|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Ustroń
Posty: 237
Motocykl: RD07a
Przebieg: 95000
![]() Online: 1 tydzień 3 dni 23 godz 10 min 45 s
|
![]()
minia mowa jest o zdjęciach...są takowe
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
![]() Online: 9 godz 10 min 21 s
|
![]()
Zgodnie z sugestią i panującym zwyczajem po rozkminieniu techniki wkleiłem kilka zdjęć. Nie są one zbyt piekne. Nie umiem zrobić ładnego zdjęcia widoku. Te były tam niesamowite. Żadne zdjęcie nie oddaje takiego klimatu jak na żywo. W każdym razie żadne moje zdjęcie.
Co do uwagi kolegi o wycieczkach wokół komina w porównaniu do zagranicy. Pozwolę sobie się z tą sugestią nie zgodzić. Przygodę można przeżyć wszędzie, niezależnie od przebytej odległości. U mnie to akurat tak się trafiło. Z drugiej strony tam nikt się nie czepiał, że jedziemy lasem. Mało tego wiele razy podpowiadano nam drogę. A to tu a to tam. W jednej sytuacji tylko odradzano nam jazdę na jakąś górę gdyż jest tam "zakaznik" i można sztraf dostać. Jednak było to raczej w formie rady czy przestrogi. I sprawiało bardziej wrażenie troski o nasz portfel niż o sam zakaznik. |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 681
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
![]()
Pięknie piszesz...uroda to kwestia gustu,także zdjec...nie jest ważne czy są "piękne' ważne, że Twoje i są w nich Twoje emocje...a podróże tak naprawde wcale nie muszą byc dalekie żeby były ciekawe....egzotyka też ma swoje granice...jak zwiedzisz pół świata może stwierdzisz, że wcale nie podróżujesz dla egzotyki...ale po to aby odnaleźc siebie..
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
![]() Online: 9 godz 10 min 21 s
|
![]()
Wielkie dzięki za dobre słowo...To naprawdę miłe, że sprawia to radość jeszcze komuś....
Tak naprawdę w podróżach motocyklem najfajniejsze jest to, że jesteś sam ze sobą, lub Sama ze sobą. Masz czas dla siebie. I jesteś sobą dla samego siebie. W innej stytacji możnaby nazwać to egoizmem. Dziś jest takie modne słowo "asertywność"... Kiedyś, niejaki lord Farquad miał powiedzieć ' Zapewne wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie na które jestem gotów" - te słowa kryją sobie esencję dzisiejszego świata. Czy ktoś to akceptuje, czy nie to już inna sprawa, nie mnie to oceniać.... |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 49
Motocykl: RD03
![]() Online: 6 dni 21 godz 19 min 13 s
|
![]()
Ło matko, ale jaja.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
![]() Online: 9 godz 10 min 21 s
|
![]()
Bo szczęście to trzeba mieć...
Pora na ocene sytuacji. Jest Wojtek, ale brak motura. - Co jest to cholery ? Gdzie motur ? - Pojechał windą. Jest piętro niżej. - Jaką windą ? Jakie piętro niżej? Nie wiem co żeś palił, ale bierz tego mniej... Teraz dopiero dostrzegamy, że na krąwędzi drogi jest lej wyplukany wodą. Idzie ostro w dół. Na dole leży motur Wojtka. W sumie prawie prosta droga... - Jak, do diabła, żeś to zrobił ? - Sam chciałbym to wiedzieć. Jadę sobie za wami, aż tu nagle sru i lecę windą w dół. Motor gdzieś został, a ja dalej lecę. Jakby mi się ta winda urwała. Zanim się wydrapałem na górę myślałem, że ducha wyzionę. Wiążemy do kupy wszystkie wolne linki i taśmy bagażowe. Wojtek mota je za bagażnik i próbujemy wyciągać. P1050930.jpg - Nie tak, nie tak. Tam wiąż. Nie wiadomo z kąd znalazł się jakiś lokalny pasterz. Mówił coś po swojemu. Nie do końca wszystko dało sie zrozumieć, ale wyraźnie domagał się wiązania za wahacz, przy osi koła. Nie wiem z kąd On to wie, ale na pewno ma rację. Nie wiem właściwie czemu wiązaliśmy za bagażnik. To nie miało najmniejszego sensu. Zamotalismy za oś. Gostek na końcu naszej liny zasadził swój kosturek i tak mogliśmy ciągnąć we trzech do góry. Wojtek starał się utrzymywać motur na kołach. W pionie, bo w pionie, ale na kołach. Metr po metrze wyciągamy cholerę w górę. Początkowo szło słabo, bo ciągle się o coś kleszczyło. Im bliżej góry tym łatwiej. Trening czyni mistrza. W końcu obaj są na górze. Znaczy i motor i Wojtek. P1050938.jpg Pora na ocenę strat. Właściwie nie ma żadnych zniszczeń. Nie do wiary ale tak jest. Wojtek cały. Nawet humoru nie stracił. Motorek nawet klamki nie złamał. Dopiero teraz gdy akcja została zakończona powoli dociera do mnie co się stało. A tak naprawdę, to co się stać mogło. Nie wiem w sumie czy to kwestia umiejętności czy szczęścia. Jednak w życiu trzeba mieć pewien kredyt od opatrzności. Właściwie wjechał do studni. I to takiej gdzie ściany wyznaczają drzewa. Leciał ileś tam metrów dół. Najpierw razem z maszyną a potem sam. Zaliczył strzał z procy przez kierownicę i to nie w poziomie, a w pionie i nic . Zupełnie nic. Pożegnaliśmy się z Sergiejem. Jak pojawił się z nikąd tak szybko zniknoł i tyle go wiedzieliśmy. Ruszamy dalej. Ma się już ku wieczorowi. Zaopatzenie w prowiant mamy zrobione. Czas rozejżeć się za jakąś fajną miejscówką na spanie. Właściwie apartament przychodzi sam. Wyjeżdżamy z lasu na zarąbiste przestrzenie. P1050955.jpg Ogromna łaką. Pod lasem kilka zwalonych, a może zciętych drzew. W sumie nie ważne jak to się stało, ale opału mamy w opór. W dole pod nami wioska i banie cerkwi złocące się w blasku chylacego się za chmurki słońca. A wokół góry, góry, góry. Absolutny czad. W głowię się pętli; P1050943.jpg - A jeśli dom kiedyś będę miał to w takim miejscu koniecznie.... i będzie bukowy koniecznie, pachnący i serdeczny. Wieczorem usiąde, wiatr gra, a zegar na scianie gwarzy.... Jedziemy przez wysoką trawę na miejsce naszego biwaku i tylko Wojtek musi jeszcze efektownie zakończyć dzień. - Zgadnijcie jak ? - Lotem nad kierownicą? - Brawo dla tego pana. Zalicza sporą dziurę i lot nad kierownicą. Niewiem czemu, ale jemu chyba jeszcze było mało. W wysokiej trawie nic nie było widać. Ale tam była. Jakby czekała specjalnie tylko na niego. Łąki w cholerę we wszystkich kierunkach. A On trafił na swoje. Rozstawiamy biwak, ognisko i jest bosko. - A zegar na ścianie gwarzy dobrze się marzy Panie zegarze .... Ostatnio edytowane przez czosnek : 03.08.2011 o 23:50 |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Płock
Posty: 6
Motocykl: RD03
![]() Online: 7 godz 29 min 53 s
|
![]()
Nie zapomnij Minia o wieczornej projekcji filmu "o burzy" na 80 calowym ekranie plazmy przed namiotami ...
![]()
__________________
- podróżować off ( www.emotocykl.pl ) Ostatnio edytowane przez wojtek ktm : 12.08.2011 o 07:45 |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 681
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
![]()
Ukraina..błotniste grawiejki i wdzierająca się w każdy skrawek ziemi zachłanna zieloność...piszi Waść bo słowa Twoje to miód na moje serce...
|
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 17
Motocykl: RD03
![]() Online: 9 godz 10 min 21 s
|
![]()
karpaty - krowie ścieżki
Nowy dzień przynosi nam nowe doznania. Nie słychać autobusu ruszającego z przystanku trzy piętra niżej. Nie ma tramwaju zawracającego na pętli i sąsiada ze swoim super sebringowym wydechem jadącego do roboty. A i tak wszystko żyje. Jakieś muchy, świerszcze, dzwonki krów w oddali i cała masa różnych dźwięków. Szum trzmiela ( taka kuchenka, ale akurat prawie miejscowa) i zapach kawy. To wszystko niesie ze sobą jakiś..... luz, spokój ? Jakbym znalazł się w zupełnie innym świecie. Tak, to chyba jest zupełnie inny świat. P1050983.jpg Poranna uczta. Pakowanie, troczenie i drogę. Ale, ale, drogę jeszcze trzeba znaleźć. Właściwie wioskę widać jak na dłoni. Mamy góra dwa trzy kiloski. Jednak trafiamy na rzeczkę, a właściwie strumień. I jest słabo. Nie tyle sam strumień przeszkadza co brak podejścia. Płynie w głębokim jarze, ostro zarośniętym drzewami. To czyni go niedostępnym. Musimy znaleźć inną drogę. I znajdujemy. Jest nieźle. Dochodzimy do takiego zrytego krowimi kopytami stopnia. Źle się namierzyłem i postanawiam zawrócić aby przymierzyć się do tego w innym miejscu. Ale coś jest nie tak. Skorpiony w porównaniu do Mitasów są zarąbiście miękkie. O braku powietrza dowiadujesz się natentychmiast. No to mamy pierwszy postój. Łyżki idą w ruch. Wydobycie dętki ukazuje nagą prawdę. Nie mamy dętki tylko płaski kawał gumy z wentylem. Natychmiast przypomina mi się rozmowa w Ustrzykach przy pakowaniu. - Po co ci dętka na zapas. Przecież mamy łatki.... P1060004.jpg Owszem mamy łatki. Tylko nie bardzo wierzę, że uda mi się nimi załatać dętkę na całym obwodzie. Po prostu, nie mamy ich aż tyle. A nawet jeśli byśmy mieli ich taką ilość to chyba wytrzymałość takiej dętki sklejonej po całym obwodzie byłaby co najmniej....... nie wystarczająca. Na szczęście zabrałem tę dętkę co ją miałem zostawić. Na wszelki wypadek zrywam starą łatkę która mogła puścić i przyklejam nową. Montujemy całość do kupy i ruszamy w dół. P1060017.jpg Schodki wydeptane przez krowy są oględnie mówiąc są mało przyjemne. Jakoś dziwnie jest tak że krowy stawiając nogi zawsze stawiają je w tym samym miejscu. Wydeptując dołki. Jazda po schodach nawet najostrzejszych to luzik. Krowie schody to mutacja dołów w które wpada koło. Zatrzymując się w dołku. Szczególnie mało fajną przypadłością jest to, że akurat przednie i tylne koło wpada w dołek jednocześnie. Na domiar złego zazwyczaj są one na ostrych zjazdach. Wpadając jednocześnie w doły zatrzymujesz się w miejscu. Zazwyczaj wysadza kierownika z siodła. A w dodatku ostra pochyłość powoduje iż akurat ta noga którą chcesz sobie pomóc nie znajduje oparcia na ziemi. Nawet jeśli uda Ci się wstać i wykopać się z pod żelastwa, ruszyć nie jest łatwo. Jedyne co ratuje przed kolejnym upadkiem to nabranie prędkości. W tedy z kolei ciężko jest utrzymać kierownicę, a co za tym idzie kierunek na wprost. P1060019.jpg Zbliżamy się do wsi. Idzie jakiś lokales. Coś tam macha. Zatrzymuję się, a on podchodzi do żerdzi odgradzającej drogę od łąki. Zdejmuje żerdź i pokazuje abyśmy jechali łąką. Rzeczywiście droga przypomina ślizgawkową maź. A tam gdzie jest sucho jest uformowana krowimi kopytami na kształt tarki. Łąką jedziemy jak po dywanie Godzina spędzona na słońcu przy łataniu dętki zrobiła swoje. W sklepie uzupełniamy płyny i wdajemy się w lokalne dyskusje. Tutejsze wioskowe sklepy spełniają role naszego centrum handlowego. O pardąsik; Galerii. Otóż w sklepie spotykają się okoliczni mieszkańcy. Prawie zawsze w sklepie lub przed nim jest stół i ławki lub krzesła. Nie rzadko nawet kilka stołów. W naszym jest nawet stół do ping ponga. Przy okazji zakupów pytamy o dętkę. - Tak, tak, mam dętki. Dobre z klejem. - Z klejem ? - Tak, tak mam je gdzieś tutaj. I rzeczywiście z pomiędzy konserw z rybkami pani wyciąga niewielkie pudełeczko. Wewnątrz znajdują się nie tyle dętki co łatki. Jak wspominałem na werandzie sklepu stoi stół do ping ponga. Zawiązuje się międzynarodowy mecz. Nazwijmy go serią kwalifikacyjna do Euro 2012. Mimo solidnego krosowego obuwia, a może właśnie dzięki niemu wynik jest trzy do zera. - Polska - białoczerwoni, Polska -białoczerwoni. P1060040.jpg Żeby choć jeden mecz nasi piłkarze zapomnieli sprzedać..... Przed sklepem stoi zapalony furgon. Stoi chyba już dość długo, bo jak przyjechaliśmy to już stał. Cały czas silnik chodzi. W sklepie siedzi dwóch kolesi nad flaszeczką i ją smakują. Któryś z nas spytał sklepową czemu ten silnik chodzi. Odpowiedziała, że bateria słaba. Wszystko jasne benzyna tańsza od baterii. Rano się zapala a wieczorem gasi. Taka tutejsza tradycja. Ze sklepu wychodzi dwóch gości - tych od flaszki. Wsiadają do auta i jadą. Taki lajf. Żegnamy się i my. P1060022.jpg Docieramy do miasta na tankowanie. Ze stacji wyjeżdżają dwa duże GSy. To pierwsze motory jakie widzimy od wjazdu na Ukrainę. Właściwie to nic dziwnego na ścieżkach którymi się poruszaliśmy nikogo nie spotykaliśmy. Austriacy zapakowani po dach manelami nawet się nie zatrzymali choć pogadać. Taki lajf. Tankujemy. I dalej jazda. Kawałeczek asfaltem aby wydostać się z miasta i już kombinujemy jakąś dróżkę. Trafiła nam się taka przez śmietnik. A potem znikła w polu. Podejmujemy atak na szagę. Zwłaszcza, że w pobliżu czai się dość duże lanie z piorunami. Łąka kończy się dość sporym bagnem. Próbujemy to z prawej to z lewej, ale jakoś słabo idzie. Dociera do nas dlaczego droga znikła. Prowadziła do nikąd. W końcu udaje nam się przedostać pod lasem. Nie wiem jak to się stało, ale złapałem kapcia. Jak można złapać gwoździa na łące ? Jednak można. Jak się ma ponad przeciętne zdolności to można ludzi zadziwić tym i owym. Próbujemy jakiś kawałek pociągnąć na flaku jednak idzie słabo. Skorpiony są tak miękkie, że nie idzie zbyt łatwo. Przy okazji zarówno chmury jak i burza rozmyły się gdzie lub odpłynęły w nieistotną dal. Upatrujemy sobie odpowiednią miejscówkę. Do roboty. Najpierw zacząłem szukać gwoździa. Skoro jest dziura to powinna być i przyczyna. Dziwne ale nic nie znalazłem. A powietrza nie ma. Przecież skoro sobie poszło to musiała być jakaś przyczyna. Łyżki w ruch i już po kilku chwilach mamy dętkę na wierzchu. Pompujemy i nic wygląda na szczelną. Normalnie czary z mleka. Po dłuższej obserwacji łatka mi się nie podoba. W sumie dziwne ale taka porządna a jakby się odklejała na krawędzi. Gmyram paluchami i jakby odchodzi bardziej. Ale pewności nie mam żadnej po kolejnym napompowaniu dętka nadal sprawia wrażenie szczelnej. Kurde, przecież nie może być raz szczelna potem dziurawa i powtórnie szczelna. No chyba żeby mogła taka być. Na wszczelki wypadek zdzieram łatkę, skrobie, szlifuje i nakładam nową. Przy okazji spożywamy sardine w tomatach - już mówiłem tak trochę jakby fetysz. P1060045.jpg Następny kawałek przez las to istna paciaja. Jak nie napadnę mocno napędzony to w nim zostanę. Na szczęście się udaje przez to przebrnąć. Docieramy do jakiejś wioski. Tutaj do dopiero jest galeria handlowa. Sklepy są ze cztery. Jeden obok drugiego. Tylko w żadnym nie ma sardynek w tomatach. Jest kilka, jest rybnaja i sardyny w maśle. Biorę kilkę. Jednak jak się potem okarze nawet nie umywa się do sardynek. Lekka integracja z lokalesami i ruszamy w góry znaleźć miejsce na biwak. P1060076.jpg Miejsce jest galancie. Są widoki, jest drewno, gdzieś w dole słychać dzwonki krów. W oddali słychać pomruki i błyski burzy. Rozpalamy ognisko i nie jest źle. Widowisko z cyklu światło i dźwięk rozgrywa się wprost na naszych oczach. O pardąsik na 700 metrowej panoramicznej plaźmie. Niestety zbliża się do nas dość szybko. W niedługim czasie z widzów staliśmy się uczestnikami spektaklu. Wieczorne opowieści i integrację przy ognisku szlag trafił. Każdy zamknął się w swoim namiocie i kolacja odbywała się w izolatkach. P1060086.jpg Ostatnio edytowane przez laska : 18.08.2011 o 20:36 |
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 681
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Maroko Enduro 2011 1-15.04.2011 | stoner | Trochę dalej | 53 | 07.12.2018 22:26 |
Mongolia 2011 P-R-S | sebol | Trochę dalej | 126 | 31.05.2013 23:43 |
Maroko 10.2011 | kowal73 | Trochę dalej | 22 | 10.01.2012 20:45 |