Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.02.2016, 19:55   #32
chemik
 
chemik's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Wrocław
Posty: 1,419
Motocykl: Husqvarna 701 Enduro
chemik jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 15 godz 23 min 25 s
Domyślnie Dzień drugi (część trzecia)...

Wioskowa starszyzna, spadłszy z ławeczki, zaczęła wstawać i gramolić się w naszym kierunku... Uśmiech na gębach i ekscytacja w oczach utwierdzają nas w przekonaniu, że nie mają złych zamiarów... Coś próbują szwargotać w hindi, my po angielsku – nikt nic nie rozumie, ale i tak jest nić porozumienia... Wchodzimy na teren świątyni machając na pożegnanie...
Świątynia to kolejne miejsce, które ma jakiegoś właściciela, ktoś zbiera opłaty za bilety, ktoś inny sprząta – słowem niehinduski porządek...

01.JPG

02.JPG

03.JPG

04.JPG

05.JPG

06.JPG

07.JPG

08.JPG

09.JPG

09-1.JPG

W jednym z zakamarków światki, na zewnątrz, znajdujemy gniazdo os... Osy wielkości naszych szerszeni...

10.JPG

Po około godzinie wracamy do motocykla... Wioskowa starszyzna, a jakże, na ławeczce... Po drugiej stronie placyku, również na ławeczce, wylegują się kozy...

11.JPG

Siadam na motocykl, Szynszyla za mną i w tym momencie wioskowa starszyzna zaczyna krzyczeć i pokazywać na nas palcami... Zrywają się i biegną w naszym kierunku... Uprzedzenia zrobiły swoje, w głowie tysiąc negatywnych myśli, a oni tylko chcieli aby to Szynszyla poprowadziła motocykl... Szwargoczą coś w hindi, pokazują wyciągniętymi palcami to na Szynszylę, to na motocykl... Ja się tu nie liczę, jestem tylko tłem... Placyk jest dość mały, wyjazd z niego przez ciasny prawy zakręt – Szynszyla sobie tu nie poradzi... Wkraczam do akcji i stanowczo kręcę głową na „nie”... Staruszkowie ten gest rozumieją... Rozumieją też, że jesteśmy w kręgu kultury muzułmańskiej – tu facet rządzi kobietą, więc moja decyzja jest ostateczna... Odpuszczają zasmuceni... Mimo to nie daje się odczuć wrogości, co najwyżej zawód...My białasy z bogatej części świata gapimy się w telewizję... Ich na to nie stać, więc cały dzień gapią się na ulicę, podwórko, placyk w oczekiwaniu, aż stanie się coś ciekawego, coś, co choć na chwilę zburzy monotonię upływającego czasu... Machamy sobie na do widzenia...
Jedziemy dalej... Znów wiatr we włosach, asfalt pod kołami, a dookoła piach i żwir i gdzieniegdzie kępki roślinności pośród której widzimy dachy jakiś lepianek... Szybka decyzja i już jesteśmy w centrum wioski... Piechotą, jak zwierzęta... Motocykl zostawiamy na poboczu, gdyż nie wypatrzyliśmy drogo dojazdowej, choćby ścieżki... Jak się okazało była troszkę dalej...
Wioska sprawia wrażenie wymarłej... Nikogo nie widać, choć ślady świadczą, że ktoś tu mieszka...

12.JPG

13.JPG

14.jpg

15.jpg

Szybka sesja i znów pędzimy przed siebie... Naszym celem ma być kolejny punkt na mapie Ala, jakieś ruiny jakiegoś zapomnianego fortu... Al wyrysował na mapie odległości między kolejnymi skrzyżowaniami dróg/duktów/ścieżek... Co z tego, skoro ODO nie działa... Jadę na wyczucie... W dali zaczynają majaczyć jakieś fortyfikacje... Po chwili okazuje się, że to stylizowany współczesny hotel dla bogatych...

16 (1).JPG

16 (2).JPG

Robimy zwrot przez rufę... Na jakimś skrzyżowaniu, wyglądającym na właściwe skręcam w prawo... Jedziemy... Jedziemy... Jedziemy... Jedziemy... Żadnych pojazdów, żadnych ludzi, a w głowie powoli rodzi się myśl, że nie wiemy ile km ujechaliśmy (ODO nie działa) oraz ile paliwa pozostało (tak, wskaźnik też nie działa)... Na tym co pozostało na pewno dojedziemy do cywilizacji, ale czy zdołamy zrobić całą naszą trasę?
W pewnym momencie drogę przebiega nam jaszczurka wielkości małego dwuipółmetrowego krokodyla... Szynszyla jest zachwycona... Ja nawet nie zdążyłem klamki hamulca dotknąć... Na zdjęcia nie było szans – gad miał prędkość pierwszą kosmiczną...
Już wiemy, że się zgubiliśmy... Nie chcemy wracać tą samą drogą więc postanawiamy, ze na najbliższym skrzyżowaniu szlaków (bo drogami tego nazwać się nie dało) skręcimy w lewo i na kolejnym znów w lewo – w ten sposób zatoczymy pętlę wracając do drogi, z której zjechaliśmy... No, chyba, że spotkamy kogoś, kto mówi po angielsku i zna się na mapie (śmiech!)...
Dojeżdżamy do skrzyżowania szlaków, a tu starym zwyczajem znanym z bezdroży na cały świecie, stoi przydrożna knajpa... Standardy czystości podłe nawet jak na hinduskie warunki – wiadomo pustynia, wody brak, prądu brak, najbliższa inspekcja sanitarna oddalona o kilka dni drogi wielbłądem... W knajpie sami faceci: pasterze, kierowcy ciężarówek i kto ich tam wie jakie typy jeszcze... Budzimy sensację z trzech powodów:
- obcy
- royal enfield
- Szynszyla
W głowach pytane: okradną nas, zgwałcą, czy pomogą..

17 (1).JPG

17 (2).JPG

C.D.N.
chemik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem