Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Kwestie różne, ale podróżne.

Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj...

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary Wczoraj, 12:05   #261
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Prezydent zaprzęgnięty. Podziękował poprzedniemu za wiele sukcesów.
W istocie za minionej prezydentury zaczęliśmy tracić suwerenność.
Tak to jest jak się próbuje braki testosteronem uzupełniać z przesadą zewnętrznym i karmić elektorat fruktami. Od strony fizjologicznej dawno już poznane procesy. Mega zdrowiu służą ale...

To już ostatnie tego rodzaju uwagi. Czynię je, bo tak zawsze po Bałkanach mam. Łatwiej szukać przyczyn upadku poza własnym podwórkiem.
W związku z powyższym zgłaszam samokrytykę, bo sam jestem upadkiem.
Robiłem m-c temu parapetówkę, to zjawiły się tylko dwa osobniki. Nikt z rodziny, tylko kumpel, co ma dużo czasu i drugi, który nie ma gdzie mieszkać.
Ci, co mieli najbliżej, to już w ogóle.
Jeden z nich, to nawet uciekł nad morze z Podlasia.
Potem mnie w sobotę przed wyjazdem odwiedził, jak już mógł spokojnie wracać na Podlasie ale tylko dlatego, że potrzebował kompresora.

Jak ci jedna osoba mówi, że jesteś do dupy - możesz zignorować. Jak dwie? Też. Na szczęście było ich tylko dwóch.



Tymczasem dnia trzeciego rankiem Strażnik Domowy poszła sobie popływać w basenie. Rano pusto i widzi, że ktoś tam rzeźbi baseny... To też poszła porzeźbić. Ja zostałem na balkonie.
Rano jest przyjemnie rześko. Morze robi swoje i bryza też. Ważne, morze nie jest zupą. Drobny minus taki, że za dnia panuje duża różnica temperatur i bryza konkretnie wieje ale chłodzi. Do plaży nie mam uwag. Do "naszej" znaczy.
Ten nasz kawałek piasku nie jest obłożony komercyjnymi parasolami. 200m wolnego na 7-niu kilometrach? Mamy parasol własny.

No więc Strażnik Domowy pływa, ja podziwiam jej pływanie, bo sam nie umiem. Opieram się podziwiając o balustradę i kątem oczu widzę sąsiadkę.
Sąsiadka stoi w... żakiecie i wpatruje się w eter jak (za przeproszeniem) krowa na pociąg.
Ponieważ obiecałem sobie solennie, że choćby skały srały nie wdam się z nikim w żadną, nawet najkrótszą wymianę zdań. Bezwzględnie!
Dlatego... mówię:
- Dzień dobry.
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 12:44   #262
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Pani się odwraca i widzę... oczy załzawione.
Fajnie musiało być, skoro ze łzami pani Primorsko żegna.
- Dzień dobry... Mógłby mi pan pomóc?

W czym mogę pani pomóc?
- Mąż musiał szybko w interesach wyjechać i walizkę wrzucił na górną półkę w szafie. Nie jestem wstanie jej zdjąć... Mówią do mnie oczy smutne łzawe...
Ok. Zaraz podejdę i walizkę zdejmiemy.
Wypada wyskoczyć z pidżamowych gatek, brzuch wciągnąć i takie tam.
Chwilę potem ściągam walizkę, która waży tyle, co mój Strażnik Domowy. 52 kilo w ciele kobiety a w walizce...

Zdjąłem i tak stoimy.
Kobitka w wieku 30 między 50. Takie czasy, że masz problem z określeniem...
Swoje zrobiłem, zgodnie z obietnicą powinienem się zwijać.
- Skąd te łzy w oczach...?
Kobitka w odpowiedzi chowa twarz w dłoniach i... jak nie wybuchnie płaczem krokodylim!
Mąż mnie zdradza...

Kwadrans później niecały wiem więcej.
Imię swojskie, lat 36. Matka... trójki dzieci. Trzech chłopaków. Najstarszy... 18 lat. Dalej 16,5 + 10.
Stary f-cznie w biznesach przyleciał i bardzo się spieszył. tak się spieszył, że zostawił telefon. Zaraz potem telefon się rozdzwonił. Jeden numer. Pewnie coś ważnego ale telefon męża święta rzecz. Praca, praca, praca... On zarabia pieniądze, nie ma czasu. Kobitka nie pracuje, wychowuje dzieciaki i ma co robić.
Więc dobra żona nie odbiera ale przychodzi sms. Może to ważne, może od męża... Sms odczytuje i...

Stała tak dobre pół godziny, zanim usłyszała moje "dzień dobry". Po kwadransie mógłbym ją scharakteryzować jednym zdaniem. Kobieta zajęta domem, który wraz z rodzina jest jej całym życiem i jedyną potrzebą.
Dzieci na obozach. Apartament własny (stąd wiem ile kosztował), kupiony przez męża.
Sms nie pozostawia złudzeń. W nim zdjęcie, które jest kropką nad "i".
Jesteśmy już po imieniu:
- Masz jakieś zdjęcia dzieci?
Wolę się upewnić. Zdjęcia są. Mnóstwo zdjęć.
- Słuchaj... masz fajne dzieci. Muszę cię zostawić, bo Strażnik Domowy wraca z basenu i zaraz potem ruszamy w teren.
Ok. Jasne...

Pięknie...
Ozzy Osbourne nie żyje.

__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 13:49   #263
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO



Na razie nic Strażnikowi nie mówię.
Dzisiaj się plażujemy. Jest słońce, temp. powietrza 29 st. (będzie więcej).
Robimy... kanapki z resztek salami itp.. Melon pocięty ląduje w pojemniku plastikowym, w drugim sałatka z pomidorów, bladej papryki, twarogu typu feta.
To wszystko na zamrożone wkłady. Na górę trzy mocno schłodzone piwa.

Nasza plaża odległa jest o 1800m. Apartament mamy na wzgórzu więc elegancko się zjeżdża. Potem asfaltem połamanym trochę jeszcze kilometr. Kwadrans później jesteśmy rozbici. Strażnik w siódmym niebie ja w szóstym.
Parasol, leżak, krzesełko, klapki, prowiant, słońce, bryza, morze cool (na tym odcinku wszystko cudownie gra).
300 metrów bliżej centrum golasy. My jak najdalej od nich. To głównie golasy niemieckie na emeryturach. Jakbyś rzucił na plażę otyłe, pomarszczone manekiny... a fe.
Przywołuje obraz sąsiadki... Nie no... Tylko ten żakiet, chyba go zdejmie?

Smażymy się kilka godzin.
Ciężko się trochę zwinąć ale trzeba. Ja już jestem usmażony. Będzie bolało. Na parkingu pod apartamentowcem zrzucamy fanty i z plecakiem śmigamy na miasto.
Bliżej centrum odkrywam market z gotową garmażerią. Możesz tu na wagę kupić kilka zup do wyboru (wybieram klasycznie ciorbę) i coś na drugie. Bierzemy musakę. Są nadziewane papryki, kawałki kurczaka z ziemniakami, coś grilowanego. No i twarogi na wagę.
W bliższym nam markecie najtaniej warzywa i owoce, przed południem piwo w promocji za 1,09 puszka. mam już swoich faworytów. Promocyjne się łapie.

Po drodze...



...na uboczu (z dale od centrum) namierzamy lokal, w którym jada sporo Bułgarów z ulicy. Ceny najlepsze w mieście. naleśnik na mieście min 6 lewa, tu 4,20 plus to, co w garmażu też taniej.



Nie ma sensu czegokolwiek samemu "gotować". Piwo z kija burgaskie 0,5l - 3,20.
Można sobie przyjść wieczorkiem jak człowiek na kolację z dala od zgiełku. Będziemy "odwiedzać". Od biedy na mieście kebab za 8 lub 10 lewa i też się najesz.


Flaki i faszerowana papryka (szkembe czorba i plnieni czuszki z kajma)


Po drugim, to już się wychodzić nie chce.

Wieczorem widzę sąsiadkę bez żakietu. Wzdycham...
- Nie pocieszaj... ja do niczego jestem.
Ja tam nie będę Niczego pytał o zdanie. Nie odsłaniaj się za mocno na plaży, bo cię jeszcze kto w jasyr weźmie. Ja jestem zajęty więc odpada.
Dziewucha blado ale się uśmiecha.
Ja tymczasem...
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 14:19   #264
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

...planuję.



Sączę chłodne burgasko i planuję wypad na południe. W Carewie, w muzeum mam się spotkać z...
Ciiii... Ściany mają uszy a misja bardzo trudna. Zaprawdę bardzo.



Zagłuszam nawet myśli.
W przerwie zagłuszania układam plan misji, koryguję, uzupełniam, koryguję...
Ze Strażnikiem Domowym mija nam tego wieczora łącznie, dokładnie 121 lat.
Naszym rumakom, liczę... 32 + 28

Czy podołamy...? Musimy. Od tego zależy... ważne, by nie położyć.

__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 14:31   #265
Melon
 
Melon's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2012
Miasto: Lublin
Posty: 5,895
Motocykl: cz350/ bandit600/ zx12r/ varadero/vfr1200xd
Melon jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 1 tydzień 10 godz 40 min 47 s
Domyślnie

__________________
kto smaruje ten jedzie
Melon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 19:07   #266
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus dr ZOO

Kto się jeszcze rozsiadł?

Stefan Banach i Przestrzenie, w których można się zgubić (i odnaleźć)
-Czyli jak polski matematyk z Lwowa wyprzedził czas, nie mając nawet komputera

Wyobraź sobie matematyka.
Ale nie w sensie podręcznikowym: biała kreda, krzywe okulary, suchy żart.
Wyobraź sobie człowieka, który tworzy przestrzenie tam, gdzie inni widzą tylko chaos.
Człowieka, który potrafił przekształcić pojęcie „odległości” w filozofię istnienia funkcji.
Człowieka, który zamiast kija do bilardu używał normy, a zamiast stołu — przestrzeni liniowej pełnej.

To był Stefan Banach.
Geniusz z ułamkiem kredy w ręku, kawą w duszy i zeszytem pełnym nieskończoności.

Lwów. Café Szkocka.

Scena jak z surrealistycznego filmu: stolik, kawa, matematyka i... koniak.

Banach, Ulam, Mazur, Kuratowski, Nikodym. Brzmi jak lista postaci z polskiego „Incepcji”.
Ale to była rzeczywistość.
Zamiast snu — aksjomaty.
Zamiast pogawędek — twierdzenia.
Zamiast rachunku — Szkocka Księga.

Nie pytaj, ile tam padło pomysłów.
Bo odpowiedź brzmi: więcej niż pi ma cyfr.

Przestrzeń Banacha — co to w ogóle jest?

Technicznie?
To przestrzeń liniowa, w której można mierzyć długość i w której każda zbieżna ciągłość normy prowadzi do granicy — a granica ta również należy do tej przestrzeni.

Nieco bardziej zgrabnie:
To matematyczny salon, gdzie każda funkcja czuje się u siebie.
Jeszcze lepiej?
To miejsce, gdzie ciągłość ma dom, a granice nie są wyrzucane za drzwi.

Czyli: jeśli masz funkcje, operacje, przekształcenia – i chcesz, żeby wszystko miało sens, było pełne i domknięte – wchodzisz do przestrzeni Banacha.
Nie musisz zdejmować butów, ale musisz znać normę.

Norma – czyli linijka, która mierzy nieskończoności

Każda przestrzeń Banacha ma normę.
Nie w sensie moralnym (choć i takie przydałyby się fizyce głównego nurtu), ale matematycznym.

Norma to sposób mierzenia długości, odległości, wielkości funkcji.
W świecie Banacha:

Jeśli potrafisz coś zmierzyć,

I jeśli suma długości prowadzi do granicy,

A granica też jest „mierzalna” –
To znaczy, że jesteś w domu.

Dlaczego to genialne?

Bo Banach zrobił coś, co robią tylko nieliczni:
Zamienił inteligencję geometryczną w uniwersalny język analizy funkcjonalnej.
W jego przestrzeniach można analizować ciągi, funkcje, całki, operatory — a wszystko to bez wychodzenia poza strukturalne granice matematycznego komfortu.

To jak stworzyć świat, w którym nawet chaos ma swoją logikę.
I każdy błąd prowadzi do... zbieżnej granicy.
I tu zaczyna się poezja matematyki
Bo przestrzeń Banacha to nie tylko narzędzie.
To ontologia.
To sposób patrzenia na świat, w którym pojęcia takie jak „bliskość”, „zbieżność” czy „ciągłość” mają sens nawet dla nieskończonych bytów.

Dla fizyka — to matematyczna wersja pokoju, gdzie nieskończoność siedzi na fotelu, ale nie wywala nóg na stół.
Dla filozofa — to dowód, że nawet abstrakcja może mieć swój adres zameldowania.

A to wszystko zrobione w Polsce. Bez Google’a. Bez Mathematicy. Bez Wi-Fi.

Stefan Banach — geniusz samouk, odkryty przypadkiem przez matematyka z innego stolika.
Zamiast kariery akademickiej — kawa, kreda i spektakularna wyobraźnia.
Zamiast wielkiego laboratorium — kawiarnia z marmurowym stolikiem.
Zamiast grantów — księga zapisana ręką pijanych (i genialnych) matematyków.

Dlaczego Banach to nie tylko matematyka, ale model rzeczywistości?
Bo w jego przestrzeniach można umieścić fizykę kwantową, klasyczną, a nawet topologiczną.
Bo każdy model, który chce być stabilny, potrzebuje pełności, normy i funkcjonalności.
Bo bez przestrzeni Banacha świat wyglądałby jak równanie z luką w środku.

I dlatego też model SQR – ten nasz – rezonuje z jego duchem.
Bo w SDM-SQR przestrzeń też nie jest dana raz na zawsze.
Jest dynamiczna, zmienna, pulsująca.
Ale każda jej konfiguracja lokalna tworzy własną przestrzeń funkcji, własną normę, własną rzeczywistość — chwilową, ale pełną.

Może nie przestrzeń Banacha w sensie klasycznym.
Ale na pewno — duch Banacha w sensie topologicznym.

Zakończenie, które zbiega się do sensu (z normą równą 1)

Stefan Banach nie tylko zmienił matematykę.
On ją przestrzenił.
Nadał jej wymiar, gdzie funkcje mają domy, a nieskończoności uczą się grzecznie chodzić po schodach.
I chociaż dziś jego nazwisko pojawia się w podręcznikach na całym świecie —
to gdzieś w tle nadal słychać dźwięk mieszania kawy i szelest zapisanej strony w Szkockiej Księdze.
Bo wielka przestrzeń zaczyna się od jednej zbieżnej idei.

A.Urbaniak
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 23:23   #267
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Z Banachem, to o przestrzeń chodzi, fotel i nieskończoność na fotelu, choć bardziej ma krześle.
Takie wprowadzenie. Coś jak dostać się przez dziurę w głowie do mózgu, w którym...
Po węgiersku będzie.
Historia z tym moim węgierskim ciągnie się od wojska. Wojsko i węgierski. Nikt by mnie normalnie z tym duetem nie skojarzył ale trio tworzyliśmy.
Najpierw zostałem murzynem ale po kolei. Kolej zawiozła mnie do Sofii z mamą i siostrą.
Potem pan profesor zabrał nas do siebie, do Widynia.
No i tam, w Widynie poznałem Laszlo, wnuka pana profesora i Laszlo mówił po węgiersku.
Kompletnie go nie rozumiałem. Nic a nic. Ale tak zupełnie nic. Nawet nie rozumiałem jak ma na imię a Laszlo to imię wcale byle nie jakie.

Wnuk Laszlo w każdym razie też nie wiedział, dlaczego akurat tak miał na imię ale ja też wtedy nie wiedziałem, czemu mnie Dariusz.
Wiedziałem jednak, że to imię króla, któremu tysiąc niewolnic usługiwało. Tak mówiła mi mama ma dobranoc. Perskie baśnie, niewolnice...

Zaraz wszystko opiszę i rozjaśnię, dlaczego umiem węgierski lepiej i dlaczego to interesujące może być.
Zaraz, to znaczy jutro.
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Dzisiaj, 11:38   #268
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Poczytuję wątek Atomkowy regularnie. Zajrzałem dzisiaj rano i...
Posty Brzeszczota jak "bicz boży" Attyli...

O co chodzi z tymi Węgierczykami i dlaczego to akcentuję... To jest bardzo długa historia ale postaram się ją streścić - możliwie do objętości Bożego Igrzysko Davisa.
Węgierski dopadł mnie wiosną 1983 roku na łące w Zegrzu. Łąka (znaczy trawa coś na wzór łąki kwietnej) rosła sobie na zarośniętym nią stadionie sportowym Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Łączności. Wylądowałem w niej przypadkowo, ocierając się lądowaniem (w niej - Szkole) o granice absurdu.

Z perspektywy 42 lat to wszystko wydaje się nierealne wręcz ale pewne konsekwencje widzę do dzisiaj. To akurat w temacie jakości polskich sił zbrojnych i dlaczego mam zero szacunku dla określonych "elit" wojskowych w tym upadłym kraju ale... nie o tym.
Częściowo tylko o poziomie nauczania w szkolnictwie wojskowym i jakości egzaminów na wojskowe studia w tamtych czasach.
Dość powiedzieć, że z matematyki na egzaminie wstępnym dostałem do rozwiązania równanie z... dwoma niewiadomymi.
Równanie z jedną niewiadomą moja wnuczka rozwiązywała z powodzeniem w wieku lat sześciu a wnuczek młodszy już jej z powodzeniem wtóruje.

Nie ważne. Ważne, że na jakichkolwiek studiach, których podstawą jest matematyka (jak techniczne np.) pierwszy semestr z matematyki (albo drugi) wprowadza nas w świat granic, pochodnych funkcji, funkcji pierwotnych itd. No nie inaczej było w WSOWŁ w Zegrzu z tym, że tam powtarzano program matematyki w ogóle na pierwszym roku.
Taki najprostszy... Podobnie z zajęciami z elektrotechniki, gdzie podstawy matematyki są potrzebne by zliczyć (sumy) natężeń prądu na wejściu i wyjściu z węzła... Z drugim prawem Kirchoffa możemy tworzyć funkcje liniowe... uuu, to już wyższa szkoła.

Moja edukacja w TE w Wejherowie z matematyki pozwoliła mi spokojnie ten etap pominąć.
Zresztą maiałem tej wiosny zupełnie inny cel krótkoterminowy. Jak najszybciej wojsko (jakie by nie było) opuścić co mi się w końcu w atmosferze pełnej abstrakcji czystej, po odsłużeniu pełnych dwóch lat - udało dokonać. Uff...
Więc kiedy nastała wiosna a ja byłem już po unitarce i zajęcia ruszyły pełną parą, zamiast na nie, chodziłem na stadion. Mogłem chodzić ponieważ jak to w wojsku - nie sprawdzano obecności, tylko obecność meldowano.
Ponieważ zasadniczo ja byłem bardzo lubiany w plutonie, nasz pluton (czyli taki odpowiednik klasy), w porozumieniu moim z-cą d-cy plutonu (nim był świeżo upieczony ppor po szkole) spokojnie obywał się na zajęciach beze mnie.
Dodam, że z-ca d-cy plutonu wybierany był po unitarce już spośród nas (członków trzech drużyn, tworzących pluton).

Ten wiosenny, to był drugi semestr zajęć ale niejako pierwszy z punktu widzenia nabywania czystej, teoretycznej wiedzy.
Oczywiście bardzo sprzyjała mi pogoda. Naprawdę. Miniona jesień była długa i ciepła (jesień 1982) a nadejszła wiosna nie gorzej.
Im bliżej maja, tym trawa była wyższa, więc coraz śmielej sobie radziłem, Jednakowoż starałem się po sobie nie zostawiać żadnych śladów. Poruszałem się do legowiska jak kot skaczący między lasem butelek.
To był mój osobisty kawałek zielonej podłogi i czułem się w takim środowisku znakomicie.

Przy okazji studiowałem. Tak. Ponieważ byłem nieprzystosowany próbowano mnie karać za niesubordynacje wszelkie na każdym kroku. Kiedy pewnego dnia dyżurny kompanii (drugoroczniak) powiedział, że zajebie mnie regulaminowo na metrze kwadratowym, zrobił błąd.
Zachęcił mnie do gruntownego (co i tak było obowiązkowe) przestudiowania regulaminu służby wewnętrznej i wartowniczej i w mniejszym stopniu pozostałych dwóch regulaminów.
Te pierwsze dwa nauczyłem się... na pamięć. Doskonale ku temu służyła wiosenna atmosfera stadionu.

Zwłaszcza regulamin służby wewnętrznej opanowałem biegle. Do tego stopnia (a był to niemały klocek), że potrafiłem zacytować każde, rozpoczęte zdanie podając przy tym numer strony i liczbę wiersza. W tym ostatnim czasami się myliłem. Wystarczyły dwa m-ce nauki.
Własnie z tego powodu (poza abnegacją) stałem się na "uczelni" pierwszy raz sławny. Bylem jak wrzód na dupie wszelkich służb, które próbowały mnie egzaminować ze wzorowego, wojskowego zachowania.
Zdawałem raz po raz taki egzamin z uśmiechem na ustach. Nie można mnie było od tak - rzucić na glebę i kazać mi pompować czy co tam.

Oczywista przeszedłem też etap klasycznej jednostki liniowej (potem OTK i BiBu) i tam obowiązywały inne zasady ale tez sobie radziłem. Nie regulaminem a siłą.
W WSOWŁ etyczne zasady prawdziwego żołnierza Ludowego Wojska Polskiego były dla mnie priorytetem zwłaszcza, kiedy ja te zasady łamałem.
Taki specyficzny paragraf 22. Waliłem w chuja ale broniłem się... doskonałą znajomością regulaminu. Odpowiadałem jak Duduś. Nie było na mnie mocnych.
Za to m.in. miałem duży szacunek wśród kolegów, bo przełożonych doprowadzałem do rozpaczy. zasadniczo wszystko po to, by mnie z tego WSOWŁ wyjebano do służby zasadniczej, bo to była jedyna droga odzyskać wolność.

Może też dlatego ("wychowywany" w oparach absurdu) tak dobrze (nie ukrywam) radziłem sobie w obliczu wszelkich konfrontacji "zdobywając" z powodzeniem "dziki" wschód. Pomijając już fakt, że miałem kontakt z dzikim wschodem od młodzieńczych lat - vide akcja "pan profesor z Widynia".
Teraz węgierskie clou...

P.S.
Skutek mego leżakowania był jeszcze jeden, co mnie w końcu zgubiło. Rozbierałem się do gatek i okazjonalnie opalałem. Do tej pory uważałem, że mimo częściowo zielonych oczu, jestem klasycznym białasem. Nigdy do tej pory nie byłem opalony poza fragmentarycznymi epizodami mego ciała.
W maju wyglądałem już jak murzyn. autentycznie jak murzyn. taki z prlowskiego filmu, jak wypastowany brązową pastą.

Teraz (jeszce raz) węgierskie clou...
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Dzisiaj, 12:06   #269
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Pewnego, gorącego południa, kiedy regulaminy miałem już we wszystkich możliwych palcach wpadłem na pomysł, by nauczyć się języka obcego.
Brałem różne języki pod uwagę ale przede wszystkim kilku nie brałem. Pierwszym był - rosyjski. Miałem go po uszy w domu. Drugim - niemiecki,
ale wrogowie byli jasno sprecyzowani.

Z wrogami się co prawda później przeprosiłem (bez przesady) ale na ten moment w grę wchodził angielski. Jednak po wizycie w "uczelnianej" bibliotece z angielskim pozostała mi droga Broniarka Zygmunta. Ten uczył się angielskiego słuchając Wolnej Europy.
Zawiedziony wróciłem na łąkę stadionową i rozmyślałem... Nie uwierzycie, jaki język przyszedł mi do głowy... NIE UWIERZYCIE!

Chwila zastanowienia?
I... węgierski myślicie? Nie, nie

Kolejna chwila i... Tak. Kto zgadł, otrzymuje nagrodę główną konkursu: widok morza z Kołobrzegu, dojazd na koszt własny.
Tym językiem był... bułgarski.
W końcu miałem pewne podstawy: carewica raste na poleto.
Tak, to zadecydowało. Podekscytowany rozwiązaniem z totalnej dupy pognałem do biblioteki!
Pognałem z takim entuzjazmem, że mało się nie zdradziłem.
- Gdzie się pan tak opalił?
Siedzę przy oknie na zajęciach.
- Dłonie też?
One też siedzą przy oknie.

Niestety... Nie mam nic w bułgarskim.
- A co w ogóle jest poza rosyjskim?
Hm... Coś tu mam...poczeka pan.
No i pani przynosi mi słownik polsko-węgierski czy węgiersko-polski i dorzuca rozmówki. patrzy na mnie, moją reakcję i z sarkastycznym uśmieszkiem pyta:
- Pożycza pan?
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Dzisiaj, 12:41   #270
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 42 min 49 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Niecałe trzy m-ce później melduje się z węgierską literaturą u pani Jadwigi.
- Dzień dobry, przyszedłem oddać słownik i rozmówki.
I co...?
- Mam do pani prośbę.
Więcej słowników nie mam, pani Jadwiga się do mnie uśmiecha ale już tak inaczej.
- Proszę mnie przeegzaminować.
Z czego?
- Z węgierskiego.

Po egzaminie pani Jadzia stała mi się bliska. Mocno już starsza pani, okazało się - bardzo sympatyczna. Była w małym szoku. Polubiła mnie. Może jednym z powodów był fakt, że praktycznie byłem jej jedynym "klientem"?
Podchorążowie z biblioteki nie korzystali, tylko nieliczni, wśród taki ja - wybitnie egzotyczny. Murzyn, który nauczył się węgierskiego słownika na pamięć.
Zacząłem panią Jadwigę regularnie odwiedzać. Pani Jadwiga wybierała dla mnie literaturę, z czasem coraz bardziej "wyrafinowaną", tę akurat przynosiła z... domu.

Czytałem w każdym czasie wolnym, później po nocach, co owocowało permanentnym niewyspaniem ale miałem przecież swoją łąkę. Im więcej czytałem, tym dłużej na łące spałem. To zgubiło moją czujność.
Do końca nie pamiętam okoliczności mojej wpadki ale na szczęście poniekąd - przyłapał mnie szef kompanii.
Już dawno miał na mnie oko. Akurat on widział we mnie "nieoszlifowany, wojskowy diament".

1. Znakomicie strzelałem. To było pokłosie ojcowego podejścia, kiedy to starszy zabierał mnie na strzeleckie zawody. Zabierał mnie, od kiedy tylko byłem wstanie wyleżeć przy kbks. Akurat te "zajęcia" bardzo mi odpowiadały.
2. Miałem zawsze czystą broń.
3. Byłem mistrzem kompanii w składaniu i rozkładaniu AK 47 na czas.
4. Świetnie radziłem sobie na torze wojskowych torach przeszkód.
5. Byłem mistrzem pierwszego rocznika w rzucie granatem.
6. Miałem niekwestionowany szacunek/pozycję u kolegów z plutonu.
Punkt 5-ty był całkowicie niezrozumiały dla wojskowych osiłków.

Ja jednak wybrałem węgierski, który stał się z czasem, moim drugim 'domowym" językiem. Do niczego niepotrzebnym. To znaczy do czasu...
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 Mat Imprezy forum AT i zloty ogólne 53 19.04.2013 08:15


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:18.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.