|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Aug 2019
Miasto: WZ
Posty: 172
Motocykl: SD09
Przebieg: 39999
![]() Online: 2 tygodni 6 dni 21 godz 29 min 40 s
|
![]()
No to pisze się dalej... :-)
Dzień czwarty - 19.06.2018. Transfogarasan. I znów ruszamy przed 11:00. Po wczorajszych deszczach musieliśmy wysuszyć się w porannym, na szczęście mocnym już słoneczku. Z Brezoi kierujemy się przez piękny przełom rzeki Olt na południe drogą 7 (E81), by po kilkunastu kilometrach skręcić na wschód w 703G w najkrótszą drogę do Curtea de Arges, gdzie zaczyna się trasa Transfogaraska. Niecałe 10 km później skończył się asfalt i pojawił się dość strony podjazd wysypany luźnymi kamieniami, ale jesteśmy przyzwyczajeni już do rumuńskich standardów drogowych. Jak przygoda to przygoda. Planując drogę wybrałem ten skrót sprawdziwszy uprzednio, zarówno w atlasie Rumunii, jak i w mapach internetowych, że droga oznaczona jest kolorem żółtym czyli jako droga drugiej kategorii. Dodatkowo nawigacja Google pokazała nam tędy najszybszą opcję przejazdu do trasy Transfogaraskiej. Jechaliśmy tak sobie przez górskie rumuńskie wioski, tu naprawiają jakąś Dacię, tam Aro jakieś jedzie mozolnie pod górę, niektóre podjazdy były dość strome, ale teren obniżał się, więc asfalt powinien być tuż tuż. Po wyjeździe z kolejnej wioski pojawił się stromy podjazd, jadę, droga coraz bardziej pocięta korytami strumieni rwących zapewne podczas ostatniego deszczu (a raczej oberwania chmury), nie ma gdzie się zatrzymać, z prawej strony droga jest podmyta i kończy się ucięta urwiskiem, dziury po osie, oślizgłe kamienie i gliniasta koleina. Jeśli stanę to już na pewno nie ruszę, a i wysoce prawdopdobne że zakończy się to upadkiem. Nie wiem jakim cudem udało mi się moją Hondą podjechać na szczyt, świeżo zatankowany motocykl wraz z bagażem to coś około 300 kg. Zatrzymałem się w pierwszym miejscu o możliwie stabilnym podłożu, zostawiłem moto i pobiegłem w dół do Przemka, który został gdzieś kilkaset metró z tyłu. Nie słychać silnika, oj niedobrze. Jeden, drugi zakręt, jest. Szczęśliwie utknął już na początku podjazdu ślizgając się w glinie i mokrych kamieniach, automat nie pozwalał powalczyć z takimi warunkami. Nie ma jak zawrócić, nie ma jak wyjechać z koleiny, na tyle głębokiej że motocykl stoi w niej samodzielnie w pionie bez użycia stopki. Nie ma szansy na ruszenie w górę, więc Przemek siedzi na motocyklu dohamując, ja sprowadzam go kilkadziesiąt metrów tyłem w dół. Idziemy z liną na górę do mojego motocykla, oglądając podjazd. Pomysł jest taki, żebym asekurowany przez Przemka zjechał z powrotem na dół, by wrócić razem do asfaltu. Nie ma szans, nie zjadę z powrotem, w najlepszym przypadku wywalę mojego "kloca" w błoto, w najgorszym zaliczymy urwisko, jakieś 15 - 20 metrów niemal pionowej, podmytej ściany. Niestety ze względu na fakt poruszania się na typowo szosowych oponach mieliśmy bardzo ograniczone możliwości prowadzenia po takim podłożu, dodatkowo pogorszone przez typowo szosowe zawieszenie i dużą masę u mnie oraz automat DCT pierwszej generacji u Przemka. Szybka narada i decyzja - Przemek wraca, objeżdża feralną drogę przez Ramnicu Valcea nadkładając 80 km, ja jadę dalej. Byle by nie było przede mną podobnych atrakcji, bo będę musiał chyba czekać na przyjazd jakiejś pomocy z ciężkim sprzętem. Zanim ruszyłem, słyszę wycie silnika i powtarzające się uderzanie podwozia o wystające kamienie. To nowiutki Mercedes z wynajmu próbuje pokonać tą samą drogę, chyba też ich Google wyprowadził... Jeden z najbardziej wyczekiwanych w moim życiu asfaltów pojawił się po mniej więcej 10 km, do tego momentu jeszcze parokrotnie balansowałem w kamiennych, rozmytych koleinach. Przeskok na drogę 703H, znów kilka kilometrów bez asfaltu, ale już równo i płasko. W Curtea de Arges wjeżdżam na Transfogaraską (7C) i szukam miejsca, gdzie mogę poczekać na Przemka. Czekając, obserwuję znów dziesiątki motocykli jadących w obu kierunkach. Wygląda na to że trasa jest otwarta, choć nadal pozostaje niepewność z powodu formalnego zakazu jazdy do końca czerwca. Przemek pojawia się po jakiś 2 godzinach, krótkie bardzo radosne powitanie i ruszamy dalej. Wreszcie tu jestem, na wymarzonej Transfogaraskiej. Trasa została wybudowana w latach 1970-74 na polecenie "geniusza Karpat", Nicolae Ceausescu, jako droga wojskowa, mająca ułatwić przemieszczenie armii rumuńskiej w stronę granicy radzieckiej. Obecnie jest jedną z największych atrakcji turystycznych Rumunii, przez dawną ekipę Top Gear uznana została za "Best Road of The World". Już po 15 km zaczynają się pierwsze widoki - wspaniały podjazd do zapory na jeziorze Vidraru. Z dołu można obserwować jak droga pnie się w górę, wykuta w pionowej skale, przez kilkudziesięciometrową przepaść przechodzi rachitycznym wiaduktem, by po chwili zniknąć w tunelach i wyjść nagle na koronę zapory. Aż strach pomyśleć o jakości materiałów i poziomie zaawansowania budownictwa rumuńskiego z czasów socjalizmu, choć z drugiej strony - miały przecież jeździć tędy czołgi, to i dwa motocykle z Polski przejadą... Przy zaporze spotykamy grupę motocyklistów z okolic Elbląga, wymieniamy wrażenia i dowiadujemy się że cała trasa jest przejezdna, tylko u góry mokro i dość kiepskie widoki z powodu padającego deszczu. Ruszamy dalej serpentynami dookoła jeziora, później doliną rzeki Arges. Mijamy znak zakazu wjazdu z tablicą informującą o zamknięciu trasy i rozpoczynamy mozolną wspinaczkę do tunelu znajdującego się na wysokości ponad 2040 m. Wcześniejsze przygody zostały nam wynagrodzone przepięknym słońcem chylącym się ku zachodowi na niemal bezchmurnym niebie. Podjazd wijący się szeroko zboczami kilku gór pomiędzy zielonymi halami, pionowymi skałami, pozostałościami śnieżnych zasp spływającymi wodospadami, prowadzący przez liczne mostki i zadaszenia to najpiękniejsza droga jaką do tej pory miałem możliwość jechać. Zatrzymujemy się parokrotnie w celu uwiecznienia widoków i naszej między nimi obecności. Tuż przed tunelem napotykamy najsłynniejszy chyba w Rumunii wychodek, widniejący na większości relacji z przejazdu Transfogaraską. Tunelem przedostajemy się na północną stronę pasma gór Fogaraskich, gdzie podziwiamy polodowcowe jezioro i trasę opadającą zupełnie inaczej niż po stronie południowej - ciasną doliną szybko w dół. Mijamy znane mi z tegorocznych zdjęć miejsce, gdzie jeszcze 3 tygodnie temu leżało 6 metrów śniegu na drodze i zjeżdżamy w dół, gdzieniegdzie omijając różnej wielkości kamienie leżące na jezdni oraz większe odłamy skalne zepchnięte na pobocza. Trasa robi się szersza a asfalt równiejszy, jest okazja do szybszego przejechania kilkunastu zakrętów. Cieszę się jakby ubyło mi ćwierć wieku - wreszcie tu jestem. Po około 10 km docieramy do miejsca formalnego zamknięcia trasy od strony północnej. Stojący tu patrol policji pilnuje by wszyscy chętni (łącznie z autokarami wypełnionymi turystami) bez przeszkód wjechali na górę mimo widocznego zakazu :-) Dojeżdżamy do drogi numer 1 (E68) i skręcamy w kierunku Braszowa, do którego docieramy po mniej więcej godzinie. Wbrew naszym obawom jest to kolejne tętniące życiem, zadbane europejskie miasto z ciekawą starówką, gdzie spędzamy wieczór na kolacji i spacerze. Nocujemy w hoteliku na wzgórzu nieopodal centrum, tym razem z braku miejsc śpimy w pokoju z jednym wielkim łóżkiem, ale zmęczenie drogą, wrażeniami i upałem nie pozwla nam się tym przejmować. Przejechałem 273 km, Przemek 353 km.
__________________
M5Q Pony->ETZ150->ETZ251->ETZ250->...->CB750->CB1300SA->CRF1100D2 Ostatnio edytowane przez M5Q : 17.09.2021 o 15:01 |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() |
![]()
I pchałeś się na szutry ta piękną Hondzianką?
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Aug 2019
Miasto: WZ
Posty: 172
Motocykl: SD09
Przebieg: 39999
![]() Online: 2 tygodni 6 dni 21 godz 29 min 40 s
|
![]()
Jak już wcześniej pisałem, coraz bardziej ciągnie mnie do włóczenia się niekoniecznie tylko po czarnym więc następny będzie ATAS. CB1300 nie za bardzo nadaje się do jeżdżenia na stojąco :-)
Dzień piąty - 20.06.2018. Wąwóz Bicaz. Przy śniadaniu dzielimy się wrażeniami z sympatyczną parą z Trójmiasta, podróżującą samochodem przez Rumunię podobną trasą, tyle że w przeciwnym kierunku. Ruszamy i po krótkim błądzeniu po mieście wyjeżdżamy w stronę wąwozu Bicaz drogami 11 i 12. Pojawiają się dwujęzyczne nazwy miejscowości - widać że wjechaliśmy na terytorium zamieszkałe przez Węgrów. Po 150 km dojeżdżamy do starego, sennego miasteczka Gheorgheni - tu najwyraźniej czas zatrzymał się w latach 50 - 60-tych XX wieku i od tego czasu opadło jedynie sporo kurzu. Skręcamy w drogę 12C prowadzącą przez Bicaz (wąwóz) do Bicaz (miasto). Podjazd kolejnymi serpentynami przez kolejną przełęcz do jeziora Rosu (Czerwonego) gdzie postanowiliśmy zatrzymać się na obiad. Chwilę później rozpętała się ulewa, momentalnie rozmywając nawierzchnię w miejscu parkowania motocykli. Ruszyłem na ratunek naszym rumakom, niestety ślizgiem położyłem się wraz z Przemka NC-kiem, na szczęście bez strat. Przestawiliśmy motocykle na beton tuż obok restauracji i zjedliśmy obiad. Następnie wytopiliśmy trochę czasu szwędając się po miejscowym bazarku i pogapiliśmy się na spływające błotem zbocze. Wreszcie po 3 godzinach utraciwszy nadzieję na ustanie ulewy zdecydowaliśmy się jechać dalej. Zjechaliśmy powoli pomiędzy pionowe ściany wąwozu Bicaz. Ze względu na pogodę był niemal bezłudny, tylko nieliczni sprzedawcy kryli się w kilku otwartych budkach, samochodów ani motocykli nie było wcale. Ulewa jeszcze bardziej potęgowała już i tak ogromne wrażenie, jakie sprawiało otoczenie. Dodatkowo scenerię zmieniała coraz bardziej wzbierająca wodą i błotem dzika, rwąca rzeka płynąca z łoskotem wzdłuż drogi. W wielu miejscach na jezdni leżały odłamki skał zrzucone przez ulewę. Kulminacyjnym punktem tego zjazdu był błotnisto-kamienisty wodospad, który opadając z pionowej skały przelewał się falami przez jezdnię, blokując ją - pokonywały ją tylko większe samochody dostawcze, reszta czekała lub zawracała. Powrót w głąb wąwozu i narada - co robić? Wracać nadkładając znów kilkadziesiąt kilometrów, czekać co służba drogowa zrobi? Robotnicy uwijali się raźno zrzucając błoto i kamienie do rzeki, jednak nowe wciąż przybywały. Wreszcie udrożnili przejazd na tyle, że przejechały pierwsze samochody osobowe, a jeden z drogowców brodzących w błocie po kolana, pokazał nam gdzie jest najmniej kamieni i zachęcił do próby sforsowania przeszkody. Jako cięższy (i sprzętem i ciałem) ruszyłem pierwszy. Wprawdzie odłamki skalne leżące w błocie szarpnęły parę razy dość solidnie za kierownicę, ale przejechałem i zawróciłem by poczekać na przeprawę Przemka. W tym momencie samochód drogowców ruszył ostro do tyłu. Mimo że stałem na skraju jezdni dobre 20 - 30 metrów od niego, to zrobiło mi się gorąco - jechał wprost na mnie, a ja siedziałem na motocyklu z wyłączoną stacyjką - ani trąbić, ani uciekać. Zanim spowolniony przez przemoczone ciuchy przebiłem się do stacyjki przez taśmę mocującą tankbag do kierownicy, był już tylko kilka metrów ode mnie - na szczęście usłyszał mój klakson przebijający się przez szum rwącej rzeki i zatrzymał się. Odetchnąłem, przed oczyma mając już widmo końca naszej podróży. Nauczka - siedząc mokry na moto z przyczepionym tankbagiem nigdy nie wyłączaj stacyjki, używaj wyłącznie killswitcha :-) Tu krótka wzmianka o ulewie, w tle feralny dostawczak służby drgowej: http://www.stiri-neamt.ro/probleme-p...rentiala-foto/ Przemek przejechał całkiem gładko, mogliśmy jechać dalej wzdłuż oszalałej rzeki, którą z niepokojem obserwowali okoliczni mieszkańcy. Po kilku kilometrach deszcz nagle ustał - wyglądało na to, że ulewa utkwiła w dolinie, przez kilka godzin padając w jednym miejscu. Po dojechaniu do miasta Bicaz, skręciliśmy w drogę numer 15 prowadzącą do kolejnego spiętrzonego zaporą jeziora, również o nazwie Bicaz, nad którym znaleźliśmy nocleg w pięknie położonym na zboczu góry nad jeziorem pensjonacie Lostrita. Jeszcze tylko kilkaset metrów kamienisto-betonowego zjazdu o dużym, chyba ze 30% nachyleniu i mogliśmy odpocząć przy lokalnym piwie. Gospodarz rozgadany, od razu podchwycił temat motocykli i piłki nożnej (właśnie dzień wcześniej nasza reprezentacja przegrała z Senegalem). Nie chcąc nic zejść z ceny za pokój podnosił za to delikatnie cenę każdego kolejnego piwa, jednocześnie wychwalając wszystkich motocyklistów, jacy to fajni ludzie mający takie fajne i drogie motocykle... Dostał od nas ksywkę Chachmęt. Urzekł nas tam rumuński sposób mocowania piorunochronów - płaskowniki z przymocowanymi na końcach betonowymi bloczkami leżały po prostu na spadzistym dachu. Szybko zalegliśmy w pokoju, zajmując całą jego powierzchnię suszącym się ekwipunkiem. Dziś na liczniku przybyło 248 km.
__________________
M5Q Pony->ETZ150->ETZ251->ETZ250->...->CB750->CB1300SA->CRF1100D2 |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Aug 2019
Miasto: WZ
Posty: 172
Motocykl: SD09
Przebieg: 39999
![]() Online: 2 tygodni 6 dni 21 godz 29 min 40 s
|
![]()
Dzień szósty - 21.06.2018. Transrarau i Sapanta.
Szybkie pakowanie, śniadanie o 8:00 i grzanie silników przed stromym podjazdem do głównej drogi - już wieczorem zastanawiałem się czy damy radę podjechać na szosowych oponach jeśli będzie padał deszcz. Pogoda jednak zmieniła się i było już sucho. Jedziemy na zachód drogami 15 i 17B, lekko modyfikując trasę, by przejechać polecaną ostatniego wieczora przez gospodarza, świeżo przebudowaną trasą Transrarau. Najpierw 10 km wspinaczki wąziutką drogą przez las na wysokość 1440 m npm (175A), tarasy widokowe na szczycie, po czym kolejne 10 km zjazdu szeroką arterią w dół (175B), Tam jedyny raz podczas całej wyprawy drogę zajeżdża mi samochód - jak się okazało Renault miało rejestrację z Poznania... Dalej podążamy drogami 17 (E58) i 18 na zachód, w kierunku Węgier. Tu istotna uwaga - droga nr 18 jest obecnie w przebudowie, dużo dziur świeżo zasypanych kruszywem, a co najistotniejsze, na przestrzeni 70 km do miejscowości Borsa, znaleźliśmy jedyną, lokalną, niestety zamkniętą stację paliw. Mając wprawdzie kanisterek zapasu, dla oszczędności z kolejnej przełęczy - Prislop (1416 m npm), zjeżdżam prawie 10 km z wyłączonym silnikiem. W efekcie tankowanie następuje w Borsa, po przejechaniu rekordowych 407 km. Dalej już prosto i nudno - 100 km do Sapanty i Wesołego Cmentarza (wejście 5 lei, warto obejrzeć to specyficzne miejsce, na nagrobkach dużo motywów powiązanych z motoryzacją; traktory, ciężarówki, wypadki), i kolejne 100 km drogami 19 i 19A do granicy w pobliżu Satu Mare. Mając sporo czasu na przemyślenia układam nową definicję motocykla na swoje potrzeby - “najdoskonalsze urządzenie do przerabiania marzeń na wspomnienia za pomocą benzyny”. Ze względu na płaski teren i brak możliwości rozpędzenia się moja w pełni obładowana Honda bije kolejny rekord - wypala poniżej 4,8 l/100 km. Przed wyjazdem z Rumunii zatrzymujemy się jeszcze w celu nakarmienia tutejszych burków naszym zapasem kiełbasy. Nocujemy 40 km za granicą na Węgrzech, w miejscowości Szatmarsceke, w pokojach Kölcsey Kúria Vendégház u przemiłej pani w sterylnie czystym pokoju, że aż żal było rozbierać się z naszych brudnych, motocyklowych ciuchów. Przed dojazdem zapełniamy jeszcze jakże użyteczny zbiornik na p(al)iwo w Przemka moto i wieczór spędzamy na wspomnieniach trasy przez Rumunię. Dziś przejechaliśmy 450 km. DSC_0515.jpg DSC_0535.JPG DSC_0536.jpg DSC_0580.4.1.2.jpg DSC_0584.5.1.2.jpg DSC_0590.JPG DSC_0602.jpg
__________________
M5Q Pony->ETZ150->ETZ251->ETZ250->...->CB750->CB1300SA->CRF1100D2 Ostatnio edytowane przez Novy : 02.11.2021 o 17:23 Powód: Obróciłem zdjęcia |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Aug 2019
Miasto: WZ
Posty: 172
Motocykl: SD09
Przebieg: 39999
![]() Online: 2 tygodni 6 dni 21 godz 29 min 40 s
|
![]()
Dzień siódmy - 22.06.2018. Do Polski.
Plan na dziś - dojechać na pstrąga w Bieszczady a potem szukamy noclegu. Ruszamy po przejściu frontu atmosferycznego który obniżył temperaturę z 30 do 15 stopni C. Jedziemy lokalnymi drogami, przez najbardziej na wschód położone przejazdy z Węgier na Słowację i dalej do Polski. Na Słowacji zmarzłem jedyny raz podczas całej wyprawy - było niewiele ponad 10 stopni. Około 15-tej wjechaliśmy do Polski, jeszcze tylko bieszczadzkie serpentynki wzdłuż Solinki i siedzimy w naszej ulubionej smażalni w Terce. Jest dość wcześnie, więc jedziemy dalej. Podczas tankowania w Lesku zastanawiamy się nad miejscem dzisiejszego noclegu. Jedziemy pod Rzeszów do hotelu, i tu kolejna narada związana z prognozą pogody - jutro ma lać przez większość dnia na całej naszej trasie. Po kilkunastu minutach decyzja - jedziemy dziś do domu. Obwodnica Rzeszowa, Ostrowiec Świętokrzyski, Radom i krótko po północy jesteśmy znów pod naszym płotem. Dziś padł kolejny rekord - jednego dnia przejechaliśmy 734 km. Spełniłem największe jak dotąd podróżnicze marzenie, ostatecznie naocznie przekonując się że Rumunia jest przepięknym, europejskim krajem, dalekim jakże bardzo od stereotypów wywodzących się z czasów socjalizmu. Może trochę gorsze samochody, może jeszcze nie tak czysto jak u nas, ale już bardzo podobnie. Przepiękne drogi wijące się w urokliwych górach i lasach wzdłuż rzek i jezior. Mnóstwo nowego równiutkiego asfaltu, mało ograniczeń i zakazów, mały w porównaniu z Polską ruch, policja obecna, ale żadnego patrolu mierzącego prędkość nie widzieliśmy. Ceny bardzo zbliżone do polskich, waluta też - około 0,95 PLN za 1 RON. Oferta noclegowa jest bardzo bogata, korzystając ze znanego portalu rezerwacyjnego mieszkaliśmy w czystych, zadbanych pokojach z łazienkami w cenach od 75 do 125 lei. Wyżywienie zbliżone cenowo do polskiego, a miłośnicy lokalnych piw będą zadowoleni - piwa smaczne a ceny zauważalnie niższe niż u nas. Paliwo jakieś 10% droższe - za litr 95 płaciliśmy od 5,6 do 5,8 RON. Tydzień to stanowczo za mało na objechanie Rumunii, więc na pewno tam wrócimy. Pozostało jeszcze mnóstwo dróg do przejechania, mnóstwo miejsc do obejrzenia. Podczas wyjazdu powstały już kolejne plany, w których Rumunia będzie jednym z elementów. W ciągu tygodnia na transformację marzeń we wspomnienia zużyłem 155 litrów paliwa przejeżdżając 3025 km, co dało zaskakująco mały wynik w postaci niewielu ponad 5,1 litra na 100 km. Przemek przejechał NCX-em 80 km więcej, zużywając średnio około 3,3 l/100 km na całej trasie.
__________________
M5Q Pony->ETZ150->ETZ251->ETZ250->...->CB750->CB1300SA->CRF1100D2 |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rumunia Transfogaraska i Transalpina czerwiec | Śwagier | Umawianie i propozycje wyjazdów | 72 | 16.09.2019 23:32 |
Majówka 2018 w Rumuni: Transalpina, Transfagarasan, Bicaz, TransRarau, Maramuresz | CzarnyCzarownik | Trochę dalej | 4 | 20.07.2018 12:42 |
transalpina rumunia nocleg | Evvil | Przygotowania do wyjazdów | 12 | 11.07.2015 21:42 |
Transalpina i Transfogarska w Maju | SARACEN | Przygotowania do wyjazdów | 24 | 14.06.2012 22:55 |