Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30.10.2008, 19:38   #1
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 4 godz 34 min 4 s
Domyślnie

Dzień 10. MIG-31-szy. Przejechane 306km. Niedziela.
Dzisiaj jakieś święto rybaka, u nich to tak jak u nas górnik. Jest tuningowisko, gorące źródła, lotnisko, helikopter, Mig31.

Pobudka i do Elizewa lecimy na imprezkę, którą nazwaliśmy tuningowiejsko. Kupa ludzi, kupa aut, kupa motocykli, kupa fajnych porozbieranych lasek, kupa japońskiego tuningu, kupa driftu, kupa dymu z palonych opon w ogóle kupa wszystkiego. Na początek dnia kontrola





Plan taki na dzisiaj taki, że pojedziemy dalej do Małek, gdzie są gorące źródła. Po drodze wpadamy do bazy Dimy, który jedzie z nami na Hondzie Dominator, pooglądać helikoptery i samoloty. Jest kapitanem jednego ze śmigłowców


(może jak nie będzie dowódcy to uda się polecieć), którym sprawdza gdzie spadł ostatnio wystrzelony pocisk. Czasem jak się Ruskim kierunki popierniczą i zatopią jakiś statek, Dima próbuje uratować rozbitków. Fajna robota, ruska armia strzela z samolotów lub okrętów wojennych na bliżej niezydentyfikowany poligon, a chłopak se lata i sprawdza gdzie pizgnął pocisk. Miejsca sporo, więc walą gdzie popadnie. Aby do lądowiska helikopterów dotrzeć, musieliśmy dwa razy przejechać przez lotnisko, na którym lądują MIGi, które też startują, tak że trza uważać. Zresztą jest to baza wojskowa. Gdy docieramy na miejsce przylatuje zgraja psów i dwóch żołnierzy. Znają Dimę więc nie strzelają do nas. Asfalt kończy się szybko, potem leśne dróżki, hopki, bagienka. Pełen luz. Próbujemy odpalić śmigłowiec, ale baterie ma chyba za słabe. Dima pokazuje co jest do czego. Potem oczywiście relaks w gorących źródłach w miejscowości Małki. (jakieś 100 km od PKC).
Po drodze posiłek w postaci pysznych bułeczek z różnycm farszem, a to z paróą, a to z mięsem, a to z grzybami i kapuchą. Schabowego niestety nie mieli...




Zabieramy Gruszkówkę, którą Ervin nam dał gdy żegnał nas u Jarka. Życzył sobie tylko, żebyśmy nie wyżłopali jej za wcześnie, tylko i wyłącznie gdy będziemy już na Kamczatce. Jako że Ervin, to porządny chłop, zakopaliśmy ją gdzieś w bagażach chcąc dotrzymać słowa i jej nie wychlać. Na szczęście gdy byliśmy już u Saszy, znalazła się.


Nie ma jazdy bez koniaczku moskiewskiego. Napitek rewelacyjny. Więc zaopatrzeni w dwa wykwintne trunki, suniemy nad gorące źródła. Moczymy dupska w wodach, gdzie są różne temeperatury. Większe, mniejsze rozlewiska wody, dostarczają niesamowitych wrażeń, szczególnie gdy jesteś po gruszkowym drinku i przez nieopatrzność wejdziesz do wody o temperaturze 50 st.! Rozwiązane mają to tak, że układają z rzecznych kamieni jakby ogrodzenie. Jeśli woda w danym miejscu ma być cieplejsza, średnica kałuży jest mniejsza, i wpada do niej mniej zimnej wody z górskiego strumienia. Jeśli ma być chłodniejsza, okręg jest większy i więcej zimniej wody wpływa.


Trzeba uważać na miejsce wypływu gorącej wody, bo można nogi poparzyć. Dzień kończymy jak co dzień, czyli najepka.
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03.11.2008, 13:02   #2
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 4 godz 34 min 4 s
Domyślnie

Dzień 11. Geotermoelektrownia. Przejechane 250km. Wycieki z zawieszenia i luzy na główce ramy.

Plan na dzisiaj zobaczyć wulkana i gejzera, bo do tej pory ciągle chmury wszystko zasłaniają i nic nie widzieliśmy jeszcze. Ale żeby zobaczyć, trzeba wyjechać z PKC, bo tam od oceanu cały czas chmury. Tak że z samego rana kupujemy śniadanie w formie Koniaku Moskiewskiego, kilku paczek fajek Ruski Styl naginamy do elektrowni geotermalnej (takie coś co moc gejzera na prąd lub ciepło zamienia) oraz na poligon wojskowy gdzie jest pustynia, ale z czarnym piaskiem taki nasz odpowiednik pustyni błędowskiej. Droga przezajebista, asfalt oczywiście skończył się zaraz za PKC widoki takie same.







Droga na początku szeroka, szuterek, później robi się węziej. Niebo zaczyna być takie jak należy, czyli błękitne. Testujemy wszystkie patenty, jakie zastosowaliśmy. Coś jest nie tak z zawieszeniami, nie da się jechać więcej niż 90km/h. Okazuje się, że spod oringów wywala olej w lagach. Wieczorem zobaczymy o co biega. Mamy takie patenty Turatecha do podwyższania zawieszeń i to nie daje rady. Widoki nie z tej ziemi. Widać w oddali wulkan Mutnowski, z jego szczytu unosi się dym. Wjeżdzamy co raz wyżej.







Jest gorąco, więc w buzerach śmigamy. Gdy przejeżdzamy przez chmury, zaczyna być zimno i wilgotno. Po wyjeździe znów ciepło. Na dole widać chmury, przez które przejechaliśmy, dookoła zieleń, biel śniegu, jakieś fioletowe kwiaty, dymiące gejzery. Faktycznie nie na darmo nazwano Kamczatkę, krainą ognia i lodu. Grzejemy przez Mars, same kamienie i nic więcej. Testowali tu prototyp wszędołaza którego, potem chcieli wysłać na Marsa.









Piękne widoki, piękna dolina dojazdowa i kilka po drodze przejazdowych też pięknych. Trochę dziczymy po okolicy i ichniej pustyni błędowskiej i na pustyni kamienistej też, ale to rzeźnia. Zatrzymujemy się pod elektrownią. Ochrona mówi, że przez zakład przejść się nie da, trzeba iść dookoła. Nie wiadomo o co chodzi. Z jednej strony idziesz po ubitym śniegu, zjeżdżamy na buzerach na dół, z drugiej strony słońce grzeje jak cholera, że ściągamy ciuchy.







Ostatni odcinek do gejzerów już z buta trzeba pokonać. Słychać w oddali huk, jak gorąca i pod ciśnieniem para wywali z wnętrza ziemi. Czuć i widać siarkę osadzającą się na kamieniach. Większy zbiornik z wodą jest koloru prawie szmaragdowego, wali z niego jak by ktoś wysypał wywrotkę zgnitych jaj.




Za długo nie można w tym siedzieć, grozi utratą przytomności

Idziemy do motocykli już przez zakład. Ochrona nawet słowa nie powiedziała. Wracając do PKC Izi jeszcze zakopuje się w śniegu na amen. Z Saszą stwierdziliśmy że skoro Iziego nie ma, a przed chwilą był, to pewnie pojechał dalej przed nami. Jedziemy, jedziemy, a jego nie widać. Okazało się że pomógł wygrzebać dryndę przygodny niedźwiedź. Powrót do PKC. Wieczorem rozbieramy zawieszenia w obu africach, prostujemy je, poprawiamy łożyska w główce ramy, bo luzy się porobiły i zostawiamy do rana, bo oringi nada wymienić na inne. Nie wiadomo czy to lot na wysokości 10 tyś. metrów im zaszkodził czy górskie kamczackie powietrze, czy może Touratecha patenty nie nadają się do AT tylko do BMW czy Touratech nie dał takich jak potrzeba.

Ostatnio edytowane przez podos : 03.11.2008 o 13:18 Powód: poprawka wyswietlania fotki
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.11.2008, 14:22   #3
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 4 godz 34 min 4 s
Domyślnie

Dzień 12. Gorące źródła. Przejechane 147km. Małki.
Rano Iziego Africa leży na ziemi, siedzenie rozdarte. Wieczorem stała na podnośniku, ale rano już nie.



Jedziemy kupić właściwe Iziego oringi. Jeżdżąc po PKC wpadamy na lokalny bazar, zobaczyć co mają dobrego. Ryb i rybopodobnych stworzeń od cholery.







Szybkie zakupy (wybór ogromny, od koloru do wyboru. Izi zastanawiał się w jakim kolorze sobie zakupić), montaż, pakowanie i walimy w interior (http://pl.wikipedia.org/wiki/Interior). Jeżdząc po PKC wpadamy na lokalny bazar, zobaczyć co mają dorego. Ryb i rybopodobnych stworzeń od cholery.
Plan taki, że nocujemy w Małkach, a na drugi dzień walimy do Esso, potem jeszcze dalej na północ. Do Małek dociera z nami Sasza z Krychą na RD07, Locha na Tenerze 600 z kolega na KLE 400 (taki japoński wynalazek), a wieczorem Dima na Tenerze 660 i Max na Vulkanie który wczoraj zakupił od Saszy. W Małkach już nie tradycyjnie Moskiewski Koniak, tylko wódeczka Zielona Marka i japońskie piwo Asahi (http://www.asahibeer.co.jp/english/). Rozbijamy namiot (jak się później okazało pierwszy i ostatni raz na wyjeździe), szykujemy żarełko, zapijamy tym co przywieźliśmy.









Dima chce nam pokazać ciekawe przeprawy w okolicy. Locha jedzie z nami, ale tylko do sklepu (znając go to po wódkę Zielona Marka). Z godzinę albo dwie kręcimy się po różnych wyspach i szuwarach. Wracając do bazy na NAJEPKE, widzimy że motocykl Lochy jeszcze stoi pod sklepem, a jakiś koleś wychodząc ze sklepu nas zatrzymuje, coś nie tak musi być. Stop, wpadamy do sklepu Locha cały we krwi trochę pobandażowany przez sprzedawcę. Trzyma na czole worek z lodem. Chciał zrobić bączka, ale niestety nie wyszedł. Okazało się że łeb, kolana i łokcie nie wytrzymały kontaktu z ichniejszym szutrem. Wieziemy go do naszej bazy. Sasza dzwoni do jakiegoś kolesia, żeby przyjechał i go zabrał, ale Locha twierdzi, że zostaje z nami. Po paru głębszych idzie do namiotu spać. Wieczorem przyjeżdża koleś, pakuje Lochę do auta i jedzie do PKC żeby medyk go obejrzał.



A my tradycyjnie, taplamy się w wodzie, podrywamy miejscowe szczerbate piękności. Nie szło za dobrze, więc czołgamy się do namiotu spać. Od czasu do czasu słychać jakiegoś wychodzącego z namiotu kolesia, celem wydalenia zawartości z żołądka.

Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Jedź nad morze mówili, będzie fajnie mówili xD xVampear Polska 2 30.08.2020 19:00
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 16:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.