|
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Bydgoszcz
Posty: 193
Motocykl: RD07
![]() Online: 3 miesiące 2 tygodni 3 dni 6 godz 40 min 42 s
|
![]()
Z tym ubezpieczeniem na wjazd do Armenii, to sytuacja jest co najmniej niejasna. We wrześniu tego roku, z kol. dużym79 przekraczaliśmy granicę gruzińsko-armeńską w Ninotsmindzie. Oprócz wizy za 3000 w ichniej walucie, nikt od nas nie chciał żadnego ubezpieczenia. Z Armenii wyjeżdżaliśmy przez Guguti, czyli innym przejściem i nikt o nic nie plumkał.
W Armenii spotkaliśmy dosyć dużą grupę motocyklistów z Polski, którzy wjeżdżali do Armenii innym przejściem niż my - możliwe, że tym samym co Cezary. Wszyscy musieli bulić kaskę za ubezpieczenie. Widać, co przejście lub zmiana, to inne podejście ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 | |
![]() Zarejestrowany: Jun 2010
Posty: 140
Motocykl: XTZ 750
![]() Online: 1 tydzień 4 dni 10 godz 18 min 32 s
|
![]() Cytat:
__________________
www.dalekadroga.pl www.facebook.com/dalekadroga |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2010
Posty: 140
Motocykl: XTZ 750
![]() Online: 1 tydzień 4 dni 10 godz 18 min 32 s
|
![]()
Dzień rozpoczynam od konsumpcji podarowanego mi wczoraj melona. Po kilkunastu minutach pojawia się jakiś pan i zaprasza mnie do siebie i żony na gotowane raki. Nawiązujemy temat dojazdu do Górskiego Karabachu- podobno jest jakaś droga nie zaznaczona na mapie. Wracam więc do motocykla po mapę i w tym momencie dostrzegam otwarty boczny kufer w motocyklu. Zostałem okradziony! Straciłem spodnie REDLINE, podpinkę do kurtki, bluzę Lubuskie.pl, sweter, narzędzia oraz części zamienne. Dobroczyńca zostawił natomiast konserwę, ładowarkę do baterii oraz kufrowy worek. Od razu sięgam po telefon i dzwonię na 112, pani, która odebrała na całe szczęście rozmawia po angielsku. Jest to numer alarmowy, więc zostaję przekierowany na policję. Z opisem całej sytuacji i ogólnie z dogadaniem się pomaga mi ten sam pan, który mnie zaprosił na śniadanie. Po ponad godzinie przyjeżdżają policjanci w czarnej, cywilnej ładzie z zaciemnionymi szybami i na alufelgach. Jest ich trzech, jeden w mundurze, pozostali po cywilnemu. Mundurowy wszystko spisuje: odległości od jeziora i drogi, wymiary kufra, moje dane. Mija kolejna godzina i zjawia się ekspert, który zaczyna ściągać odciski palców z motocykla. Jeden z policjantów straszy mnie, że teraz będę musiał zostać w Armenii dwa miesiące. Gdy już jest wszystko spisane i zostają ściągnięte wszystkie odciski palców pakuję wszystkie swoje bagaże i jedziemy na komisariat do Vardenis. Budynek komisariatu jest duży, w środku mnóstwo pomieszczeń oraz funkcjonariuszy. Zostaję zaprowadzony do jednego z pokoi gdzie zaczynam składać zeznania, określam na szybko wartość skradzionych rzeczy na 300-400$ . Po chwili zjawia się tłumaczka, więc rozmawiam w języku angielskim. Zeznaję, iż uważam, że to gościu który mnie w nocy wołał jest umoczony w kradzież. Mam zdjęcie jego kumpla, lecz jest problem by je zgrać. Na całym komisariacie jest tylko kilka komputerów i tylko jeden obsługuje karty SD. O Internecie nie ma co marzyć. Zeznania trwają kilka godzin. Wieczorem trafiam do jeszcze innego pokoju i zjawia się kolejny tłumacz- znów składam te same zeznania. Dowiaduję się również, że muszę jutro z samego rana pojawić się na komisariacie. Kończę opowiadać i zostaję zaprowadzony do pokoju gdzie zostanie przeprowadzona konfrontacja. Dwaj podejrzani którzy się w nim znajdują są tymi których spotkałem na plaży, a jeden z nich wołał mnie w nocy. Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem, że tak szybko go tutaj sprowadzili po zdjęciu jego kolegi. Po powrocie do pokoju, już późnym wieczorem, ktoś się w końcu zainteresował czy nie jestem głodny i dostaję pierwszy posiłek składający się z dwóch kanapek. Znów jestem prowadzony do kolejnego pomieszczenia, teraz ściągają moje odciski palców, by wykluczyć je z pośród tych pobranych z motocykla. Około północy, pojawia się nowy człowiek i ogląda zdjęcia skradzionych rzeczy. Od policjantów dowiaduję się, że to jakiś ekspert. O wpół do drugiej jadę z jednym z policjantów do jego domu na wsi. Nad rankiem poznaję siostrę Varantsora, która mieszkała w Polsce. Otrzymuję od niej zaproszenie do Erewania, stolicy Armenii. Teraz spędza tutaj wraz z dziećmi swój urlop, lecz za kilka dni wraca do domu. Dziś już policja bardziej się o mnie troszczy, pytają regularnie czy nie jestem głodny, kupują mi ormiańską kartę telefoniczną, ponieważ moja, polska odmawia współpracy z tutejszymi sieciami. Około południa jedziemy do prywatnego biura, gdzie w internecie szukam zdjęć skradzionych przedmiotów, po czym są one drukowane. Podpisuję pismo, w którym jest zapisane, że domagam się surowego ukarania sprawcy. Po południu jadę na obiad z wczoraj poznanym ekspertem. Jest on specjalistą do spraw kryminalnych sprowadzonym ze stolicy. Zna trochę ( głównie z filmów) język angielski, więc komunikacja jest ułatwiona. Nie wydaje mu się, aby to wskazany przeze mnie mężczyzna był złodziejem, dla niego to nielogiczne, by najpierw spędził ze mną czas, później mnie wołał i na koniec mnie okradł. Twierdzi, że to raczej jakiś dzieciak, lecz podejrzanych póki co nie ma, z doświadczenia daje 80% szans na odnalezienie rzeczy i to jest jedyna pozytywna informacja podczas tej rozmowy. Dodatkowo wczoraj dziesięciu policjantów przeszukiwało plażę w promieniu trzech kilometrów i nic nie znaleźli. Z pięciu odcisków palców, które wczoraj zostały ściągnięte z kufra, dwa są słabej jakości, jeden mój i dwa potencjalnego sprawcy, lecz z niczyimi się nie pokrywają. Sprawa więc stoi w miejscu.
Służący mi pomocą ormiańscy policjanci chętnie pozwolili się fotografować. Wracamy na komisariat, na miejscu jeden z policjantów prowadzi mnie do pokoju w którym przebywa wskazany przeze mnie podejrzany. Podobno chce mi coś powiedzieć. Prosi mnie by go wypuścili, a tylko ja mam na to wpływ, mówi, że ma bardzo małą córeczkę. „A ja chcę odzyskać swoje rzeczy, chcę wiedzieć kto je ukradł” -odpowiadam. Próbuje brać mnie na litość, mówi, że razem piliśmy i jedliśmy, że on za to płacił. „Ty w nocy przyjechałeś maszynami, ty mnie wołałeś, krzyczałeś „Czarek, Czarek”. Gdzie są moje rzeczy?”- mam naprawdę duże przeczucie, że on coś musi wiedzieć, więc postanawiam go przycisnąć. Odpowiada, że był pijany, że nic nie pamięta. „Wskaż kolegów którzy byli z tobą w nocy, oni może coś wiedzą”- powoli zaczyna mnie irytować. Znów odpowiada, że był pijany, że ma małą córeczkę, że płacił za wspólne biesiadowanie. „Chcę swoje rzeczy! Są mi one bardzo potrzebne. Nie wyjdziesz stąd dopóki ich nie odzyskam”. Po jeszcze kilku zdaniach gościu mięknie i coś mówi, że pojedziemy do Erewania, że mi wszystko odkupi, że odda pieniądze. Z początku go nie rozumiem i patrzę na policjanta, który mi wskazuje, że to on wszystko ukradł. W tym momencie kończą się grzeczne słowa i stonowany głos. Powstrzymując się od pierwszej, agresywnej reakcji pytam gdzie są moje rzeczy. Złodziej znów wtrąca, że był pijany i nic nie pamięta, że zwróci mi całe pieniądze, i że ma małą córkę. W końcu wyjawia, że wszystko wrzucił do rzeki… Mam dosyć. Dlaczego, w ogóle jestem tutaj sam? Policjant tylko sobie grzecznie siedzi i się wszystkiemu przygląda. Żądam by przyprowadzono eksperta, policjant stawia lekki opór. Odnoszę wrażenie, że chce załatwić to poza nim. Oj, nie, tak bawić się nie będziemy. Podnoszę głos. Funkcjonariusz widzi, że jestem zdeterminowany w swoich działaniach, wstaje i idzie po eksperta, który okazuje się być o niczym nie poinformowany… Początkowo nie rozumie moich słów wskazujących kto jest sprawcą i dopiero dociera to do niego, gdy używam niezbyt cenzuralnego zwrotu z filmów amerykańskich. Ze względu na szacunek do wszystkich matek cytować go nie będę. Jego reakcja jest energiczna i równie impulsywna co moja. Doskakuje do już zupełnie przestraszonego złodziejaszka i wymienia stanowczym tonem kilka zdań w języku ormiańskim, więc nic nie rozumiem. Po chwili podchodzi do mnie i pokazuje, że wychodzimy. Zamyka drzwi i patrzy na mnie miną kompletnie zbitego z tropu, z ust wydobywa mu się tylko bardzo podłużne „Ty…”. Zdziwiony pyta „jak?, skąd wiedziałeś?”, jest pod wrażeniem mojego spamiętania głosu z twarzą. Tłumaczy mi, że wczoraj gdy go przesłuchiwał nie powiedział nic wartościowego. Tym samym staję się druhem Daniela, bo tak na imię ma ekspert. Słów „you are good investigator, you are good policeman, you open this investigation” nie zapomnę do końca życia. Kolejnym etapem mojej sprawy ma być wyjazd nad rzekę I szukanie skradzionych rzeczy. Jesteśmy jednak wstrzymani, ponieważ zaraz po tym, gdy tamten człowiek przyznał się do winy, grupy operacyjne rozjechały się po mieszkaniach złodzieja i jego znajomych, a ze względu na pusty komisariat nie możemy nigdzie jechać. W jednym z mieszkań znaleźli amunicję i trotyl co jeszcze bardziej przedłuża ich powrót. Pytają mnie, czy zgadzam się na wypuszczenie gościa, jeśli zwróci mi pieniądze. Odpowiadam, że o pieniądzach i jego losie będziemy rozmawiać po powrocie znad rzeki. Powrót policjantów z akcji trwa parę godzin, czas ten spędzam na poznawaniu pracy Daniela. Pokazuje mi na co patrzy się na liniach papilarnych, tłumaczy. Z nudów nawet siłujemy się na rękę i gramy w gry na telefonie. Bardzo miło będę wspominać nasze zbratanie. Policjanci wracają już po zmroku i nie ma szans na przeszukanie rzeki tego dnia, zajmiemy się tym jutro z rana. Zaczyna się przesłuchiwanie złodzieja. Zeznaje, że w tajemnicy przed kolegami otworzył kufer i gdy zobaczył, że nie ma nic wartościowego typu telefon, pieniądze czy aparat, wszystko wrzucił do rzeki. Jego koledzy oczywiście o niczym nie wiedzieli. Pomimo, iż mówiłem, że o pieniądzach będziemy mówili dopiero po powrocie znad rzeki to jakimś cudem pojawia się jego ojciec z przygotowaną sumą. Starszy facet, skromnie ubrany, brudne ręce, widać, że ciężko pracujący. Głęboko mnie przeprasza za głupotę swojego syna, a mnie w głębi duszy jest go żal. Ze względu na córkę postanawiam pójść na ugodę. Otrzymuję 400$ a złodziej zostaje puszczony wolno, pozostaje jednak pod nadzorem policji i teraz za każde przestępstwo grozi mu 8 lat więzienia. Wręczona mi suma powinna spokojnie starczyć na zakup wszystkich tych rzeczy w Polsce, ale.. jakoś już dam radę bez ciepłych ciuchów, najwyżej coś kupię po drodze, problem w tym, że mam do przejechania jeszcze 7 tysięcy kilometrów. Nie mam łyżek do opon, łatek do dętek, części zamiennych i jeszcze innych paru narzędzi i teraz z powodu jakiejś błahej usterki mogę wylądować na lawecie. Nie mogę jednak narzekać, gdybym nie poszedł na ugodę, sprawa trafiłaby do sądu i najprawdopodobniej nie otrzymałbym ani pieniędzy, ani rzeczy, a złodziej zostałby wypuszczony. Przykre jest dla mnie, że przez takiego imbecyla rodzina traci ponad 1200zł co w tych rejonach jest ogromną sumą. Najprawdopodobniej ojciec musiał się zadłużyć. Wracając na noc do domu Varantsora, przekonuję się jak tutaj wygląda tankowanie gazu w autach. Zajeżdżamy na stację, która już z wyglądu nie wzbudza zaufania. Składa się ona z trzech dystrybutorów oddzielonymi wysokimi murami, kilkanaście metrów dalej znajduje się budynek obsługi: schodząca farba, jedna szyba częściowo wybita, zużyte, skrzypiące drewniane drzwi. Mój gospodarz wychodzi z auta i mnie nakazuje zrobić to samo po czym udajemy się szybkim tempem do budynku. Chwilę później, po włączeniu automatu, przybiega do nas pracownik. Po paru minutach zbiornik jest napełniony a my nadal żyjemy. Rzeka w której rzekomo powinny znajdować się moje rzeczy jest oddalona o ponad dwa kilometry od miejsca zdarzenia. W najgłębszym miejscu ma może pół metra i jest przejrzysta, mimo tego żadnych śladów skradzionych bagaży. Gościu po pijaku, sam, w nocy i na pieszo niósł całą zawartość kufra ponad dwa kilometry i wrzucił do rzeki, w której nie ma po nich żadnych śladów. Każdy może sam sobie odpowiedzieć jak wiarygodnie to brzmi, jednak nie jest to już mój problem, czas mnie nagli, żegnam wszystkich policjantów i bardzo dziękuję im za pomoc. Po południu znów jestem już tylko ja i droga. Cała ta sprawa i tak kończy się dla mnie bardzo korzystnie, jedynie słowo „Vardenis” długo będzie mieć swoje miejsce w mojej pamięci. Tego wieczora spędzam noc nad rzeką i spotykam kolejnych ludzi, którzy mieszkali dłuższy czas w Polsce. Jeden z nich, starszy facet, na siłę wciska mi w rękę 2000 dram. Wschodnia życzliwość jest wprost nie do opisania, ci ludzie są niesamowici. Z powodów zupełnie oczywistych fot zbyt wiele nie zrobiłem. ![]() ![]() ![]()
__________________
www.dalekadroga.pl www.facebook.com/dalekadroga |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Ciśnienie rośnie ;)
![]() Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
![]()
WOW no to przygoda przez duże P. Świetnie czekamy na ciąg dalszy.
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
![]() Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 44 min 56 s
|
![]()
.... niezły wątek kryminalny :-)
|
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Radom
Posty: 10
Motocykl: BMW GS R1150 Adv
![]() Online: 1 dzień 17 godz 26 min 35 s
|
![]()
Fajna opowieść. Zazdroszczę Ci tej Gruzji :-). Pojechałeś dodatkowo sam,
odwaga, wiara itd. Szczere gratulacje... Może kiedyś też odwiedzę te rejony cycatym... Czekam na ciąg dalszy. |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2010
Posty: 140
Motocykl: XTZ 750
![]() Online: 1 tydzień 4 dni 10 godz 18 min 32 s
|
![]()
Nim obieram kierunek na Górski Karabach, zwiedzam jeszcze Tatew. Zabytkowe, klasztorne budynki już nie robią na mnie takiego wrażenia, jestem trochę przesycony ich widokiem, jednak usytuowanie klasztoru jest fenomenalne. Został on zbudowany na skalnym urwisku z widokiem na dolinę i góry. Można dostać się tam asfaltową drogą i kolejką liniową rozpiętą nad potężnym kanionem. Tatew tworzy zdecydowanie najpiękniejszą panoramę tej wyprawy. Przemierzam kolejne kilometry i coraz bliżej mi do Górskiego Karabachu, co po azersku oznacza „górski czarny ogród”. To samozwańcze państwo jest ormiańską enklawą, od lat będącą przedmiotem sporu pomiędzy Armenią, a Azerbejdżanem. Azerska nazwa pasuje jak ulał- im bardziej się tam zbliżam, tym góry zaczynają robić się coraz ciemniejsze. Przekroczenie granicy polega na podejściu do okienka i odebraniu adresu w stolicy Stepanakert, gdzie mam wyrobić wizę. Nie ma tutaj żadnych szlabanów i przepraw celnych, jedynie progi zwalniające. Mam do pokonania tylko 70 kilometrów, a droga jest bardzo dobrej jakości, lecz liczne winkle i piękne góry skutecznie zwalniają moje tempo. Stolica ukazuje mi się z daleka w dolinie. Jest to bardzo małe miasto liczące zaledwie 53 tysiące ludzi. Najbardziej rzucają mi się w oczy flagi Karabachu, które są licznie zawieszone na lampach. Gdy docieram pod wskazany adres, budynek okazuje się być zamknięty. Jest już po godzinie osiemnastej. No nic, stawię się tu jutro z rana. Mam problem ze znalezieniem miejsca na nocleg- teren jest na tyle górzysty, że każdy nadający się do spania kawałek ziemi zajęty jest przez posesje prywatne. Zajeżdżam na jedną z nich, gdzie zauważyłem staw. Jest rozpalony grill i całkiem sporo ludzi. Okazuje się, że odbywa się tutaj impreza pracownicza, na którą zostaję zaproszony. Wieczorem, gdy moi gospodarze widzą, że zaczynam rozbijać namiot, każą mi wszystko pakować i jechać za nimi. Kończy się na tym, że zostawiają mnie w motelu, za który płacą. Kultura i mentalność tych ludzi chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.
W biurze wizowym spotykam kilku rodaków biorących udział w rajdzie po Kaukazie (caucasianchallange). Wyrobienie dokumentów odbywa się praktycznie od ręki, a koszt wizy to 3000 dram. Gdy już mam jechać dalej, na Yamaha Xtz 660 podjeżdża Węgier Dawid. On też uczestniczy w rajdzie. Daje się namówić na wspólną jazdę do najbardziej słynnego klasztoru Karabachu- Gandzasar. Po zwiedzeniu mocno skomercjalizowanego zabytku opuszczamy enklawę tą samą drogą którą przyjechałem. Wieczorem nasze drogi się rozchodzą- Dawid musi jechać w wyznaczone miejsce noclegowe, a ono nie jest mi po drodze. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]()
__________________
www.dalekadroga.pl www.facebook.com/dalekadroga |
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
![]() Zarejestrowany: Feb 2010
Miasto: podwrocławskie zadupie
Posty: 833
Motocykl: '12 LC4 690 Enduro R
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 21 godz 32 min 45 s
|
![]()
Czarek, z braku czasu odkładałem sobie lekturę Twojej relacji na później, aby móc się nią w spokoju delektować... Co tu dużo gadać... W pytę wyrypa! Niecierpliwie czekam na więcej!
|
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Wrocław
Posty: 194
Motocykl: RD07a
Przebieg: 59000
![]() Online: 6 dni 17 godz 6 min 23 s
|
![]()
pięknie piękne... Gruzja też mi chodzi po... po motorze :P
|
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Relacja z podróży dookoła świata MXT 2012-2013 | mirek | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 1 | 05.05.2014 10:09 |
Dookoła Morza Czarnego - czerwiec 2014 | MajQ | Umawianie i propozycje wyjazdów | 27 | 13.02.2014 21:00 |
Dookoła Morza Czarnego by Złom [Wrzesień 2011] | Złom | Trochę dalej | 88 | 24.04.2013 21:30 |
Dookoła morza śródziemnego | sambor1965 | Przygotowania do wyjazdów | 6 | 09.03.2011 18:14 |
Dookoła Morza czarnego | deny1237 | Przygotowania do wyjazdów | 33 | 25.04.2009 22:19 |