Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Maroko okiem leszcza (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3277)

Ronin 19.05.2009 19:00

:Thumbs_Up::Thumbs_Up:

a odcinek dzisiejszy? :)

felkowski 19.05.2009 20:03

Cytat:

Napisał Ronin (Post 58597)
:Thumbs_Up::Thumbs_Up:

a odcinek dzisiejszy? :)

To ktoś oprócz Podosa to czyta ?

czosnek 19.05.2009 20:04

Cytat:

Napisał felkowski (Post 58616)
To ktoś oprócz Podosa to czyta ?

Nie rób Pan scen ino dawaj dalej !!!

samul 19.05.2009 20:49

Certuje sie! Lubi zeby go prosic!

No to PROSZE!

;)

samul

JareG 19.05.2009 20:57

Cytat:

Napisał felkowski (Post 58616)
To ktoś oprócz Podosa to czyta ?

Felus, nie kombinuj ino pisz :D:Thumbs_Up:

Babel 19.05.2009 21:15

Cytat:

Napisał felkowski (Post 58616)
To ktoś oprócz Podosa to czyta ?

Felek bo w ryj - wyborową oczywiście :D - pisz , pisz co by jutro przy kawce w pracy było co poczytać :Thumbs_Up:
Tylko te zdjęcia jak Podos mówił - bo trza przewijac w bok ekranu i nie wygodnie jest - słabą mam rozdzielczość w kompie :(

felkowski 19.05.2009 21:45

26 Załącznik(ów)
Rano wstaję dość wcześnie. Oczywiście jak na marokańskie warunki. Wytaczam chabety z baru i zamawiam sobie kawkę. Zasiadam sobie przed knajpą i patrzę to tu to tam. Wolno sączę kawinę. Świat staje się naprawdę piękniejszy. Nie istnieje batalia z trollami o ściągnięcie z łóżek i postawienie do pionu. Kurde zaczynam lubić tych arabów. Nawet bajzel wokoło mi nie przeszkadza. Jakaś parka młokosów kombinuje coś przy XTeku Patiomkina.
Załącznik 5461Załącznik 5462
Babka pewnie mówi; kupiłbyś mi stary taki. Dzieciaki bym do szkoły woziła. Całą szóstkę na raz bym zabrała. Nie jak tym skutersem muszę na dwa razy obracać. A i do markieta na raz po zakupy na cały tydzień bym obróciła. Nie musiałbyś Abdula z furgonem ciągnąć. Po kawce przechadzam się po rynku. Niestety bilety na poranny seans w kinie Rif wszystkie wyprzedane i kawiarnia obok też zamknięta. Na szczęście sklep obok otwarty. W środku goście z kotem pospołu siedzą na stercie dywanów i piją herbatkę. Na mój widok jeden zbiera się do prezentowania co fajniejszych zabawek. Ale luzik, nie nachalnie. Wszystko oczywiście jest oryginal berberian style. Tutaj mister masz super sakwy motocyklowe. Zapakowałbyś gratów na tydzień jazdy po pustyni. Nie muszę chyba przypominać, że to berbryjski wzór. Biedniejsi berberowie którzy nie mieli własnych motorów nosili to na ręku o tak.
Załącznik 5463Załącznik 5464
Z czeluści hotelu wypełzają chłopaki i ruszamy na szlak cedrów. Na drodze wybieramy sobie gustowną polankę na spożycie śniadanka. Życie jest piękne. Podczas OT1 czyli smarowanie łańcuszka załatwiam się jak dziecko. Po ruszeniu coś mi wyje. Dłuższy czas wsłuchuję się co to może być. Może krzywo napięty łańcuch. Zatrzymuje się i wszystko się wyjaśnia. No kto naciąga łańcuch na centralce ?? Podczas operacji luzowania naciera na mnie jakiś babol z osiołkiem. Ty, biały stoisz na mojej drodze, płać. I mimo, że widzi; zajęty jestem. Bezczelnie szturcha i wyciąga łapę. O żesz pędź mi ty smutny pacanie z tym kamieno migiem żem cię .....itd Puszczam wiąchę i to najszybciej jak mogę. Babę chyba osłupiło z lekka. Chwile słabości pożytkuje na spakowanie narzędzi i ruszam . Niedługo potem jak mi złość przechodzi widzę golfa na boku drogi i kilku gostków. Wyraźnie mnie zatrzymują. Staję i od razu przychodzi mi do głowy przestroga francuzów. Pewnie to ci wredni handlarze kifu. Goście zamiast oferty handlowej pytają się czy mogą sobie zdjęcie zrobić. Przy czym wieszają się na mnie jak winogrona. Mersi i bonwojaż. Jadę dalej. Doganiam chłopaków. Asfalt nam się znudził. Przyjmujemy starą taktykę pierwsza w prawo. Świat staje się znów piękniejszy. Klucząc różnymi drogami docieramy nad szmaragdowe jeziorko. Okolica pikna, wszędzie restauracje dla turystów.
Załącznik 5465Załącznik 5466


Dalej przemy drogą drwali po spalonym lesie. Spotykamy gospodarzy. Gadamy dłuższą chwile o wyższości swiąt bożego narodzenia.... Oczywiście nie mamy pewności, że oni mówili o tym samym.

Załącznik 5467Załącznik 5468


Walimy na górę Widoki bajkowe tylko droga się skończyła. Patiomkin po raz sto trzydziesty siódmy gubi bagaże. Wkurzony sprzedaje im solidnego kopa. Krnąbrne manele jednak się od tego nie umocowały. Olewamy magiczne ekspandory margrabiego i wiążemy to chamską taśmą do czepiania motoru do przyczepki. O dziwo to załatwia sprawę raz a dobrze.
Załącznik 5469Załącznik 5470
Zjeżdżając z góry spotykamy leśniczego i jego XRke z modyfikacjami w technologi rejli. Widząc prześwity płótna na oponie leśnika temat wyższości TKC nad anakami przestaje być istotny raz na zawsze. Wystarczy wyłożyć glinę na podjazdach gałęziami i można grzać choćby i na slickach. Ciekawie też wygląda korek do zbiornika. Zwinięta szmata wepchnięta w dziurę na podobieństwo koktajlu mołotowa. Nad jeziorem spotykamy Roberto i kamratów z Viacency.

Załącznik 5471
Makaroni jadą GSami 1200. Chłopaki jadą z przeciwka. Pokazują swoje mapy na których droga ta idzie do jakieś innej. Myśmy żadnego połączenia nie stwierdzili. Pytają jak droga. Mówimy, że fajna tylko ślepa. Patrząc na lśniące maszyny szkoda nam się robi. Pokazujemy zdjęcia z drogi. Gsy zawracają i jadą za nami. Zrobiła nam się prawdziwa wycieczka 6 maszyn. Dojeżdżamy do skrzyżowania. Stoi terenówka na lokalnych numerach. Gość z mapą pyta coś po niemiecku i dalej dodaje po angielsku. Patrze na jego mapę niezła. Pani z tyłu do męża: O wodospad go spytaj, może wie ;-) No jak nie jak tak, przejeżdżaliśmy. Facet trochę zdziwiony. A ja panie myślałem, że motorami to tylko niemcy jeżdżą. Lecimy każdy w swoją stronę. Każdy pewnie lekko zdziwiony spotkaniem rodaków. Szutrówka przeplatana kawałkami asfaltu albo odwrotnie. Na zakrętach żwirek z lekka wynosi na zakrętach. Jest ciekawie. Na rozstaju dróg idziemy w lewo. Makaroni zostają na głównym. No droga pólkami. Marzenie.
Załącznik 5474Załącznik 5472
Choć nie jestem w stanie pokazać jej na mapie to pojechałbym tam jeszcze raz. podziwiamy lokalne cuda architektury. Wodociago/akwedukty i barokowe mostki.

Załącznik 5473Załącznik 5476
Na jednym z zakrętów Marian w ostatniej chwili próbuje zmienić kierunek i ląduje na boku. Trochę narzeka na boląca rękę, ale jedzie. Nie ma wyjścia. Droga zaczyna się robić mniej półkowa a bardzie płaska. Pojawiają się drogowskazy.
Załącznik 5475Załącznik 5478
Sporo żwiru i kamieni. Mam wrażenie że mocy mi przybyło. Niestety okazuje się że nie przybyło tylko ubyło. I nie mocy a opony. Po przełamaniu się troszkę zaczyna być fajnie. Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Żegnamy się z szutrami. Wyjeżdżamy na płaskie. Od tej pory niestety już wracamy. W większej miejscowości zatrzymujemy się na kawkę.

Załącznik 5479Załącznik 5480
Jeszcze raz spotykamy Włochów. Dalej jedziemy już główniejszymi szlakami. Przejazdy przez miejscowości są o tyle ciekawe, że życie toczy się przy ulicy.

Załącznik 5481Załącznik 5482
Zwłaszcza po zmroku odwrotnie jak u nas nabiera tempa i kolorytu. W jakieś miejscowości jedna z bazarowych knajpek nabiera w naszych oczach uroku.

Załącznik 5483
Postanawiamy spróbować lokalnej aldzaziry w ramach kolacji. O dziwo poraz kolejny nie doszło do starcia z bakteriami szturmowymi. Było to zdecydowanie lepsze od trawellanczy.
Załącznik 5484 Załącznik 5485


Docieramy do Mykness. Masakra niema albo nie widzimy żadnych drogowskazów na Ceutę.
Załącznik 5486
Dziesiątki znaków pokazujących miejskie atrakcje. Żadnych Tranzytowych. Spróbowaliśmy zwiedzić prawie wszystkie dzielnice i nic. Wkurzony do granic zatrzymuje się na środku jakiegoś skrzyżowania i pytam policjanta. Ten próbuje po francusku. My w rozpaczy mówimy „Ceuta” brak odzewu. „Seuta”. Też nic. Może „Tanger”. A Tanżir –Ok palcem pokazuje żeby stać. Przełazi na druga stronę trzypasmowej ulicy. Zatrzymuje jakieś auto. Coś gada z kierowcą. Wraca pokazuje żebyśmy okrążyli plac i zawrócili. Potem jechali za tamtym samochodem. Trwa to chwilę. Auto czeka na nas tamując ruch na jednej z głównych ulic. Prowadzi nas przez pół miasta aż do rogatek. Potem wskazuje drogę i zawraca. No czad. U nas nie do pomyślenia. Jedziemy jeszcze kilka kilometrów rozglądając się za jakąś łąką na nocleg. Znajdujemy kemping.

Babel 19.05.2009 22:10

I co ja teraz rano przy kawce będę czytał :mur: - nie mogłem się oprzeć i przeczytałem nowy odcinek.
Felek rewelka:Thumbs_Up:

felkowski 19.05.2009 22:41

No właśnie, Będziesz PKB wytwarzał :) Szybciej z kryzysu wyjdziemy i znowu gdzieś wyjadę.

Ronin 20.05.2009 00:44

no to mi już rano też tylko pozostaje wytwarzanie PKB;)

ENDRIUZET 20.05.2009 07:34

Świetna relacja ... czekam na więcej :D

Sławekk 20.05.2009 08:27

I ja.

P.S
Czy ktoś to czyta .... A co my w pracy mamy robić ;)

DrStar 20.05.2009 14:15

Na prawde fajnie się czyta, ale już wracacie, więc niebawem pewnie koniec ... szkoda ...

wojtek 20.05.2009 20:08

a ja se to właśnie jednym tchem przeczytałem no rewelka,i jak wszyscy czekam na CD:):bow::bow::bow:

Roberth71 21.05.2009 12:35

Cytat:

Napisał felkowski (Post 58616)
To ktoś oprócz Podosa to czyta ?

Oczywiscie ze czyta, i pewnie sie nie przyznaja, ja ta opowiesc chlone jak dobre zimne piwo:drif:

felkowski 22.05.2009 22:01

10 Załącznik(ów)
Po woli czas kończyć, więc muszę się postarać. Bo ponoć faceta poznaje się po tym jak kończy..Tyle że ja juz nie mam co pisać wszystko sie kończy
Załącznik 5557
Rano okazuje się, że łapa Patiomkina nadal boli. Nic nie mówił, ale już wczoraj miał problemy z ciągnięciem sprzęgła. Robimy oplot z bandaża elastycznego i porcja prochów na śniadanie. Twardym trzeba być. Do Ceuty mamy jeszcze coś koło 4 stówek.
Załącznik 5556
Nie ma już czasu na zabawę w fajne drogi. Tniemy asfaltem. Droga cud miód; kręta równa nawierzchnia. Tyle, że nic się nie dzieje. Żadnych adventure. W innych warunkach była by naprawdę super.My w głowie mamy cały czas jeszcze góry z ostatnich dwóch dni.
Załącznik 5559
Można by to wyciąć plastikiem i pewnie też fajnie by było. Chłopaki jadą równo osiemdziesiątką. Takie team orders. Ja sobie troszkę przypałuje troszkę pooglądam widoczki.
Załącznik 5558
Docieramy do Teutanu. Kończą się góry zaczyna się wybrzeże. Dojeżdżamy do Granicy. Teraz robimy granicę na otro. Walimy między samochodami jak tylko się zrobi choć mała luczka.
Załącznik 5560
Przemy dokąd się da. W końcu już widać hiszpańskie posterunki. Oficyjer wyciąga łapę po paszporty. My dajemy. Wertuje wszystkie kartki i w końcu rzuca z żalem, że nie mamy pieczątek. Z miejsca odpalamy, że po francusku to my nie. Na wszelki wypadek po angielsku też nie. Taka strategia. Espaniol też nie rozumiemy, ale to oczywiste. W końcu zdesperowany gość rzuca z wyrzutem to jak mam się z wami dogadać. I tu okazaliśmy się niekonsekwentni, bo to akurat zrozumieliśmy nie wiem czemu. Walimy jak z automatu. Polski, ruski, ukraiński, białoruski, czeski, słowacki. Z rozpędu poleciał chyba jeszcze rumuński i węgierski. Aż strach pomyśleć co by było gdyby z niewiadomej przyczyny akurat któryś znał. Na szczęście blef poligloty sie powiódł. Gość gestem ręki wskazał tabuny kolejek kłębiące się do okienek. Włala..... Nie po to waliliśmy do oporu aby teraz wracać na początek. Ale próbujemy zawracać motory. Zagradzamy niemal wszystkie pasy, robiąc dość ostry tumult. Gość łapie się za głowę i coś tam wygaduje po swojemu. Zostawiamy motory na środku i odchodzimy do okienek. Gość rwie włosy. Wracamy i dajemy paszporty. On znowu swoje, że kolejki i pieczątki. W ramach negocjacji zostawiamy motory idziemy na pieszo. Wprawdzie nadal jesteśmy mocno nierozgarnięci i zaczynamy nie od pierwszego tylko ostatniego. Nasz oficyjer żądą jakiś tam deklaracji. Nie nie mamy. Z tyłu jakiś maj frend dopada że o załatwi. No nie po to ominęliśmy ich dziesiątki przed wjazdem na granicę, żeby teraz bulić. Wypełniamy jakiś papierek akurat wciskany przez jakiegoś „maj frend” . Papier okazał się nie taki. Był identyczny jak ten przy wjeździe. Nasz oficyjer rzuca nam żółte papierki. Wypełniamy połowę rubryczek. Podajemy zwracając się per Panie Generale i oczywiście po polsku. Facet wskazuje jakieś tam niewypełnione rubryczki. Wypełniamy jedna. Zawód wpisuje president. Facet macha w końcu ręką. Bije pieczątki i już idziemy do motorów. Wsiadamy i walimy dalej. Koniec końców granice przekraczamy w 15 minut. Chyba szybko. Na wjeździe spędziliśmy 2 godziny. Tankujemy. Ceuta jest strefa bezcłową. Benzyna kosztuje 0,70 eur. Jedziemy do portu zorientować się o której mamy prom. pani w okienku mówi odpływa za 12 minut. szybko kupujemy bilety i dzida. Trochę mi smutno bo miałem nadzieję poszfędać się po mieście. Ledwo zeszliśmy z motorów prom ruszył. Wychodzimy na poziom pasażerski. Rzędy foteli jak w multikinie.
Załącznik 5561
Duże okna i nie można nigdzie wyjść na zewnątrz. Jedynie można oglądać tv. Pijemy kawę z plastiku masakra. Podróż tym promem to jedna wielka masakra. Cała wizja transkontynentalnej podróży legła w gruzach. Widać oba brzegi. Zupełnie jak na mazurach. W cieśninie ruch jak na obwodnicy Radzymina.
Załącznik 5562
Żadnych sponiewieranych drogą pielgrzymów śpiących na podłodze, żadnych rozpadających się meroli wypchanych manelami pod niebo. Nic z tych rzeczy. Z Afryki do Europy w trzydzieści minut. Jakbym w metro wsiadł na kabatach.
Załącznik 5563
Z promu zjeżdżamy o ósmej. Nie mam żadnej mapy Hiszpanii. Kierownik załącza swój magiczny Gps. a ten wylicza że jesteśmy jakieś pięć stówek od samochodu. Jakby nie patrzył na miejscu będziemy w środku nocy. Nie ma rady. Trza gnać ustalamy ze ja gnam przodem a Xteki swoim tempem. Na początek próbuje normalnej drogi krajowej. Dwa trzy cztery i dzida. Dwa pasy Od czasu do czasu rondo, jakieś podjazdy i łuki. W sumie jest fajnie. Nie zamierzam wracać na płatna autostradę. Jedzie się zarąbiście. Po jakieś stówce kończy sie dwupasmówka i zapada noc. Wschodzi księżyc. Świeci jak latania uliczna. Droga robi się jeszcze fajniejsza. Właściwie cały czas jadę nad morzem.
Załącznik 5565
Koło północy docieram na miejsce. przebiema się podłączam przyczepę i walę się w kimonko. Przed trzecią docierają chłopaki. Pakujemy manele i motury. Jeszcze dwie doby galerą i to by było na tyle. Gdyby nie atrakcje we wrocku. Zatrzymujemy się na stacji na małe co nieco. Nie gaszę silnika żeby sobie troszkę pociurkał. Idę na małe co nieco. Wracam i co ? Hjuston mamy problem. Wyszycy wyszli z auta. A auto najpierw wyłączyło sobie silnik a potem sie zamkneło. I wszytko było by gises gdyby choć wyjeło klucze ze stacyjki. Wot tiechnika. Gdyby nie pomoc Bajrasza i spółki pewnie do dzisiajbyśmy sie zastanawiali którą szybę tłuc.


hubi 22.05.2009 22:21

Dzięki wielkie autorowi za tą wspaniałą lekturę. szkoda,że to już koniec :)

7Greg 22.05.2009 22:27

Szacun. :)
A teraz dawaj całość do mnie na maila.

bajrasz 22.05.2009 22:46

Klasa, choć nie ukrywam, że wielka frajdę sprawiło mi wysłuchanie tej historii w realu;)
Hi, hi i więcej fotek widziałem;)

DrStar 22.05.2009 22:47

No Felek, daliście radę - szacun!! Czytało się wyśmienicie!!

podos 25.05.2009 11:07

Klasa! - DZIEKUJĘ.

Roberth71 25.05.2009 12:02

Rewelacyjna historia, opowiesc, itd itd, pomoglo mi przetrwac ciezkie chwile w pracy:oldman::D

sambor1965 25.05.2009 12:05

prosimy o mapke z trasa...

felkowski 25.05.2009 16:26

Jak już ze wstydem przyznałem się, nie posiadaliśmy ze sobą GPSa. Ślad naszej wycieczki nie został w żaden sposób zapisany. Posiadaliśmy ze sobą mapę w technice analogowej. Jak tow Patiomkin ją zeskanuje, co już obiecał spróbuję według swej najlepszej wiedzy wyrysować trasę. Może nie być to najłatwiejsze gdyż nie mieliśmy założonego planu. Poruszaliśmy się według znanego porzekadła, że każda droga prowadzi do celu. No dobra. Był jeden plan. Merzuga. Jak widać poruszaliśmy się stanowczo niekonsekwentnie.:)

zombi 25.05.2009 16:37

:brawo: Przeczytałem naprawdę z wielką przyjemnością.

Artuditu 26.05.2009 00:11

Fajnie się czytało i czekamy na następną serię. Mamy nadzieję że też będzie spontanicznie i " na otro";)

Zoltan 27.05.2009 12:51

Wielkie dzięki Felkowski za tą relację. Zajefajna wycieczka !!

felkowski 29.05.2009 22:35

Wszystko co miłe kiedyś się kończy powiedziała żona podsuwając wyciąg z pustego konta. Pozostają wspomnienia. Tu praca mało znanego (jeszcze, ale z pewnością to tylko kwestia czasu) autora

Z przykrością zauważamy że nagrała się nam na to wklejka z imprezki. Czasem się zdarza -grundigi tak mają;-). Choć imprezka przy herbatce była... serio.

DrStar 30.05.2009 10:17

Fajne zwienczenie zajebistej relacji Felek! Świetnie się czytało i oglądało!!

Roberth71 03.06.2009 13:18

Auuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu:bow:, rewelacja 3 razy przeczytalem:umowa: i 5 razy film obejrzalem:dizzy: po prostu rewelacja, moze w przyszlym roku na mnie czas :confused:???:drif:

ENDRIUZET 04.06.2009 12:47

Szacun. Piknie było ...

mirekpktm 13.06.2009 22:37

JACULU JESTEŚ WIELKI :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Mucha 14.06.2009 13:44

Fellini: SZUKRAN !!!!!

:drif: :dizzy:

Południowiec 14.06.2009 18:25

Proponuję zrobić zrzutę po stówie na Felka i wysłać go na moturze gdzieś daleko. :drif: Niech pisze i pisze ... Jutro jadę do Maroka :vis: SUPER SUPER SUPER

felkowski 16.06.2009 08:10

Bardzo dziękuję za miłe słowa. To sympatyczne, że komuś się to podoba. No i w ogóle jak chwalą to łechcze próżność:D

sambor1965 17.06.2009 09:30

To zeby Ci za dobrze nie bylo - gdzie sa kurde mapy?

felkowski 22.06.2009 19:11

<meta http-equiv="Content-Type" content="text/html; charset=utf-8"><meta name="ProgId" content="Word.Document"><meta name="Generator" content="Microsoft Word 9"><meta name="Originator" content="Microsoft Word 9"><link rel="File-List" href="file:///C:/DOCUME%7E1/Jacek.K/USTAWI%7E1/Temp/msoclip1/01/clip_filelist.xml"><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:DoNotOptimizeForBrowser/> </w:WordDocument> </xml><![endif]--><style> <!-- /* Style Definitions */ p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal {mso-style-parent:""; margin:0cm; margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:12.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-font-family:"Times New Roman";} @page Section1 {size:612.0pt 792.0pt; margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt; mso-header-margin:35.4pt; mso-footer-margin:35.4pt; mso-paper-source:0;} div.Section1 {page:Section1;} --> </style>Niniejszym uznaję wyższość okoliczności i techniki nad moimi możliwościami. Ponieważ obiecałem opisać trasę to opisuję. Rankiem w niedzielę wylądowaliśmy w Melillia. I podobało mi się to o niebo lepiej niż powrót z Ceuty. Jak mam komuś coś poradzić to odradzę Algecirs. Jechaliśmy na południe do Nador. Nie ma co wybierać, nie ma innego kierunku. Jest jeszcze jedno przejście ale tylko dla lokalesów. W Nador daliśmy w prawo na Segangane. Gdzie znowu w prawo na białą drogę. Waska asfaltowa dróżka. Wije się jak ddżownica. Prowadzi na górę którą widać dopływając do brzegów afryki. Troche nam widoki zasłoniły chmury w które wjechaliśmy. Ale czuliśmy że muszą być zajebiste. Zjeżdżająć w dół zobaczyliśmy Melillia i mierzeje. Dalej kierowaliśmy się na północ na przylądek Trois Fourches. Z tamtąd kierowaliśmy się z powrotem na południe a później na zachód. Jechaliśmy szutrowymi drogami a nawet ścieżkami. Nie jestem w stanie określić którymi bo nie kierowaliśmy się mapą tylko tak jak nam się widziało. Dotarliśmy do Pointe Negri ( zdjęcia z dziurawym wrakiem). Z tamtąd kierowaliśmy się wybrzeżem. Piękna asfaltowa droga nad morzem. Tak dotarliśmy do Tizirhine. (nocleg na drodze). Tam skręciliśmy w lewo na południe. Poruszaliśmy różnymi drogami trochę gruntówkami trochę dziurawymi asfaltami. Wydaje mi sie że dojechaliśmy do Midar przy drodze N2. Potem fajną krętą asfaltową droga R505 do TAZA. Dalej na południe drogą R 507. Widokowo i motorkowo droga jest w piteczkę, nie ma prostych. W pewnym momęcie straciliśmy asfalty i zaczeła się najpiękniejsza część trasy. Mijane miejscowości; Bab el Arba, Merchraoua. Takie mam na mapie, ale powiedziałbym, że to max kilka domów było. Widoki zarąbiste czułem się jakbym w jakiś himalajach był, choc nigdy nie byłem. Potem była przełęcz TiziOulmu i pierwszy śnieg. Później nie wiem jak, ale wjechaliśmy w lasy ogromnych cedrów, i niech się schowa „szlak cedrowy’ koło Azrou. Wydaje mi się, że to było gdzieś w okolicy Tafertte. Jadąc z tamtąd w górę do przełęczy Tizi bou Zabel, znaleźliśmy przy górnej granicy lasu to ‘alpejskie” schronisko. Dalej w górę półkową ścieżką do samej przełęczy. Po przejechaniu skręciliśmy w prawo Jadąc drogą do Tamjilt. Później wracaliśmy w kierunku na Talzemt i Tilmarade. Wrócił asfalt. Ifkern i na zachód do Boulemane przydrodze na północ R503. Następnie kierowaliśmy sie do Azrou. Z Azrou na południe szlakiem przez słynne lasy cedrowe w kierunku na Ain Leuh. Następnie w okolicy jeziora Aguelniame Azigza szlajaliśmy się po drogach z wyrębu lasu. Póżniej mniej lub badziej górskimi gruntówkami na azymut. Przed wieczorem dotarliśmy w okolice Zeida Na drodze N13. Z tamtąd już wracaliśmy główną drogą N13 na Meknes do Ceuty. Przykro mi bo pewnie najfajniejszych szlaków górskimi szutrówkami nie jestem w stanie dokładniej opisać. Nie ma ich na mojej mapie. Jadąc bardziej patrzyliśmy na słońce i góry niż na mapę. Mam nadzieję że to choć trochę przybliży naszą wycieczkę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.