13.11.2016, 10:29
|
#2
|
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Limanowa
Posty: 1,623
Motocykl: RD07HRC+CRF1100L
Online: 6 miesiące 3 tygodni 5 dni 18 godz 24 min 35 s
|
Dzień IV
Pobudka około szóstej, pakowanko, śniadanie, kawa i w drogę. Asfalt świeży aż do przełęczy. Później już w dół szutrowymi zawijasami z rewelacyjnymi widokami na dwutysięczniki. Jedziemy spokojnie i lajtowo suniemy w kierunku Theth.
IMG_0131.jpg
IMG_0134.jpg
IMG_0139.jpg
IMG_0142.jpg
IMG_0150.jpg
Do celu docieramy przed południem. Na moście podziwiamy widoki gór i bardzo żwawego potoku.
IMG_0161.jpg
IMG_0164.jpg
IMG_0194.jpg
Postoju nie przedłużamy tylko jedziemy w kierunku Prekal. Zaczyna się bardzo ciekawie. Droga raz w dół raz w górę, luźne kamienie czasami dosyć wąsko, urwiska dosyć poważne. Spokojnie napieramy.
IMG_0207.jpg
IMG_0209.jpg
IMG_0211.jpg
IMG_0218.jpg
IMG_0230.jpg
IMG_0230.jpg
IMG_0234.jpg
W pewnym momencie po przejeździe przez most na potoku zaczynamy się wspinać cały czas. Na niebie niepokojąca czarna chmura która mi się nie spodobała. Blisko przełęczy zaczęło siurać. zatrzymujemy się żeby trochę odsapnąć, może przeczekać, może ubrać przeciwdeszczówki.
Gasimy silniki i po chwili słyszymy że z przeciwka jadą trzy motorki. Świnka 650 (xr) i dwie Super Tenery 750. Skąd? Z Polski a dokładnie z Łodzi ekipa. Pogadalismy chwile, pośmialiśmy się, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie (notabene czekam cały czas na tą fotkę) i rozjechaliśmy się w swoją stronę. Po deszczu już nie było tak wesoło na K60 scout ale jakoś dotłukliśmy się (dosłownie bo ja zaliczyłem glebę i Grzesiek też dosyć widowiskowo położył bejce na skraju przepaści) do Prekal.
DSC_0655.jpg
20160606_134203.jpg
Na zdjeciu z leżącą beemką widać taki czarny pomnik. To prawdopodobnie ofiary tej drogi które chyba zginęły w samochodach lecących w przepaść.
Przelatujemy koło małej knajpki do które zaraz musimy wrócić bo przed nami kolejna burza. No trudno przeczekamy sobie pod dachem. Przy barze stoją dwie deerki starszej pary z Niemiec. Piją sobie colę. Coś tam dyskutują z lokalesem ale wyjatkowo im się gatka nie klei. Nie wtrącam się do rozmowy bo niemiecki jest dla mnie rzeczywiście językiem obcym. Chcemy od właściciela kupić trochę chleba i okazuje się że albański też jest dla nas obcy. Finał był taki że właściciel uznał że wie o co nam chodzi i kazał nam czekać. Po jakichś 15-20 minutach przynosi trzy talerze z mięsem, świeżymi pomidorami i serem typu feta. Na dodatek świeżutkie pajdy chleba. Skubaniec rzeczywiście wiedział co nam trzeba. Mięso z kością pieczone chyba na jakimś oleju, trochę twardawe ale nikt się nawet nie zająknął że coś jest nie teges. Pomidory soczyste a w połączeniu z feta i chlebem okazało się że przez chwile nic nie mówiliśmy tylko każdy przeżywał to wewnętrznie.
IMG_0239.jpg
IMG_0254.jpg
DSC_0685.jpg
Niemcy jak to zobaczyli to czym prędzej zamówili to samo. Jak się później okazało Niemiecki rachunek był ciut wyższy w przeliczeniu. Przypadek? Gdzieś później rozmawialiśmy z kimś i potwierdził że Niemcy są inaczej traktowani ale też oni inaczej traktują tubylców. W międzyczasie pod knajpę podjeżdżają dwa busy Mercedesa napakowane na maksa ludźmi do tego stopnia że mieli specjalną metodę żeby zamknąć drzwi tylne i boczne. Jedna osoba po prostu miała za zadanie jebnąć drzwiami na ful zapakowanego merca bo od wewnątrz się tego nie da zrobić. Jak wcześniej pisałem odczuwaliśmy pewien dyskomfort jadąc na Heidenau-ach scoutach ale jak się przekonaliśmy niepotrzebnie bo busy przyjechały z tego samego kierunku i bieżnika na oponach nie zaobserwowaliśmy.
Burza jakoś się uspokoiła albo przeszła bokiem no to ciągniemy do Shkoder. Nie mamy planu na nocleg. Jedziemy zrobić zaopatrzenie w mieście. Trochę sie kręcimy po mieście tam i z powrotem. Zatrzymujemy się i chłopaki idą po chleb powszedni. Po chwili podjeżdża samochód i gościu pyta czy potrzebujemy noclegu bo ma w mieście Hostel i za 10€ od osoby będziemy mogli przenocować i jeszcze rano zjeść śniadanie. Długo się nie zastanawialiśmy. Okazało się że Hostel (AT Home Hostel) był jakieś kilkaset metrów dalej.
Podjeżdżamy a tam otwierają dwie niczego sobie młode Albanki: Rafaella i Romina. Ustawiamy motorki na podwórku i strzelamy powitalną Raki przyniesioną przez jedną z dziewczyn. Meldunek, kasa i mycie. Później zjawia się właściciel - Gregor i do późna trwają różne rozmowy Polaków z Albańczykami (znowu się okazało że świetnie gadają po angielsku). Raki jeszcze kilka razy pojawiała się w kieliszkach.
IMG_0265.jpg
IMG_0267.jpg
|
|
|