|
![]() |
#1 |
Germański cycarz
![]() Zarejestrowany: Apr 2012
Miasto: Portlaoise, Ireland
Posty: 248
Motocykl: BMW R1150 GS
Przebieg: 92 tys
![]() Online: 4 dni 18 godz 59 min 26 s
|
![]()
Sąd... zabrane dokumenty... awaryjny hotel... kurcze to potrafi pokopać morale wyprawy.
![]()
__________________
"Prowadz nas Panie łagodnie po zakretach życia, prowadz nas bezpiecznie... prowadz do domu..." |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
|
![]()
Argumenty, że kończy nam się wiza wywołała kolejny wybuch emocjonalnego policjanta. Zrozumieliśmy fragment jego telefonicznej rozmowy. Najbliższy termin oczekiwania na sąd (najwcześniej za 7 dni). Chwila krzyków do telefonu spadek emocjonalnej tonacji. Niecierpliwe oczekiwanie - co dalej ... ? Niespodziewanie policjant niechętnie odrzuca nasze papiery i puścił nas wolno.
Puściły nerwy i emocje, które towarzyszyły nam przez ostatnią godzinę. Odjeżdżając zatrzymał się i wykrzyknął z samochodu coś czego już nie zrozumieliśmy jedynie to żebyśmy uważali i przestrzegali przepisów. Nasz znajomy, który wiózł nas łódką na wyspę Kiży ostrzegał nas, że im bardziej na południe tym więcej będą nasz kosztowały spotkania z policją. Najgorsze okolice to Rostów nad Donem, do którego mamy ponad 1300 km a to jedyna droga nad morze Azowskie. Co robić dalej ... ? Późną nocą dojeżdżamy do Moskwy. Jest 00.30 czasu miejscowego. Korek w odległości 20 km od centrum, w którym stoimy 2-2,5 h. Za pomocą młodego Rosjanina podjeżdżamy pod sam plac czerwony. Centrum Moskwy zwiedzamy ok. godziny 3.00. Pięknie oświetlone i bez tłumów turystów, choć i tych nie brakowało. Dosyć sprawnie wyjeżdżamy z Moskwy. Wjazd na autostradę. Dwa rodzaje cen nocne i dzienne. Dla motocykla to groszowe sprawy. Pani przy bramce pokazuje żebyśmy jechali bez opłaty. Za bramkami zatrzymujemy się żeby dać sobie chwilę odpoczynku. W mgnieniu oka podbiega do nas jakiś gość. Coś krzyczy w emocjach. Nagle wyciąga jakąś legitymację i wymachuje krzycząc. Chce aby Tamara zsiadła z motocykla. Mi każe podwieźć się do bramek na autostradzie - pod prąd. Tamara tłumaczyła, że chciał zarekwirować motocykl ![]() Mając przykre doświadczenie sprzed kilku godzin nie chcę się zgodzić. Jego krzyk i emocje wzięły jednak górę nad świeżymi jeszcze przeżyciami. Awaryjne i pod prąd. Wysadzam gościa i zawracam. Po bezpiecznym powrocie zabrałem Tamarę na moto. Jedziemy dalej - faktycznie między tirami na poboczu stał samochód z rozbitą szybą i schylony do wnętrza pojazdu facet (pilnujący lub kradnący)- do tego grabież i jakiś wypadek. W całym tym zamieszaniu nie zrozumieliśmy do końca o co chodziło. Po zjeździe z autostrady (prawie świt) nocujemy w zbożu mając ok. 150 km do Wołgogradu. Po niedługiej przerwie na spanie ruszamy dalej. Dzień 11. Kładziemy się spać ok. 5.00 nad ranem. Śpimy ok. 4 h i dzień mija nam pod tytułem "jazda". Po przejechaniu ponad 700 km nocujemy przed Wołgogradem. Jazda w nocy była zbyt niebezpieczna. Co chwile uciekaliśmy na pobocze przed wyprzedzającymi tirami. Widocznie dla nich jedna lampka z przodu nic nie znaczy. Szukamy noclegu. Może zajazd ? Jeden z napotkanych wyglądał ekskluzywnie. 750 rubli/osoba. Ja stawiam motocykl w garażu. W tym czasie Pani z recepcji wyprowadziła Tamarę poza budynek. Okazuje się, że mamy spać w czymś ala większy bungalow. Dwa łóżka + umywalka (bez prysznica i bez wody. Jak to usłyszałem od razu zapadła decyzja, że nie nocujemy w tych warunkach za tą cenę. W tym czasie obsługa zaczęła przynosić wodę w podlewaczkach i wlewać ją do bańki nad umywalką. Nic to nie zmieniło. Jedziemy dalej i nocujemy niedaleko drogi w skoszonym zbożu. Dzień 12 (31 VIII) Dzięki temu, że zmęczeni z niewyspania do tego po długim przebiegu kładziemy się wcześniej spać. Wstajemy rano-chcemy dojechać do Gruzji. Zostawiamy z boku Morze Azowskie i Kaspijskie. Dzięki pomocy młodego Rosjanina sprawnie przejeżdżamy moloch Wołgograd. Na każdym skrzyżowaniu policjant. Czuć już potworny upał. Wczoraj były silne i zmienne wiatry. Dziś wiatr pomiata nami jak chce. Nagłe zmiany i 180 stopni silnych podmuchów sprawia, że tańczymy po całym pasie. Jest niebezpiecznie. Dodatkowe utrudnienie w tych podmuchach to szybko przejeżdżające tiry. Kałmucja - stepy. Gdzie okiem sięgnąć spalone od słońca łąki i pola. Gdzieniegdzie pagórki i wyschnięte rzeki. Dużo mniej kontroli policji. Mkniemy. Mamy dobry czas. czujemy, że spokojnie dojedziemy do Władykaukazu. Troickoje - ok. 15 km od stolicy Kałmucji Elista. Tragedia - padło nam łożysko koła talerzowego w tylnym kole. Znając opowieści znajomych - po wymianie 1000/2000 km i dalej pada nie czuję się komfortowo. Pozostaje nam tylko jedna myśl - laweta lub pomoc tubylców. Wyciek oleju powiedział nam wszytko - już to raz przeżyliśmy ale do domu było znacznie bliżej. Autopomoc wykupiona ale najbliżej obowiązuje na Ukrainie (ok 600 km). Tamara bardzo dobrze po rosyjsku więc idzie po pomoc do widocznego patrolu policji. Ja zrezygnowany zaczynam robić zdjęcia. Ku mojemu zdziwieniu sami skośnoocy. Co jest grane ?
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 19.09.2012 o 08:09 |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
|
![]()
Po jakimś czasie Tamara podjeżdża samochodem z którego wysiada skośnooki policjant.
Debatujemy co dalej. Jedziemy na komisariat. Policjant "motocyklista" poczuł solidarność. Po wykonaniu ok. 50 telefonów jest już zrezygnowany. Nie wie jak nam pomóc. W końcu dzwoni do najstarszego motocyklisty w Elista. Ten bez zastanowienie przyjeżdża do nas. Zarezerwowali nam hotel. Tamara wsiada do samochodu a ja jadę sam na moto nieco lżejszym. Trzeba dojechać do stolicy Kałmucji ok. 15 km. Kołem targa coraz bardziej na boki. W drodze Kola (najstarszy motocyklista w Elista) mówi, że nie będziemy nocować w hotelu tylko u niego. W końcu dojeżdżamy do garażu Koli. Tam stoją 3 motocykle Honda GL 1800, Transalp 600, Ural i skuter (chopper) dla jego wnuka. Zabieramy się do rozpoławiania feralnej części. Z magicznej małej skrzyneczki pod kufrem centralnym wyciągam swoje klucze. Sprawdzam imbus 8 za duży 6 za mały. W typowym zestawie niestety nie było 7. Naprawa zaczyna się od poszukiwania imbusa 7. Kolejna seria telefonów. Nikt nie ma 7. Jasna ch... ! Kola idzie do pobliskiego zakładu lakierniczego. Wraca z zestawem imbusów. Delikatne ale jest 7. Właściciel prosił, żeby niczego nie uszkodzić. Biorę do dłoni staram się nie złamać. Ciężka sprawa za duże wygięcie. Po namysłach robimy przedłużkę z rurki - poszło. Ufff. W garażu rozbieram co trzeba. Koszyczek łożyska poszedł w drobny mak. Całe szczęście simering nie został uszkodzony. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni na szaszłyk i spotkanie z kałmuckimi motocyklistami. Jedzenie było przepyszne. Czułem się w ich towarzystwie jak za dawnych dobrych lat. Kiedy na motocyklach jeździli tylko ich wielbiciele i fanatycy. Większość się zna. Ma stałe miejsce spotkań na zewnątrz w pobliżu sklepiku otwartego całą noc. Kogo nie znają zaczepiają i zapraszają aby do nich dołączył. Na zdjęciu poniżej część ekipy. Dzień 13 - poszukiwanie łożyska. Kola stwierdził, że nie powinniśmy mieć problemu ze znalezieniem i zakupem. Ja wiedziałem, że nie będzie to proste. Tak też było. Nasz poszukiwania miały się zacząć i zakończyć na rynku. Cały dzień szukania - bazar, rynek, sklepy z łożyskami, serwisy, telefony do serwisu motocyklowego BMW w Rostowie nad Donem i tu nasze największe zdziwienie - nawet po numerze katalogowym nie wiedzieli o jakie łożysko chodzi. Siedzimy w serwisie Łady i wysyłamy sms-y do serwisu BMW. Może zatrybią. Kola w międzyczasie wziął wymiary łożyska i spisał oznaczenie. Po 3 godzinach przyjeżdża i oznajmia, że znalazł. Będzie za 8 godzin - tańsze lub droższe z mosiężnym koszyczkiem. Wybrałem droższe. Kasa z góry i czekamy. Kola był bardzo zdziwiony ponieważ w szczęśliwym dla nas sklepie powiedzieli, że łożysko jedzie z Moskwy (1250 km). Przy dostarczeniu kasy chcieliśmy zaspokoić naszą ciekawość czy łożysko wiozą samolotem ? Nie - po regionach Rosji krążą samochody z łożyskami zawijające 1 raz w tygodniu do stolicy (Moskwy) w celu uzupełnienia braków. Na nasze szczęście samochód zawija do Elisty dziś w nocy. Wieczorem - zwiedzanie Elisty. Kola wyciąga swoje dwie Hondy i pyta czy będziemy jeździć na Transalpie. Jasne. SMS do Polski (coś w tym stylu) - "Jesteśmy w stolicy Kałmucji. Pijemy herbatę i jeździmy z bandą mongolskich motocyklistów. Zwiedzamy miasto". Odp. "Gdzie wy k... jesteście"? Sami nie wiedzieliśmy, że jest tu tak pięknie. Na zdjęciu Kola z żoną Ludmiłą. W tle górki, po których rozbijają się crossowcy. Rytuał Koli ubierania się w motocyklowe ciuszki bardzo nam się spodobał. Zwiedzamy miasto. Zaczynamy od centrum "miasta szachów". Kałmucy są dumni z tego, że udało im się przesunąć pomnik Lenina z centralnego miejsca placu na jego skraj. Budynki - jak u potomków Czyngis-chana (tak o sobie mówią). Kałmucja to taka namiastka Mongolii w Europie o czym przekonaliśmy się tego wieczora. Na Trampku czuję się jak na rowerku - jakoś nieswojo. Po chwili przyzwyczaiłem się do sprzętu. Kola jednak za szybko nam odchodził - w trampku brakowało troszeczkę jadu ale i tak było za... Zwiedzając miasto poznajemy historię Kałmucji. Pomniki, miasteczko szachów (szachowa olimpiada z 1998 r.), parlament ... Czekamy na łożysko, które ma dotrzeć ok. 1.00 w nocy czasu miejscowego. Jedno miejsce spotkań motocyklistów. Drugie miejsce spotkań motocyklistów. W każdym z nich po herbatce i w drogę. Telefon. Jest łożysko. Pędzimy po odbiór - wygląda solidnie. Ma o dwa śruty mniej ale mosiężny koszyczek wygląda solidnie (lepiej niż w Germany orginal). Przed spaniem - jeden element do zamrażalnika. Plan na dzień następny - pobudka o 7.00 Dzień 14 Pobudka przeciągnęła się do 8.30.Po wyciągnięciu Łożysko bez większego problemy wskakuje na wałek. Teraz trzeba je włożyć w obudowę. I tu stanęły kozy na moście. Nie pomogło mrożenie jednego elementu a rozgrzewanie we wrzątku drugiego. Wszystko szło doskonale ale tylko do połowy. Po trzech próbach jedziemy poszukiwać prasy. Po pewnych problemach - znajomości Koli bardzo się przydały. Po godzinie jesteśmy w garażu i montuję całość. Pakowanie i jazda testowa z pełnym załadunkiem. GS nawet z pełnym załadunkiem już nie odstaje od Hondy GL 1800. Jedziemy do największej świątyni buddyjskiej w Europie. Zwiedzamy, słuchamy, oglądamy szatę Dalajlamy robimy małe zakupy w tym małego buddę. Jedziemy za miasto do jurt. W jednej z nich serwujemy sobie mały poczęstunek z kałmucką herbatą (bawarka z solą i masłem). Po drodze to co odeszło ale jest nadal żywe w tym kraju ... Tu przypomniał o sobie silnie wiejący wiatr, który przewraca nasze motocykle. Oglądamy szkody i wracamy do garażu Koli. Pakowanie ostatnich gadżetów, jedzonko, przymiarki i ok. 15.00 ruszamy w drogę. Ciągle zadaję sobie pytanie czy łożysko wytrzyma? Doświadczenia znajomych, u których po takiej wymianie największy przebieg nowego "podszewnika" to 2000 km. Z powodu przymusowego postoju rezygnujemy z Morza Kaspijskiego (7-2). Kontynuujemy jazdę. Jazda w stronę Gruzji.
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 19.09.2012 o 08:55 |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,750
Motocykl: RD07a
![]() Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 7 godz 45 min 12 s
|
![]()
Kolejny raz potwierdza się ,ze przygoda zaczyna się jak coś się spie...oli. Chyba kupie KaTeeMa...
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
|
![]()
Po zmroku przejeżdżamy przez miejscowość Biesłan (znane z akcji antyterrorystycznej w szkole). Dojeżdżamy do Władykaukazu. Do granicy z Gruzją ok. 30 km. Nocą granica zamknięta. Nocujemy w zajeździe (1000 rubli 2 osoby z prysznicem, tv w godziwych warunkach).
Dzień 15 Wyjeżdżamy z Osetii Północnej do Gruzji. Po drodze po raz ostatni czytamy wielką żółtą tablicę z napisem "Uwaga, grabieże na drodze, zatrzymujcie się wyłącznie na parkingach strzeżonych". Łożysko sprawuje się jak na razie dobrze. Towarzyszy nam myśl 1000/2000 km pokaże czy łożysko jest solidne lub dobrze założone. Problem tkwi w dystansowaniu ... ![]() Wyjeżdżamy z kraju gdzie 1l. mleka jest droższy od 1l. paliwa. Gruzja Przejście graniczne - kolejka, której pilnują policjanci. Jeden z nich po wypytaniu nas skąd jesteśmy, gdzie jedziemy ... pozwala nam podjechać na początek. Zaczyna się biurokracja. Ponowne wypełnianie papierków. W końcu poszło. Wąwóz, tunel i granica Gruzji. Wszystko idzie bardzo sprawnie. Wjeżdżamy. Jakaś dziwna presja i napięcie panujące w Rosji nagle z nas odeszło. Czujemy się jak w domu. W końcu jesteśmy tu już trzeci raz. Cieszymy się pięknymi widokami. Wjeżdżamy na wzgórze pod klasztor Tsminda Sameba (najwyżej położony w Gruzji - 2170 m.n.p.m.). Kobiety wchodząc do klasztoru muszą się odpowiednio ubrać-muszą mieć spódnicę. Nie wystarczą długie spodnie. Następnie udajemy się pod 30 metrowy wodospad, do którego wiedzie równie trudna droga. Korzystając z okazji, że nikogo nie ma w pobliżu i nikt za nami nie szedł wchodzę pod wodospad w stroju Adama ... Deszcz bardzo zimnej wody szybko mnie przegania. Zimno potęguje zimny wiatr schodzący z wyższych partii gór. W mgnieniu oka pojawia się gęsia skórka, drgawki ... Wyjeżdżamy z Kazbegi (Stepantsminda). Skoro jesteśmy w Gruzji to musimy zjeść to o czym marzyłem od samego początku naszej podróży. Nasz znajomy polecił nam jedną restaurację za miastem - sami się tam stołują. Zatrzymujemy się w poleconym miejscu i jemy pyszne potrawy: haczapuri, harczo i kinkali. Dalej Gruzińską Drogą Wojenną. Nie zatrzymujemy się już wszędzie. Zwiedziliśmy tą drogę dosyć dokładnie 2 lata wcześniej. Niektórych miejsc nie da się jednak przejechać. Znany nam wodospad pod którym nabieramy naturalnie gazowaną wodę. Po zmroku dojeżdżamy do Tbilisi. Nocne zwiedzanie i jedziemy dalej. Jedziemy w stronę Armenii. Zatrzymujemy się na zakupy w przydrożnym sklepie. Ktoś nas pyta gdzie będziemy nocować. My na to, że właśnie się rozglądamy. To możecie tu. Uprzątnęli nam mały murowany kiosk. Śpimy z małymi kociakami, które na początku bardzo nas się bały jednak po pewnym czasie przykleiły się. Koniec końców spały razem z nami: na nas, obok a momentami pod nami o czym donosił jęk. Ani trochę ich to nie odstraszyło. Do granicy z Armenią 20 km. Oddalamy się od morza, które w razie awarii łożyska jest naszą jedyną deską ratunku. Jechać dalej czy nie jechać ?
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Siedem mórz ? Prezentacja zdjęć i filmu w Barze Moto Kosmos | Głazio | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 04.01.2014 16:15 |
Siedem mórz … ? Prezentacja zdjęć i filmu w Klub Podróżnik Warszawa | Głazio | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 13 | 09.12.2013 20:05 |
Moto Gruzja (KAUKAZ) [2012] | herni | Trochę dalej | 4 | 20.08.2012 11:38 |
Ekspresem w Kaukaz Południowy, Lipiec 2010 | JARU | Trochę dalej | 70 | 20.02.2011 20:11 |