08.06.2013, 04:56 | #21 |
leżę.
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Mieszkam w Szkocji
Posty: 158
Motocykl: XL 600 V by Hans
Przebieg: 73k
Online: 1 tydzień 1 dzień 10 godz 33 min 39 s
|
Dzień czwarty:
Wstałem o 7 rano. GPhone zapowiadał wyborną pogodę, a i doświadczenie pokazało, że poranki bywają suche, więc może kawałek Hebryd zobaczę w lekkim blasku słońca, może nawet bardzo nie zmoknę... MacLeodów przestałem kochać jak się okazało, że oprócz dość kamienistego podłoża (które przeszkadzało mi we wbijaniu umocnień mojej nocnej fortyfikacji) trzeba płacić 20p za każdą minutę ablucji - cóż - widocznie takie uroki kapitalizmu. Ucieszyłem się bardzo, że motur stoi, bo bałem się, że pokrowiec chroniący go przed deszczem posłuży nocą jako żagiel i Black Pearl odpłynie gdzieś w nieznane. Na campingu oprócz mnie były 2 'ekipy' - w zaprzęgach kempingowych - średnia wieku 85 lat. Bardzo mi gratulowali odwagi jazdy na moturze i szczęśliwego dotarcia na kamping wczorajszj nocy - 'ja także jestem zdania, że jestem niezrównoważony' - pomyślałem. Lewis1.JPG Pan miły zaproponował nawet pomoc przy składaniu namiotu, ale odmówiłem grzecznie tłumacząc, że muszę tego typu ćwiczenia realizować sam, bo mogę następnym razem nie mieć nikogo do pomocy - prawda jest taka, że nie wyobrażam sobie składania szybko składanego maniotu we dwójkę. Lewis2.JPG Zapłaciłem Pani MacLeod (chyba) ósemkę za nieprzespaną noc (po powrocie rzuciłem okiem na stronę ich w internecie i okazało się, że człek i motur + maniot to 7 funtów) i radośnie rozpocząłem podróż w kierunku najbardziej na północ wysuniętego przylądka archipelagu. Po drodze do Port of Ness przystanąłem w Arnol przy Black House - tradycyjnej hacie lokalesów z paleniskiem na środku i podobnymi udogodnieniami – miejsce pewnie warte dłuższej refleksji i 8 funtów za wjazd, ale nie dzisiaj – dzisiaj czas goni, bo trzeba dużo zobaczyć Dojechałem do Port of Ness nie napotykając po drodze żadnych atrakcji – ot kilka opuszczonych chat, kilka wiosek, płasko, monotonnie, nuda. Przynajmniej na razie nie padało. W Port of Ness jest port (wygląda na nieużywany od lat) jest piękna piaszczysta plaża, jakiś mały sklepik z gadżetami typu cepelia i tyle. PortOfNess1.JPG PoartOfNess2.JPG W oddali dostrzegłem jednak latarnię. Latarnie mnie kręcą. Nie wiem skąd to się bierze – chciałbym kiedyś przez chwilę w takiej latarni mieszkać: pilnować światełka, czytać książki, słuchać głosu morza… To Butt of Lewis Lighthouse: ButtofLewisLighthouse1.jpg Po drodze jakieś klify, jakieś barany/owce, zdjęcia i naprzód dalej. Lewis4.JPG Wracam tą samą drogą. Nuda. Dostrzegłem jednak miejsce, które umknęło mojej uwadze w drodze do Port of Ness. Standing Stones. Podobno służyły jako narzędzia do obserwacji astronomicznych klika tysięcy lat temu, potem przysypał je osad, potem je ktoś odkrył i oto są. Nie podjąłem się 300 metrowego spaceru. Czas goni – jescze cała wyspa do zobaczenia. Jeszcze tu wrócę. Postanowiłem w Barvas odbić na Stornoway i dalej na południe, po drodze taknowanie – o dziwo tańsze, niż gdzieniegdzie na stałym lądzie – potem dowiedziałem się, że wiele dziedzin życia jest ttaj subsydiowanych przez rząd, bo inaczej ludzie nie mieliby szans na ‘normalną’ egzystencję. To droga, którą wczoraj jechałem walcząc o życie: Lewis6.JPG Zbliżało się południe, minąłem Stornoway i pomyślałem, że jak dalej będzie tak nudno to zrobię tą ‘zajebistą’ wyspę w 3 godziny i o 15:40 wsiądę na prom z Tarbert do Uig na Skye – hmmm… może to jest myśl?... Następne 5 godzin spędziłem jeżdżąc po wąskich dróżkach wśród pagórków, górek, zatok, plaż, klifów, wspaniałych widoków na Atlantyk i widziałem jedne z najbardziej odludnych miejsc w życiu, a wszystko po asfalcie – cóż za paradoks! NHarris1.JPG NHarris2.JPG NHarris4.JPG NHarris5.JPG NHarris6.JPG Harris8.jpeg Harris11.jpeg Moja (jak się wydawało) dość szczegółowa mapa Ordance Survey (to jakby brytyjski odpowiednik PPWK) podawała najwęższe drogi jako ‘inna droga o szerokości co najmniej 4 metrów’… Mam wrażenie, że Brytyjczycy jeszcze nie do końca ogarnęli miarę metryczną, bo każda ‘żółta’ droga na mapie miała max 1,5m szerokości. Harris12.jpeg Tak jeżdżąc wąskimi drogami dotarłem do końca drogi na północej części Harrisa, pogoda przez cały dzień była idealna, pełne słońce, niewiele chmur, jakieś 12-14 stopni, mmmm… po prostu cud, miód! Podniecony tak sprzyjającymi okolicznościami przyrody postanowiłem się przyjrzeć zachodniemu wybrzeżu Lewisa, temu na płudnie od kampingu MacLeodów (chyba) – błąd – nuda! Straciłem godzinę robiąć kółko i przez Stornoway skierowałem się na południe by zobaczyć resztę Harrisa. Harris9.jpeg Harris1.JPG Harris2.JPG Harris4.JPG Harris10.JPG Harris5.JPG Harris6.JPG Harris7.JPG To zadziwiające jak bardzo te dwie wyspy różnią się od siebie – Lewis jest płaski, w zasadzie bez jaj – znaki, symbole, że plaża pieszo jest oddalona o 2 km, ale kto ma na to czas (i buty!); na Harrisie z kolei zatrzymywałem się co 2 km, bo widoki szczytów w zachodnim słońcu zapierały dech w piersiach. Byłem kika kilometrów od Tarbert, zjechałem na stację, odkręcam korek, wkładam pistolet, naciskam - cisza. Przy drugim dystrybutorze stary Saab, kilka metrów dalej stoi człek i na Ipadzie wydaje się szukać rozrywki. Podchodzę do drzwi stacji – ‘Godziny otwarcia: codziennie od 8 do 18 i od 20 do 21’. Jest 19:30. - Czekasz? – pytam Człeka. - Czekam – odpowiedział. - Ja chyba pojadę dalej - Rzuciłem odważnie. – Ile masz palywa? – zapytał. - Ze sto kilometrów. – To czekaj – to ostatnia stacja na Harrisie! Z socjalizacyjnego punktu widzenia to były jedne z najciekawszych 30 minut podróży - usłyszałem historię człowieka, który wracając do korzeni (tu urodził się jego Ojciec) osiedlił się tutaj na kilka lat rzuciwszy dostatnie, spokojne życie na granicy Szkocji i Anglii - to było 20 lat temu. Teraz nie wyobraża sobie żyć gdziekolwiek indziej niż na wyspie - owszem fajnie jest czasem pojechać, polecieć na stały ląd, ale tutaj jest dom, który wybudował, tu jest oaza - cisza spokój. Córka robi karierę w Londynie, Syn - miesiąc na platformie, miesiąc na wyspie - ani nie myśli się stąd ruszać, Żona cos tam na drutach robi i sprzedaje i pracuje na pół etatu w służbie zdrowia... Zazdroszczę im. Człek przy okazji wyjaśnił, że nie muszę wracać do Stornoway do najbliższego pola namiotowego - na Harrisie też jest (pieprzona mapa - pewnie bym targał 5o km, gdyby nie Człek). Słońce powoli chowa się za pogórkami, kiedy docieram do pola namiotowego. Przesympatyczna starsza Pani objaśnia co i jak i bierze najniższą z wszystkich dotychczasowych opłat. Warunki są na miarę pieniądza - skromne. Przed snem zjadam makaron z Lydla i piję herbatę rumową, a później piwo, patrzę na prognozę pogody na jutro - prawdopodobieństwo opadów - 100%. Damn! |
09.06.2013, 21:09 | #22 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Tuchów / Redditch
Posty: 615
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 1 tydzień 17 godz 29 min 17 s
|
A bylo pisane , ze caly czas lalo...............
__________________
|
09.06.2013, 23:41 | #23 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
Zenek,
jak Ciebie jarają latarnie morskie, to koniecznie przycztaj Rafę trzech Szkieletów To zbiór opowiadań i jedno o latarni konkretnej prawi. Każdy latarnik pewnie zna tę historię. Innym tez polecam, a zwłaszcza miłośnikom. P.S. Jak w takiej Szkocji jest ze spaniem na dziko? P.S.` Relacja super. |
10.06.2013, 13:15 | #24 | |
leżę.
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Mieszkam w Szkocji
Posty: 158
Motocykl: XL 600 V by Hans
Przebieg: 73k
Online: 1 tydzień 1 dzień 10 godz 33 min 39 s
|
Aaaaaaa... Pisane było, że był jeden dzień słońca
Cytat:
Książka naprawdę musi być dobra, bo ciężko oną znaleźć! Widziałem że pojawia się czasem na popularnym polskim serwisie aukcyjnym, więc prędzej czy późnej trafię! Spanie na dziko w Szkocji jest regulowane prawnie i całkowicie i absolutnie legalne! Chyba, że znaki na parkingach i miejscach piknikowych mówią inaczej. Jest i oczywiscie 'code of practice' ktory mowi o nieśmieceniu, pilnowaniu ognisk itd... Do tego dochodzi jeszcze kwestia znalezienia 'panstwowej ziemi', ale też nikt Cie w środku nocy ze swojej nie pogoni jak przypalisz głupa, ze nie wiedzialeś, że to prywatne... Poza tym normalni ludzie w nocy śpią, a nie szukają namiotów na swoich hektarach! Daj znać jakbyś sie wybierał. Mam troche map w domu, lubię rum i dobre towarzystwo Pozdrawiam Zenon |
|
10.06.2013, 15:35 | #25 |
Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,502
Motocykl: CRF1000, RD04
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 8 godz 34 s
|
Pisz dalej Z, fajnie Ci idzie i miejsca też zacne. Ale ilość bagażu mnie przeraża.
Co do wichur urywających łeb to pamiętam 2 akcje: 1sza w Turcji wzdłuż Morza Marmara, jechałem Afrą z plecaczkiem i cały czas w złożeniu i to porządnym. Kilkadziesiąt km tam nawinęliśmy i wieczorem byłem martwy. 2ga, tydzień temu podczas powrotu z Trójmiasta, KTMem, wiało tak, że momentami miałem wrażenia, że mi zrywa przyczepność, wyprzedzanie tira to jak strzał od boksera w kask. Ujechałem po obwodnicy z 70km w złożeniu, wklejony w kanapę i 'schowany' za kierownicą, potem uciekłem na boczne drogi i zdecydowanie zwolniłem. Zakwasy od trzymania się na grzbiecie kata miałem kilka dni. To chyba jedne z gorszych warunków dla moto...
__________________
Afra - jedyna, wierna kochanka!!!! Pożegnane bez żalu: 990S, 690R, DR650SE, XF650 |
30.06.2013, 18:02 | #26 |
leżę.
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Mieszkam w Szkocji
Posty: 158
Motocykl: XL 600 V by Hans
Przebieg: 73k
Online: 1 tydzień 1 dzień 10 godz 33 min 39 s
|
Dzień Piąty (ostatni).
Wstałem bardzo wcześnie, bo bardzo chciałem przejechac Złotą Drogą do Tarbert. Złota Droga nazywa się Złota, bo jest położona wśród skał i pagórków, których wykucie pod drogę musiało kosztować wiele Złota i żyć ludzkich. Wkrótce po tym jak się spakowałem zaczęło padać, hm... dawno nie padało, a i klimat raczej deszczowi nie sprzyjający, więc byłem zaskoczony. Okazało się też również, że moja mapa jest bardzo lipna i bardzo szybko zabłądziłem, więc przy najbliższym (jedynym) rozstaju dróg ze znakiem na Tarbert skierowałem sie najkrótsza, najszybszą, NieZłotą drogą do tejże wspaniałej miejscowości. W Tarbert wszedłem do sklepu firmowego Harris Tweed, ażeby kupić małżonce tweedową pamiątkę z moich wojaży po cudownej tej wyspie i schronić się choć na chwilę przed deszczem, który na tym etapie był już dość intensywny... Nie kupiwszy nic w sklepie (oj drogo było) pojechałem na poszukiwania poczty - kartkę chociaż kupię - pomyślałem. Później to już tylko zakup biletu na prom i oczekiwanie w kolejce (w deszczu)... Przy okazji zakupu biletu obejrzałem specyfikację jednostki, którą miałem podróżować i ku mojej uciesze odkryłem, że ma wireless photoprom.JPG Wybrałem jeszcze na etapie planowania prom z Tarbert to Uig na wyspie Skye, żeby ją oną wyspę zjeździć na dwóch kołach (byłem dwa lata temu busiorem i było wspaniale), później miałem spędzić jeden dzień w środkowych Highlandach i przejechać się doliną Glen Shee, ale w związku z prawdopodobieństwem opadów równym 100% i moją tolerancją na deszcz równą 0 (zero!) stwierdziłem, że po prostu pojadę prosto do domu... t.j. 424 km. Plan był bardzo prosty: przystanek w Kyle of Lochalsh, Fort William i na stacji w Stirling. Przez Skye przeleciałem z jednym tylko postojem, żeby sprawdzić gdzie mam jechać po tym jak się zgubiłem Zaskoczony byłem w pewnym momencie gestością padającego deszczu - chwilę później przekonałem się, że to śnieg! W Maju! Niepokojące było to, że moje 'skarpetki' wodoodporne rejli Tesco Korzystny Zakup zaczeły tracić swoje wodoodporne właściwości, a wierzcie mi - mokre stopy zaczynają szybko marznąć. Minąłem zatem Kyle of Lochalsh i prędziutko udałem się na stację, na której wpadłem na pomysł workowych 'skarpet' i dokonałem wymiany na suchy zestaw wytarłszy stopy recznikami paperowymi. Pani na stacji bardzo na mnie dziwnie patrzyła jak z toalety wyszedlem po 20 minutach. Wykorzystałem też postój na tankowanie i wykrcenie przemokniętych do cna rekawic. Dobrze, że mam ciepłe manetki - w przeciwnym wypadku prowadzenie byłoby jeszcze bardziej uciążliwe. Odcinek między Kyle of Lochalsh, a Fort William to odcinek bardzo wietrzny, mokry i cholernie zimny. Miałem wrażenie, że jadę nieco szybciej, niż normalnie - widocznie spieszyło mi się do domu. Zauważyłem też wzmożony ruch motocyklowy w przeciwnym kierunku i mimo, że krzyczałem NIE JEDŹCIE TAM!!! do przejeżdżających nikt mnie nie posłuchał... W Fort William zatankowałem się, wykręciłem znów rękawice (stopy na razie suche) i pobiłem rekord świata w prędkości jedzenia tabliczki czekolady (czas: od kasy na stacji do motocykla) i naprzód. Ruch się sukcesywnie wzmagał. Na wysokości Glencoe wleczemy się niemiłosiernie za ciężarówka - zanim samochody przede mną ją wyprzedziły na poszerzonym pasie - pas się skończył. Po ok 15 kilometrach absolutnej katorgi (widoczność prawie żadna, deszcz, wiatr, ciężarówka) dokonałem najbardziej niekomfortowego manewru wyprzedzania w moim życiu - zacząłem przy bardzo mocnym bocznym wietrze, który wywołał coś w rodzaju turbulebncji jak byłem na wysokości ciężarówki. Jestem absolutnie pewny, że kierowca TIR'a słyszal jak przez całą długość manewru wykrzyczałem jednym tchem słowo niecenzuralne tak, że nie będę go tutaj przytaczał. Jestem ok 100 km od domu. Jadę przez las wzdłuż bardzo malowniczego Loch Lubnaig; droga jest super - bardzo kręta, a ja po tych kilku dniach jazdy czuję się bardzo komfortowo pokonując kolejne łuki... Mimo deszczu. Przy dojeździe do kolejnego zakrętu zwalniam znacznie, bo nie widzę co się za nim dzieje i słyszę bardzo nieprzyjemne chrupnięcie po lewej stronie, tracę moc - zwalniam jeszcze bardziej, zatrzymuję się - ożesz %&$#@%^& - spadł mi łańcuch... CDN Pozdrawiam Zenon Ostatnio edytowane przez Zenon : 30.06.2013 o 18:06 Powód: a bo mnie się zdjęcie ciulato załączyło. |
03.07.2013, 00:26 | #27 |
ojacie. no po prostu pięknie napisano. czekam, pewnie jak i reszta, na więcej.
m
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
|
06.07.2013, 03:24 | #28 |
leżę.
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Mieszkam w Szkocji
Posty: 158
Motocykl: XL 600 V by Hans
Przebieg: 73k
Online: 1 tydzień 1 dzień 10 godz 33 min 39 s
|
...samochód co za mną jechał wyprzedził i pojechał.
Zsiadam, dobywam czołówki, świecę, patrzę, spadł, zaczepił się o śruby mocujące zębatkę i się zerwał był - na łączniku. Ktoś chce zgadnąć jakiej części zamienniej nie posiadam w moim przygotowanym na wszystko ekwipunku Deszcz pada w dalszym ciągu, jest mi mokro, zimno, chce mi się płakać. @#$%&*! 100 km od domu? serio? Zenon - zachowaj zimną krew - usłyszałem głos rozsądku (nawiasem mówiąc do tego momentu nie wiedziałem, że istnieje). Stoję na lekkim wzniesieniu tuż za zakrętem. Po lewej las, po prawej Loch, brak pobocza żeby przestawić Perłę w bezpieczne miejsce. Czołówkę przełączam na mryganie i stawiam 30 metrów za moturem na poboczu na górce skierowaną w stronę nadjeżdżających pojazdów - baaardzo bym nie chciał zginąć pod kołami ciężarówki z kapustą pod koniec tak pięknej i ubarwionej częstymi opadami podróży... Dzwonię do Kaśki: Kochana nie czekaj z kolacją - spadł mi łańcuch i na razie nie wiem co dalej.... Jako, że dosyć ucywilizowany ze mnie jest człek mam takie assistance RAC, co jak się coś stanie z pojazdem, w którym się znajduję to przyjadą i będą usiłowali mnie (pojazd) do życia przywrócić. Podaję (na miarę wiedzy) moją lokalizację, Pan mówi, że traktuje zgłoszenie jako pilne, bo rozumie że deszcz, że wieczór i takie tam. Jednostka na pomoc Perle będzie za pół godziny. Zastanawiam się jak mnie to assistance pomoże, ale w końcu płacę to wymagam - to ich problem. W najgorszym wypadku zaciągną motur do Stirling do koleżanki (ciekawe czy mam Jej adres) i jakoś się go odbierze. Kiedyś. Jest 19:15. Jeszcze raz patrzę na łańcuch - nieźle musiał #%@$%*& skoro po zapince ani śladu. Siadam na poboczu, opieram głowę o spoczywające na kolanach przedramiona, spoglądam w ziemię i... dostrzegam zapinkę na ziemi 40 cm przede mną! Jest nadzieja! Ha! - dobrze że usiadłem w tym właśnie miejscu! Szybko się jednak przekonuję, że płytka jest uszkodzona w taki sposób, że sworzeń z niej wypada, więc się tak %!#%@&! nie ciesz! Mija godzina. W ciągu tejże godziny zatrzymuje się przy mnie sześć pojazdów różnej maści - ludzie pytają, czy ok, czy jedzie pomoc, czy czegoś nie potrzeba. Człek z Kangoo pyta również i odjeżdża po tym jak słyszy, że RAC jedzie, że dam radę, że dziękuję. Za 2 minuty widzę jak wraca i po chwili podbiega z kubkiem termicznym pełnym gorącej kawy, wręcza i mówi sam jeżdżę na dwóch kołach, więc bierz, wypij, a kubkiem się nie przejmuj - kupi się nowy. Nie bardzo wiem co mam powiedzić, więc mówię dziękuję. Kawa, kawunia ciepła... Z daleka wiedzę mrygając na pomarańczowo światła Pomocowozu. Pan Pomocny patrzy na zapinkę, kręci głową, idzie do Pomocowozu i przy pomocy wszelkich dostępnych sił i środków usiłuje naprawić zapinkę, żebym dojechał do domu. Tak sobie wymyślili, że przywrócą do życia pojazdy w ponad 90% przypadków, więc Pan Pomocny musi statystyki wyrobić. Mija półtorej godziny zanim zaklepiuje sworzeń tak, aby zapinka spełniała swoje zadanie. Zakładam łancuch, odpalam, Pan Pomocny mówi, że to była jego ostatnia akcja dzisiejszego dnia, ale jako, że ma po drodze będzie się za mną ciągnął przez 30 km aż do Stirling żeby zobaczyć, czy sobie radzę. Jadę niespokony; to było bardzo długie 100 km. Docieram do domu chwilę przed północą. Mam dość szkockiej pogody, jazdy na moturze, deszczu i w ogóle dość mam @#$^%&#! Następnego dnia siadam z Kaśką, pokazuję zdjęcia, opowiadam, zamyślam się na chwilę: -co tam kombinujesz Zenon? pyta Kaśka. -ehhh, pojechałbym gdzieś ... Pozdrawiam Zenon |
20.10.2013, 01:21 | #29 |
psim sfendem
Zarejestrowany: Nov 2012
Miasto: Bedford, UK
Posty: 66
Motocykl: XL1000 trzy kolory
Online: 1 tydzień 6 dni 12 godz 19 min 34 s
|
Gdybys znow pojechal ku Applecross to polecam po serpentynach, jakies 200 m przed parkingiem na szczycie skrecic w prawo w szutrowke ze szlabanem.
Jesli bylby zamkniety to ze 100 metrow wczesniej bedzie przejazd lekkim offem by ten szlaban ominac. Dasz rade trampim bo Varadero dalo rade. Szutrowka ku szczytowi dalej i kolo stacji przekaznikowej (?) niezapomniana miejscowka na wild camping. Widoki alpejskie jecza z zazdrosci. Midges w sierpniu nie stwierdzono - wiatr robil dobra robote. BTW. 4 lata pod rzad jezdze po Highland w ostatni tydzien Sierpnia, pierwszy tydzien Wrzesnia. Sloneczna pogoda gwarantowana.
__________________
* * * Od urodzenia skazany na sukces, a jesli teza o zaostrzaniu sie walki klasowej w miare postepu socjalizmu jest prawdziwa, to w przyszlosci takze na wiezienie. * * * Ostatnio edytowane przez pies_kaflowy : 20.10.2013 o 01:24 |
20.10.2013, 04:21 | #30 |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
Mmmm... Applecross... - sie rozmarzylem... Masz jakies zdjecia tej miejscowki?
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" Ostatnio edytowane przez Tymon : 20.10.2013 o 04:27 |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Szkocja 2013 - meszki mamy w du*ie... | Zenon | Umawianie i propozycje wyjazdów | 26 | 02.06.2013 02:19 |
Szkocja - koniec maja 2012 | Tymon | Umawianie i propozycje wyjazdów | 9 | 27.12.2011 12:19 |
Szkocja 2011 | tomekc | Trochę dalej | 5 | 03.06.2011 20:58 |
Coś pstryka na mokro | Uriel | Układ elektryczny i zapłonowy | 4 | 13.04.2010 23:31 |