Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Polska

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23.07.2023, 19:50   #1
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,737
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 2 tygodni 19 godz 5 min 13 s
Domyślnie

Podlasiaki obiecywali ze przywiezo zgrzewkie na Biały Brzeg. Tak było! Nie pamietam kto obiecał ale na pewno słowa dotrzyma
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2023, 09:17   #2
_-aska-_
 
_-aska-_'s Avatar


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
_-aska-_ jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał matjas Zobacz post
Podlasiaki obiecywali ze przywiezo zgrzewkie na Biały Brzeg. Tak było! Nie pamietam kto obiecał ale na pewno słowa dotrzyma
A widzisz. Ja tu już się zastanawiałam czy by nie zadzwonić do Pani, u której nocowaliśmy, czy by mi tego paczkomatem nie posłała, a najprostsze rozwiązanie nie przyszło mi do głowy
_-aska-_ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.07.2023, 09:58   #3
Mhv
Michał
 
Mhv's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: May 2009
Miasto: Siedlce-Warszawa
Posty: 2,216
Motocykl: RD07a
Przebieg: do neg.
Mhv jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 9 godz 57 min 36 s
Domyślnie

Zdjęcia nieoczywiste..ja też lubię takie klimaty. A Podlasie to już w ogóle..w sumie z Siedlec jestem..
Mhv jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.07.2023, 14:36   #4
_-aska-_
 
_-aska-_'s Avatar


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
_-aska-_ jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Mhv Zobacz post
Zdjęcia nieoczywiste..ja też lubię takie klimaty. A Podlasie to już w ogóle..w sumie z Siedlec jestem..
Puszczę lekki spojler - przez cały urlop nie zwiedziliśmy nic, co nie byłoby ruiną
_-aska-_ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.07.2023, 11:43   #5
golab
 
golab's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2011
Miasto: Białystok
Posty: 529
Motocykl: nie mam AT jeszcze
golab jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 22 min 33 s
Domyślnie

Byliście tak blisko Karakul tylko Nas nie odwiedza się na jeden dzień
golab jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.07.2023, 12:44   #6
_-aska-_
 
_-aska-_'s Avatar


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
_-aska-_ jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał golab Zobacz post
Byliście tak blisko Karakul tylko Nas nie odwiedza się na jeden dzień
Rzekłabym, że objechaliśmy Was szerokim łukiem Może następnym razem!
karakule.jpg


Skoro zwiedziliśmy już Krynki, wybawiliśmy pieska i wyukochiwaliśmy śmiesznego kotka, to czas ruszać dalej. Punktu docelowego brak - mniej więcej gdzieś w okolicach Sejn wypadałoby coś znaleźć, ale czy bliżej, czy dalej, to nie ma większego znaczenia. Ja niby uważam, że spokojnie można było znaleźć jakieś fajne miejsce nad jeziorem i poczilować przez jeden dzień mocząc nogi w wodzie, ale Maciek stawia opór, że bez sensu tak po prostu delektować się przyrodą.
Po drodze do zwiedzenia mamy Lipsk, gdyż mają tam dużo bunkrów z linii Mołotowa. Co ważne mają też Biedronkę Generalnie zgodnie z mapą wokół całego miasta porozrzucane są pojedyncze punkty, wybieram więc takie, gdzie jest największe skupisko - żeby nie trzeba było co chwila odpalać moturów, tylko raz się zatrzymać i zwiedzić 3 bunkry na raz. Miejsce znajdujemy, ale bunkrów nie xD jest za to dziura w ziemi oraz góra gruzu i piachu. Robimy obchód w poszukiwaniu zagubionych atrakcji - jedynie kawałek dalej za polem wypatrujemy bunkier ukryty w krzakach, ale też nie ma jak dojść nie depcząc rolnikowi zboża.
1_2_1_2.jpg

W międzyczasie zjawia się człowiek w ciężarówce i pyta czego szukamy. Tłumaczy, że tu bunkrów to akurat nie było (najpierw uznajemy, że co ma innego mówić, jak pewnie je wykopał, ale później doczytuję na mapie googla i faktycznie moja wina - te punkty były oznaczone jako "wykop pod schron dwukondygnacyjny"...). Miły człowiek z ciężarówko pogadał z nami chwilę i powiedział gdzie warto podjechać, żeby faktycznie zobaczyć jakieś bunkry. Ruszamy więc w dalszą drogę - bunkrów nie znaleźliśmy, ale cóż. Bywa i tak. Prawdę mówiąc nie szukaliśmy też jakoś bardzo intensywnie.
Cenne info na temat Lipska - stacja benzynowa obok sklepu Krówka działa, wbrew temu, co piszą mapy googla. Ten dzień upływa nam pod znakiem kompletnie niczego. W Gibach robimy postój na jedzenie i decyzję gdzie chcemy nocować. Uznajemy, że skoro ma to być miejsce byle doczekać do rana i ruszyć dalej, to nie ma co kombinować i wybieramy najbliższy camping o wdzięcznej nazwie "Campercamp". Wbijamy na miejsce, a tam dzieci na koloniach. Ale miła Pani z jeszcze milszym pieskiem tłumaczy nam, że dzieci o 22 i tak mają ciszę nocną, a miejsce na namioty jest tam na dole w bezpiecznej odległości od domków. Schodzimy we wskazane miejsce, a tam niewielka plaża, pomost, miejsce na ognisko i drzewa. Wracamy więc do Pani zapytać czy dobrze poszliśmy. Tak, to właśnie tam. Dziwne, ale ok, w sumie to byle dotrwać do rana, a poza nami nikogo z namiotem nie ma. Maciek bierze się za rozbijanie namiotu, a ja wracam do Gib do bankomatu i sklepu. Trochę posiedzieliśmy na mniejszym pomoście, nacieszyliśmy się zaskrońcami, które zaczęły wychodzić na deski, żeby ogrzać się w ostatnich promieniach słońca, potem jeszcze krótki spacer wzdłuż brzegu jeziora i chwilę później okazuje się, że jest to jakaś mekka wędkarzy i zjeżdżają się kolejne ekipy z namiotami. Przed nami lądują panowie z wypasioną terenówką, wypasionym wielkim namiotem (który chyba był świeżym zakupem i stoczyli z nim długą i nierówną walkę, że aż mnie korciło, żeby wyłączyć serial, który sobie spokojnie oglądaliśmy w namiocie, i obserwować ich zmagania; ale jednak uznałam, że mogłoby im być przykro ) oraz wypasionym reflektorem, który ustawiają prosto w nasz namiot. Maciek chciał coś jeszcze z zewnątrz przynieść, wyszedł z namiotu prosto w ten snop światła i mówi do ludzi, że może by jakoś inaczej to ustawili. "A przeszkadza w czymś?" żachnęli się sąsiedzi. Wtedy dostali po oczach światłem trzymanej w maćkowej dłoni latarki i usłyszeli krótkie "tak". Aluzja została zrozumiana


Noc nie była fajna. Jeden z wędkarzy na pomoście zostawił urządzenie do robienia PING! (prawdopodobnie jakiś sonar informujący o przepływającej rybie), które schował dopiero po godzinie 23. Panowie z wypasionego namiotu z kolei do późna siedzieli przy ognisku. Generalnie każdy ma prawo spędzać urlop po swojemu, ale problemem była wielkość terenu biwakowego - po prostu wszystko było na wcisk.
Rano oczywiście na pomoście pojawiły się dzieci z kolonii, miejsce opuściliśmy więc bez żalu i nie będziemy tęsknić. No, może trochę za pieskiem. Piesek był fajny.





Następnym punktem wycieczki miały być mosty w Stańczykach i gdzieś tam w okolicy mieliśmy szukać miejsca na kolejne 2 noce. Za Sejnami wjechaliśmy na TET i znowu, kurde, asfalt. No to na szybko nabazgrałam alternatywną trasę, gdzie niestety po chwili dobiliśmy się od znaku z zakazem wjazdu - a wiedzieć Wam trzeba, drogie dzieci, że jednak starałam się unikać wjeżdżania za takie znaki. W efekcie dojechaliśmy znowu do TET, a tam droga leśna! Oho! - myślę sobie - jaka ładna droga! Aż muszę przeprosić w myślach autora trasy! Kilka kilometrów dalej znaleźliśmy się na asfalcie... Na odcinku przejeżdżającym przez Suwalski Park Krajobrazowy wreszcie zaczyna się coś dziać, w efekcie jak po takiej ilości asfaltu i szutrów nagle natrafiam na strumyk z brzegiem zabezpieczonym betonowymi kręgami, to nawet łapię zawiechę i zebranie się na odwagę, żeby pokonać tę przeszkodę zajmuje mi dobre kilka minut xD Zaraz za strumykiem utykam z kolei w błocie, ale do tego czasu Maciek, który akurat ten odcinek jechał przodem, zdążył zaparkować kawałek dalej na stabilnym podłożu i wrócił z odsieczą. I wiecie co? Ledwie kilkanaście metrów przejechał i już mi linkę sprzęgła zepsuł, urwis jeden!
2.jpg3

Nastraszono mnie, że jak się całkiem urwie, to będzie bardzo źle. Ba! Że już jest bardzo źle! Próbujemy się zorientować jakie mamy opcje, ale zasięgu brak - zresztą przecież i tak nikt nam nie dostarczy tej linki do trzeciej krowy od lewej na drugim wzgórzu licząc od kępy krzaków. Dostaję więc propozycję zamiany motorków, ale zostaję na Zebrze. Mam prikaz, coby zapomnieć o istnieniu klamki sprzęgła. Jest to o tyle przykre, że klamka sprzęgła jest moim emotional support animal i (choć to pewnie kiepski nawyk) cisnę ją kiedy tylko cokolwiek zaczyna się dziać albo trzeba wykonać jakiś manewr. I już całkiem niedługo po starcie, kiedy trafiamy na zakręt ponad 90 stopni, więc przy prędkości maluśkiej, dochodzę do wniosku, że to się nie uda. Motur w zakręcie zaczyna się krztusić - no jak nic za mała prędkość i brak wciśniętego sprzęgła, będzie katastrofa, nie dojedziemy tak nigdzie! A nie. Ok. Tylko zapomniałam odkręcić kranika przed startem z postoju

Bez problemów, choć z duszą na ramieniu, docieramy do mostów w Stańczykach. Zasadniczo plan zakładał, że nocleg gdzieś kawałek dalej, żeby z bazy móc na piechotę obejść Stańczyki, Kiepojcie i może coś jeszcze w okolicy (nie ma nic spektakularnego jakby co, ale jest na przykład dużo malutkich starych cmentarzy poukrywanych po krzakach). Sytuacja moturkowa sprawia jednak, że nie chcemy nadwyrężać linki sprzęgła oraz moich nerwów, pytamy więc Panią na straganie z pamiątkami na moście czy jakiś nocleg tu gdzieś jest. Pani kieruje nas do agroturystyki kawałek niżej. NIŻEJ, co oznacza, że doturliwujemy się tam bez odpalania silników, znowu oszczędzając linkę sprzęgła Wcześniej jednak zwiedzamy mosty, w rzeczce na dole natykamy się na bobra Więc nastrój od razu lepszy - pierwszy raz widziałam bobra z zaledwie kilku metrów. A w ogóle to drugi, bo raz już jednego spotkałam, ale był jakieś 100 metrów ode mnie
3.jpg
4.jpg
5_6_1_2.jpg

I ten nocleg polecam całym serduszkiem. Gospodyni i jej zięć przesympatyczni ludzie. Główny budynek przejęła jakaś pielgrzymka, więc my zostajemy ulokowani w budynku obok obory i jest tam super. Jest kuchnia, łazienka, bardzo duży pokój. Osobno jeszcze jeden pokój też z własną łazienką. A nad łóżkiem taki piękny wyhaftowany obraz. Naprawdę jestem nim zachwycona. Przecież ileż to czasu i uczucia trzeba było wsadzić, żeby zrobić ten portret.
6.jpg
7.jpg
8.jpg
9.jpg
10.jpg


Jest sobotnie popołudnie, więc Maciek ze Świnką pędzą kilka kilometrów do Przerośli do sklepu. Co kupić? Niewiele, bo Gospodyni na hasło "placki z jabłkami" mówi, że mąkę, cukier, olej i jajka to ona ma. No nic, to chociaż coś do picia kupi.
W ogóle śmieszna sprawa z tymi Stańczykami, bo tam nie ma zasięgu. Kompletnie. Po zasięg trzeba iść na wieżę widokową (albo na mosty). Następnego dnia okazuje się, że zasadniczo wszędzie wokół, na każdym pastwisku, w każdym lesie i nad każdym jeziorkiem zasięg jest. Nie ma go tylko w samych Stańczykach W ogóle Stańczyki to hotel, 2 gospodarstwa, z czego jedno z agroturystyką, w której nocowaliśmy, i mosty. No i wieża widokowa oczywiście.


Niedziela upływa nam na pieszej wycieczce do mostów w Kiepojciach. Próbujemy najkrótszą drogą, czyli po starym nasypie kolejowym. Sprawę utrudniają elektryczne pastuchy ogradzające pastwiska i miejscowo cholernie gęste krzaki.
W międzyczasie organizujemy też telekonferencję z moim bratem, który pokazuje nam co leży na biurku u nas w mieszkaniu, żeby Maciek sprawdził czy dobrze pamięta, że tam gdzieś leży linka sprzęgła. Leży! No to trzeba nam wysłać paczkomatem Ustalamy, że nie ma co siedzieć tyle czasu w Stańczykach. Następny w planach jest Goniądz i właśnie tam odbierzemy linkę. To tylko 150km i to do tego TET, który nauczeni doświadczeniem poprzednich dni zakładamy, że jest niewymagający i nudnawy. Dodatkowo modyfikuję lekko trasę i wychodzi około 130km z zakazem naciskania sprzęgła Ale póki co spacery i próby zaprzyjaźniania się z okoliczną fauną.
11.jpg
12_13_1_2.jpg
13.jpg
14.jpg
15.jpg
16.jpg
17.jpg
18.jpg
19.jpg
20.jpg
21.jpg

W poniedziałek rano wyruszamy w trasę - chociaż to ja mam nawigację, początkowo prowadzi Maciek, bo trasa prowadzi przez Przerośl, w której przecież w sobotę był w sklepie, więc zna drogę. Kiedy na Locusie trójkącik oznaczający nas zaczyna poruszać się po czerwonej kresce trasy, przejmuję prowadzenie. Ale zaraz. Przecież już dawno powinniśmy być w Przerośli, tymczasem jesteśmy buk wie gdzie. Oddalam więc mapę na telefonie i okazuje się, że jedziemy trasą, którą do Stańczyków przyjechaliśmy, czyli kompletnie nie tam, gdzie powinniśmy jechać. Dobra, nawrót pod sklepik, który przed chwilą mijamy - sklepik jest na podjeździe, więc będzie można ruszyć bez naciskania sprzęgła. Po wyrzuceniu z siebie pretensji, że jakim cudem źle nas poprowadziłeś, idę usiąść i przeanalizować sytuację.
Załącznik 126892
Znajduję punkt, w którym Maciek źle skręcił i rzucił nam pod koła pierwszą kłodę, którą ja później nieświadomie uzupełniłam o kolejne.
Błąd pierwszy
22_23_1_2.jpg

Ok. Wyznaczam najprostszą trasę, którą dojedziemy do TET i ruszamy dalej. Zestresowana linką sprzęgła i poirytowana poranną wtopą prowadzę dzielnie, jedzie się całkiem sprawnie i bezproblemowo. Maciek wymyśla patent na bezsprzęgłowe pokonywanie skrzyżowań i widząc, że zbliżamy się do drogi z pierwszeństwem wyprzedza i jeśli jest wolne, to staje na skrzyżowaniu, żebym wiedziała, że mogę jechać. Więc tak jedziemy sobie spokojnie kiedy nagle dostrzegam znak "Stańczyki mosty 10km". Myślę sobie "co?". A chwilę później wjeżdżamy do Przerośli. Do tej Przerośli, do której rano miał nas prowadzić Maciek, bo był w niej w sklepie. "CO?" Po dwóch godzinach i 70 przejechanych kilometrach jesteśmy 5km od punktu startowego... "Johnny Bravo enters The Zone Where Normal Things Don't Happen Very Often". Tak, to właśnie w okolicach Stańczyków znajduje się polska strefa mroku. Polski trójkąt bermudzki, w który jak wpadniecie, to już nigdy nie uda Wam się wydostać. NIGDY! NIIIIIIIIIIIIGDYYYYYYYYYYYY!


A przynajmniej nieprędko


Czego się wtedy nauczyłam? Żeby robić porządek w narysowanych trasach. Kiedy moja narysowana dojazdówka dobiła do TET, jakoś kompletnie mi to umknęło i nie zauważyłam, że miałam wtedy do wyboru niebieską kreskę w prawo albo niebieską kreskę w lewo. Zauważyłam tylko tę w prawo. I tak oto kółko się zamknęło...


Błąd drugi​
blad2.jpg

Podsumowanie dnia? Zamiast 130 zrobiliśmy 192km, podczas których użyłam klamki sprzęgła 9 razy. Na rynku w Goniądzu zjadamy lody, załatwiamy nocleg 500m dalej i oddychamy z ulgą, że po pierwsze udało nam się wyrwać z trójkąta bermudzkiego, a po drugie linka nie zerwała się całkiem.


Strasznie długi ten odcinek, więc opowieść o Goniądzu zostawiam na później
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg blad1.jpg (160.7 KB, 11 wyświetleń)

Ostatnio edytowane przez Novy : 09.02.2024 o 23:12 Powód: Obróciłem zdjęcia
_-aska-_ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.01.2024, 10:08   #7
_-aska-_
 
_-aska-_'s Avatar


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
_-aska-_ jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 11 godz 33 s
Domyślnie

No dobra, czas kończyć ten urlop
A więc Goniądz. Pokój mamy jakby luksusowy.
1.jpg
Motorki zaparkowane na placu zamykanym bramą kutą w winogrona.
2.jpg
3.jpg
Mam nadzieję, że żaden Goniądzanin się na mnie nie obrazi za te słowa, ale w sumie to niewiele tam jest do roboty.
g1.jpg
g2.jpg
g3.jpg
g4.jpg

Dlaczego zatem zaplanowałam tam aż 3 noclegi? Otóż po pierwsze chciałam zaliczyć spływ Biebrzą, gdyż jeszcze nie byłam na spływie kajakowym. Po drugie obok jest Twierdza Osowiec, którą uznałam za wartą zwiedzenia. I tak sobie wymyśliłam, że jeden dzień na kajaki, drugi dzień na zwiedzanie i spadamy dalej.

Po pierwszej nocy o 4.30 nad ranem budzi mnie dziwny dźwięk. Takie brzrzrzrzrzrz, ŁUP! brzrzrzrzrzrz, ŁUP! brzrzrzrzrzrz, ŁUP! Myślę sobie - zwarcie w bramie, silnik chce ją otworzyć, ale kłódka blokuje. Nie. No nie pasuje jednak. Brzrzrzrzrzrz, ŁUP! Co jest?! Brzrzrzrzrzrz, ŁUP! Czy jest jakieś takie urządzenie elektryczne do łupania drewna? Brzrzrzrzrzrz, ŁUP! K...a! W końcu udało mi się jeszcze na chwilę zasnąć, a rano zgooglałam. To się nazywa łuparka elektryczna.

Celem zaliczenia spływu udajemy się do Pana Artura, który założył firmę Ar-Tour, co uważam za majstersztyk językowy, i wypożycza kajaki oraz rowery. Pan Artur wywozi nas więc w górę Biebrzy i puszcza na wodę. Okolica piękna, mijamy bardzo dużo mniejszych i większych nor różnych zwierzątek. Łabędzie z młodymi. Pogoda dopisuje. Na brzegu widać głównie trzciny. Tyłki bolą od siedzenia. Nurt właściwi nie istnieje, więc nie pomaga w przemieszczaniu się. Zajęło nam to chyba ponad 3 godziny i cieszę się, że atrakcja zaliczona, ale jednak jeśli jeszcze gdzieś się na spływ wybiorę, to na ciekawszą rzekę
4.jpg
5.jpg
6.jpg


Czy Maćkowi podobał się spływ? Ciężko powiedzieć
7.jpg

Szczęśliwie udaje się dotrzeć do bazy, gdzie na plaży obok w najlepsze trwa piknik wojskowy.
8.jpg

A do paczkomatu z kolei równie szczęśliwie dotarła linka sprzęgła.
9.jpg

Z cyklu "po tygodniu na Podlasiu"
10.jpg

Po drugiej nocy o 4.30 nad ranem budzi mnie dziwny dźwięk. Takie brzrzrzrzrzrz, ŁUP! brzrzrzrzrzrz, ŁUP! brzrzrzrzrzrz, ŁUP! Myślę sobie - zamorduję człowieka i każdy sąd mnie uniewinni! Zamykam okno i jakoś zmuszam się jeszcze do zaśnięcia.

Znowu udajemy się do pana Artura z firmy Ar-Tour tym razem po rowery i pędzimy do twierdzy. Ważna wskazówka - zdecydowanie warto umówić się wcześniej telefonicznie. Ponieważ sąsiedzi z pokoju obok nastraszyli nas, że twierdza nieczynna, bo ptasia grypa, to zaczęłam szukać informacji i o zamknięciu nic nie znalazłam, ale o zapisach telefonicznych owszem. Osowiec jest czynną jednostką wojskową, więc wejść tam można wyłącznie z przewodnikiem. Teoretycznie można przyjść pod bramę i dołączyć do grupy, ale czasami grupy są już na tyle duże, że więcej osób nie przyjmują.
Sama twierdza bardzo spoko. Niestety w związku z powyższym nie można wleźć wszędzie i zajrzeć wszędzie, no ale cóż... Przewodnik nam się trafił performer-gawędziarz. Wiedzę o twierdzy ma ogromną, bo ileś książek i książeczek o niej napisał, ale strasznie dużo czasu poświęcał na robienie przedstawienia dla dzieciaków i nie tylko. Zagadywanki czy chłopcy mają dziewczyny. Wręczanie paniom łusek po nabojach, że jak na nich zagwiżdżą, to mężom stanie na baczność... No takie letko zalatujące żenadą, ale gawiedzi się podobało.
11.jpg
12.jpg
13.jpg
14.jpg

Po zwiedzeniu twierdzy szybki obiad w pobliskiej restauracji o wystroju pamiętającym jeszcze poprzedni ustrój oraz z całkiem dobrym jedzeniem i przemiłą obsługą. Polecanko.

I w drogę zwiedzać ścieżki dydaktyczne. Ziarno prawdy w plotkach sąsiadów było - niektóre trasy faktycznie były zamknięte z powodu ptasiej grypy. Kawałek dalej są jeszcze bunkry, po których można sobie swobodnie połazić. Oraz takie otoczone fosą, w znacznie lepszym stanie zachowania, ale za to obstawione wzdłuż jedynej zarośniętej cierniami ścieżki wielkimi tablicami, że teren prywatny i spadać. Najpierw postanawiamy je zignorować, ale przy mniej więcej 10 uznaję, że jak ktoś wydał aż tyle kasy na te tablice, to może jednak uszanować ich treść. Do tej pory żałuję, ale trudno. Dwójka ludzi, którzy byli z nami w twierdzy poszła tam zwiedzać i z daleka widzieliśmy jak sobie tam chodzą, więc jakby co wygląda na to, że nie ma wilczych dołów ani innych pułapek - jakby ktoś chciał wiedzieć
15.jpg
16.jpg
17.jpg

Z wycieczki wracamy tak idealnie, że tuż przed miejscem docelowym spadają na nas pierwsze krople deszczu. Po drodze mijam uśmiech na drodze. Maciek zarzuca mi kłam, więc muszę wrócić i zrobić zdjęcie.
18.jpg

Po trzeciej nocy o 4.30 nad ranem budzi mnie dziwny dźwięk. Takie brzrzrzrzrzrz, ŁUP! brzrzrzrzrzrz, ŁUP! brzrzrzrzrzrz, ŁUP! Wściekła wstaję, żeby zamknąć okno, ale że z okna mam widok wzdłuż drogi na most nad Biebrzą, to widzę, że wieczorny deszcze spowodował poranne mgły. Uznaję więc, że skoro już nie śpię, to niech chociaż coś dobrego z tego będzie i idę na spacer.
19.jpg
20.jpg
21.jpg
Kiedy wracam z wycieczki nastrój mam trochę lepszy dzięki widokom, ale jednak nadal wściekła jestem na tego cholernego dziada, który musi rąbać drewno akurat 0d 4.30 do 5.30, potem pół godzinki przerwy, zapewne na kawę, znowu rąbie i przed 7 nastaje cisza. Myślę sobie - pójdę go opieprzyć. I nawet podchodzę do ogrodzenia, ale po pierwsze facet mnie nie zauważa zajęty pracą, a po drugie to tak sobie zaczynam myśleć, że może on po prostu przed 7 musi wyjść gdzieś w pole do roboty i to jedyna chwila, kiedy może to drewno porąbać... Odpuszczam więc i wracam do pokoju.

A potem od właścicielki naszego apartamentu dowiadujemy się, że nie, facet jest na emeryturze i kompletnie nie ma nic ciekawszego do roboty, po prostu jest złośliwym dziadem, bo już mu próbowali zwracać uwagę. Ale i tak są postępy, bo wcześniej używał piły łańcuchowej xD
22.jpg
23.jpg

I tak oto koło 10.30 żegnamy się z Goniądzem. Do domu mamy jakoś koło 350km i kilka miejsc do zwiedzenia, więc ten ostatni odcinek jest zaplanowany na 2 dni jazdy, ale bez konkretnego punktu noclegowego, bo akurat jest taki fragment Polski, gdzie nie istnieją pola namiotowe ani agroturystyka.

Nieważne, tym będziemy się martwić później.
_-aska-_ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Trochę dalej ale krótko - czyli Stella Alpina A.D. 2023 luk2asz Trochę dalej 89 07.07.2024 05:23
Niedźwiedzie, szerszenie i muchy, czyli MOTO POŁUDNIE 2023 Mech&Ścioła Trochę dalej 75 04.07.2023 08:56
Prostownik czyli Podlasie ładuje baterie mirkoslawski Polska 9 15.10.2021 08:38
Biesy, Podlasie i Mazury czyli jak (nie)pojechałem na Bałkany. mirkoslawski Polska 10 27.06.2020 05:12
Dziczyzna wraca na Podlasie czyli z Kielc prawie do Rosji ;) mirkoslawski Polska 7 12.11.2019 14:03


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:55.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.