|
![]() |
#1 | ||||||||||
![]() |
![]()
Dzień 20
Tranzyt przez Ukrainę Pogoda nadal świetna, słońce wygania rano z namiotu. W nocy było wyraźniej chłodniej ale śpiwory wytrzymują bez problemu. Dojadamy końcówkę XXXL chleba z pasztetem, który wieziemy jeszcze z domu. Tankujemy w uroczym miasteczku o wiele mówiące nazwie Krasnoarmińsk. Mogliby je równie dobrze nazwać Werhmacht ale to zwycięzcy piszą historię.
Drogi złe lub bardzo złe, szczególnie kiepskie w okolicach miasteczek. Na drodze często wala się piach lub żwir, na zakrętach nie ma co szaleć. Bez większych problemów przebijamy się przez Dniepropietrowsk. Oznakowanie w mieście schizofreniczne, kierunkowskazy wiszą w zupełnie przypadkowych miejscach. Gdzieś przed Oleksandrią jemy obiad w barze "wiraż": bliny i solianka - pycha. Ledwo ruszamy, dopada nas krótka burza. W 30 sekund jesteśmy mokrzy, uciekamy pod dach stacji benzynowej.
Pogoda ewidentnie się psuje, burza minęła ale niskie chmury nie wróżą nic dobrego. Wleczemy się trasą wzdłuż jakiegoś strumienia, powoli zapada zmierzch. Zjeżdżamy gruntową drogą stromo w dół, szukamy miejscówki ale strumienia nie widać. Po kilometrze znajdujemy dogodny teren w pobliżu fermy gęsi. Ptaszyska drą mordy nieprzytomnie, ale pocieszamy się, że po zmroku powinny iść spać. Na kolację montujemy ryż z mięsem na ciepło, gdy kończymy jeść deszcz wygania nas do namiotu. Przelot: 506 km
Dzień 21 Tranzyt Ukraina > Kijów > Równe > Łuck > Kowel Tej nocy gęsi dostały niezły prysznic, z krótki przerwami padało do rana. Jedyny bonus tej sytuacji to dokładnie umyte gary. My niestety nie byliśmy wzorcami czystości. Wioząc od 3 dni bród na sobie byliśmy skazani na ściereczki dla niemowlaków i kocie mycie za pomocą gąbki i garści wody.
Wstaliśmy wcześnie (6:30) z nadzieją że jest cień szansy by dotrzeć do domu. Szybkie śniadanie, pakowanie mokrego namiotu i pełni obaw zjeżdżamy z naszej gęsiej górki na błotnistą drogę. Ruszam pierwszy, baaardzo powolutku. Moje Battelwingi wykonują paralityczne uślizgi, zanim doliczyłem do stu tył ześlizguje się i leżę na boku po środku ścieżki. Walczę chwilę by podnieść ciężką krowę, ale ledwo umiem ustać na własnych nogach. Z przeciwka nadjeżdża Mitsubishi pikckup. Mimo napędu 4x4 idą bokiem, mają jakieś miejskie opony. Ekipa 4 Ukraińców pomaga mi podnieść Afrykę i postawić ją z boku drogi, bardzo im dziękuję. Uprzedzają że dalej jest tylko gorzej - no, super. Wracam do Lukiego, leży ze 300 metrów wcześniej. Podnosimy jego afrykę i we dwóch zabieramy się za wypychanie pod górę. Tłusta glina oblepia wszystko, idę raz z lewej raz z prawej strony Lukiego, podpieram go ale i tak wywracamy się co kilkadziesiąt metrów. Przednie koło zablokowało się w błotniku, tylne pcha je do przodu wraz z falą błota z przodu. Głupie kilkaset metrów i to K60 Scoutach zajęło nam 30 minut. Wracamy po moją afrę, powtórka z rozrywki ale o dziwo idzie nieco lepiej. Albo mamy większą wprawę, albo teren na tyle podsechł, że w 20 minut druga afra ląduje na górze. Teraz bardzo żałuję, że nie mam zdjęć, ale wtedy nie było mi to w głowie ![]() Do Kijowa zostało 200 km, pierwsze 150 km jest marne, potem droga poprawia się. W Kijowie po raz kolejny jesteśmy "ofiarami" pomocy, Ukrainiec pomaga nam przedrzeć się w stronę szosy do Równego. Na przedmieściach jemy obiad, tankujemy i lecimy dalej. Po drodze Luki gubi śrubę z prawego handbara. Naprawia ją prowizorycznie, ale znowu tracimy 30 minut czasu. Do samego Równego z Kijowa jest ok 200 km i prawie cały czas jest dwupasmówka, lecimy gładko 110-130 km/h nie chcąc kusić losu, bo policji sporo. Do Łucka docieramy po ciemku, zaczyna padać. Droga zmienia się w jednopasmową. Do Kowela jedziemy w chmurze deszczu, zmęczenie robi swoje. W strugach deszczu, jadąc za TIRem tracimy resztki nadziei na przekroczenie granicy. Jadę bez szyby, okulary mokre, widoczność do bani, w butach znowu chlupie woda. Tuż przed Kowlem znajdujemy hotel, nomen omen nazywa się Shelter i udaje bardziej brytyjski niż to potrzebne. Pokój kosztuje sporo (330 hrywien), ale akceptują karty więc nie ma problemu. Ciepły prysznic, czysty pokój, wygodne łóżka. Bar już zamknięty ale przynoszą nam do pokoju 4 kufle piwa - na kolacje chrupiemy herbatniki, popijamy zimne piwo i oglądamy ukraińską telewizję. Gdyby nie poranne zawody w błocku, naprawa handbara, deszcz i nieco dłuższy dzień bylibyśmy dziś w Polsce. Ale na tym polega urok podróżowania motocyklem - zawsze jest pewien margines niepewności, coś co czyni dzień nieprzewidywalnym i zmienia nasze plany. Za to właśnie uwielbiam podróżowanie motocyklem. Przed północą sen zabiera mnie ze sobą... Przelot: 706 km
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 27.12.2012 o 10:31 |
||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Gruzja - w tym roku jak widzę do znudznia [Sierpień 2012] | duzy79 | Trochę dalej | 42 | 27.12.2021 21:56 |
Moto Gruzja (KAUKAZ) [2012] | herni | Trochę dalej | 4 | 20.08.2012 11:38 |
Gruzja Armenia Turcja - zajawka [Czerwiec 2011] | rambo | Kwestie różne, ale podróżne. | 17 | 30.07.2011 13:55 |