fajnie po czym międzynarodowa droga M32 przechodzi w dziury, które z kolei przechodzą w większe dziury a te dla odmiany w drogę gruntową.

7.jpg

W przydrożnym kafe przy okazji obiadu pytamy na jakim odcinku jest taka droga
- Przez 80 kilometrów a potem to już tylko aaasfalt i aaaasfalt.

Droga to... w zasadzie to nie droga tylko koleiny i doły upchane na pasie drogowym. Kluczymy pomiędzy tymi dziurami zastanawiając się jakim cudem jeżdzą tędy samochody. Niektóre doły bez większego problemu schowałyby pojazd łącznie z dachem.

Po paru kilometrach zjeżdżamy na wąską dróżkę w stepie, biegnąca równolegle do międzynarodowej drogi M32 i paradoksalnie tempo naszej jazdy mocno wzrasta.

No i oczywiście komuś to strasznie przeszkadzało bo po chwili zaczęła się ulewa. Zakładamy przeciwdeszczowe ciuchy i wszystko byłoby elegancko gdyby nie to, że w przypływie geniuszu innowacji zamiast założyć ten zestaw jak należy, wkładam kurtkę w spodnie. W efekcie cała woda spływa mi w gacie.

Wracamy na główną drogę a tam wita nas kleista śliska maź.

3.jpg

Dopóki jedziemy po śladach poprzedzającej nas ciężarówki jest znośnie, jednak wszystko się zmienia gdy postanawiam ciężarówkę wyprzedzić. Już w połowie ciężarówki zaczyna mną miotać na boki. Po wyprzedzeniu jadę jeszcze 10 metrów zygzakiem po czym kładę się jak długi.
Gleba była na tyle konkretna, że odrywa mi kufer i wgniata osłonę silnika. Okazało się , że to gęste i lepkie błoto zapchało mi cały błotnik, a że brakowało w błotniku jednej śruby, wykręciło go na tyle, ze po raz kolejny wlazł pod osłonę silnika blokując koło i kierownicę. Wyprzedzana ciężarówka zatrzymała się a kierowca z pasażerem urządzili sobie teatr obserwując moje tarzanie się w błocie. Gdy już spełnili się jako widzowie, ciężarówka ruszyła w dalszą drogę tylko po to aby 100m dalej zakopać się w błocie. Cały ruch na drodze zamarł. Nawet kamazy nie były w stanie jechać w tej mazi.

4.jpg

Tylko jeden Rosjanin w nowiutkim lancerze ambitnie zaatakował. Bardzo dziękował gdy go w końcu wypchaliśmy z błotnistego dołu.

Droga zamieniła się w miejsce piknikowe. Rozmówki, melony i ogólnie bardzo wesoła atmosfera. Kierowcy ciężarówek zapewniają, że jak zaświeci słońce droga momentalnie wyschnie i będzie można jechać.

W końcu wydaje się, że już jest lepiej. Ruszyły ciężarówki a w końcu my. Po 50 metrach tańca znów się zatrzymujemy. Opony a zwłaszcza przednie TKC tak się zapchały, że zamieniły się w slicki a wiadomo jak czymś takim jeździ się po błocie. Próbujemy wygrzebać błoto z pomiędzy koła a błotnika jednak to cholerstwo jest tak gęste, ledwo się udaje.

5.jpg

Po odczekaniu chwili jedziemy dalej. Jadący teraz z przodu Bartek zatrzymuje się i dotyka przedniej opony. Opona parzy a na jej powierzchni wyryte są głębokie bruzdy. Po odkręceniu błotnika okazuje się, że jest pełny pięknie wypalonej ceramiki, na tyle twardej, że udaje się ją wykruszyć dopiero po dłuższej walce.
U mnie niewiele lepiej. Widząc, że dalsza jazda zakończy się kolejnym zblokowaniem koła odkręcam błotnik zupełnie.

2.jpg

Jedzie się trochę lepiej aż w końcu dojeżdżamy do suchego, gdzie znów przykręcam błotnik. Jednak jest on już na tyle wykręcony, że na odcinku 1000m, 4 razy włazi mi pod osłonę silnika 4 razy o mało mnie nie kładąc.

W końcu nie wytrzymuje i odcinam kawał błotnika, zyskując tym samym niesamowitą ulgę psychiczną wiedząc, że byle dziura nie grozi już blokadą kierownicy.

Znów jedziemy ścieżką w stepie. Widząc, że już jest sucho i nie grozi mi blokada kierownicy jadę sobie beztrosko kompletnie tracąc czujność. W efekcie nie zauważam kiedy wbijam się głęboki kopny piach.
Następna rzeczą był lot piękną parabolą nad kierownicą. Tak sobie lecąc zabieram po drodze ze sobą szybę wraz z kawałkiem owiewki, a że odpadł też kufer to już chyba nawet pisać nie trzeba.

6.jpg

Po wypluciu piachu coś we mnie pęka. Rzucam kurwami na prawo i lewo mając ochotę pierdolnąć tym wszystkim w pizdu. Dopuściłem się także znieważenia głowy państwa wrzeszcząc, ze szkoda, że się pedał nie umieścił na plakacie podczas przecinania wstęgi na nowej drodze. Od Kirgistanu jechaliśmy już w pełni wyluzowani mając w pamięci idealne drogi w Kazachstanie. Całe napięcie po Tadżykistanie już z nas dawno spłynęło i to co zastaliśmy tutaj kompletnie nas zaskoczyło.

Polskie przekleństwa mają cudowną moc terapeutyczną. Kilka porządnych wiązanek i od razu się człowiek uspokaja.

Już po zmroku dojeżdżamy do osady gdzie jemy i tankujemy. Miejscowi twierdzą, że od tego momentu to już świetny asfalt.

Skoro tak to jedziemy dalej w kierunku Aktobe.
Faktycznie przez 30 km jedziemy nowiutkim asfaltem. Ogarnia nas jednak stanowczo przedwczesna radość. Po 30 km Nowy asfalt przechodzi w dziurawe szczątki starego asfaltu, który znów kończy się grawiejka i piachem a wszystko to jest ozdobione kropiącym deszczem. Dociągamy do północy, po czym wjeżdżamy w pierwszy zjazd i bez sił walimy się do spania.
__________________
Wiesz... taki kuter...


Ostatnio edytowane przez czosnek : 19.11.2009 o 00:50
czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.11.2009, 19:42   #2
puntek
 
puntek's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Raczyce/Wrocław
Posty: 2,012
Motocykl: RD04
Przebieg: 3 ....
puntek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 56 min 54 s
Domyślnie

zajebiście gościu piszesz ślina mi cieknie cały czas gdyby nie papier toaletowy klawiatura by się rozpuściła ...
__________________
AKTUALNIE SZUKAM PRACY!!! ale nadaję się tylko na szefa
puntek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.11.2009, 23:08   #3
czoko86
 
czoko86's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warzno
Posty: 245
Motocykl: RD07
Przebieg: 61 tyś
czoko86 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 6 dni 12 godz 20 min 53 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post



Następna rzeczą był lot piękną parabolą nad kierownicą. Tak sobie lecąc zabieram po drodze ze sobą szybę wraz z kawałkiem owiewki, a że odpadł też kufer to już chyba nawet pisać nie trzeba.

naprawdę mocne kulałem się ze śmiechu jak o tym kufrze przeczytałem jeszcze się opanować nie mogę
a że czekam na kolejne części Twojej opowieści to już chyba nawet pisać nie trzeba
czoko86 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.11.2009, 01:31   #4
jackmd
 
jackmd's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Wodzisław Sląski
Posty: 161
Motocykl: RD07a
Przebieg: 55000
jackmd jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 dni 2 godz 47 min 21 s
Domyślnie

I znowu dzisiaj będę niewyspany, a jednocześnie ciekawy, co dalej....Sie ma.
jackmd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.11.2009, 20:31   #5
Mitzrael


Zarejestrowany: Nov 2009
Miasto: Śląsk
Posty: 6
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Mitzrael jest na dystyngowanej drodze
Online: 11 godz 45 min 18 s
Domyślnie

Poprostu brak słów... nie pamiętam żebym kiedykolwiek z taką niecierpliwością czekał na kolejną część czegoś... jak narazie jedna z najlepszych powieśći podrózniczo-przygodowych jakie kiedykolwiek czytałem...a że momentami się smieje do łez to się wytnie... dajesz stary dalej
Mitzrael jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 16:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:31.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.