Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01.10.2017, 19:38   #1
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,176
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 22 godz 23 min 28 s
Domyślnie

Codzienne rytuały - śniadanie, pakowanie i jazda. Tym razem jemy śniadanie w naprawdę pięknym miejscu

Po śniadanku szybkie pakowanie motocykli i przeprawa przez rzeczkę. Znów tym samym trybem jeden jedzie dwóch asekuruje. Przebijamy się i próbujemy wyjechać do czarnego co udaje się częściowo gdyż Filip zalicza glebę. Najpierw poniosło go w krzaczory ale jeszcze jakoś się uratował a potem zamiotło nim znowu i gleba.
A to bylo tak.



Na szczęście usłyszałem klakson i wróciłem szybko pomóc mu postawić sieczkarnię ale lusterko poszło się yebać. Filip cały i to najważniejsze.

Już na luzie dolatujemy do asfaltu i skręcamy w prawo w kierunku Kapan. Paliwa mamy jak na lekarstwo więc z gazem delikatnie a z górki na wyłączonym silniku. Jest bardzo słabo, mój komp pokazuje naście kilometrów do zera a stacji paliw nie widać i się nie zapowiada wcześniej niż w Kapan. Nagle Filip daje nam znaki że coś się dzieje. Zatrzymujemy się i okazuje się że dopadła do wyjątkowo dotkliwa reakcja alergiczna na wuj wie co. Oczy mu łzawią tak że nic nie widzi. Praktycznie ledwo jedzie ale tutaj nie damy rady nic z tym zrobić. Musimy zjechać na dół.




Już na oparach podjeżdżamy na stację paliw na przedmieściach Kapan i zalewamy nasze motocykle do pełna. Filip do tego wszystkiego ma wodę w butach po przeprawie przez rzekę więc próbuje jakoś dojść do siebie jednocześnie osuszając laczki. Postanawiamy zostawić go tutaj i pojechać poszukać w mieście apteki. Ustalam z tubylcami na stacji że apteka jest przy głównej drodze po prawej stronie. Lecimy więc i za parę kilometrów widzę znany wszystkim znak symbolizujący punkt apteczny. Podjeżdżamy a pod drzwiami kolejka i zamknięte. Kuwa!
Rozmawiam z ludźmi przed drzwiami, którzy informują mnie że zaraz otworzą. W tym momencie podchodzi kobitka i otwiera drzwi. Tłum wlewa się do środka. Pytam o jakieś leki przeciwalergiczne opisując objawy Filipa. Aptekarka daje nam Zyrtec i dodatkowo krople do oczu. Nic więcej i tak nie ma. Bierzemy i wracamy do Brodatego, który tymczasem koleguje się z psami i suszy buciory ledwo widząc na oczy.
Aplikuje od razu wszystko na raz i czekamy aż będzie jakiś efekt. Pojawia się poprawa po kilkunastu minutach i za jakiś czas Filip jest gotowy do dalszej drogi. Zbieramy się i lecimy dalej. Jest rześko i przyjemnie jednak szybko zaczyna nam doskwierać głód. Stajemy więc na małe szamanie po drodze. Są bułki z parówką a la hot-dog i ser. Bierzemy jedno i drugie i pałaszujemy na ławce przed sklepem. Towarzyszy mamy zacnych.






Plan na dziś mamy bardzo śmiały bowiem chcemy dotrzeć wieczorem do Udabna gdzie mamy w planie lekki melanż u Polaków. Mam wątpliwości bowiem straty czasowe mamy spore a drogi przed nami jeszcze kawał. W sumie mamy około 600 km ale wiemy jak wygląda ta droga i nie jestem przekonany cz plan uda się zrealizować. Lecimy jednak i jedzie się wspaniale. Wreszcie piękne krajobrazy , zielono, puste drogi i serpentyny.








Zjeżdżamy w dolinę i zatrzymujemy się w sklepie na popitek i małą przekąskę. Zajeżdża Wołgą nawalony jak szkop Armeniec i bełokocze tłumacząc coś zawile. Niestety nie kumamy ale szybko pozostali kumple dają mu do zrozumienia coby się od nas odstosunkował choć koleś starszy i spokojny ale pijany jak bela. Wsiadł w maszynu i pojechał dalej. My również z tym że w przeciwną stronę. Wreszcie dolatujemy nad wybrzeże Sevan. Jest już dość późno, drogi kawał i zdajemy sobie sprawę że jak mamy dotrzeć do Udabna to niestety posiłek musimy sobie darować ale że koleś przy drodze sprzedaje wędzone ryby to kupujemy kilka sztuk i pałaszujemy stojąc na poboczu. Ryby pyszne z tym że małe zdecydowanie smaczniejsze od tych większych. Dość leniuchowania trzeba lecieć. Mijamy więc Sevan i kierujemy się.do Dilidżan i dalej znaną nam już trasą w kierunku granicy armeńsko-gruzińskiej w Sadakhlo.
Jedziemy przez wiochy i w Dilidżan widzę że deszcz nas dziś nie ominie. Zatrzymujemy się na poboczu i ubieramy przeciwdeszczówki. Ruszamy i ledwie kilka kilometrów dalej przy wylocie z wiochy atakuje mnie pies. Udaje mi się go ominąć ale Filip nie ma już tyle farta i ma kolizję z czworonogiem. Na szczęście ani Filip nie złapał gruntu a i sabaka poturbowana ale żywa uciekła. Było grubo. Emocji sporo bo mogło być.naprawdę niebezpiecznie. Chwila oddechu i gonimy na granicę. Stawiamy się tam popołudniem i odprawa przebiega nadzwyczaj sprawnie po obu stronach. Jesteśmy w Gruzji. Stajemy tuż za granicą i raczymy się kawą z ekspresu w przydrożnej budzie. Do celu zostało nam jakieś 120 km. Jesteśmy głodni i zmęczeni ale Michałowi wpada do głowy pomysł że ruszymy offem. OK. Lecimy więc opłotkami, woda, kałuże , błotko, brodziki. Jedziemy i jedziemy wtem nagle droga się.kończy. Jesteśmy na terenie ujęcia wody a przed nami brama zamknięta na kłódkę. Za bramą asfaltówka. Życzliwi ochroniarze otwierają.nam bramę i całe szczęście bo do objazdu byłoby kawałek.
Mam dość terenu i chcę już jak najszybciej dotrzeć na miejsce, coś zjeść i się
wyluzować. Znów kawałek asfaltem i jesteśmy w Rustavi. Tankujemy bo motocykle mają sucho. Ruszamy dalej już lekką szarówką. Na szczęście tutaj już sam off. Przyjemny i szybki. Dolatujemy do Udabna wczesnym wieczorem.






Na drodze wita nas grupa czeskich motocyklistów. Zatrzymujemy się.i zapraszamy ich na wieczór do knajpy na browar. My tymczasem dojeżdżamy do naszej bazy i logujemy się przy barze. Mamy w planie zanocować w namiotach przy knajpie jednak wieje niemiłosiernie i szybki rekonesans skłania nas do inwestycji w hostel, który znajduje się obok. Podjeżdżamy i wypakowujemy toboły. Szybko instalujemy się w obiekcie i lecimy na długo wyczekiwane piwko w barze. Niestety z tych emocji i zmęczenia zapominamy o posiłku co kończy się w sposób oczywisty.

Zanim jednak ulegamy totalnemu upodleniu poznajemy się z ekipą czeską i do późnego wieczora raczymy się.opowieściami o naszych przygodach.





Tak długo że nie pamiętam jak długo to było. Nie pamiętam też zbyt szczegółowo drogi powrotnej do hostelu. Było grubo.

Ostatnio edytowane przez Emek : 02.10.2017 o 13:27
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01.10.2017, 22:29   #2
ArtiZet
 
ArtiZet's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: akalicy stolicy
Posty: 3,402
Motocykl: XRV650
Przebieg: 90+
ArtiZet jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 2 tygodni 4 dni 14 godz 59 min 56 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Emek Zobacz post
Szybko instalujemy się w obiekcie i lecimy na długo wyczekiwane piwko w barze. Niestety z tych emocji i zmęczenia zapominamy o posiłku co kończy się w sposób oczywisty
Obawiam się, ze nawet posiłek by tu nie pomógł zwłaszcza jeśli próbowaliście tego co tam stało na barze
P.S. czyta się
ArtiZet jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Bałkany 30.07.2017 - 12.08.2017 giennios Umawianie i propozycje wyjazdów 0 23.06.2017 12:58
Iran trip 2017 - start 12.05.2017. Emek Przygotowania do wyjazdów 137 14.06.2017 15:13
Enduro Pohulanka 29.04.2017 - 01.05.2017 wojtekm72 Imprezy forum AT i zloty ogólne 53 28.05.2017 21:49
El Palantentreffen 2017 ex1 Imprezy forum AT i zloty ogólne 9 17.01.2017 23:33


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:37.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.