Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29.03.2015, 11:46   #1
Ropuch
 
Ropuch's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Piotrków Trybunalski
Posty: 1,104
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 80800
Galeria: Zdjęcia
Ropuch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 1 dzień 19 godz 55 min 44 s
Domyślnie

Fajna sprawa taki trip - zazdraszczam

Czerwony Transalp będzie miał na szafie mnie o 15tyś km - wskazówka ani drgnie Ech
Ropuch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.03.2015, 16:06   #2
magyar
 
magyar's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Tarnów
Posty: 116
Motocykl: transalp
magyar jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 11 godz 55 min 22 s
Domyślnie



Pogoda poprawiła się, kiedy jechaliśmy w stronę naszego kolejnego celu – Kanionu Szaryńskiego. Jadąc długą szutrową drogą, wyrósł przed nami budynek i szlaban, to wjazd do Szaryńskiego Parku Narodowego. Nie ma zakazu ruchu i mogliśmy wjechać motocyklami. Bilet do parku kosztował 680 teng, ale Herni z przyzwyczajenia lub dla rozrywki wytargował na 1500 teng od nas trzech. Chwilę kręciliśmy się nad kanionem, zachwycając się przepięknymi widokami. Potem znalazłem zjazd do jego wnętrza, jadąc przez kanion podziwialiśmy różne formy skalnych ścian, słupów i tuneli. Dojechaliśmy do miejsca, gdzie kończyła się droga, a dalej płynęła już tylko rzeka i zostaliśmy tam na noc. Kiedy tam byliśmy spotkaliśmy pracowników, którzy stawiali tam bar i małe domki na palach, już niebawem (nie)stety będzie tam można spędzić wygodny urlop.

















Następnego dnia był niezły hit związany z tankowaniem benzyny. Jak zwykle próbujemy dogadać się żeby móc zatankować do pełna. Oczywiście jak na większości stacji nie jest to możliwe. Dlatego Joker zapłacił za 12 litrów, wsadził pistolet do zbiornika i rozpoczął tankowanie. Po chwili zauważył, że jednak nie zmieści się zakupione 12 litrów, więc puścił spust pistoletu, paliwo jednak nie przestało się lać. To kobieta z obsługi włącza lub wyłącza podawanie benzyny.

W Azji Centralnej stacje benzynowe nie są tak gęsto ulokowane jak u nas, dlatego kiedy jadąc drogą dwujezdniową oddzieloną barierką zauważyliśmy stację po lewej stronie, to zjechaliśmy na pobocze tej strony drogi i tamtędy obok posterunku milicji dojechaliśmy do stacji. Po zatankowaniu chcieliśmy wrócić na nasz kierunek jazdy, pasy co prawda były oddzielone linią ciągłą, ale że było pusto, to przejechaliśmy na prawy pas i chcieliśmy zawrócić na skrzyżowaniu na odpowiedni kierunek. Wtedy zatrzymał nas jeden z milicjantów i zostaliśmy zaproszeni do biura kontenerowego, gdzie milicjanci wyraźnie chcieli dostać od nas łapówkę. Udawaliśmy, że nie wiemy o co im chodzi, kiedy pytali jakie widzimy rozwiązanie tej sytuacji. Żaden z nas nie mówi dobrze po rosyjsku, ale że ja w pierwszym zdaniu odezwałem się poprawniej od kolegów, a od jednego łatwiej wyłudzić łapówkę, to Herniego i Jokera wyprosili na zewnątrz. Wtedy już po imieniu zapytali mnie- „Dominik jakie widzisz rozwiązanie?”. Nadal udawałem, że nie wiem o co im chodzi, ale w końcu, kiedy widziałem, że to nic nie daje, wyciągnąłem z kieszeni portfel. Przez cały wyjazd żeby dojść do ładu z różnymi walutami miałem jeden portfel na walutę kraju w którym aktualnie byłem i drugi na resztę, gdzie było większość kasy. Wyciągnąłem portfel pokazując, że mam jedynie 6700 tenge. Jeden z milicjantów wziął z mojej ręki pieniądze, zabrał 5000 tenge i oddał końcówkę. Wyszedłem, cóż było robić. Podniesionym głosem dyskutowaliśmy między sobą czyja to była wina, czy problemem była jazda poboczem, czy przejazd przez ciągłą linię. Po chwili gruby milicjant, który wcześniej siedział w kontenerze przy komputerze zapytał „Dominik w czym problem?”. Odpowiedziałem, że wszystko w porządku, ale że dalej trwał spór, milicjant ponowił pytanie. Podszedłem więc do kontenera i znów powiedziałem „wsio w pariadkie”. Wtedy milicjant wyciągnął z tylnej kieszeni pieniądze i oddał mi cztery tysiące zostawiając sobie 1000 tenge czyli niecałe 20 złoty. Może faktycznie pomyślał, że to jedyne pieniądze jakie mam, a może stwierdził, że chłopaki mają pretensje do mnie, że dałem mu łapówkę.

Podobnych sytuacji mieliśmy jeszcze sporo, owszem zatrzymania nie były bez powodu, ale miejsca, gdzie stali milicjanci były nastawione na wyciąganie kasy, a nie dbanie o bezpieczeństwo. Jednak więcej już nie dawaliśmy pieniędzy, np: kiedy milicjant pokazywał nam na czymś co miała być fotoradarem nasze wykroczenie i straszył zabraniem dokumentów mówiliśmy, że rozumiemy, ale nie mamy pieniędzy, że wracamy do domu i siadaliśmy na trawniku przy radiowozie, co miało pokazać, że mamy czas i się nie spieszymy. Milicjanci prawdopodobnie woleli złapać kilku „swoich” i dostać od nich mniejsze pieniądze niż marnować z nami czas i puszczali nas dalej. Zwykle proponowane łapówki wynosiły kilkaset dolarów, potem schodziły do kilkudziesięciu, a na koniec wkurzeni mówił np: „pajechali!”, rzucając paszporty na maskę radiowozu. Ostatnią deską ratunku, którą tylko raz użyliśmy było hasło wypowiedziane niby do siebie, ale tak aby słyszeli to milicjanci- „Dzwonimy do ambasady bo nie wiemy jak rozwiązać problem”. Wtedy milicjant dość szybko oddał paszporty, być może obawiając się, że wyjdzie na jaw, że wyciągnął z Jokerowi z ręki portfel i przeglądnął zawartość.

W Kazachstanie jak i w każdym poprzednio odwiedzanym państwie wymienialiśmy dolary w kilku partiach, nie wiedząc ile wydamy tych niewymienialnych w Polsce walut. Wieczorem 4 lipca wjechaliśmy do Teraz i zatrzymaliśmy się pod kantorem. Podszedł do nas młody Kazach, zapytał o naszą podróż, a po zaledwie kilku zdaniach zaprosił do swojego domu. Harni zapytał go czy żona nie będzie zła, wtedy Sułtan, bo tak miał na imię, odpowiedział spokojnym głosem „Tu jest Azja, tu kobieta słucha”.





Motocykle zaparkowaliśmy na podwórzu. W domu 23 letniego Sułtana była jego żona mająca 22 lata oraz jego dwie siostry 18 i 17 lat. Byliśmy zdziwieni, że nie bał się zaprosić trzech obcych mężczyzn z których ja byłem najniższy, a i tak wyższy o pół głowy od gospodarza. Sułtan napalił dla nas w bani, a jego siostry i żona nakryły do stołu jak na święta. Sułtan jest muzułmaninem dlatego nie może pić wódki, ale piwo i po zmroku już może. Poszedłem z nim do sklepu, godzina była po 23:00, gdyby nie był znany sprzedawczyni nie moglibyśmy już kupić piwa. Wódka natomiast sprzedawana była do 20:00.
Siedząc na podwórzu rozmawiałem z Sułtanem o życiu w Kazachstanie i Polsce, o wpływach Rosji na jego kraj i Unii Europejskiej na mój. Powiedział między innymi, że wie, że jego prezydent jest dyktatorem, ale akceptuje to, ponieważ żyje mu się dobrze. Przeciętne zarobki w jego mieście to około 300 euro, a zarobki milicjanta niskiego szczebla to 500 euro.

Po śniadaniu pożegnaliśmy Sułtana i ruszyliśmy dalej w drogę, jechaliśmy cały dzień, przed wieczorem zaczęliśmy się rozglądać za noclegiem. Tereny przy drodze były wilgotne i pełne komarów, dlatego odkładając postój na nocleg zastała nas noc i niespodziewana atrakcja offroad’owa drogi krajowej M32. Bodajże za miejscowością Kyzyłorda, asfaltowa droga zamieniła się w ziemną, pełną dziur, przez chwilę czuliśmy się jak na rolerkosterze na którym oprócz trzech, małych motocykli brały udział niezliczone ilości ciężarówek. Miejscami droga była tak pylącą, że widać było dosłownie na kilka metrów. Wtedy przeszła mi przez głowę myśl, że gdyby w motocyklu zgasły lampy, to lepiej byłoby go pozostawić i uciekać z drogi.



Chcieliśmy zobaczyć Bajkonur, jednak kiedy skręciliśmy w jego stronę dojechaliśmy do szlabanu skąd było widać jedynie parę budynków najeżonych antenami, a strażnik z bramy powiedział miłym głosem, że do miejsca skąd startują rakiety jest kilkadziesiąt kilometrów, a dalej bez przepustek nie możemy jechać.



W Aralsku zjechaliśmy w stronę wysychającego jeziora Aralskiego. Chcieliśmy zobaczyć je już w Uzbekistanie, jednak przez problemy z dostępnością paliwa zrezygnowaliśmy z tego wtedy. Po jednej z wywrotek z przed kilku dni Jokera bolały żebra, dlatego zrezygnował z wjazdu na piaski, które jeszcze nie dawno były dnem jeziora. Pojechaliśmy z Herni w poszukiwaniu zardzewiałych kutrów, które znaliśmy ze zdjęć. Nie udało się nam ich znaleźć. Od spotkanych mężczyzn w Ładzie Niva dowiedzieliśmy się, że są oddalone o 70 km, uznaliśmy, że może nam to zająć za dużo czasu, a nie chcieliśmy, aby Joker czekał zbyt długo.







Jadąc tak przez stepy pomyślałem wtedy, że Kazachstan zachodni to jak jazda po bieżni treningowej, asfalt się przewija, a krajobraz pozostaje bez zmian.







Zbliżając się do granicy z Rosją stepy robiły się zielone i pojawiały się mizerne drzewa.



Granicę przekroczyliśmy sprawnie. Niecałe sto kilometrów dalej w Dergaczi spytaliśmy w sklepie o nocleg, przyjechał po nas mężczyzna po którego zadzwoniła sprzedawczyni i pojechaliśmy za nim. Chcieliśmy odpocząć i skorzystać z łazienki, której nie widzieliśmy od kilku dni. Jednak w domu turystycznym do którego przyjechaliśmy śmierdziało stęchlizną i woleliśmy kolejną noc spędzić w namiotach.



Rano zwinęliśmy mokre namioty i przez pierwszą połowę dnia jechaliśmy w deszczu. Na kolejny nocleg dojechaliśmy do Borisoglebska, gdzie wynajęliśmy pokój w gostnicy. Kiedy parkowaliśmy motocykle zaprosił nas do siebie młody Rosjanin, który miał obok studio tatuażu. Umówiliśmy się z nim na później, ponieważ najpierw chcieliśmy wziąć prysznic i zrobić zakupy. W studio przy rosyjskim piwie Biały Niedźwiedź rozmawialiśmy o motocyklach, bo tatuażysta też jest motocyklistą, powiedział nam między innymi o tym, że aby nie płacić wysokiego cła od sprowadzanych motocykli wielu Rosjan ich nie rejestruje. Faktycznie po drodze przez Rosję widziałem kilka motocykli bez tablic rejestracyjnych.

Po jakimś czasie dołączyli do nas znajomi gospodarza, między innymi młody, zawodowy żołnierz. Kiedy do rozmowy wkradła się polityka, zapytał - „Po co Ameryka się tu wtrąca? Przecież wy Polacy i my Rosjanie poradzilibyśmy sobie”. Po kolejnym piwie zadałem pytanie, a mianowicie „Co w ich szkołach uczą na temat 17 września 1939 roku?”. Usłyszałem od zawodowego wojskowego odpowiedź -„wtedy Rosjanie zaatakowali Niemcy”. Chwilę później gospodarz wyprosił wszystkich mówiąc, że kończymy imprezę bo jest pijany. Zastanawiam się do dziś czy faktycznie powodem zakończenia imprezy było jego upicie czy moje niewygodne pytanie.

Przed Woroneżem zamknęliśmy pętle, od tej pory wracaliśmy tą samą drogą, którą jechaliśmy tak niedawno podnieceni na czekającą nas przygodę. Tym razem wieźliśmy duży bagaż wspomnień i doświadczeń.

Przedostatni nocleg tej wyprawy spędziliśmy w przydrożnym motelu zaraz za przejściem granicznym rosyjskoukraińskim. Trasę przez Ukrainę przejechaliśmy w jeden dzień i podobnie jak jadąc w przeciwnym kierunku, wieczorem dojechaliśmy do Maja w Dorohusku. Otworzyliśmy jeden z koniaków zakupionych w Kazachstanie i Herni dał Majowi obiecaną kirgiską czapkę. Ten wieczór w Polsce przy koniaku był zamknięciem naszej, wspólnej podróży.

Następnego dnia oddzielając się jeden po drugim rozjechaliśmy się do domów.

Była to wspaniała, niezapomniana przygoda, która choć trwała 29 dni, była zdecydowanie za krótka, ponieważ to co przeżyliśmy w Azji Centralnej to jak streszczenie lektury szkolnej. Wybierając się tam miałem pewne obawy dotyczące bezpieczeństwa i motocykli, które mogły zawieść, a jeśli tak, to czy poradzilibyśmy sobie z naszą wiedzą i umiejętnościami z naprawą. Podsumowując mogę powiedzieć, że czułem się tam bezpieczniej niż w „domu”, w Polsce, ponieważ ludzie są tam bardzo otwarci, przyjaźni i gościnni.
__________________
http://www.na-dwoch-kolach.xn.pl
magyar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30.03.2015, 10:36   #3
puszek
 
puszek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,747
Motocykl: RD07a
puszek jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 6 godz 25 min 26 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał magyar Zobacz post
Podsumowując mogę powiedzieć, że czułem się tam bezpieczniej niż w „domu”, w Polsce, ponieważ ludzie są tam bardzo otwarci, przyjaźni i gościnni.
Brawo Madziar..Fajnie to napisałeś i fotki też super. To ostatnie zdanie jest zapowiedzią nowej przygody...?
puszek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30.03.2015, 20:15   #4
magyar
 
magyar's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Tarnów
Posty: 116
Motocykl: transalp
magyar jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 11 godz 55 min 22 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał puszek Zobacz post
To ostatnie zdanie jest zapowiedzią nowej przygody...?
To dobry kierunek, a miejsc i dróg widzieliśmy tylko małą część
__________________
http://www.na-dwoch-kolach.xn.pl
magyar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.03.2015, 16:19   #5
magyar
 
magyar's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Tarnów
Posty: 116
Motocykl: transalp
magyar jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 11 godz 55 min 22 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Ropuch Zobacz post
Fajna sprawa taki trip - zazdraszczam

Czerwony Transalp będzie miał na szafie mnie o 15tyś km - wskazówka ani drgnie Ech
Mało jeżdżony tylko w niedzielę do kościoła.
__________________
http://www.na-dwoch-kolach.xn.pl
magyar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:47.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.