|
![]() |
#1 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
![]()
Chorog- Bartang
W Chorogu zakotwiczam się na 2 dni w hotelu, po lewej stronie na wylocie w stronę Rushan. Tanio, 20 dolarów, taras knajpy wychodzi wprost na Pjandż. Poprzedniego wieczora po kolacji i dwóch piwach zasypiam gdzieś między drzwiami pokoju hotelowego a łóżkiem. Kolejnego poranka, wyspany, biorę kask i ruszam polować na pieniądze. Otóż, nie jest to trywialne, nawet rano. Bankomaty odmawiają wypłaty, master card mimo naklejek po prostu nie działa, mam na szczęście jeszcze jedną Visę. Trafiam w końcu na jakichś Czechów, którzy wskazują mi bankomat na uboczu. Ten działa, choć wypłaca po równowartości stu złotych; stoję tam z dwadzieścia minut, kolejka pomrukuje z niezadowolenia, ale ostatecznie jest sukces. Tankuję do pełna, Afryka dojechała na stację już chyba siłą woli. Po drodze mały dżołk, patrzcie uważnie: 005sm.jpg Wracam do hotelu i pakuję się na lekko. Plan miałem dość luźny - wbić się tak daleko, jak się da, w dolinę Bartang i wrócić. Jeśli uda się dojechać do Barchidiv, to spróbuję zaatakować jezioro Sareskie. Nie mam permitu, ale liczę na urok osobisty. Mój plan ma jednak i drugie dno, wiąże się w pewnym sensie z zeszłoroczną wycieczką po Norwegii. Obiecałem stamtąd przywieźć kamyk dla przyjaciela. Przyjaciela, który musiał zapomnieć już o jakichkolwiek podróżach, ledwie trzymając się życia, wysłuchującego łapczywie, niczym dziecko, opowieści z dalekich stron. Obiecałem - i zapomniałem. Postanowiłem sobie więc, że tym razem w miejscu, gdzie będę musiał zawrócić, wyszukam najładniejszy kamyk i przywiozę. W piękną pogodę jadę w stronę Rushan. Po godzinie docieram do mostu. Milicjant na poście wskazuje mi drogę w prawo, gdy mówię, że chcę do Barchidiv, mówi âmaładiecâ i życzy dobrego dnia. 006sm.jpg Bardzo szybko znika zieleń, asfalt przechodzi w szutrówkę, z obu stron wąskiej doliny sterczą groźne skały, rzeka płynąca wzdłuż drogi (w zasadzie to droga biegnie wzdłuż rzeki, ekhem) jest wezbrana, kawowa i rwąca. 007sm.jpg Co kilka kilometrów wdziera się na drogę. Przejeżdżam kilka razy i dopiero po czasie dotarła do mnie moja lekkomyślność: gdybym się tam wypieprzył i zalał motocykl, byłoby słabo. Nie ma zasięgu, nie ma ludzi a do cywilizacji kilkadziesiąt kilometrów. 001sm.jpg Papryka w tamaryszkach: 003sm.jpg Kakaja strana, takije barnfajndy: 20170712_125224.jpg Mijam wesołą ekipę naprawiającą w tej głuszy zalaną drogę: mają wielką koparkę Volvo i uśmiechają się przyjaźnie. Z naprzeciwka jedzie terenówka, jak się okazało chwilę potem - starsze małżeństwo Niemców w wypożyczonym chyba nowoczesnym uazie. Stoję przed takim zalanym zakolem i czekam, aż przejadą. Ruszają i - dupa. Wpadają w jakiś podwodny lej i topią sprzęta. Robi mi się ciepło na myśl, że gdybym ich nie spotkał w tym właśnie momencie, sam bym właśnie wyciągał nieżywą afrykę z wody. 002sm.jpg Starsi państwo przechodzą na tył, krzyczę do nich, że jadę po pomoc. Zawracam; za zakrętem stoi ta koparka i z 10 facetów. Tłumaczę co i jak i ogromny monster rusza. Mają stalową linę, ale nikt nie ma pojęcia, o co ją zaczepić. Rozbieram się i wchodzę do wody, jest jej dobrze powyżej pasa. Na szczęście wymacuję jakiś hak. Po chwili samochód jest po drugiej stronie. Co ciekawe, w puszcze filtra było sucho: auto zaciągnęło wodę przez wydech i nie było w stanie kręcić rozrusznikiem, żeby odpalić. Strasznie żałuję, że nie mam z tej akcji zdjęć, ale ganiałem tam w samych gaciach tłumacząc z niemieckiego na rosyjski i nazad, odpalając samochód, przenosząc mokre rzeczy tych ludzi i tak dalej. Samochód w końcu zagadał, Niemcy zmarznięci â pojechali. Pytam, czy przy samej ścianie nie dam rady przejechać, ale najstarszy majster kręci głową: - Nichuja. Śmieję się z tego słowa, gdy dowiadują się, że w Polsce tak samo się mówi, śmiejemy się wszyscy. Tadżycy nie dali się zbyć: wyciągnęli z krzaków tadżina, lepioszki, wódeczkę. W sumie musiałem się pożegnać z moją wycieczką do Barchidev, więc spędziłem z nimi dobre 2 godziny. Dowiedziałem się, że nie są żadnymi Tadżykami, tylko Pamircami. Gdy polewają mi drugi kieliszek, mówię ânichujaâ i pokazuję na motocykl. Gacie mi już przeschły, czas się zbierać. Wychodzę na rumowisko i szukam kamienia dobre pół godziny. W końcu jest. Mogę wracać. 004sm.jpg Wieczorem docieram do hotelu, porządkuję bagaże, w końcu montuję się w knajpie. W środku żarcia na taras wychodzi tadżyk i pokazuje ten szczególny gest pt. "pięćdziesiątkę?". No, namówił mnie. Ale, jak widać na poniższym obrazku, nie wyszło mu to na zdrowie. A w zasadzie to im...jeden gadał trzy po trzy, drugi ledwie trafił do drzwi a trzeci zasnął na stole. 20170712_215744.jpg Ostatnio edytowane przez bukowski : 15.12.2018 o 12:51 |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Kierunek wschód, tam musi być jakaś cywilizacja (Pamir solo 2018) | adaml | Trochę dalej | 61 | 22.06.2020 08:26 |
Krótki wyjazd w PAMIR sierpień 2017 | macias1989 | Trochę dalej | 117 | 18.03.2018 19:09 |
Pamir lipiec/sierpień 2017 | macias1989 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 18 | 26.09.2017 09:28 |
Kirgistan & Tadżykistan 2017 solo | bukowski | Przygotowania do wyjazdów | 43 | 19.07.2017 07:40 |
PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU | henry | Trochę dalej | 288 | 17.06.2017 00:47 |