Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04.02.2014, 22:41   #1
bajrasz
świeżym warto być:)
 
bajrasz's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,241
Motocykl: RD07a
bajrasz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 58 min 39 s
Domyślnie

__________________
pozdrawiam
Pan Bajrasz





bajrasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.02.2014, 10:31   #2
Dunia
 
Dunia's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 681
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
Dunia jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
Domyślnie

Zdecydowanie najlepsza relacja na tym forum ostatnio.
A tak sobie myślę jakie masz plany na przyszłość...w każdym razie pisz dalej
Dunia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.02.2014, 01:39   #3
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
Domyślnie

Dziękuję Wam. Cieszę się, że Wy też czerpiecie z tego trochę radości

Zipo, „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…” niepokonanym… przez rutynę przede wszystkim. Magda, z którą byłam na moim pierwszym wyjeździe motorkowym, na Bałkany, a która w pewnym sensie ściągnęła mnie Tam i wypożyczyła kajutę na tym samym pokładzie dzieląc się ze mną szczotkami do szorowania pokładu, pracuje jako kurier już ponad rok.

Tu my w trasie na południe... Ja ze stażem półtorarocznym [no, dodać można by jeszcze jakiś czas ćwiczeń na vespie przedtem], Magda z... półrocznym.





OK, u góry "...w trasie", pod spodem "My..."



A tu znowu bliźniaczki sprzętowe... tym razem nie yamahy xj 600 s diversion, ale hondy nc 700 n...

DSC09517 (Medium).JPG

Pierwsza z nią przejażdżka po Londynie wprawiła mnie w osłupienie… Nie widziałyśmy się długo, a od czasów bałkanowych minęło sporo czasu, a jeszcze więcej mil i kilometrów… To najpierw od niej nauczyłam się jak korzystać z jezdni, na co mogę sobie pozwalać [wykreślone linie, niektóre busline’y], a na co uważać [kamery i fotoradary]. Ona „objeździła” ze mną podstawowe postroomy i loading bay’e. Ona odbierała ode mnie telefony i „teksty” służąc pierwszą pomocą. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wsparcie niesamowite, również, jeśli nie przede wszystkim, psychiczne



Pamiętam taki jeden poranek po niesamowicie wietrznej nocy… Byłam pewna, że wszystkie motocykle zaparkowane przed domem leżą i przeklinają w filtrach ten porywczy wiatr… Mocny, nagły… Ale nie, wiał potężnie, motorki jednak dały radę. Więc po przebudzeniu zajrzałam przez drzwi jak ma się sytuacja pogodowa… Liście przemykały pozostawiając przed oczyma tylko kolorowe smugi, wiatr omal nie wyrwał mi drzwi z uścisku. Cofnęłam się gratulując sobie pomysłu pozostania w ten dzień w domu i podniosłam oczy na schody prowadzące wprost do pokoju Magdy, żeby oznajmić jej tę dobrą wagarową nowinę… a tu… widzę ją w pełnym rynsztunku schodzącą z kaskiem na głowie z zamiarem wyjścia. Zatkało mnie z lekka, a ona niewzruszenie do mnie, że ma dziś dyżur wcześniej… Cóż było robić, ubrałam się, zjadłam, zatekstowałam do niej, czy i jak dojechała [niestety wszystko cacy, wiatru prawie nie czuć, jest OK], no i… cóż miałam czynić. Ruszyłam do boju…

W takich sytuacjach [orkanowych na przykład] przysyłali nam z firmy maila ostrzegawczego: że warunki mają być trudne i że w związku z tym wiele prac zostanie przerzuconych na vany, a nas motocyklistów nie będą wysyłać poza M25 – obwodnicę okalającą Londyn. Czasem było jak przyrzekli, czasem wysłali parę osób kilkadziesiąt/-set mil poza miasto… Cóż… Scourwiel Systems, jak czasem przejęzyczali się przypadkowo Polacy [to od nazwy firmy: Courier Systems]…

A - wrzucę nawet chętnym treść takiego maila do poczytania po obcemu

Cytat:
Dear eCouriers,

In preparation for the advance weather warnings for Monday we thought it would be good to outline our plans with you.

The high wind conditions will make it difficult for our Bike Fleet. We believe that it will be best and in the interests of safety to limit the distance that our Motorbike riders travel. We shall not ask the riders to go beyond the M25 tomorrow.

We have already started the process by covering distance Pre-Books for tomorrow with Small Vans. We will need all of our vans working tomorrow to underpin the difficulties that our Bike colleagues will face.

As always we need the help of all of our Couriers to achieve a great service for our clients. So we will ensure that your Attendance Bonus is protected if you attend for work at any point tomorrow.

We will review any problems as we go through the day but as always your safety is our paramount priority.

Hopefully it won't be as bad as predicted and we look forward to hearing from you all tomorrow.

Thanks & Regards

Malcolm Fullick

Group Operations Director

Ale do czego zmierzam… Zmierzam do tego, że widziałam, jak zmieniło się podejście mojej koleżanki do motocykla… W dzień powszedni motocykl jako narzędzie pracy. W weekendy ewentualnie jako środek transportu do celu [najchętniej nad wodę ], jeśli cel był w zasięgu metra – motor pewniakiem zostawiała przed domem nawet nie spoglądając na niego wychodząc z mieszkania. Każda wzmianka „techniczna” na temat motocykli była przez nią ignorowana, a jeśli trwała za długo, było się ignorowanym przez towarzystwo Magdy Nie chciałam dopuścić takiego stanu w moim przypadku. Nie wiem, czy by do tego doszło i kiedy mogłoby to nastąpić, ale miałam to cały czas z tyłu mojej głowy [od pędu wiatru ta myśl przykleiła się do potylicy]. Może jestem innym typem od mojej współtowarzyski, a właściwie na pewno jestem, nie łatwo mnie zniechęcić do motocyklizmu, bo sprawia mi to naprawdę dużo radości, kwestie warsztatowe i trytytki przyprawiają mnie o dreszcze [romantyczny wieczór przy świecach zapłonowych… mmm…], ale rutyna potrafi zabić każdą pasję. To kolejny powód odpuszczenia sobie tego zawodu.

Tu londyński tymczasowy warsztat...

DSC00375 (Medium).JPG

Tak, Londyn żyje na krawędzi. Kurierzy są tego najlepszym, najbardziej namacalnym dowodem. Bardziej od „nas”, bajkowych [jak to magicznie brzmi], hard core’owi są tylko rowerowi ściganci. Szczególnie jeden rzucał się w oczy… Na lewej łydce najordynarniejszą czcionką miał wytatuowane FUCK a na drugiej TAXIS. Tak, taksówkarze byli bardzo niebezpieczni, bo ich tendencja do zawracania wszędzie i znienacka przyprawiała nie raz o ścieranie się klocków hamulcowych i produkcję adrenaliny.

Więc moim pierwszym nauczycielem była Magda, później uczyłam się od tych, którzy mnie wyprzedzali… Pierwsze dni to siadanie na ogonie piździkantom i motorniczym i obserwacje „jak się to robi w wielkim mieście”. Z dnia na dzień udawało mi się coraz mniej takich spryciarzy gubić. Były też niekiedy konsultacje dokształcające on-line, wieczorno-nocne, z profesjonalistą Beddim Dzięki za moc praktycznych wskazówek i wsparcie.
No i trudno byłoby nie wspomnieć w tym miejscu o Banditosie, który był i jest moją inspiracją. Dzięki towarzystwu tego wariata pojęcie rutyny znikało z mojego słownika, a jazda motocyklem stawała się czystą przyjemnością… mam nadzieję, że wybaczy mi kiedyś ukradkowe podwędzenie grzejącej się xr-y i marne, aczkolwiek odrobinę skuteczne próby postawienia jej na koło, jako że miała do tego tendencje

Banditos w swoim żywiole...

fr20131109204814.JPG

I ze swoją królową Olgą...

DSC09376.JPG

A tu, hehe, fotopsychoanaliza naszej muszkieterskiej trójki... Banditos wyjeżdża z krzaków, Magda ostentacyjnie ignoruje to motocyklistyczne ADHD kolegi, a ja... ja razem z nimi w tym wszystkim...



Gdyby nie ludzie tam, i Ci będący Tu, chociaż elektronicznie ze mną Tam – moje ubłocone Anioły Stróże, byłoby jałowo. A nie było. Było przygodowo

Cytat:
Napisał zipo Zobacz post
Londyn meczy.Wysysa soki i dzisiaj cie podkrecajac,jutro wypija twoja witalnosc
niczym vampir.
Liczysz sie tylko wtedy,gdy podazasz co najmniej z pradem,lub szybcie.
Poczytac o tym w relacji to jedno.Przezyc to samemu to cos innego.
I znowu „tak”. Często wracało się do domu ostro podjaranym, nakręconym. To, co napisałam już wcześniej –jazda na haju całodziennego dzidowania. Ale czasem powrót na automatycznym pilocie, nie widząc prawie nic na oczy. Paść do łóżka, żeby następnego dnia zwlec się z niego i dosiąść byka w porannym deszczyku, jeszcze po ciemku.

pranie.jpg

Pamiętam weekendy spędzone bardzo aktywnie, pamiętam też takie, kiedy największym osiągnięciem dnia było wybranie się do sklepiku za rogiem po chleb i wino.

Może dlatego, że jestem kobietą i mam łagodniejszą naturę, chociaż wilczą, nigdy nie miałam ambicji żeby dojechać gdzieś wyjątkowo „na czas” jadąc ponad moje… hm, jak to nazwać? Umiejętności? Poczucie nieprzegięcia? Nie przejmowałam się zbytnio deadline’ami, miałam je na uwadze, ale bez kozaczenia. Dwa razy udało mi się wziąć do serca płynięcie szybciej od prądu, mimo że pod prąd. Za pierwszym razem miałam za zadanie zawieźć klientowi paszport bezpośrednio na lotnisko. Po pierwsze jednak dostałam o tym powiadomienie 10 minut przed zakładanym czasem ostatecznym, po drugie na lotnisko nie było blisko i właśnie korki się zagęściły popołudniowo. Ale dałam z siebie wszystko i nawet skończyło się to szczęśliwie dla mnie i prawdopodobnie dla odlatującego też… chociaż ręki sobie nie dam sobie uciąć, w końcu miałam półgodzinny poślizg Zachwycony nie był.
Za drugim razem pewien golf zweryfikował mój przerost ambicji i musiałam najpierw pojechać do workshopu, zanim wróciłam do pracy po lekkiej rekonstrukcji motka…

WP_20131016_006.jpg

Jaki z tego wniosek? Lepsza rekonstrukcja motka niż rekonstrukcja człowieka. Lepiej nie reagować zbyt nerwowo na deadline’y. Gdyby to jeszcze była firma rodzinna, a nie taka wylęgarnia naiwniaków Codziennie rotacje personalne – ten odchodzi, bo nie wytrzymuje ogromu niesprawiedliwości ze strony góry, inny ma dość deszczu, kolejny marudzi na za mało zer na czeku… a co któryś po prostu rozwala motorek w pierwszym tygodniu służby. Zdarzyło się, że jeździłam później do takiego złamasa i obdrapusa po sprzęt do zwrotu… I nasłuchałam się [w miarę możliwości językowych] jak to nie dostali żadnego, albo bardzo symboliczne odszkodowanie… Strach się bać.

Cytat:
Napisał zipo Zobacz post
Ale jest cos co pociaga ludzi z calego swiata,by dolaczyc do tego szalenstwa-
To mozliwosc spotkania Wszystkich Innych Wedrowcow w czasie i przestrzeni.
To taki "assembly point" dla wielu niespokojnych dusz w ludzkiej skorze...
Hm, hm… Wiesz, można spotkać ich wszędzie. A Ci najbardziej rdzenni mieszkają tak naprawdę po lasach. Mogłabym się z Tobą zgodzić, ale nie muszę… Trzeba być specyficznym, żeby żyć i funkcjonować w wielkim mieście. Trzeba być też specyficznym na swój sposób, żeby wybrać życie w drewnianym domku na odludziu. Są tacy, którzy nie wytrzymają dnia bez planu działania od rana do wieczora. Ale ja do nich nie należę. Lubię tak od czasu do czasu, ale potrafię się też delektować „nicnierobieniem”. Lubię pogadać z ludźmi, ale lubię też z nimi lub bez nich pomilczeć. Zdarza mi się czasem pogadać bez ludzi, ale się do tego nie przyznaję Mam nadzieję, że to tylko w mojej głowie.

Cytat:
Napisał zipo Zobacz post
verrry sexi
ps
..no verry,very..
Eh, może nie powinnam rozwiewać tu jakiś idyllicznych wizji, ale będąc kurierem nie ma zbyt dużej szansy na bycie sexi. Szczególnie będąc kurierką. Może na tle kurierów kurierka wygląda bardziej sexi, ale tylko w oczach mężczyzn i tylko na tle. Nie ma możliwości, żeby wyglądać ładnie. Wieczny brud pod paznokciami, zakurzona twarz, ubrania w stanie opłakanym… Spocona albo drżąca z zimna. Można nadrobić uśmiechem, o ile nie jest się aktualnie wk…nym. Ja starałam się nadrabiać czasem ubierając dłonie w kolory optymistyczne. Dopóki nie dopadła mnie ulewa i nie odmoczyła lakieru, można było zrobić wrażenie na klientach. Taki optymistyczny akcent dla mnie i dla kogoś. Dobrze jest się pouśmiechać w pracy.

Stany i barwy różne... podróżne.

phone.JPG

Cytat:
Napisał Elwood Zobacz post
Nawet, gdy będziesz karmić wilka, nie pójdzie w zaprzęgu...
jakoś tak to jest z wilkami…

Duniu, teraz? Szukam ciekawej pracy trochę bliżej moich lasów... Może macie jakieś propozycje?
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie.
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.02.2014, 23:43   #4
Paluch
 
Paluch's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Paluch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
Domyślnie

Cytat:
Są tacy, którzy nie wytrzymają dnia bez planu działania od rana do wieczora. Ale ja do nich nie należę. Lubię tak od czasu do czasu, ale potrafię się też delektować „nicnierobieniem”. Lubię pogadać z ludźmi, ale lubię też z nimi lub bez nich pomilczeć.
Proste . A przy najbliższym spotkaniu masz "w ryj" i to z gwinta.
Paluch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.02.2014, 01:05   #5
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Paluch Zobacz post
Proste . A przy najbliższym spotkaniu masz "w ryj" i to z gwinta.
hehe, trzymam za gwinta.

5-1-7

Czy ja wiem? Było to dla mnie logiczne, że wołają po numerku. W firmie rotacja była spora. Bywały dni, kiedy siedzieliśmy nic nie robiąc, bo w wakacje ruch zelżał i przyprawiał nas o frustracje… a tymczasem w biurze przyjmowano kolejnych nowicjuszy, bo przecież firma musi mieć swoich ludzi w każdym miejscu miasta…

kszykszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 Karolajna… kszyyykszyyykszyyyy

Tak też do mnie wołano czasami Kiedy 1/3 ludzi znika z firmy po tygodniu, dwóch, nie dziwię się, że kontrolerzy nie zwracają uwagi na imiona. Mój numerek nie był prosty do wymówienia, ale lubiłam go, bo jest związany z moją datą urodzenia Ciekawe było, że organizm potrafił żywo reagować na ten zestaw cyferek w radiu. Często z letargu wyrywało mnie wołanie 5-1-6 albo 4-9-7… Brzmiało podobnie i działało na moje ciało jak moje osobiste 5 – 1 – 7.

No właśnie, Zipo, widzisz w mojej relacji smutek i zniechęcenie, ale to nie do końca tak. Bywały takie momenty, stany zniecierpliwienia. Ale w każdej chwili mogłam zrezygnować. Nie ograniczała mnie żadna czasowa umowa. Godziłam się na to. To był swego rodzaju test – przeprowadzony przeze mnie na mnie. Ile wytrzymam, czy dam radę? Ile spokoju z siebie wykrzesam w tak ch…ej sytuacji? To było wyzwanie, coś pozytywnego.

Ciekawym było, jak moje ograniczenie językowe wpływało na pokorę i… zmianę myślenia. W normalnej sytuacji, bez barier językowych, pewnie nie raz nie wytrzymałabym i wygarnęła niejednemu co o nim myślę. Nie mając jednak wystarczającego zasobu słów, a FUCK z wszelkimi dodatkami byłoby zbyt prostackie jednak…, zmuszona byłam przełknąć to, co mi nie pasowało i zareagować na to spokojnie i z dystansem. Yes or not. Prosta sprawa, prawda? Można się buntować, ale można też wypróbować życie w innym wymiarze. Stać się elastycznym. Przekroczyć własne ograniczenia, bariery. Zrobić coś pozornie wbrew sobie, ale w swoim stylu. Brzmi dziwnie? A może życie zaczyna się właśnie w tym miejscu? Po drugiej stronie lustra?

Zauważyłam też pewną prawidłowość w komunikacji między officem a 5-1-7. Mianowicie… Biuro miało w stosunku do mnie pewien dystans i respect Możliwe, że było to spowodowane właśnie tą moją „dostojnością”, której na co dzień, jak wielu z Was wie, nie posiadam Nie kłóciłam się, nie żartowałam [wyższa szkoła językowa], wytrwale słuchałam, co góra ma mi do powiedzenia i przez to byłam traktowana z pewnym szacunkiem, jakkolwiek by to nie zabrzmiało… Kiedy Magda była wysyłana w południe do Newcastle, jakieś 500km od Londynu, mnie nigdy nie wykorzystali tak perfidnie… Nawet, kiedy miałam już dłuższy staż. I nie sądzę, żeby spowodowane to było jakimiś niedomaganiami z mojej strony, bo nie nawaliłam nigdy znacznie. Myślę, że byłam dla nich trochę tajemniczą personą, której się odrobinę bali Taką mam teorię, trochę głęboko posuniętą, ale jak dla mnie – wiarygodną. Kiedy w ostatni dzień żegnałam się z Billem, powiedział mi coś w stylu, że mają dla mnie dużo respect Wiem, że byłam dziwnym trybkiem tej machiny, dostałam duży kredyt zaufania i robiłam rzeczy, które – gdyby się racjonalnie zastanowić – były prawie niemożliwe do realizacji w moim położeniu. A jednak się dało i udało.

Dosyć tego fruwania.
Pewnego dnia uziemił mnie golf. Dzień był wyjątkowy pogodowo – na przemian lało i wychodziło słońce. Czyli droga na zachód była bardzo świetlista i mokra momentami. Oślepiający, zmyty asfalt nie dawał szans oczom. Dzień jak co dzień… Długo czekałam rano, zanim dostałam pierwsze zlecenie. Rzuciłam się więc na nie z ogromem zapału. Zawiozłam jedną, drugą pakę, dostałam pilne powiadomienie o odbiorze czegoś gdzieś. Drogę właściwie znałam, więc wskoczyłam na motura i heja! Wylatuję spod mcDonaldsa, wskakuję na szybką drogę w kierunku zachodnim, tunel, zwalniam przy trzech fotoradarach wewnątrz, jeden już mnie kiedyś ustrzelił, ale bez konsekwencji o dziwo… Wypadam z podziemia i frunę wykreskowanym pasem mijając stłoczone puszki… Ależ dobrze mi idzie, dziduję pełna euforii, słońce naparza, jezdnia ładnie umyta przez ulewny deszcz przed chwilą… i ten golf… jakby nie mógł się opanować… przecież wyjeżdża mi prosto pod koła! Jak mam wyhamować nie podcinając sobie przodu? Moment wyczuwania hamulca, ustalania trajektorii lotu między golfem a jadącymi z przeciwka autami… Jak uderzyć, żeby straty były jak najmniejsze? Ostatecznie uderzam lewą stroną kierownicy w kant auta, uciekając lewą ręką i nogą, za to prawą trzymając kierunek lotu. Zatrzymuję się równolegle do vw, trochę za blisko, żeby utrzymać równowagę, motor przechyla się na prawo i muszę go puścić, auta z przeciwka pozwalają mi na tę ekstrawagancję i honda zostaje położona. Oczywiście w osłupienie wprawia mnie, że wysiada pasażer… znaczy kierowca z prawej strony. To jakoś wciąż mi nie pasowało… Ja w lekkim szoku, gościu w niemniejszym. Wyciąga od razu aparat i strzela foty. No więc ja też… Tablice rejestracyjne już sfocone, pozostaje wymienić numery tel. Podaję namiary na firmę. Wiecie, że nigdy nie miałam dokumentów z motocykli? Tam wszystko jest zawarte w numerze tablicy rejestracyjnej. Cóż więc mam robić. Podnoszę motura, proszę o pomoc kierowcę, bo samej mi się nie chce dźwigać. Przepycham sama na pobocze, bo nikomu się nie chce pomóc. Gościu się spieszy, więc mówię mu, że wszystko w porządku i żeby spadał. Sama daję sobie chwilę na oszacowanie strat. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku... Teraz mam do kompletu... symetrycznie...
Tak więc rozmawiam chwilę z moim ciałem: stopy, piszczele, kolana… uda, biodra, korpusik… barki, łokcie, nadgarstki i ręce… głowa na karku. Wszystko wydaje się posłuszne mózgowi. Teraz motor. Nic nie odpadło. Zawieszenie z przodu wygląda ok. Jeden kierunek zwisa, ale działa. Pali? Pali. Kierownica jakby krzywa trochę… Kontaktuję się z biurem, zapowiadam wizytę w serwisie. Wsiadam, ruszam… Kierownica w dziwnej pozycji, ale motor jedzie prosto i chętnie.
W workshopie jak zwykle cieszą się na mój widok Wymagająca klientka ze mnie. Dostaję jakiś papier do wypełnienia w biurze, co się stało, jak to było. Pomaga mi Kuba z biura. W serwisie przyglądają się moturkowi, biorą długą rurę spod ściany i nakładają na kierownicę. Dźwignia robi swoje. Kiera się odkształca. Za pomocą palów wymierzają odległości i doprowadzają kierownicę do pierwotnego, ba, praktycznie fabrycznego stanu. Włala. Jeszcze tylko przykleić niesforny kierunkowskaz czarną taśmą i może pani wracać do pracy… Ok….

Kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyyy ar ju redi? kszyyyykszyyyy ju szut goł tu Marylebone kszyyykszyyyyyy
Kszyykszyyy itsss 5-1-7 kszyyykszyyyyy Roger Roger…. Kszyyykszyyyyyyy kszyyyyyy


W następnym odcinku nadrobię optymistycznymi fotkami. Nie jest moim celem pochmurne przedstawienie Lądka, szczególnie że miałam podobno sporo szczęścia pogodowego w tym sezonie
Znowu kończę mój odcinek późno, ale dziś w warsztacie dostałam pogróżki, że zamiast siedzieć przed klawiaturą rozbieram motura... A oni czekają na nowe wieści z "kuriera londyńskiego"
No to na dzień dobry niespodzianka, jaką uraczyła mnie DRacula...



Zaprawdę powiadam Wam... serwisujcie swoje motocykle mimo braku śniegu...
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie.
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.02.2014, 23:01   #6
Paluch
 
Paluch's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Paluch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
Domyślnie

Cytat:
. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku...
Ehhh kurywa. gdzie Ty masz głowę? Na końcu kolumny pojazdów zawsze jedzie gościu w Thalii w kapeluszu w kratkę i skręca w lewo. Powinnaś wychlastać sobie te równe ząbki, pogruchotać szczupłe odnóża i zedrzeć wilcze futerko z klaty to byś się nauczyła, że kolumnę pojazdów bierze się prawą po poboczu . Dobrze jednakoż, że dychasz bo piszesz. To pisz.
Paluch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.02.2014, 00:35   #7
Skydiverek
 
Skydiverek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Kraków/Bielsko-Biała
Posty: 213
Motocykl: 6 rowerów
Skydiverek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 17 godz 11 min 50 s
Domyślnie

Żeby nie było, czytamy na okrągło
Skydiverek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.02.2014, 01:51   #8
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
Domyślnie

oh, zapomniałabym....


kszyyykszyyyykszyyyy 5-1-7 5-1-7 why are you standing? kszyyykszyyyy

kszyyy kszyyyyy 5-1-7 ... Bill, I had an accident... kszyyykszyyyyy

kszyyykszyyy oh no! Are you okay? kszyyykszyyyy

kszyyy yes, I'm fine... But I must go to workshop, OK? kszyyyykszyyy

kszyyy OK 5-1-7, I cancelled you job. kszyyykszyyyyyyy 5-8-8 where are you now? kszyyykszyyyyyy
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie.
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.02.2014, 10:15   #9
tupek
 
tupek's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Mysiadło
Posty: 499
Motocykl: xt660r
tupek jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 dni 1 godz 5 min 50 s
Domyślnie

kurde bele - wzrusza mnie Twoja opowieść, po prostu
tupek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.02.2014, 10:50   #10
Artek
Połamany
 
Artek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2012
Miasto: Ze wsi jestem w ZMY
Posty: 2,917
Motocykl: Hunter Cub
Artek jest na dystyngowanej drodze
Online: 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 10 godz 29 min 19 s
Domyślnie

Karolino, nie bolało czasem gdy office wywoływał po numerze a nie po imieniu? Przerobiłem kilka kołchozów i nigdy nikt do mnie numerem nie mówił.
Artek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:34.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.