Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16.11.2016, 14:47   #1
calgon
 
calgon's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,383
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
calgon jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 dni 46 min 4 s
Domyślnie

czyta sie czyta sie!
__________________
Agent 0,7
calgon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.11.2016, 17:20   #2
Zet Johny
 
Zet Johny's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Limanowa
Posty: 1,623
Motocykl: RD07HRC+CRF1100L
Zet Johny jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 3 tygodni 5 dni 18 godz 24 min 35 s
Domyślnie

Dzień VII
Poranek w Sengjin bardzo słoneczny i dlatego wyskakujemy szybciutko z namiotów. Robimy śniadanie i pijemy z naszym stróżo/kelnerem kawę. Po jakimś czasie zjawia się właściciel. Wysoki mężczyzna pod 50-tkę, wysportowany, i bardzo elegancki. Jak się później przyznał podczas rozmowy o piłce nożnej, jest byłym reprezentantem Albanii w piłce nożnej. Jego marzeniem jest to żeby Niemcy na trwającym właśnie Euro 2016 zostali czym prędzej wyautowani :-).
Jest dosyć ciepło. Termometr pokazuje 40 stopni w słońcu.
Nieśpiesznie kręcimy się i pakujemy motocykle bo już do niektórych dotarło że zaczął się jakby nie patrzeć powrót do domu bo będziemy się ciągnąć na północ.
Jedziemy w kierunku Szkodry. Jest słoneczny poranek i na drodze SH29 jest dosyć duży ruch. Na tym krótkim odcinku spotykamy chyba ze 3 kontrole policyjne które zbierają na śniadanie ale nie od nas. Dojeżdżamy do Szkodry i tam zobaczyliśmy w końcu jedyną ładną Albankę która w szpileczkach pomykała sobie na rowerze. Kilkukrotnie ją wyprzedzaliśmy i nie mogliśmy się nadziwić jakie miała kształty i z jakim wdziękiem przemieszczała się.
W Shkodra robimy dosyć duże zakupy gdyż musimy się pozbyć wspólnej kasy albańskiej - leków. Długo się zastanawiamy co się nam najbardziej przyda i oprócz różnych bzdetów wzięliśmy dużego Smirnoffa.
Pokręciliśmy się jeszcze trochę po mieście i kierujemy się na granice Muriqan - Sukobin. Przed granicą kupujemy kilka suwenirów, w tym koszulki z albańskim ptakiem, jakieś oliwki i dżem figowy (uwielbiam).
Na granicy dosyć długa kolejka (kilkanaście samochodów). Podjeżdżamy delikatnie boczkiem żeby nie wzbudzać za bardzo gniewu puszkarzy i zatrzymujemy się jak tylko blisko sie da pograniczników. Kolejka nie przesuwa się szybko. Całe szczęście jeden z pograniczników zaproponował nam żebyśmy wjechali na taki boczny wąski pas zaraz koło budynku głównego służący chyba dla ruchu pieszego. Motory mieściły się tam swobodnie. Chwila moment i już wietrzymy się jadąc powoli po czarnogórskiej ziemi.
Nie śpieszymy się dzisiaj nigdzie. Cieszymy się słońcem i kilometrami wolno nawijającymi na koła. Dzisiaj postanowiliśmy na spokojnie znaleźć jakąś miejscówke nad Adriatykiem i odpocząć. Jak się później okaże nie do końca każdemu się to uda.
Ktoś znowu wpadł na pomysł żeby znaleźć miejsce pod namiot na jakimś cypelku :-) ale po wizji lokalnej okazało się że znowu do wody jest kilka metrów i to w pionie.
IMG_0488.jpg
IMG_0490.jpg


Czasami zjeżdżamy ostrymi zjazdami nad samo morze ale tam jakieś małe bary, parasolki no to szukamy dalej.
Przed Budvą zjeżdżamy w dół drogą w stronę morza. Znajdujemy plażę z jeszcze nie uruchomionymi lokalami na plaży. Jest jeszcze przed sezonem. Jedziemy drogą do końca i zajmujemy ostatnią budę dla siebie.
https://goo.gl/maps/dNvDRKYWhx82
Jest bardzo sympatycznie szczególnie po odbezpieczeniu piwka butelkowego 0,33, później już tylko sikacz pod nazwą Tirana w butelce pet.
IMG_0494.jpg
IMG_0499.jpg


Jest już wczesne popołudnie i bardzo wolno kosztujemy jakiś ser kupiony jeszcze w Albanii, chleb i oczywiście konserwa. Zalewamy wszystko Tiraną i jest nieźle.
Kąpiel w morzu jest dosyć szokująca bo temperatura morza dosyć niska i niedługo da się wytrzymać. Natomiast na plaży, jak na patelni. Grzegorz decyduje się na małe opalanko a ja uciekam do budy do Zygmunta schować się przed promieniami. Doświadczony zeszłorocznym doznaniami z Chorwacji jak po dłuższym plażowaniu po pierwsze moja skóra nabrała koloru różowego (identycznego jak mała świnka - wspominałem o niej wcześniej - cycaczek) a po drugie już wieczorem dostałem dreszczy i napadów zimna (prawdopodobnie to był udar słoneczny). Tym razem chciałem sobie tego oszczędzić.
Zachód słońca nadciąga pomalutku i my myślimy żeby jakoś zakończyć ten dzień. Smirnoff smakował wyjątkowo.
Nasza buda jest takiej wielkości że po bokach stawiamy Beemkę i moją Afrykę a między nimi rozkładamy trzy śpiwory a Afrykę Zygmunta stawiamy u wejścia żeby maksymalnie ją schować coby bez potrzeby się nie rzucać w oczy.

IMG_0545.jpg
IMG_0856.jpg

Po wszystkich posiłkach i płynach robi się czekoladowo ale na niebie zaczyna się pojawiać coraz więcej chmur. Nie wyglądało to jakoś dramatycznie ale noc minęła dosyć ciekawie gdyż o 10 wieczorem zaczęła się przetaczać burza która trwała chyba do czwartej rano, dodatkowo komary były wyjątkowo aktywne a i fale ładowały o brzeg mało subtelnie. To była długa noc.
IMG_0502.jpg
IMG_0505.jpg
IMG_0531.jpg


Ostatnio edytowane przez Zet Johny : 24.11.2016 o 17:25
Zet Johny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.11.2016, 17:34   #3
Zet Johny
 
Zet Johny's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Limanowa
Posty: 1,623
Motocykl: RD07HRC+CRF1100L
Zet Johny jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 3 tygodni 5 dni 18 godz 24 min 35 s
Domyślnie

Dzień VIII


Uradowani że noc się wreszcie skończyła grzejemy się w porannych promieniach i szybko pakujemy motocykle. Lecimy nadmorska trasą E65 do Kotoru zeby tam wpakować się na prom który skróci nam drogę do granicy z Chorwacją. Trochę nas deszcz pokropił ale tylko symbolicznie. Za parę euro pakujemy się na prom i podziwiamy piękno krajobrazu i architekturę.

DSC_0859.jpg
20160610_081441.jpg
20160610_081447.jpg
20160610_081451.jpg
IMG_0878.jpg

Przybijamy do Kamenari i później już zaraz przy brzegu Boki Kotorkiej jedziemy w kierunku Herceg Novi a później już na granicę z Chorwacją. Chwilę suniemy Jardarską trasą ale dosyć duży ruch szczególnie kamperów które ciężko wyprzedzić za Dubrownikiem skręcamy w górska alternatywną trasę. Jest świetnie. Ruch niewielki, widoki super, drogi kręte, temperatura elegancka. Na chwilę zjeżdżamy w dół tylko po to żeby przekroczyć podwójna granicę w miejscu gdzie Bośnia ma dostęp do morza i z powrotem ciśniemy po górach. Chwilami jedziemy równolegle wzdłuż autostrady chorwackiej ale cały czas najkrótszą drogą na północ. Wspominam tą trasę rewelacyjnie. Małe wioski ze swoistym klimatem, miejscami dużo drzew oliwnych, między wioskami proste dobrze utrzymane drogi, ruch symboliczny. Mimo że w kilku miejscach nas przelewa to jest świetnie. Jedziemy trasą 1 przez m.in Sinj w kierunku północnym.
DSC_0864.jpg
DSC_0865.jpg
DSC_0866.jpg
20160610_141756.jpg


Wieczorem dojeżdżamy do Gradina Korenička i po krótkich negocjacjach za 10 euro od łebka lądujemy na pięterku w pewnym gospodarstwie. Łóżka wygodne, ciepła kąpiel to jest to co nam potrzeba po nocy na plaży :-). Co prawda zapachy docierające z pobliskiej stajni są specyficzne ale nikomu to tak strasznie nie przeszkadza.
IMG_0881.jpg



Zet Johny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24.11.2016, 17:45   #4
Zet Johny
 
Zet Johny's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Limanowa
Posty: 1,623
Motocykl: RD07HRC+CRF1100L
Zet Johny jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 3 tygodni 5 dni 18 godz 24 min 35 s
Domyślnie

Dzień IX


Wczesna pobudka jak to regulamin wycieczki nakazuje i bez śniadania lecimy. Plan jest taki żeby najkrótszą drogą dojechać do Balatonu i tam przenocować.
Po krótkim czasie jazdy wbijamy się na granicę bośniacką.
Zaraz za granicą przeciskamy się czasami prowincjonalnym drogami o małym ruchu ale za to z fotoradarami. Robimy sobie wszyscy po jednej fotce przy zwiększonej prędkości (całe szczęście z przodu) i gdzieś koło dziesiątej zatrzymujemy się na popas w małym miasteczku.
DSC_0877.jpg

Bośnia moim zdaniem niewiele odbiega od reszty swoich bałkańskich sąsiadów. Widać dużo nowych domów, dużo firm, coraz więcej nowych dróg. Nowych dróg do tego stopnia że moje zumo pokierowało nas na świeżo otwarty płatny odcinek autostrady (mimo że wyraźnie mu tego zabroniłem i zaktualizowałem mapy przed wyjazdem). To było jakieś 20 km autostradami - jedyne jakimi jechaliśmy na tej eskapadzie. Później wjeżdżamy do Chorwacji i Węgry. Jedziemy grzecznie zwracając uwagę na ograniczenia - całe szczęście nie ma w ogóle kontroli prędkości. Przecinamy pola uprawne. Bardzo lubię obserwować jak Chorwaci i Węgrzy gospodarują na swoich chyba żyznych polach. Bardzo często mijamy/wyprzedzamy olbrzymie ciągniki rolnicze.
Niedaleko Keszthely odwiedzamy jakiś market żeby kupić tradycyjną kiełbasę węgierską z dużą ilością papryki. Okazała się dosyć płona i z dużymi kawałkami zmielonej słoniny bez smaku :-).
Późnym popołudniem docieramy nad Balaton do Keszthely. Balaton przy brzegu koloru dziwnego (przyzwyczajeni do błękitnego koloru wody) nie zachęcał do skosztowania kąpieli.
DSC_0881.jpg


Po analizie mapy decydujemy się przemieścić na drugi koniec jeziora po pierwsze jest dosyć wcześnie a po drugie będziemy mieć jutro mniej kilosów do domu.
Nocleg znajdujemy tuż przed burzą w miasteczku Balatonkenese. Domek trzyosobowy na campingu za bodajże 25 euro. Pustki w całym ośrodku. Wszyscy czekają na sezon. Korzystamy z natrysków w budynku obok i po szybkim posiłku zachęcam kolegów do snu żeby zrobić pobudkę wcześniej niż do tej pory. Chcemy mieć jakąś rezerwę czasową żeby jutro do domu zbyt późno nie pojawiać się w objęciach żon i dzieci.

Dzień X


Pobudka o godzinie piątej. Mimo że bardzo wcześnie to żwawo pakujemy się. Motocykle mokre po wieczorno-nocnej burzy. Powietrze świeże i rześkie. Kilkanaście minut po piątej opuszczamy ośrodek i mkniemy w kierunku Szekesfehervar a później na granicę słowacką w Komárno. Za granicą jakieś 15 km przełączając na rezerwę a silnik w mojej Afryce nie chce podjąć dalszej pracy - uuuuuu i zatrzymujemy się. Robimy komisyjnie rozeznanie i okazuje się że pompa nie daje paliwka tak jak trzeba. Co tu teraz zrobić?

DSC_0883.jpg


DSC_0884.jpg


Podczas gdy ja się grzebałem na kolanach przy Królowej która strzeliła focha, podjeżdża do nas młody chłopak na stareńkiej Hondzie (lata 80-te). Zatrzymuje się i pyta czy może pomóc. Niestety nie ma przy sobie pompy paliwa do AT :-).
Okazało się że to Słowak który pracuje na Węgrzech a akurat jedzie do Opola do znajomych i zachęca nas żebyśmy z nim pojechali.
Nikt z nas nie dał się namówić na wizytę w stolicy polskiej piosenki, więc się pożegnaliśmy.
Dalej zostaliśmy sami z niedziałającą pompą paliwa. Niewiele się zastanawiając wyciągam z kufra zapasową oryginalną pompę i montuję w odpowiednie miejsce. Afryka dostaje nowe życie i gnamy dalej. Nie ujechaliśmy daleko i znowu spotkaliśmy naszego znajomego Słowaka którego złapał na prędkość mobilny pojazd z takim grzybem na dachu (ten grzyb to chyba fotoradar). Jak przejeżdżaliśmy obok, zauważyłem u policjanta specyficzny uśmieszek potwierdzający to że jest bardzo zadowolony z całej sytuacji.
Jako że już byłem na rezerwie, po różnych przygodach zarządzam o godzinie 9.15 w miejscowości Veľký Kýr tankowanie, śniadanie i kawę bo morale zostało nieznacznie nadszarpnięte :-).
Zatrzymujemy się na stacji na której tankujemy ostatni raz do pełna a za stacją pod takimi zgrabnymi wiatkami odpalam kuchenkę benzynową i rozpoczyna się śniadanie.
IMG_0889.jpg

Do domu mamy niecałe 400 km tak że wolno się ciągniemy różnymi zakamarkami w kierunku Polski. Kolejny raz Słowacja a raczej gps nas zaskoczył prowadząc po różnych szutrach i rozwalonych asfaltach w lesie. Nie wiem dlaczego nas gps poprowadził do Limanowej przez Zwardoń ale chyba chciał nam pokazać najlepsze tereny. Na Słowacji jak się tylko da to uważamy żeby nie dostać pokuty (mandatu) bo podobno są wysokie. Przed granicą jeszcze jeden postój żeby kupić to bez czego nie mogę się pokazać w domu. Naturalnie chodzi o czekoladę Studencką. Wjeżdżamy do Polski a tutaj to już raj. Wszyscy wokoło zapierdalają ile im się chce, wyprzedzają na podwójnej i w ogóle pełen lajt. Przecież to niegodziwe, jawne łamanie kodeksu drogowego :-).
Ciśniemy do domu i zatrzymujemy się tylko gdzieś na orlenie na podwójne espresso i w Mszanie Dolnej na zajebiste lody lokalnego cukiernika. Ostatnie 30 km leci już jak z zamkniętymi oczami ale pamiętając że te ostatnie kilometry są zawsze najtrudniejsze dojeżdżamy do domu bodajże koło 17-ej cali i zdrowi.


Podsumowanie:
Czas: 10 dni
Dystans: 3838 km
Spalanie: zawsze poniżej 5 litrów/100 km.
Koszt podróży: około 1600 zł
Czy było warto? Hmmmm, no nie wiem.
Absolutnie było warto i chcę tam wracać.

Teraz powinienem wrzucić te filmiki które są w pierwszym poście. Sorki że wyszło od d... strony.
Zet Johny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Albania Gëzuar Expedition 2016 zaczekaj Trochę dalej 121 09.01.2017 17:28
Czarnogóra i Albania, wrzesień 2016 by Śluza sluza Trochę dalej 22 01.11.2016 21:34
Albania 2016 maj-czerwiec na 10 dni davidoff24 Przygotowania do wyjazdów 11 23.03.2016 07:57
kanapa od ZETA barnej Wszystko dla Afryki 13 14.11.2013 00:58


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:52.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.