Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11.11.2009, 23:49   #1
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał zbyszek_africa Zobacz post
Ładnie piszesz Czosnek i całą prawdę, to z urzędami to samo życie
Ale to jest Azja fabryka przygód

pozdr.
Dzięki
To niestety nie koniec urzędów
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 23:53   #2
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Dzień dwunasty


O 9.30 nasze szczere oblicza wyrastają przed okienkiem w OWIR’ze .

Za 10 sommoni dostajemy druczek, o którym wiemy tylko tyle, że jest on niezbędny do szczęścia Panu w innym okienku.
Jednak sam druczek to tylko połowa spełnienia Pana z okienka. Do pełni szczęścia niezbędny jest druczek z kasy, do której czym prędzej się udaję. Okienka kasowego strzeże Pan, u którego należy kupić za 1 sommona karteczkę uprawniającą chyba do podejścia do kasy. Wypisaną karteczkę Pan strzegący kasy podaje Panu w kasie i w ten sposób już bez przeszkód mogę uiścić 18 sommoni.

Otrzymane potwierdzenie wpłaty wręczam uroczyście panu w okienku właściwym.
Pan zbiera do kupy wszystkie papiery, patrzy mi głęboko w oczy i powiada: „Zawtra”
-Jak to zawtra ? co też pan, no jak słowo daje!! My musimy dziś w Duszanbe wyjechać! Nam w Pamir nada! Dzisiaj a nie zawtra!

Gość dostrzegając nasza desperację, cos tam pomruczał i kazał przyjść za 30 minut.
Po chwili woła mnie do okienka.

W okienku wita mnie sympatyczna pani w mundurze i bez zbędnej gadki rzuca „Zawtra”
Jednak nie wie biedna, że oto stoi przed nią ex-student Politechniki Krakowskiej, który to zęby zjadł na Paniach z dziekanatu a jak wiadomo panie z dziekanatu to elita elit wśród urzędniczek.

Nie dając szansy na manewr obronny roztaczam przed Panią kapitan cały mój urok osobisty w wyniku czego omdlewająca kapitan prosi aby przyjść za 4 godziny.

Wykorzystujemy ten czas na poszukiwanie mapy Pamiru. Jeździmy po całym mieście ale map ani widu ani słychu.
W drodze powrotnej samochód jadący przed Bartkiem hamuje, Bartek daje po hamulcach ale założone wczoraj opony uślizgują się i wali facetowi w zderzak, kładąc przy tym Afrykę. Podnosimy motocykl blokując przy tym Główną ulicę. Facet z samochodu jakoś specjalnie się nie przejął zderzakiem, zapytał czy wszystko ok. i pojechał sobie dalej.

Po czterech godzinach wracam do okienka dzierżąc czekoladki dla Pani kapitan. Teraz to już jest nasza! Jednak tak czy inaczej mamy wrócić za 2 godziny. Nie mając już mocy walimy Siena trawniku przed OWIR’em i obserwujemy z daleka świat biurokracji.

Snujemy domysły dlaczego nie ma jeszcze naczelnika. Za najbardziej prawdopodobną przyczynę uznaliśmy, to że bardzo gruba Pani naczelnik utknęła w korytarzu wobec czego artylerzyści muszą nagwintować korytarz aby przestrzelić Panią naczelnik do gabinetu.

W końcu ok. 17 po 7 godzinach oczekiwania dostajemy upragnioną przepustkę i tyle nas widziano w Duszanbe.
3.jpg

Kierujemy się na przełęcz Khaburabot leżącą na wysokości 3252 m. Po 50 km za Duszanbe kończy się asfalt a my cały czas pniemy się serpentynami w górę.
2.jpg

Po 180km zapada zmrok.

1.jpg

Zjeżdżamy nad rzekę za wioską. Księżyc zbliża się do pełni więc nie potrzebujemy latarek. Wysoko nad nami widać światła ciężarówek wspinających się po serpentynach. Leżymy na trawie i gapiąc się w księżyc pijemy wino.
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 18:30   #3
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Dzień trzynasty

Dziś ciąg dalszy ataku na Khaburabot a potem Rushan.

1.jpg
1a.jpg

Cały czas wspinamy się w górę (w przeciwieństwie do wspinania się w dół i cofania do tyłu) po dziurawej drodze. Jazda w takich warunkach jest męcząca ale to co widzimy dookoła rekompensuje każdy wysiłek, aż budzi się dusza poety.

Witajcie, kochane góry,
O, witaj, droga ma rzeko!
I oto znów jestem z wami,
A byłem tak daleko!
I patrzę w zachwycie na skały
Na rzekę hen tam w dole
I wołam zachwycony
O kurwa !!
O ja pierdolę!!

Takie właśnie mniej więcej odczucia nam towarzyszyły przez cały pobyt w Tadżykistanie. Czasem tylko zmieniał się ton w jakim wypowiadane były ostatnie dwa wersy.
2.jpg
3.jpg

Po zaliczeniu kolejnej dziury, motocykl zaczyna mi szarpać, i z paskudnym odgłosem tarcia ściąga momentalnie na lewo. Przekonany, ze to flak schodzę z Afryki a tu okazuje się, że tylna część błotnika wlazła pod górną krawędź płyty chroniącej silnik. Zdziwiony tego typu awarią wyciągam błotnik spod płyty i jadę dalej.

3a.jpg
3b.jpg
Po kolejnej dziurze sytuacja się powtarza. Ponownie wydobywam błotnik, przy okazji zauważając, że z lewej strony urwało się mocowanie błotnika przy śrubie. Naprawiam to prowizorycznie i kontynuujemy jazdę.

4.jpg

Przy okazji postoju na obiad (pyszne mięso, zupa, miska kefiru i ciepła lepioszka) zabieram się za naprawę błotnika. I jak na fachowca inżyniera przystało urywam śrubę. Kleję śrubę taśmą zbrojoną co na pewien czas rozwiązało problem.

4a.jpg

Przed nami jedzie stare żiguli, które przy okazji przejazdu przez rzekę zamiast mostu wybrało bród, w efekcie czego utknęło na środku rzeki z woda wlewającą się przez drzwi.

Spiesząc na ratunek bohatersko rzucamy się w rwącą rzekę (no rwało mnie troszkę w kolanie wieczorem ) Niestety daremny okazał się nasz trud. Żiguli utknęło na dobre pomiędzy kamieniami. Po chwili podjeżdża ekipa w pajero i wspólnymi siłami wypychamy maszynę z wody. Na pamiątkę pozostało nam poczucie dobrze spełnionego obowiązku oraz woda w butach.

4aa.jpg
5.jpg

Gdy zatrzymaliśmy się przed samą przełęczą aby napawać się niesamowitą panoramą zatrzymuje się koło nas Wypasiona ciężarówka Mercedesa. Wyskakuje z niej Niemiec koło 50. Facet wybrał się na wyprawę z trzema kolegami z czego każdy jedzie swoim samochodem. 2 ciężarówki i 2 land rovery. W ciężarówce jest wszystko.. noo może jacuzzi nie miał ale też nie mogę tego na 100% stwierdzić.

panorama.jpg
6-khabur.jpg

Na samej przełęczy wita nas wojskowy, twierdząc, ze zdjęć nie można robić bo to strefa graniczna. Jednak za 10$ jest w stanie stworzyć świat bez granic. W delikatny sposób prosimy aby się cmoknął i jedziemy 20m dalej, gdzie trzaskamy zdjęcia dowoli.
7.jpg
7a.jpg
Zjazd z przełęczy odbywa się po dużo lepszej drodze, więc dość szybko meldujemy się na poście kontrolnym u podnóża góry.
8.jpg

Po dokonaniu formalności siadamy na motocykle. Bartek rusza przodem i po chwili znika za zakrętem. Przekręcam kluczyk, naciskam starter, kontrolki gasną i cisza….
Ponawiam próbę i… cisza. W tym momencie serce zjechało mi wątroby. Moduł padł… a może regulator napięcia… nie mamy zapasu, czyli jestem w dupie. Ani w te ani we w te. Blady ściągam siedzenie, żeby się dostać do narzędzi i widzę, że plastik trzymający akumulator się odkręcił. Okazało się, że w wyniku braku trzymania akumulator latał sobie swobodnie a co za tym idzie poluzowały się klemy. Takiego uczucia ulgi jak wtedy, nie przeżyłem od bardzo dawna.

9.jpg
8a.jpg

Już po ciemku wyjeżdżamy za wieś szukać noclegu. Postanawiamy zjechać nad rzekę nad którą prowadzi wąska kamienista ścieżka. Pierwszy jedzie Bartek. Po ciemku nie zauważył, że dróżka kończy się głębokim piachem. Motocykl zarzuca, Bartek odruchowo podpiera się nogą, która dostaje się pod kufry i motocykl całym ciężarem kładzie się na tej nieszczęsnej nodze. Podbiegam do wrzeszczącego z bólu Bartka i podnoszę Afrykę na tyle aby mógł wyciągnąć nogę. Drugie tego dnia niesamowite uczucie ulgi. Noga cała.

Rozbijamy namioty i tradycyjnie przed snem żłopiemy wino (dziś akurat dość paskudny kagor)
10.jpg


__________________
Wiesz... taki kuter...


Ostatnio edytowane przez czosnek : 12.11.2009 o 23:48
czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 21:39   #4
etiamsi
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

czytam relacje z kolejnych dni i uśmiecham się pod nosem, bo przypominają mi się XIX wieczne opisy podróży dyliżansem (taka ichniejsza africa twin?). Od zapisów „wyczerpałem już był wszystkie pozycje, obroty, wybiegi…wszystkie nawet iluzje, na jakie zdobyć się może sztuka siedzenia” (walka z bólem kręgosłupa), po „widać, tym trzaskiem bicza, tem głośnem trąbieniem, że wjeżdża znaczna jakaś osoba podróżna, od niey to wielkich nowin dowiedzieć się można, Idę ją witać, zręcznie cokolwiek wybadać” Aaaa są też wierszyki okolicznościowe jak choćby ten, równie udany jak Twój „trakt ciasny i pokrzywiony, puste po drodze zagony, nędzne wioski i kościoły, to góry, to znowu doły, za brzydkim lasem, las drugi, trzęsące się mostki przez strugi. W miałkim piasku powóz tonie, że go ledwo ciągną konie. Lud niewdzięczny i łakomy, po kątach gościnne domy, a w nich naymniejszey wygody, ani chleba ani wody” p.s. no i oczywiście są też zapiski o urzędnikach
  Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 22:54   #5
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał etiamsi Zobacz post
czytam relacje z kolejnych dni i uśmiecham się pod nosem, bo przypominają mi się XIX wieczne opisy podróży dyliżansem (taka ichniejsza africa twin?). Od zapisów „wyczerpałem już był wszystkie pozycje, obroty, wybiegi…wszystkie nawet iluzje, na jakie zdobyć się może sztuka siedzenia” (walka z bólem kręgosłupa), po „widać, tym trzaskiem bicza, tem głośnem trąbieniem, że wjeżdża znaczna jakaś osoba podróżna, od niey to wielkich nowin dowiedzieć się można, Idę ją witać, zręcznie cokolwiek wybadać” Aaaa są też wierszyki okolicznościowe jak choćby ten, równie udany jak Twój „trakt ciasny i pokrzywiony, puste po drodze zagony, nędzne wioski i kościoły, to góry, to znowu doły, za brzydkim lasem, las drugi, trzęsące się mostki przez strugi. W miałkim piasku powóz tonie, że go ledwo ciągną konie. Lud niewdzięczny i łakomy, po kątach gościnne domy, a w nich naymniejszey wygody, ani chleba ani wody” p.s. no i oczywiście są też zapiski o urzędnikach
Hue hue pyszne
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 22:48   #6
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Dzień czternasty

Teraz będzie zdecydowanie więcej zdjęć niż tekstu bo co tu pisać, kiedy obrazy mówią same za siebie

Tradycyjnie budzą nas trochę irytujące dzieci, więc szybko zwijamy się w drogę.

1.jpg

Po drugiej stronie rzeki pojawiają się wioski. Widać ludzi, zwierzęta. Mając świadomość, że to Afganistan odczuwamy delikatny dreszczyk emocji, pomimo tego, że wioski niczym się nie różnią od tych po Tadżyckiej stronie.

2a.jpg

Jedyną rzeczą przypominającą o tym, że nie zawsze było tutaj tak spokojnie świadczą znaki ostrzegające o minach.

2.jpg

Z tego co się dowiedzieliśmy nie są to jednak pozostałości po wojnie afgańskiej lecz po tutejszej wojnie domowej.
Zatrzymujemy się przy wraku wozu opancerzonego wysadzonego w powietrze na minie.

3.jpg

Oczywiście robimy zdjęcia, łazimy, oglądamy, wąchamy.
Kiedy wracamy na drogę po zaspokojeniu potrzeby taniej sensacji mija nas miejscowy samochód. Kierowca widząc nas przy wraku robi wielkie oczy i puka się zamaszyście w głowę.
Widząc to nachodzi nas refleksja, że pole chyba nie do końca zostało rozminowane. Sztywni powoli kroczymy w kierunku drogi czekając na huk i lot w kierunkach wszelakich.

Nie wyleciawszy w powietrze siadamy na Afryki i jedziemy na Rushan co chwilę mijając kolejne znaki z których uśmiecha się (bo w zasadzie nie ma innego wyjścia) czaszka z wymownym podpisem „Danger!! Mines!!

4.jpg
5.jpg
6.jpg

Na skrzyżowaniu dróg jemy obiad z miejscowymi, którzy opowiadają nam troszkę o sąsiedztwie Afganistanu.
Pytają czy tam też jedziemy, bo dla nich to nic nadzwyczajnego. Zapytani o wojnę mówią, że owszem gdzieś tam w głębi w okolicach Kabulu czy w Kandaharze się leją ale tutaj to cisza i spokój.

Przypomniało mi to sytuację w Stambule kiedy to zobaczyłem na ulicy reportera TVN mówiącego z przejęciem o planowanych zamachach bombowych. Kiedy zapytałem miejscowego co się dzieję, ten wyśmiał mnie, mówiąc, ze zawsze tak jest gdy studenci wracają na studia i żeby wyluzować. Od tamtego czasu zawsze staram się doniesienia w mediach dzielić przez 10.

7.jpg

Po kilku godzinach pięknej drogi dojeżdżamy w końcu do Rushan.

8.jpg
9.jpg
10.jpg
11.jpg
12.jpg
13.jpg
14.jpg
15.jpg


Tam jemy obiad u bardzo miłej rodziny i wjeżdżamy w dolinę Bartang biegnącą przez sam środek Pamiru.

16.jpg


Rozdział trzeci

Czyli:

Mamo! Ja już nie chcę Pamiruuuu…..

Dolina zaczyna się eleganckim równym szutrem. Po dotychczasowych dziurach czujemy się jak na autostradzie, pomimo tego, że w dolinie drogi a raczej droga jest o wiele węższa niż do tej pory.

17-bartang.jpg
18.jpg
19.jpg
20.jpg
Po raz kolejny widoki rozkładają nas na łopatki. Droga to pnie się w dół to opada. Momentami droga biegnie praktycznie na poziomie rzeki, która miejscami wcina się w drogę.

Początkowo wjeżdżamy w te miejsca niepewni czy to tylko kałuża czy może głęboka dziura wyrwana przez rzekę.
Zawsze przerażała mnie ciemna skłębiona woda.
Rzeki w Tadżykistanie miejscami doskonale spełniały te warunki. Nie wiem czy jest tak zawsze czy tylko wtedy gdy topnieje śnieg w górach, tak czy inaczej nie chciałbym do takiej wpaść.

21.jpg
22.jpg
23.jpg
24.jpg


Rozglądamy się za noclegiem, jednak oprócz drogi po lewej stronie mamy skały a po prawej rzekę. W końcu zatrzymujemy się przy opuszczonym domu z resztkami sadu. Schodzimy z motocykli, kręcimy się dookoła ale jakoś żaden z nas nie kwapi się do rozbijania namiotów.

Odczuwamy jakiś dziwny niepokój. Oczywiście od razu wkręcamy sobie historię o złu, które zeszło z gór i zabrało mieszkańców. Za dużo strasznych opowieści w dzieciństwie sprawiło, ze dwóch zimnych twardzieli podróżników podwinęło ogony i pojechało dalej.

25.jpg
26.jpg
27.jpg

Niedaleko jednak znaleźliśmy kawałek bezkamienistego brzegu pod wielką skałą. Pełnia księżyca, silny wiatr, góry i wino stworzyły magiczną atmosferę. Gdyby jeszcze tylko wymienić tego zarośniętego typa siedzącego obok na jakąś miłą panią byłoby już zupełnie romantycznie.

28.jpg
29.jpg
__________________
Wiesz... taki kuter...


Ostatnio edytowane przez czosnek : 12.11.2009 o 22:50
czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 23:00   #7
marcin77
 
marcin77's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Chełm
Posty: 41
Motocykl: RD07
marcin77 jest na dystyngowanej drodze
Online: 21 godz 27 min 22 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post
Gdyby jeszcze tylko wymienić tego zarośniętego typa siedzącego obok na jakąś miłą panią
a nie mógł się ogolić?
marcin77 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 23:05   #8
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał marcin77 Zobacz post
a nie mógł się ogolić?
Tak mu przynajmniej mordy nie było dobrze widać
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2009, 23:39   #9
bartlomiej
 
bartlomiej's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2009
Posty: 46
Motocykl: GS1150
bartlomiej jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 5 godz 44 min 46 s
Domyślnie

Są między nami ludzi którzy potrafią korzystać z życia
bartlomiej jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.11.2009, 20:41   #10
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 33 min 15 s
Domyślnie

Dzień piętnasty

1.jpg

Jedziemy otoczeni niesamowitym krajobrazem. Równy szuter zostaje zastąpiony przez fragmenty równego szutru, przeplatanego rumoszem skalnym, piachem aż po wielkie otoczaki.

2.jpg
Droga to często wąska ścieżka przyklejona do skały. Mijamy małe wioski liczące kilka domków utopione w oazach zieleni.

5.jpg

W jednej z nich, gdzie pytamy o benzynę zagaduje do nas dwóch śmiesznych typków wyglądających jak animowani. Coś tam kręcą, wiją się jak łasiczki-cwaniaczki z kreskówek, aż w końcu pytają czy nie chcemy czegoś tam kupić. Użyli jakiejś partyzanckiej nazwy więc dopiero po dłuższym czasie zorientowaliśmy się, ze chcą nam sprzedać rubiny.

Jednak rubiny kontrastują z pięknym błękitem naszych oczu więc dziękujemy i jedziemy dalej z widokiem na ośnieżone szczyty.

3.jpg
4.jpg

W kolejnej wiosce przejeżdżamy przez rzekę i tam na postoju okazuje się, że w wyniku wytelepania i paru gleb Bartkowi popękały stelaże od kufrów.

Nie bardzo da się z tym jechać więc gdy zbierają się miejscowi dowiadujemy się ,że w sąsiedniej wsi jest majster ze spawarką.
Bartek zostawia cały dobytek oraz mnie a w zamian bierze ze sobą miejscowego i jadą do wsi jak amant z panną na disco.

8.jpg
6-wieś.jpg

Ja w tym czasie usiłuję opalić się nad rzeką ale oczywiście w momencie kiedy wystawiłem swe oblazłe ciało na promienie słoneczne, słońce z obrzydzeniem schowało się za chmury. Nic to! Nadrobi się na solarce! I tak rozważając podobne egzystencjalne problemy nie zauważyłem kiedy przysiadł się do mnie gość. Gościem okazał się bardzo sympatyczny, troszkę jąkający się człowiek ok. 30.

- dawaj pajdiom. Czaju popijem, kartoszki wkuszamy – zapraszał serdecznie.

Z żalem wytłumaczyłem, że muszę czekać na kolegę. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę gapiąc się w rzekę, po czym wesoły człowiek poszedł do domu.

Nie minęło 10 minut kiedy wrócił niosąc dla mnie talerz moreli. I tak posiedzieliśmy sobie jeszcze trochę gapiąc się w rzekę i plując pestkami.

Tutaj po raz kolejny żałowałem, że goni nas czas i nie możemy sobie tak po prostu pobyć z ludźmi.

Kiedy mój nowy kolega po raz kolejny zapraszając na kartoszki poszedł do domu, na drodze pojawiła wielka wiązka chrustu.

- Zdrastwujtie – zagadały gałęzie wesoło.
- Zdrastwujtie – odpowiedziałem odruchowo.
- Dawaj! Czaju popijem – zatrząsła się radośnie wiązka chrustu.

To wydało mi się podejrzane. Wodę to ja rozumiem ale od kiedy gałęzie piją herbatę. Przyjrzałem się wiązce dokładniej. Po gumofilcach podążyłem w górę. Pomiędzy nimi a chrustem odkryłem małego zasuszonego dziadeczka, zerkającego na mnie wesołymi oczami.

Znów z żalem musiałem podziękować. Po krótkiej sympatycznej rozmowie, dziadziuś podreptał w swoją stronę, ja natomiast wróciłem nad rzekę.

7.jpg

W końcu zza zakrętu wyłoniła się Afryka. Wyjazd zakończył się sukcesem choć nie bez przygód. We wsi okazało się, ze spawarka owszem jest ale właściciel niezbyt biegły w jej obsłudze, więc Bartek musiał sam spawać.

Może i nie byłoby w tym nic niezwykłego bo to końcu inżynier mechanik ale gdy spawarka podpięta jest bezpośrednio luźnymi kablami do słupa to już jest jakaś atrakcja.

Napisał chłop krótki list do rodziny, ucałował świętą panienkę i odpalił spawarę….. Dwa wiadra wody na gębę ocuciły go na tyle, że mógł kontynuować spawanie. Po tym sukcesie zapakował miejscowego na tył i wrócili do mnie.

Po powrocie miejscowy zabrał nas na obiad do tradycyjnego domku we wsi. Po obiedzie (ziemniaki z cebulą i sałatka) odwiedziliśmy najstarszy dom we wsi, który podobno miał kilkaset lat.

9.jpg
10.jpg

Okazało się, że mieszka w nim z rodziną mój nowy znajomy jąkała.

11-koniec-wsi.jpg

Żal mi było, że daliśmy się porwać na tamten obiad zamiast zjeść z tą bardzo fajną rodziną, zwłaszcza, że jak się później okazało zdrowo nam policzono za spawanie i obiad.

Ruszyliśmy dalej. Trochę zaczął nas niepokoić brak benzyny, która w dolinie jest towarem deficytowym. No ale trudno się dziwić skoro przejeżdża tędy jeden gaz w tygodniu. Mamy nadzieję, że w kolejnej wsi coś znajdziemy.

12.jpg
13.jpg

W oddali widzimy gigantyczna zaporę.

14.jpg

Nie wnikając w sens jej istnienia w środku Pamiru podjeżdżamy bliżej. Okazuje się, ze to nie zapora ale skały do złudzenia przypominające tamę.
Na szczycie „zapory” znajduje się płaskowyż, z którego rozciąga się piękna panorama na otaczające góry.

14a.jpg

Tam też przez pewien czas kręcimy radośnie kółka, radując się płaskim terenem pokrytym drobnym szuterkiem.
Szczęście nasze nie trwa jednak długo i po paru kilometrach już „normalnej” pamirskiej drogi naszym oczom ukazuje się brak drogi.

Brak drogi w tutejszych okolicznościach nie do końca porywa się w brakiem drogi w naszym rozumieniu. To co dla nas jest np. kupą kamieni i rowem w poprzek, to tutaj jest definiowane jako „normalna” . Jednak w tym przypadku droga kończy się w rzece co zapewne w tutejszej nomenklaturze drogowej określone jest jako „droga powiatowa o nawierzchni luźnej” .

14b.jpg

Patrzymy w zadumie na to skrzyżowanie analizując scenariusze na najbliższą przyszłość. Widzimy, że coś tu kiedyś wjeżdżało a jakieś 20 metrów dalej wyjeżdżało co świadczy o przejezdności.
Z drugiej jednak strony widzimy ciemna zapier… wodę.

Co tam. Trzeba spróbować! Próba nie granat! Pozostało nam na tyle mózgu, żeby najpierw sprawdzić nurt i dno. W tym celu wyskakuję z portek i dziarsko wkraczam do wody.

Czy widział kto kiedy żeby furmanka wygrała z pociągiem? Moje żałosne truchło zapewne byłoby atrakcją wędkarską w najbliższej wsi gdyby nie Bartek, który bohatersko złapał mnie za rękę i wyciągnął na brzeg. Okazało się, że dno zaczyna się metr poniżej drogi a prąd jest taki, ze nie sposób utrzymać się na nogach.

W oczach stanęło nam widmo rejterady. Rozpaczliwie szukamy miejsca gdzie można by się przeprawić lecz poszukiwania zakończyły się porażką.

Widzimy jednak, że droga po drugiej stronie łączy się z dróżką schodzącą wysoko z gór. Wracamy do najbliższej wsi mając nadzieję, że widziana ścieżka okaże się przejezdnym objazdem.

14c.jpg

Ku wielkiej radości miejscowi wskazują nam dróżkę pnącą się wysoko w góry mówiąc, że tędy ominiemy rzekę. Dzień się powoli kończy więc nie tracąc czasu wjeżdżamy na wskazaną drogę.

Szaro. Dookoła nas potężne, nagie szczyty a my wspinamy się mozolnie po ciasnych i bardzo stromych serpentynach na wysokość 3100m.

15a.jpg

Jakby tego było mało jedziemy walcząc z bardzo mocnymi powiewami wiatru niosącego ze sobą wielkie chmury piasku. Wszystko to wydaje się być takie nierzeczywiste. Czujemy się jak jakim nieprawdziwym, abstrakcyjnym świecie.

Po wyjściu z kolejnego ciasnego zakrętu dostaję tak mocne uderzenie wiatru, że wylatuję z motocyklem na pobocze uderzając przednim kołem w głaz. Motocykl wali się na bok tracąc przy okazji kufer. Ja jeszcze kawałeczek jadę ale już bez motocykla, po czym zalegam w piachu.

Mija dłuższa chwila zanim Bartek jadący z przodu, skoncentrowany na utrzymaniu motocykla na drodze zauważa straty w taborze. W końcu wraca na piechotę rozsądnie zostawiając motocykl gdzieś tam na górze.

Podnosimy moją Afrykę, prostuję kamieniem mocowanie kufra po czym montuję go na stelażu. Uderzenie o ziemię okazało się na tyle mocne, że stelaż wygiął się bardzo ładnie, przez co zamocowany kufer smętnie sterczy w górę. Rani to wielce moje zamiłowanie do symetrii.

Kiedy po zakończeniu całej tej operacji sięgam po kask odłożony uprzednio na przydrożny kamień stwierdzam, że kasku na kamieniu niet. Dokładne oględziny okolicy nie stwierdziły obecności kasku. Patrzę na Bartka i widzę, że myśli to samo co ja. W milczeniu wychylamy się i spoglądamy w dół. W dole, jakieś 40 m niżej dostrzegamy czarną plamę.

- Acha. Czyli w najbliższej wsi trzeba będzie kupić arbuza, wydrążyć, pomalować na czarno i chronić przed kozami.

Schodzę po skale aby zebrać smętne szczątki mojego ulubionego dekla. O dziwo po drodze znajduje tylko jeden fragment, będący bardziej ozdobą niż żywotna częścią kasku. Cala reszta leży troszkę niżej. Z niedowierzaniem podnoszę, kask, oglądam z każdej strony, szukam pęknięć, lecz oprócz kilku małych odprysków nie znajduję nic. Daszek cały, szyba bez ani jednej rysy. Tym samym kask Uvex enduro po raz kolejny udowodnił swą jakość.

15.jpg

Kiedy w końcu dostajemy się na szczyt widoki po raz kolejny nas zatykają. Kolejna piękna panorama z piętrzącym się potężnym Pikiem Rewolucji w roli głównej.
16.jpg
17.jpg

W miejscu, w którym czujemy się jak zdobywcy leży normalna wioska, gdzie między domami biegają dzieciaki.

20.jpg

Jedynym pojazdem we wsi jest Ural z koszem, który na nasz widok popisuje się terenową jazdą i trzeba przyznać, że nadaje się do tego. Motocykl załadowany 5 osobami śmiga lekko po kamieniach. Niestety tutaj też nie można kupić benzyny.

18.jpg
19.jpg

Po krótkich poszukiwaniach znajdujemy właściwą drogę i powoli, wąską dróżką nad przepaścią zjeżdżamy do rzeki. Tym sposobem po 2 godzinach znajdujemy się 20m od miejsca skąd zawróciliśmy.

21.jpg

22.jpg

Robi się ciemno, padamy na pysk ale chcemy dojechać przynajmniej do wioski widocznej w oddali.
Bartang jednak nie odpuszcza tak szybko. Końcówkę pokonujemy jadąc strumieniem by wyjechać w wyschniętym korycie rzeki. Jazda po dużych otoczakach wypompowuje nas całkowicie.

Już po ciemku jedziemy jak te 2 zombi za wieś w poszukiwaniu miejsca na namioty. Wpatrzony w światła Afryki przede mną nie zauważam sterczącej z pobocza skały. Walę w nią prawym kufrem, który po raz drugi tego dnia odpada a ja po raz drugi wystrzeliwuję się z siedzenia.

Stwierdziwszy, że w naszym stanie i po ciemku dalsza jazda to samobójstwo, rozbijamy się za pierwszym większym głazem. Ze zmęczenia ogarnia nas totalna głupawa. Rechoczemy jak idioci a żeby było mało, Bartek zupełnie poważnie zapragnął ugotować pier.. wiśniowy kisielek. W obliczu tej abstrakcji moje ostatnie zwoje mózgowe poległy.. Zapadłem w ciemność

noc.jpg

__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 16:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:35.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.