07.12.2020, 09:04 | #141 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 515
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 8 godz 22 min 36 s
|
Dalsza część drogi przez Kirgistan upłynęła w miarę spokojnie...dla mnie i Wojtka, bo Radzio miał 2 przygody:-)
Przygoda 1: Policja. Tak jak pisałem wcześniej moja średnia prędkość przelotowa za dzień wynosi 87 kmh. Jazda w celu utrzymania takiej średniej wymaga dużego skupienia i odrobiny umiejętności, szczególnie w zakresie unikania policji...Tego dnia Radzio miał trochę mniej szczęścia-kiedy przygotowywał się do wyprzedzania jadąc na ogonie toyoty zrobiono mu piękne zdjęcie. Policjanci zaraz Go zatrzymali chcąc pochwalić się swoimi umiejętnościami fotograficznymi i przy okazji sprzedać tą piękną fotografię. W lusterku zobaczyłem to zamieszanie i czym prędzej zawróciłem podniecony w celu uczestnictwa w tych targach Wojtek już tam był i wspólnie z nim obserwowaliśmy Radzia walczącego jak lew z chmarą otaczających go policjantów. Dowód mieli słaby-zdjęcie przekraczającej prędkość toyoty (nie zdążyli jej zatrzymać), a za nią Radzio przygotowujący się do wyprzedzania. Ostatnio widziałem Radzia w takim stanie wkurwienia kiedy okazało się, że tablica naklejkowa nie znajduje się na szczycie przełęczy Ak-Bajtał.... Po półgodzinnej walce Kirgizi zrozumieli ważną rzecz wyrażoną w takich mniej więcej słowach: Poljaki nie płacit, da?. Chórem odpowiedzieliśmy DA!!! Przygoda 2: Kolano Pod koniec wieczora zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Nie było to łatwe zadanie, bo znajdowaliśmy się w gęściej zamieszkanym obszarze Kirgistanu. Po jakimś czasie Radzio wyczaił na mapie potencjalnie fajną miejscówkę i skierowaliśmy się w jej stronę-Radzio jak zwykle prowadził poszukiwania miejsca na spanko. Po kilkunastu minutach błądzenia znaleźliśmy fajne miejsce, ale trzeba było tam dojechać po stromej drodze w głębokim piachu. No nic-ściemnia się i nie ma czasu na wybrzydzanie. Dosłownie dwa metry od miejsca zatrzymania zauważyłem, że tylne koło Słonia Dominika buksuje i chwilę później słoń przygniata nogę Radzia upadając na lewą stronę i siłą rozpędu przesuwa się jeszcze metr do przodu. Radzio nie zdążył się obrócić i jego kolano przekręciło się pod słoniem prawie o 180 stopni. Radzio pięknie ujął to później w słowach: "Tego wieczora zrozumiałem, co to znaczy dosłownie zesrać się z bólu". Szybko zeskoczyłem z Gieni i pomogłem Radziowi wydostać się spod motoru. Z mojego punktu widzenia nie wyglądało to dobrze-nie mógł chodzić, a kolano bolało go również bez obciążania. No ale cóż - Radzio to Kozak z Wybrzeża, a tacy nie poddają się łatwo. Wyrzucił z siebie kilka skomplikowanych wiązanek przekleństw i wziął się za rozkładanie namiotu. Wieczór nie upłynął nam zbyt miło-miejsce nie było najlepsze, a obserwacja kumpla zwijającego się bólu to żadna przyjemność. Rano obudziliśmy się wcześnie-Radzio z bólu, a my z ciekawości: czy jego noga już odpadła czy jeszcze się trzyma?:-) Okazało się, że kolano dało radę i nawet zeszła opuchlizna. Z chodzeniem były problemy, ale po obwiązaniu jakąś szmatą Radzio dał radę wsiąść na Słonia Dominika. Tu muszę ponarzekać na słonia: jak można było zrobić motocykl bez półsprzęgła Ledwo dałem radę wyjechać z krzaczorów, (Radzio stał obok i trząsł się z nerwów że mu rozbiję motor), bo nie dało się operować sprzęgłem..Do tego Radzio miał ustawiony tylny zawias na max miękkość i nie było hamowania....brrrr, dobrze, że to było tylko kilkadziesiąt metrów... Celem dzisiejszej podróży było przekroczenie granicy w Talas/Taraz i nocleg gdzieś za miastem. Kirgistan znowu nas zaskoczył pięknymi widokami-przekroczyliśmy dwie przełęcze ponad 3200 metrów, przejeżdżaliśmy przez Bieszczady, przez Tatry, zaliczyliśmy szwajcarskie serpentyny i objechaliśmy Morskie Oko w skali 1000 do jednego... Radzio miał mały problem z goglami-były one do połowy wypełnione łzami z bólu...mówił, że jako tako dawał rade z redukcją, ale wbijanie wyższych biegów wymagało psychicznego przygotowania na ból....Gdzieś po drodze chłopaki kupili bandaż elastyczny i można było porządnie oplątać chorą nóżkę :-). A to jest kirgiskie Morskie oko, czyli jezioro Toktogul Z relacji Piasta pamiętam Głowę Lenina (Bez Pianina :-)) na elektrowni wodnej przez Talas. Ja też chciałem mieć takie zdjęcie i - voila!! Jedna z przełęczy-było tam cholerrrrnie zimno!:-) Stan naszych opon zaczynał nas trochę martwić. Miałem wrażenie, że ciężko będzie dojechać do domu i coś trzeba będzie wymyślić po drodze. Wojtka opona (na zdjęciu) była jeszcze w całkiem dobrym stanie. Nasze wyglądały znacznie gorzej Uwielbiam spać na stepie. Dlatego nie mam nic przeciwko telepaniu się przez Kazachstan. Kilka dni gotowania jajek i nudy, ale rekompensowane jest to pięknymi widokami z miliongwiazdkowego hotelu. W tym dniu co prawda nocleg wypadł nam w krzaczorach, ale tez było przyjemnie :-) KAWA. Jakieś 4 dni temu skończyła nam się kawa naturalna (czyli sypana) i nigdzie nie mogliśmy jej kupić. Psuło to całą koncepcję biwakowania, bo jednym z rytuałów było poranne siedzenie na krzesełkach z kawą w reku i podziwianie widoków. Bez kawy było do dupy!!. Radzio znosił to szczególnie źle, łaził wku...ny rano, a w trakcie dnia zaglądał w mysie dziury żeby tylko znaleźć okruchy sypanej kawy. NIC!!! NIGDZIE!!! W całym Kirgistanie i całym Kazachstanie nie było sypanej kawy!!! Mógłbym zostać tam jeszcze z tysiąc lat wśród tych pięknych widoków, ale brak kawy dyskwalifikował taki pobyt. Trza wracać do domu na kawę!!! |
07.12.2020, 10:55 | #142 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,645
Motocykl: ktm 640 adventure
Online: 3 miesiące 4 tygodni 9 godz 3 min 11 s
|
... u nas takze skonczyla sie KAWA... na szczescie kirgijska wodka bardzo dobra byla...
|
08.12.2020, 21:19 | #143 |
Banned
Zarejestrowany: Oct 2015
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 350
Motocykl: Lublin Autobus
Online: 2 tygodni 2 dni 12 godz 52 min 56 s
|
Jo... podobnie z tym morskim toktogulem.
Trolik przymróżył Oko |
11.12.2020, 13:36 | #144 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 515
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 8 godz 22 min 36 s
|
Powrotna jazda przez Kazachstan oprócz standardowej nudy i bólu dupy wyróżniała się jednym wielkim plusem-temperatura wynosiła przepiękne 27 stopni!! Minusem tego dnia z kolei był czołowy wiatr, który po kilku godzinach jazdy zaczął być naprawdę męczący. Po przebudzeniu w miarę szybko się zebraliśmy (nie ma kawy-nie ma pier...nia o bzdetach...:-)) i wio do przodu! Udało nam się zrobić 950 km bez większych niespodzianek, może z wyjątkiem dwóch...Pierwsza była taka, że przez własną głupotę o mało się nie zabiłem. Skręcając w lewo na stację benzynową nie spojrzałem w lusterko (nie mogłem spojrzeć, bo go nie było-zgubiłem po jakimś kreszu), i kiedy rozpoczynałem manewr poczułem tylko pęd powietrza od wyprzedzającego mnie samochodu, który wykonywał ten manewr na pasie przeznaczonym do skrętu w lewo...Na drżących nogach zlazłem z maszyny i usłyszałem słowa uznania od chłopaków jadących za mną....Druga niespodzianka była taka, że pracownik stacji benzynowej chciał oszukać Radzia na rachunku za tankowanie, ale Kozak z Wybrzeża nie daje się naciągać na takie numery...:-). Muszę też wspomnieć o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy-Kazachstan szybko się rozwija, a wzdłuż dróg jak grzyby po deszczu powstają nowe, wypasione stacje benzynowe. Wszystkie one mają jedną wspólną cechę charakterystyczną - kible są pozamykane, albo tak brudne że nie da się tam nawet spojrzeć. Wydaje mi się, że wynika to z mentalności ludzi tam pracujących-nie są oni przyzwyczajeni do toalet w stylu zachodnim czy do higieny w ogóle. Mnie to nie bardzo przeszkadzało bo uważam, że nie ma nic piękniejszego niż 2-jeczka w towarzystwie zachodzącego słońca na stepie...:-)
|
18.12.2020, 09:18 | #145 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 515
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 8 godz 22 min 36 s
|
31 sierpnia wyjechaliśmy z kazachskich krzaków w stronę Saratowa. Nasze opony (szczególnie Radzia tył i mój przód) wyglądały już naprawdę źle i wiedzieliśmy, że Saratów może być dla nas ostatnią szansą na zanabycie nowych opon zanim obecne eksplodują nam pod tyłkami. Granica w Ozinkach poszła sprawnie, ale dla potomnych mamy jedną naukę-każdy motocyklista jadący na wschód powinien mieć swój długopis. To zdecydowanie ułatwia życie i skraca czas spędzony na przejściu w Ozinkach w palącym słońcu.... Za Ozinkami wjechaliśmy na 300-kilometrowy odcinek beznadziejnie dziurawej drogi prowadzącej do Saratowa. Jechałem w stresie, bo obawiałem się, że ostre krawędzie dziur w asfalcie mogą pokroić moją przednią oponę niechronioną już praktycznie bieżnikiem...
Jadąc 3 tygodnie temu w przeciwnym kierunku ominęliśmy Saratów obwodnicą-teraz wpakowaliśmy się w sam środek popołudniowych korków miejskich, a temperatura wynosiła coś koło 40 stopni..., Z bolącą dupą, gotującymi jajkami i oczami pełnymi potu przepychałem się między ciasno ustawionymi ładami i zaporożcami śpiewając sobie moją ulubioną melodię: "przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda...". Radzio wyczaił jakiś sklep oponiarski, do którego się kierowaliśmy. Po dojeździe okazało się, że mają oponę - ale tylko dla Radzia, i to po drugiej stronie miasta. Ja byłem niepocieszony bo wiedziałem, że nie dojadę na mojej gumie nawet do Kijowa...Najgorsze było to, że było już po 18tej (sklepy w Rosji otwarte są do 19tej) a ja nie miałem żadnego pomysłu...:-(. Wspólnie z Wojtkiem postanowiliśmy zaczekać na powrót Radzia, bo byliśmy blisko wyjazdu z miasta w kierunku zachodnim i nie chciało nam się pedałować z powrotem na wschód. Radzio chyba był na nas trochę zły, że nie chcieliśmy wspólnie z nim wylać kolejnych kilku litrów potu w drodze do sklepu. Ustawiliśmy sobie w gps-ach miejsce spotkania za miastem, Radzio ruszył w swoim kierunku i..... stał się CUD!!! Tym cudem był Dima (ksywka Chemik), ujeżdżający Varadero. Zajebisty koleś!! Zapytał czego potrzebujemy, wykonał kilka telefonów i powiedział krótko: jedźcie za mną :-). Po 10-ciu minutach zajechaliśmy pod sklep quadowo-motokrossowy. Było już po 19-tej, ale chłopaki czekali jeszcze na nas. Dima śpieszył się do swoich spraw, więc tylko powiedział chłopakom w czym rzecz i śmignął w swoją stronę. Большое спасибо Дима!!! Jesssssst!!! za 4,5 tysiąca rubli kupiłem Mitasa C19:-). Okazało się poza tym, że 21-calowe opony pasują idealnie do 20-litrowych sakw od Ex-a:-). Po pożegnaniu z chłopakami śmignęliśmy na miejsce spotkania z Radziem. Dojechaliśmy pierwsi, więc Wojtek czekał, a ja niuchałem po krzakach w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Radzio przyjechał po kilku minutach z nową TKC80. Okazało się, że zajechał do sklepu 10 minut przed jego zamknięciem... Pierwszy raz od kilku tygodni śpimy w lesie!!! [IMG]Tego dnia miał miejsce jeszcze jeden cud-Wojtek znalazł kawę sypaną!!!:-) Radzio był tak szczęśliwy, że następnego ranka wypił dwa kubki czarnego nektaru:-). A teraz trochę filozofii: byłem już w kilku miejscach na świecie, wiem mniej więcej czego się spodziewać-ale zawsze miałem w sobie taki mniejszy lub większy lęk przed nieznanym. Ten lęk psuł mi czasami dobry nastrój podczas podróży, szczególnie kiedy coś szlo nie po mojej myśli. Im więcej jednak podróżuję, im więcej zdobywam doświadczeń (a może raczej siwych włosów..:-)) tym łatwiej jest mi zamieniać ten lęk na żądzę przygody! Teraz każda trudna sytuacja w podróży jest dla mnie zaczątkiem kolejnej przygody, a nie powodem do stresu...:-). kurde, ale się rozpisałem to był dobry dzień:-)[/IMG] |
29.12.2020, 17:43 | #146 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 515
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 8 godz 22 min 36 s
|
Pierwsza po kilku tygodniach poranna kawa smakowała wyśmienicie-dlatego nie spieszyliśmy się za bardzo i ruszyliśmy coś koło godziny 9-tej. Celem jazdy tego dnia był nocleg gdzieś między Kurskiem, a Sudżą. Kilometry uciekały sprawnie dzięki fajnym rosyjskim drogom, a temperatura w okolicach 30-tu stopni była w sam raz. Po dwóch godzinach jazdy Radzio zdecydował się na zmianę opony-znaleźliśmy w tym celu całkiem fajny szinomontarz połączony ze sklepem z częściami do ciężarówek. Radzio rzucił się się do roboty, a Wojtek i ja zostaliśmy ugoszczeni przez właściciela zakładu. Ludzie byli tam super mili, fajnie się z nimi gadało i .....mieli czystą toaletę!! Taką naprawdę czystą! Wysprzątaną wręcz-no coś wspaniałego to było... Muszę wspomnieć, że cały zakład był inny od tego, co widzieliśmy wcześniej w Rosji- sklep był fajnie urządzony (raj dla mechaników :-)), czysty, z miłą obsługą. Tak samo szinomontarz. Podczas gdy Radzio w pocie czoła walczył z kołem, my siorbaliśmy dobry czaj w kapciorce na tyłach sklepu. Właściciel sprowadził rozmowę na temat Krymu-powiedział, że to fajne rosyjskie terytorium jest, że wszyscy Rosjanie jeżdżą tam teraz na wakacje....My z Wojtkiem dyplomatycznie milczeliśmy. My z kolei sprowadziliśmy rozmowę na bardzie przyziemne tematy, czyli kasę i pracę :-). Jego pracownicy (fachowcy) zarabiają 15 tysięcy rubli (czyli ok. 1000pln), a tydzień pracy w Rosji trwa do soboty wieczora. Także zbyt fajnie nie jest... Na koniec Radzio został mile rozczarowany, bo właściciel nie skasował go za zmianę opony. Bardzo fajne spotkanie i rozmowa.
Na obiad zatrzymaliśmy się w typowej knajpce dla kierowców. Ta knajpka moim zdaniem oddaje rosyjskie klimaty-stoi na skraju jakichś krzaków, brak jest polowy jednej ściany, w środku trzy panie bez uśmiechu. Do tego średnie jedzenie-byliśmy w kilku czy kilkunastu takich miejscach i wszystkie wyglądały podobnie. Nocleg tego dnia planowaliśmy nad jeziorem znajdującym się ok 2-3 km od drogi. Na mapie wyglądało fajnie... i w rzeczywistości też...dlatego była tam cała masa wędkarzy...:-(. No nic, trza jechać dalej, bo robi się ciemno. Po półgodzinnych poszukiwaniach rozbijamy się byle gdzie, między komarami, na nierównym terenie. I też było fajnie :-) Rano zebraliśmy się w miarę sprawnie, choć zeszła nam się chwila na wysuszenie namiotów. Po zatankowaniu w Sudży skierowaliśmy się na przejście graniczne i....trafiliśmy na młodą, ambitną celniczkę, która jeszcze nie widziała na swe śliczne oczęta wriemiennego wwozu z Kirgistanu.. więc zaczęła generować jakieś śmieszne problemy. .Po tylu granicach już byliśmy znieczuleni na wszystko-rozłożyliśmy nasze graty w cieniu, położyliśmy się koło nich i czekaliśmy z uśmiechem. Po dwóch godzinach zlitował się się nad nami jej szef i...po prostu machnął ręką :-). Jadziem! Moja przednia opona nie nadawała się już do niczego i musiałem ją czym prędzej zmienić. Była to jednak niedziela i ciężko było znaleźć otwarty szinomontarz, a kiedy już znalazłem to nie chcieli zrobić. No dobra, jedziemy dalej...Po dojeździe do drogi na Kijów w końcu jest!! Stara opona wyglądała tak: Po minięciu Kijowa zgubiłem gdzieś chłopaków, którzy zatrzymali się na stacji benzynowej. Po półgodzinie skumałem że są za mną i postanowiłem poszukać miejsca na nocleg. Kiedy już znalazłem fajny spot i wracałem do drogi zobaczyłem ich śmigających przed siebie. Nie zauważyli mnie. No cóż- piękny spot nad rzeką cały dla mnie... :-) Pierwszy raz od tygodnia mogłem się wykąpać w rzece jak biały człowiek.:-) Chłopaki tez znaleźli fajne miejsce, ale bez wody.... Radzio na wszelki wypadek nie wykąpał się w Murgabie, więc dla niego oznaczało to prawie półtora tygodnia bez mycia... :-) |
29.12.2020, 19:51 | #147 |
Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Wrocław
Posty: 886
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 3 miesiące 6 dni 23 godz 32 min 34 s
|
Czemu nie zmieniłeś opony razem z kolegą? I czemu szukałeś wulkanizacji. Nie chciałeś sobie sam zrzucić przedniej wieczorkiem przy piwku. Tył to rozumiem, bo też by mi się nie chciało zrzucać k60 ale przód? Nie, że się czepiam, po prostu ciekawi mnie czemu nie zmieniliście razem. Akurat w Bośni musiałem zrzucać 3 albo 4 razy w ciągu dwóch dni- na szczęście tylko przód.
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk |
29.12.2020, 21:36 | #148 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 515
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 8 godz 22 min 36 s
|
|
31.12.2020, 22:24 | #149 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Tuchów / Redditch
Posty: 615
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 17 godz 29 min 17 s
|
Wyprawa na wypasie koledzy, pieknie..................
__________________
|
05.01.2021, 22:02 | #150 |
Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 515
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
Online: 3 tygodni 4 dni 8 godz 22 min 36 s
|
3-go września po pięknym przebudzeniu nad rzeką zebrałem się do dalszej jazdy. Wiedziałem, że chłopaki już ruszyli w stronę granicy więc umówiliśmy się na przejściu. Wczoraj tak byłem podniecony powrotem do domku, że zapomniałem kupić rzeczy na kolację i śniadanie. Do tego doszedł chłód wrześniowego poranka i nie było mi zbyt ciepło-rozgrzałem się dopiero po snikersie i kawie po tankowaniu. Kurcze, lubię tą drogę od Kijowa do Dorohuska-jest równa, szeroka i są fajne widoki w każdą stronę-niby nic nadzwyczajnego, a nawet mimo głodu i chłodu jechało mi się bardzo przyjemnie. Po dojeździe na przejście zastałem Wojtka siedzącego na ławce dla olbrzymów.
Ogólnie przekraczając tą granicę czułem się jakbym wjeżdżał z Rosji na Ukrainę - taki sam beznadziejnie długi czas oczekiwania, jakieś dziwne procedury...po co to komu Człowiek docenia zalety Unii dopiero w takich miejscach...Jest mi przykro, że ludzie muszą tracić tyle czasu na biurokrację wjeżdżając do Unii z Ukrainy. Pamiętam te czasy kiedy przekraczałem granicę POL-DEU. Wtedy też tego nie rozumiałem. Nie chcę wchodzić w politykę, ale cieszę się, że jestem obywatelem Unii i mam nadzieję, że tak zostanie... Objazdy w okolicy Lublina trochę nas zmyliły i znowu się rozdzieliliśmy. Na szczęście tym razem mieliśmy ustalone miejsce na biwak-było to zakole Pilicy w okolicy Białobrzegów. Na mapie wyglądało jakby był to kawałek lasu z drogą gruntową. Po dojeździe okazało się, że jest tam kościelny ośrodek wypoczynkowy czy coś w tym rodzaju. Niemniej jednak kilkaset metrów dalej znaleźliśmy fajne miejsce na biwak z zejściem do wody. Druga już kąpiel pod rząd była całkiem przyjemna, ale niewiele pomagała-ciuchy tak śmierdziały, że nie mogłem wytrzymać sam ze sobą:-). Chłopaki mieli pewne obiekcje przed kąpielą...chyba wynikały one z tego, że trzeba było zeskoczyć z 1,5-metrowej skarpy do wody..., a prąd był naprawdę wartki ww tym miejscu i trzeba było trzymać się max pół metra od skarpy. Niemniej jednak udało nam się wdrapać z powrotem na ląd :-). Kolejny dzień był już ostatnim w na naszej wyprawie. Wszyscy dzięki Bogu dojechaliśmy bezpiecznie do naszych Domków. Ja mogę powiedzieć tylko, że Żona wpuściła mnie do łózka dopiero po trzech dniach i sześciu kąpielach... To była prawdziwa wyprawa!!!:-) Radziu, Wojtku: jeszcze raz dziękuję Wam za czas spędzony wspólnie i przepraszam za moje humory i takie tam inne głupawe zachowania :-). Fajnie się z Wami podróżowało! pozdrawiam trolik |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
"Życie to nie bajka, nie głaszcze po jajkach!!!";) Howerla, Svidovets, Закарпатське***** | Pirania | Trochę dalej | 55 | 29.09.2017 22:46 |
Opowieść o Strefie (Рассказ о Зоне)... | chemik | Trochę dalej | 17 | 13.09.2016 21:59 |
Białoruś maj 2014 czyli Пo слядах продкаў | spider2you | Trochę dalej | 28 | 28.11.2015 21:33 |
Мурманск город-герой [2011] | 7Greg | Trochę dalej | 24 | 26.06.2011 00:05 |
«Адреналин 2008»! Zlot w Łucku 22- 25 maja | ltd454 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 4 | 31.05.2008 20:47 |