Kiedyś to się musiało wydarzyć
Kongo niezmiennie mnie czaruje. Myślałem, że będzie jakaś orka na motocyklu. Doły i przeprawy drogowe. Tymczasem nic. Pięknie się jedzie po prostu. Jak po szynie. I cały czas zielono. Jest bajkowo. Samochodów i ruchu drogowego brak. Taka transowa jazda. Zgubna czasami. Owszem czujność musi być. Kilka razy zdarzyło mi się awaryjnie ominąć dziurę. Wszystko jednak jest pod kontrolą.
Minąłem po drodze kilka wiosek a jedna z nich mnie w jakiś sposób zauroczyła. Tak po prostu. Bez jakiegoś większego powodu. Zatrzymałem i zaczęła się rozmowa. Śmieszna taka. Franko-anglo-migowy. Dogadaliśmy się jednak. Mi chodziło o zdjęcia a jemu, że spoko. Minimum chęci i da się. 😀
Oczywiście przybiegły wszystkie dzieci. Wrzawa, śmiechy, pozy do zdjęć. Była zabawa i frajda. Mogłem też swobodnie poruszać się po ich domach. Ciekawe są te konstrukcje. Stelaż z drągów i lian wypełniony w środku gliną. Prostota konstrukcji. Ciekawe ile czasu zajmuje im postawienie czegoś takiego. W domu jest tylko klepisko i ono właśnie służy do spania. Nie było tam, żadnego lóżka czy innego posłania. I mam wrażenie, że dom to raczej schronisko na noc i przed deszczem. Życie toczy się na zewnątrz. Szef wioski zaczął mnie po niej oprowadzać i jednocześnie pokazywał co tu mają.
“Z tego drzewa mamy owoce do jedzenia”. Coś jak daktyle.
“Tu mamy trzcinę cukrową. A tam citron”. Niesamowity ekosystem. Kilka roślin wokół wioski daje im możliwość przeżycia na poziomie minimum. Nie widziałem tam nikogo głodującego. Towarzystwo wesołe i uśmiechnięte. Czy tak jest zawsze? Tego już się nie dowiem. Czysta przyjemność to spotkanie.
Ruszyłem sobie beztrosko dalej. Wokół cały czas pusto. Mijałem pojedyncze zabudowania. I tak przewijały się kilometry. A, no właśnie. Nic tu nie ma. Paliwa też. Przejechałem już ponad 500 km i nic. Owszem, miałem jeszcze zapas w baku. Jednak zwolniłem, żeby zmniejszyć spalanie. Człowiek jednak potrafi wymyśleć różne strategie dostosowawcze. Zatrzymałem się przy pierwszych z brzegu zabudowaniach i zapytałem o benzynę. Po francusku 😀😀😀 A jak!!! Akurat tego słowa jako użytecznego się nauczyłem. I jest. W butelkach oczywiście.
Przyszedł ten moment. Tankuję paliwo, ze straganu. Woda chyba się nie miesza z benzyną i nic w butelce nie pływało. Czyli gra. I myślę, że paliwo kupują tutejsi. Jeśli byłoby coś nie tak to zareagowałby lokalny sąd. Mam na myśli obrzucenie handlarzy kamieniami. Może jakiś kałach, czy coś takiego.
To się nazywa gwarancja jakości.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/
|