![]() |
|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#171 |
Fazi przez Zet
![]() Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Berlin
Posty: 6,074
Motocykl: RD07
Przebieg: ∞
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 10 miesiące 4 dni 13 godz 54 min 57 s
|
![]()
Może w końcu ktoś powie prawdziwa prawdę o tych nocnych wyjazdach w bieszczadzkie ciemności i topienie aut? Też mnie to spotkało.
Mucha, byłbyś szczery i powiedział prawdę że Elwood to bardzo dobry kumpel bieszczadzkiego szarmanckiego łosia pederasty. Byś powiedział że siedzisz w tych ciemnościach siedzisz w tym aucie i nagle słyszysz dzwiek wyciaganego korka z butelki i to słynne " dobry wieczór" .(Ostatnie sekundy filmu) https://m.youtube.com/watch?v=KgSI3q...JhxYJ0cm9jenlr Pewny nie jestem ale się domyślam ze za kasę szarmanckiego łosia pederasty były finansowane biesy. Takie chodzą pogłoski po lesie....
__________________
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś. |
![]() |
![]() |
![]() |
#172 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Okuninka latom, a Biala Podlaska zimom.
Posty: 544
Motocykl: R1100GS
Przebieg: :dupa:
![]() Online: 2 miesiące 3 tygodni 6 dni 10 godz 58 min 51 s
|
![]()
Może i były Faziczku, ale w tym światowo-biesowym pędzie... zakupione mięso i tak zamarzło na balkonie i musieliśmy się raczyć tylko tym co nie zamarza...
__________________
http://www.youtube.com/watch?v=VCH6n...yer_detailpage |
![]() |
![]() |
![]() |
#173 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 241
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 9 godz 35 min 41 s
|
![]()
"Gdy mi ktoś mówi, że ludzkość idzie z postępem to ja patrzę na niego jak na wariata. No bo czytam książki. I oto mam przed sobą gotową do druku książkę polskiego żeglarza Władka Wagnera.
Jest 1932 rok, a więc ludzkość cofnięta w rozwoju o 90 lat. I tenże młody człowiek postanawia opłynąć świat pod żaglami. Wtedy to było proste. Wziął jacht, kumpla na pokład. Obaj zabrali kompas harcerski, szkolną mapę Europy i jako jedyne dokumenty, legitymacje szkolne. Plus smalec ze skwarkami i cebulką, powidła babcine i wodę w beczkach po piwie. No i popłynęli. Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy że nie mieli sponsora i zespołu brzegowego. Dodam tylko że po drodze nasz bohater zbudował dwa jachty, bo poprzednie mu zatonęły. Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów. Świat opłynął a obecna cywilizacja przez 83 lata od czasu gdy ukończył rejs kombinowała jak nie wydać jego książki w której to opisuje. No bo przecież jak tu młodym postępowym wcisnąć kit, że bez uprawnień, sponsora i elektroniki można wpłynąć na jeziora mazurskie a co dopiero mówić o rejsie dookoła świata. I to z legitymacją szkolną w kieszeni."
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#174 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Okuninka latom, a Biala Podlaska zimom.
Posty: 544
Motocykl: R1100GS
Przebieg: :dupa:
![]() Online: 2 miesiące 3 tygodni 6 dni 10 godz 58 min 51 s
|
![]()
"Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy ... "
...pisz, ale nie obrarzaj - rz - specjalnie... O, przepraszam - teraz ja obrażam Waszą inteligencję... "Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów". Zapewne miał niebieską i to wszystko wyjaśnia.
__________________
http://www.youtube.com/watch?v=VCH6n...yer_detailpage |
![]() |
![]() |
![]() |
#175 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 241
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 9 godz 35 min 41 s
|
![]()
Muchozol,
widzę, że składasz jajka na forum. Bardzo dobrze. Musisz jednakowoż uważać, bo tu rządzi ptasia strefa. Latasz wśród drapoli. Na razie możesz czuć się bezpieczny. Ja np. szuram teraz myszką po Polskich Wyprawach Egzotycznych. Rok wypusku 1963. Jesteśmy "rówieśnikami". Otrzymałem ją od damy z Mazur, co ma własne jezioro. Jest kilka takich zbiorczych książek (posiadam prawdopodobnie wszystkie), traktujących o wyprawach "starej, prl-owskiej daty", których historię dość namiętnie śledziłem i miał być im poświęcony nawet jeden rozdział w mojej - o wdzięcznym tytule: "Przygoda bez granic". Oczywiście na topie tematyka górska. ![]() ![]() ![]() Sporo tego jest. Większość na padniętym dysku. Nie wiem jednak, co z tą przygodą dalej... ![]() Dobrze pamiętam, o czym wtedy myślalem... Żyjemy w czasach, w których kurestwo wzbudza zachwyt, a cnota śmieszność. Dałem sobie jeszcze 2,5 roku na zamknięcie za sobą drzwi z poczuciem, że w końcu zrobiłem coś dobrego. ![]() Biesowisko... Te prawdziwe trwało dwa lata. Byłem świeżo upieczonym absolwentem Technikum Elektrycznego w Wejherowie. Wiedziałem jedno... Nie będę miał 6 stóp wzrostu i raczej nie będzie mi dane wspiąć się po linie, rzuconej z pokładu żaglowca postaci, będącej symbolem siły i męskiego piękna. Nie będę wysokim, smukłym jasnowłosym mężczyzną, który przeskakuje barierkę i staje na drodze byka, który ma zaraz stratować rannego matadora. Wiedziałem, czego bym chciał... W obliczu nadchodzącej, nagłej śmierci chciałbym zaśpiewać hardo: niech burza huczy wokoło nas... Wtedy nie wiedziałem jednego... Że właśnie ukończyłem elitarną szkołę średnią. Świadectwo maturalne z jedną piątką i samymi trójami. W rubryce zachowanie: odpowiedni, w rubryce nieusprawiedliwionych nieobecności - kosmiczne 156h. Nie. To nie były klasyczne wagary. Nie uciekałem z lekcji. Owszem, zdarzyło mi się uciekać przez Bolkiem, nauczycielem fizyki, którego "zgubiłem" dopiero na wejherowskim cmentarzu. To się działo jednak na przerwie. Zdarzało mi się spacerować po pustym boisku szkolnym na lekcji matematyki ale to było na polecenie Kruchego. Z-cy dyrektora szkoły, który nas tej matematyki uczył. Jednym razem kazał mi "uzupełnić" pagony. Może nie kazał... Takie stwierdzenie niesie w sobie jakąś formę przemocy. - Pójdź się przewietrzyć i wróć z pagonami. Byłem w czwartej klasie, była to druga lekcja 7-mego semestru i tradycyjnie zostałem wezwany z jej początkiem do odpowiedzi. Tradycyjnie, odkąd tylko pojawiłem się na pierwszej lekcji matematyki. Byłem wzywany regularnie do ustnej odpowiedzi, na każdej lekcji matematyki. Zaraz po sprawdzeniu obecności. Nie. Nie dlatego, że jako jedyny po usłyszeniu nazwiska mówiłem: jestem. Obowiązywała formuła: obecny. Nie pamiętam, czemu akurat ja mówiłem "jestem"? To nie był powód, że byłem przez Kruchego regularnie wzywany do odpowiedzi. Głupi aż tak nie byłem, by nie wyciągać lekcji z lekcji. Na drugiej lekcji (matematyki) już grzecznie odpowiedziałem: obecny, i zaraz potem...: wezwany do odpowiedzi... Rozwiązanie zagadki jest /było banalne. Pan v-ce dyrektor Kruszyński miał tylko jedno wezwanie - rytuał. Po sprawdzeniu nieobecności padało sakramentalne: PIĄTY, DZIESIĄTY, PIĘTNASTY. Tylko tyle. Przez jakiś czas byłem święcie przekonany, że to niesprawiedliwe, potem... się przyzwyczaiłem. To było wyróżnienie... liczb. Trzech konkretnych. Forma wiecznego skazania, toczenia kamienia pod górę, który i tak spadał w dół. Kruchy trzymał się tej zasady do końca. Przez pierwsze trzy lata uważałem, że mam pecha. Bo przez cały okres (w sumie pięcioletni) nauki w TE ja zawsze byłem piąty. Pozostałe liczby w ludzkiej formie jednak się zmieniały. To spadkobiercy 10-tki i 15-tki byli prawdziwymi pechowcami a dotychczasowi użytkownicy tychże, spadali o numer niżej. Co ciekawe, z ustnej odpowiedzi najwyższą oceną był db. Nie ewentualnie dobry +. Nie. Czwórka i koniec dyskusji. Oczywiście taka dyskusja raz musiała się odbyć ale tylko raz. Na pytanie: dlaczego nie więcej? - Możecie próbować być lepszymi ode mnie w bezpośredniej rywalizacji. Ok! Czwórka, to świetny wynik, by nie powiedzieć "bardzo dobry". Nikt nie zaprotestował. Na lekcji Kruchego w ogóle nikt nie protestował. Był tylko jeden taki przypadek. I miało to miejsce w czwartej klasie na początku roku, kiedy tradycyjne wezwanie Kruchego... - TRZECI, DWUNASTY, OSTATNI... (uczciwie dodaję, że nie pamiętam tych "nowych" liczb teraz ale coś wrzucić muszę). Szok! Panie profesorze! Ale jako to?! Wiadomo, kto protestował! Ja...? Absolutnie! Niech żyje sprawiedliwość! Na kolejnej lekcji wszystko wróciło do normy. Wtedy naprawdę po raz pierwszy pomyślałem, że komuna nie upadnie nigdy. Odebrano mi krótkotrwałą wolność. Byłem przez chwilę rozgoryczony ale trzy lata programowania zrobiło swoje. Wypada jednak dodać, że dla Kruchego te nasze (moje) odpowiedzi, jakie by tam nie były, nie miały żadnego znaczenia. One w ogóle nie były brane pod uwagę przy ocenie końcowej! Krucvhy miał swój - doskonały zaprawdę, system oceny wymykający się zupełnie z przyjętych standardów. Dla nie go liczyły się kolokwia. Tak. Kolokwium. Nie "sprawdzian" ale kolokwium. W danym semestrze takich kolokwium bywało trzy do czterech. Do każdego miałeś trzy podejścia. Za pierwszym podejściem mogłeś finalnie otrzymać nawet bdb. Wystarczylo poprawnie rozwiązać trzy zadania (zawsze były tzry). Rozwiązałeś trzy - ocena bdb. Rozwiązałeś dwa - ocena db. Rozwiązałeś jedno - ocena dst. Nie rozwiązałeś żadnego - pała. Możliwe były plusy ale od dst w górę. I to średnia ocen z wszystkich kolokwium w danym semestrze decydowała o ocenie końcowej. Mogłeś otrzymać kolejno: db, dst, db (po drodze zbierając cztery dwóje) no celowałeś w db a to był super wynik. Z kolei dst, db, dst to była bardzo silna trója z plusem z możliwością podejścia pod db ale musiałeś zgłosić akces do tzw. dogrywki na koniec. Dogrywka miał miejsce na przedostatnie lekcji. Dostawałeś jedno zadanie. Rozwiązane: czwórka. Nierozwiązane: dst+. A ja...?
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#176 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 241
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 9 godz 35 min 41 s
|
![]()
Koniec trzeciej klasy. Do końca końca jeszcze dwa tygodnie.
Standardowo pani Trudzia (od polskiego) - nasza wychowawczyni, na polskim sprawdza, jak tam się u nas sprawy mają z ocenami. Dobrze wiedziała, gdzie "zaglądać". Wiadomo gdzie: Fizyka i Matematyka. Dwie królowe TE. Niekwestionowane. Pani Trudzia dociera do mojego nazwiska w dzienniku (piąte - przypominam) i niemal mdleje! - Darek!! Rany boskie!! Ile ty masz dwój?! I tylko cztery tróje... Trzeba interweniować u Kruchego! Upss... u pana dyrektora! jak ty się mogłeś tak zapuścić?! Trudzia się, to piekli na mnie, to niby współczuje... Zawiesza głos... W odpowiedzi ktoś z klasy rzuca. Pani profesor... Czoper (takie miałem pseudo) jest już spokojny. Czysta sprawa. - jak to czysta?! Pewna dwója, to czysta sprawa?! Pani profesor... jak dwója?! Pewna trója. Czoper ma już wakacje! - Jaka trója...?! Ech... Pani profesor... Z każdej strony docierają do Trudzi zazdrosne westchnienia... Pani uczy polskiego a Kruchy ma swój system. System trudny dla humanistki... Mówimy pani profesor, że pewna ta trója Czopera, to pewna trója. Koniec kropka. - Wiecie, że was lubię... Nie próbujcie mnie tu pocieszać jakimś dziwnym systemem! Przecież to sie w ogóle nie spina. No dobra... Wytłumaczymy pani! Po 10-ciu minutach tłumaczenia pani Trudzia była w dokładnie w tym samym miejscu, kompletnie jednakowoż zdezorientowana. Systemu nie załapała ale IIIb jak najbardziej. Pół godziny lekcji polskiego w eter ![]() - Opuszczając klasę podszedłem do pani Trudzi i mówię. - Panie profesor... ja mam naprawdę mocną tróję. Kruchy, to inna liga. Z fizy mam db, to jak mogę mieć pałę z matmy...? No tak, no tak... Bolek jeszcze gorszy... ja tej waszej matematyki nie rozumiem... 27 dwój, tylko 4 trójki... Przecież to jest pała... Tak. W szóstym semestrze ustanowiłem rekord, trudny do pobicia. 156 nieusprawiedliwionych godzin, to również rekord nie do pobicia. Wynikał on z kolejnej lekcji matematyki. Ze spóźnień na pierwszą lekcję. Spóźnienia były do 15 min ale... Trzy spóźnienia dawały jedną, nieusprawiedliwioną godzinę. Spóźniłeś się powyżej kwadransa, z automatu godzina nieusprawiedliwiona. Moja liczba była sumą wypadkową wszystkich zdarzeń. Wróćmy jeszcze do czwartej klasy, Kruchego i pagonów na chwilę. Pagony po spacerze załatwiłem. W sensie powiedziałem Kruchemu, że na następną lekcję będą, bo dostępne w sklepiku szkolnym - owszem ale... Nie mam pieniędzy na zakup i muszę wziąć rzeczone od mamy. Na następnej lekcji będą. Ok. Ja miałem pagony z z trzema belkami więc musiałem po prostu samemu jakoś doszyć czwartą belkę. Z tymi pagonami, to w ogólę były jaja. Były one podstawą szkolnej "fali". Gość, co miał cztery pagony czy V-tkę wchodził do szatni bez kolejki i takie tam. Niekwestionowany status i... ja. Ja ten status miałem głęboko... W trzeciej klasie już się tłukłem ze starszymi rocznikami pod szatnią. Dopiero w trzeciej, bo dopiero wtedy zacząłem rosnąć i zapisałem się na karate. Nic tak nie dyscyplinowało statutowców jak mawaszi w perły czy tam w ust korale. Plus dla mnie był taki, że nagle przestali na mnie zwracać uwagę. No więc na kolejnej lekcji z matmy pojawiłem się z pagonami. Kruchy oczywiście pamiętał. Zostałem odebrany pozytywnie. I tak trwałem szczęśliwie w tym pozytywie, kiedy to razu pewnego Kruchy "kazał" mi stanąć porządnie a nie wypinać brzuch do przodu. Kiedy się wyprostowałem, pagony... spadły. Nie miałem ich przyszytych, tylko na lekcję z matmy układałem na barkach. Na "co dzień" nie nosiłem, chowałem je do kieszeni marynarki, by nie zapomnieć. Dla młodszych przypomnę, że szkoły zawodowe były kiedyś mundurowe. Alu i tu był dla mnie wytrych. U mnie w domu panowała bida z nędzą. Wychowywałem się z siostrą z matką, pedagogiem na UG i... ...i nie wiele się zmieniło do dzisiaj. Po ostatnich podwyżkach w sferze budżetowej edukacji, tym razem "wyrównano" pensje administracji szkolnej. Sytuacja wzorowa. Sprzątaczka (niczego paniom nie ujmując!) w szkole podstawowej zarabia obecnie więcej niż mianowany nauczyciel. No więc ja już wtedy tłumaczyłem się przez pierwszy m-c, że mundur się szyje, bo mama pracuje po godzinach, by na ten mundur zarobić. Później trochę rygor złagodzono, w sensie wystarczyło (obowiązkowo dalej) nosić samą marynarkę. Ogólnie problem polegał na tym, że większość z nas wtedy szybko z tych mundurów wyrastała. Ja miałem tylko dwa, przez całe 5 lat i drugi otrzymałem na początku klasy czwartej. W tym pierwszym, w trzeciej klasie nie byłem wstanie się zapiąć. Z tamtych lat zostało mi jedno do dzisiaj... Nie założę za krótkich spodni ani koszuli z przykrótkimi rękawami, choćby skały srały. Jeżeli dżiny mi się skórczyły np. a fajne były, to obcinałem je przy nogawkach. Koszul nie nosiłem i dalej nie noszę. Wszystkie moje spodnie musza się na kostkach załamywać a rękawy sięgać do połowy nadgarstka. No więc... pagony mi spadły... - Idź na spacer. Nie wracaj bez przyszytych pagonów. Poszedłem do szatni, do kantoru sprzątaczek, dostałem igłę, nici i sobie pagony przyfastrygowałem. Kilka minut roboty, bo ja już wtedy szyłem doskonale. Wystarczyło złapać je z góry i z dołu. Cztery operacje i... poszedłem na spacer. Następnego dnia w butonierce na stałe wylądowała igła z motkiem i żyletką. Przyszywałem je często tuż przed lekcją z matmy. Potem pagony odpruwałem. Poza Kruchym nikt się mnie jakoś nie czepiał. To było wręcz dziwne, że pagonów nie noszę, no... bo ten statut... O tym statucie wspominam nie bez kozery, bo te trele wprowadzają czytelnika moich treli w klimat, który będzie towarzyszył mi z intensywnością mniejszą lub większą do dnia dzisiejszego. Otóż zrozumiałem coś w istocie banalnego... jak łatwo jest się wyróżnić "niczym". Kto pamięta/doczytał hasło z początków tego wątku? To "nic" jest początkiem "wszystkiego".
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#177 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 241
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 9 godz 35 min 41 s
|
![]() ![]() Kto kojarzy, gdzie ten pomnik jego stoi...? "Cyrus Wielki - twórca imperium perskiego Jego przyszłą wielkość zwiastowały przepowiednie. Stworzył rozległe imperium, rozciągające się od Morza Egejskiego po Indie. Stał się archetypem dobrego władcy, opiewanym w antycznych dziełach. Na jego czynach wzorował się sam Aleksander Wielki. Przez Persów nazywany był Królem Królów, przez Żydów - Mesjaszem, przez greckich poddanych - prawodawcą, a przez Babilończyków Wyzwolicielem. Kurusz, znany w naszym kręgu kulturowym jako Cyrus, inspirował kolejne pokolenia, od Aleksandra Wielkiego przez Scypiona Afrykańskiego Starszego, który nie rozstawał się z jego biografią, aż po Shirin Ebadi, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla z 2003 roku. Dziecko z przepowiedni W starożytności wierzono, że przyjściu na świat dziecka, któremu pisana jest wielka przyszłość, towarzyszą przepowiednie i znaki. Nie inaczej było w przypadku Cyrusa. Urodził się około 598 roku p.n.e. jako syn króla Anszanu, Kambyzesa, i królewny Mandany, córki Astyagesa - potężnego króla Medii. Według Herodota Astyages miał sny, które zinterpretowano jako zapowiedź zniszczenia jego państwa przez wnuka. Aby oszukać przeznaczenie, wydał Mandanę za mało znaczącego Kambyzesa z rodu Achemenidów. Mimo tego posunięcia sny nadal niepokoiły króla, który w końcu postanowił zgładzić wnuka. Zadanie to powierzył Harpagosowi, jednemu z medyjskich arystokratów. Ten jednak zamiast zabić dziecko, porzucił je w górach, gdzie znalazł je pasterz i wychował. Gdy po latach wyszło na jaw, że Harpagos nie wykonał rozkazu, Astyages ukarał go okrutnie zabił jego syna, upiekł ciało i podał ojcu podczas uczty. Dalsze losy Cyrusa giną w mrokach historii. Po raz kolejny spotykamy go jako czterdziestoletniego mężczyznę, gdy obejmuje władzę po ojcu. Cyrus okazał się na tyle utalentowanym i energicznym władcą, że Astyages postanowił go usunąć z tronu. Pierwszy krok ku imperium Król Medii wysłał przeciw wnukowi armię pod wodzą Harpagosa. Był to kosztowny błąd, Harpagos zdradził władcę, który tak okrutnie potraktował jego syna, i przeszedł na stronę Cyrusa. Autorytet Astyagesa był tak niski, że również druga armia, pod jego osobistym dowództwem, zbuntowała się. Żołnierze pojmali króla i wydali go Cyrusowi. Król Persji wkroczył do Ekbatany, stolicy Medii, zdobywając bajeczne łupy. Po zwycięstwie Cyrus łaskawie obszedł się z pokonanymi - nie zburzył miasta i oszczędził Astyagesa. Dla współczesnych mogło to świadczyć o humanitaryzmie, jednak dla ówczesnych być może o słabości. Pokonanie Medii zapoczątkowało efekt domina. Sąsiednie mocarstwa - Lidia i Babilonia, usiłowały zagarnąć dawne ziemie Medów. Cyrus musiał ich bronić. Dwuznaczna przepowiednia Pierwszy uderzył król Lidii Krezus, sławny z przysłowiowego bogactwa i przesądny jak większość ludzi swoich czasów. Przed wyprawą na wschód zasięgnął rady wyroczni Apollina. Pytia jak zwykle odpowiedziała dwuznacznie: Jeśli wyruszysz na wojnę, wielkie królestwo upadnie. Krezus zinterpretował to jako zapowiedź zwycięstwa. Przepowiednia się spełniła ale nie tak, jak to sobie wyobrażał. W Kapadocji doszło do nierozstrzygniętej bitwy pod Pterią. Z powodu zimy Krezus wycofał się do Sardes, stolicy swego państwa, rozpuszczając większość armii. Liczył, że w nowym roku wspomogą go sojusznicy z Egiptu, Babilonii i Sparty. Cyrus zaskoczył przeciwnika, ruszając do ofensywy zimą, co było nietypowe ze względów logistycznych. Na równinie, nazwanej później Polem Cyrusa, doszło do bitwy. Mimo przewagi liczebnej, Persowie obawiali się znakomitej lidyjskiej konnicy. Harpagos zaproponował, by ustawić przednią linię z wielbłądów, ich woń miała odstraszyć konie. Fortel się powiódł. Stolica Lidii, Sardes, upadła. Losy Krezusa są niejasne. Według Herodota, Cyrus okazał mu łaskę i uczynił doradcą. Oficjalne sprawozdanie Cyrusa jest bardziej lakoniczne: zabił ich króla. Zabrał łupy. Historyk A.T. Olmstead sugeruje, że wersja Herodota mogła być propagandą kapłanów Apollina, obawiających się utraty wpływów po śmierci Krezusa ich hojnym patronie. Persowie kontra Spartanie W Lidii Cyrus po raz pierwszy zetknął się z Grekami. Miasta greckie w Azji Mniejszej nie chciały uznać jego zwierzchnictwa z wyjątkiem Miletu. Pozostałe zostały siłą podporządkowane niektóre szturmem, inne jak Fokaja i Teos zostały przez mieszkańców porzucone. W tym czasie do Cyrusa przybyło poselstwo ze Sparty. Butni Lacedemończycy ostrzegli, by nie krzywdził greckich miast inaczej zostanie ukarany. Zdumiony Cyrus miał zapytać: kim są Spartanie? Choć sam nie miał okazji się o tym przekonać, jego następca Kserkses dowiedział się tego boleśnie pół wieku później. Po podboju Lidii Cyrus ruszył na wschód, podbijając kolejne ziemie. Aby zabezpieczyć granice, zakładał miasta, jedno z nich nazwał Cyropolis. Mane, tekel, fares Po kampaniach na zachodzie i wschodzie przyszła kolej na Babiloni, jedno z najbogatszych królestw świata. Rządy króla Nabonida budziły powszechny sprzeciw kapłani Marduka nie znosili jego faworyzowania boga Syna, arystokracja i lud cierpiały przez podatki, głód i chaos. W 539 roku p.n.e. Cyrus pokonał armię babilońską pod Opis, a następnie zdobył Babilon dzięki inżynieryjnemu fortelowi przekierowaniu rzeki. Wkroczył do miasta jako wyzwoliciel, nie zdobywca. Cylinder Cyrusa Cyrus szybko porozumiał się z elitami i zdobył ich poparcie. Symbolem jego propagandowych umiejętności był Cylinder Cyrusa - gliniany dokument, w którym przedstawił się jako prawowity władca, wezwany przez boga Marduka. Cylinder uznawany jest przez część badaczy za pierwszą w historii kartę praw człowieka. Jego kopia znajduje się dziś w siedzibie ONZ w Nowym Jorku. Ostatnia wojna Mimo podeszłego wieku Cyrus nie porzucił ambicji wojennych. Zginął w walce z Massagetami, koczowniczym ludem dowodzonym przez królową Tomyris. Według Herodota, Tomyris po zwycięstwie kazała włożyć odciętą głowę Cyrusa do bukłaka z krwią, mówiąc: Nasyć się krwią, której łaknąłeś. Został pochowany w Pasargadach. Na jego grobie wyryto: "Tutaj spoczywam ja, Cyrus, król królów". Legenda Cyrusa Cyrus zyskał uznanie nawet wśród Greków. Ksenofont stworzył jego idealizowaną biografię Cyropedię. Dla niego Cyrus był wzorem władcy, budzącego szacunek nawet wśród podbitych. Aleksander Wielki pragnął go przewyższyć. Renesans zainteresowania Cyrusem przypadł na czasy szacha Pahlaviego, który uczynił Cylinder Cyrusa symbolem państwowym i nadał synowi imię Cyrus." Michał Kowalski
__________________
Jam nie Babinicz... Ostatnio edytowane przez El Czariusz : Dzisiaj o 16:40 |
![]() |
![]() |
![]() |
#178 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 241
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 9 godz 35 min 41 s
|
![]() Bardzo ładne wykonanie. Na razie na końcu krótkiej kolejki do nauki. Bezwzględnie jednak obecnie adagio sostenuto. Zbieram się jak sójka za morze do zapisu nutowego - przede mną jeszcze 2/3 materiału... Tymczasem inny materiał rozwija się jak rozmaryn. Koniec trzeciego tygodnia się zbliża i już zaczyna się coś dziać. ![]() Powoli pojawiają się pierwsze zalążki kiełków. ![]() Ta porcja pestek bardziej reprezentatywna. Jest pewna niewiadoma. Albowiem bowiem ja wiem tylko, że to jedna z wcześniejszych odmian i to z tych dostępnych na Pomorzu a tu wegetacja jest opóźniona. Wic w tym, że hoduję ale nie wiem do końca co ![]() Zatem jeżeli to wczesna odmiana, to mam trzy przypadki. Bo powszechnie uprawiane są właśnie "wczesne" trzy. Drugi wic polega na tym, że większość czereśni nie jest samopylna a to znaczy, że do obfitego (przyszłego) owocowania potrzebują "partnerkę" z innej odmiany. W ramach tej samej odmiany zapylanie ponoć nie jest tak skuteczne. W ogóle, by mogły się zapylać, to trzeba dobrać dobrego zapylacza (są takie czereśniowe wybrańce). Na razie się tym nie przejmuję, bo najpierw musi to w ogóle wyrosnąć i chwile potrwa zanim na takim rosnącym kilka lat drzewku, pojawią się pierwsze kwiaty. Nam też worek musi dojrzeć ![]() Mam nadzieję, że to Rivan lub Burłat, najlepiej dwie. W takim przypadku miałbym spokój a`priori ![]() W każdym razie jakieś perspektywy widać. Z krótkiej perspektywy powinno wyglądać to tak: w połowie następnego tygodnia powinno kilka ziaren korzenia puścić. Te posadzę w przygotowanych pojemniczkach z ziemią i po kolejnych 4 tygodniach powinny się pojawić małe "krzaczki". Dzisiaj podjąłem stratyfikację kolejnych kilku ziaren. Też nie wiem, jaka to odmiana ![]() Na pewno "zapoluję na samopylną - lapins. Na tą poczekam do początków lipca. Oto to. Drugim tymczasem, na moim podwórku właściwym cisza. Ptaków nie ma.
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#179 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Okuninka latom, a Biala Podlaska zimom.
Posty: 544
Motocykl: R1100GS
Przebieg: :dupa:
![]() Online: 2 miesiące 3 tygodni 6 dni 10 godz 58 min 51 s
|
![]()
Się nie martw. Przylecą jak czereśnie zaowocują.
![]()
__________________
http://www.youtube.com/watch?v=VCH6n...yer_detailpage |
![]() |
![]() |
![]() |
#180 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 241
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 9 godz 35 min 41 s
|
![]()
Jednak popołudnie dla mnie a nie pracy. Hydraulicy nie dali rady, elektrycy również więc mam wolne.
A jak wolne, to wracam do Biesowiska. Fazik chciałby, by tam jakieś tajemnice uchylać... To całe morze tajemnic. Może się sporo wylać. W sensie nic złego. Po prostu jakiś niekontrolowany ciąg wydarzeń, niesiony na fali wspomnień i emocji. Kiedyś prowadziłem dziennik tej imprezy... Mało z czego byłem tak zadowolony jak z tego dziennika. To był dziennik w stylu Dziennika Maszynisty. Kiedyś, przed laty wrzuciłem na forum linka do tego filmu. Dzisiaj dalej jest on dostępny ale za pieniądze/abonament. Film jest doskonały. Przede wszystkim wyróżnia ten film scenariusz i dialogi. ma on w sobie coś z braci Blues, elementy magii ze snem na jawie. Jestem przekonany, że mój dziennik byłby znakomitym scenariuszem do czegoś podobnego. Z siebie zrobiłbym narratora. Tylko i wyłącznie. W stylu Tarantino pojawił bym się w jakiejś scenie udając... Kogo mógłbym udawać...? Mam! Siebie. Ze mną jest duży problem. Od jakiś 15-stu lat. Problem wywołał narastający stres. Wynikiem - chęć opowiedzenia/dopowiedzenia wszystkiego. Otworem paszczowym. W końcu, po 15-stu latach doszedłem do wniosku, że lepiej zmienić... spodnie. Pisanie to inna bajka. Ja piszę dla siebie, nie dla was. W sensie przy okazji dla was. Z mówieniem/gadaniem jest inna sprawa. Erzatzem jest gadać do samego siebie jak tu - pisać w ten sposób, ale to już na bank choroba. No więc jako narrator (z podstawionym głosem Fronczewskiego) spisałbym się jak długopis. Niestety... Dziennik zaginął. Wyszła by z tego gruba książka. Sam scenariusz do filmu/dokumentu trzeba by było zdrowo pociąć. Prowadziłem w tym dzienniku "skorowidz" powiedzeń. Z jednej tylko imprezy, było tych powiedzonek kilkadziesiąt i to już wyselekcjonowanych. Jak człowiek prowadzący warsztat 4x4 mógł sobie kupić... karawan? Karawan na bazie mercedesa (bodaj 124), który miał być bazą do... kampera. Kurwa... ludzie. Z haseł, które przy karawanie padały można było by wypełnić całą noc kabaretową. Bo to niezły kabaret był... Na koniec, ktoś na tylnej, zakurzonej czarnej szybie - nawiązując do profesji właściciela, dopisał mu palcem (po szybie) hasło reklamowe: reanimujemy trupy. I tak dalej, i dalej, i dalej... Prawdziwe/właściwe Biesowisko trwało gdzie indziej, dużo wcześniej... Zaczęło się na badaniach lekarskich w Wyższej szkole Morskiej w Gdyni. Świeżo po maturze, z jednym bdb na świadectwie dowiedziałem się, że z takimi ocenami, to wszystkie uczelnie techniczne czy tam inne astronomiczne, stoją przed nami otworem. I to była szczera prawda. Zaprawdę wystarczyło tylko zdać maturę ustną z fizyki. Wszyscy, którzy się tego podjęli i zdali, radzili sobie potem znakomicie na studiach. Wszyscy... Że niby licznie, jak celebryci do szczepień... No nie. Matura ustna z fizyki f-cznie była świętym Grallem ale żeby ludziska walili drzwiami i oknami, by stanąć oko w oko z Bolkiem? Już to było prawie niemożliwe, bo Bolek miał rozbieżnego zeza. Kruchy miał swój system. Już wiecie... 5-ty, 10-ty itd. Bolek też miał system. Przede wszystkim mówił bardzo szybko i do tego niewyraźnie. - Bszzzz t..dd.dbrz arż ton... siadaj. Ale nikt nie stał... Wszyscy siedzieli jak skamieliny jakieś, w pełnym zatwardzeniu z nadzieją jednakowoż, "że to nie ja padnę ofiarą". Bolek bez wskazywania palcem, do któregoś z nas się zwracał z... tym czymś... znaczy bzyczeniem, szemraniem, cholera wie, jak to nazwać. Nikt nie wiedział do kogo, bo ten zez, no i... pała. Znaczy ktoś dostawał pałę. Jedynym, który złamał system Bolka... byłem ja. Kiedyś, w trzeciej klasie to było, po prostu na kolejne "pytanie/zadanie" rzucone przez Bolka w rozstrzelany wzrokiem eter, nagle wstałem i odpowiedziałem... podobnym bzyczeniem! Nie wiem, jak to się stało... Po prostu wstałem i to zrobiłem... Zapadła taka cisza, że... jakby w tym momencie wpadła do sali mucha (Mucha czytaj!), to... Sobie coś tam wyobraźcie. No więc ja stoję a wszyscy sierdzą. Ja wstałem z bzyczeniem przed sakramentalnym "siadaj". Ten wyraz/słowo zawsze było czytelne. Cisza... Mucha lata w zwolnionym tempie... Próbuję spotkać się z oczami Bolka... Nagle Bolek eksploduje! Eksploduje całym potokiem bzyczenia, szemrania i Bóg sam wie, czego jeszcze... By na końcu wszyscy usłyszeli wyraźne (ale dalej szybkie): - Siadaj, bdb. I tak się stałem fanem fizyki. W TE nie uczyłem się niczego. Miałem jeden zeszyt do wszystkiego a były to czasy, kiedy sprawdzało się zadane lekcje do domu. Mój zeszyt był pusty. Czasami z matmy coś napisałem, czasami. Po otrzymaniu bdb z fizyki, zeszyt powoli zaczął się zapełniać notatkami z tejże. W piątej klasie (jak wspominałem gdzieś tam wcześniej) mieliśmy już elementy analizy matematycznej pochodne funkcji, rachunek różniczkowy i całkowy. Nagle zacząłem to wszystko rozumieć. Fizyka zaczęła mi się naprawdę podobać a za nią przekonałem się do matematyki, jako potrzebnego w życiu narzędzia. W życiu, w którym chciałbyś zrobić coś więcej niż zamówić dwa piwa i potem jeszcze trzy. No dobra wziąłeś się za bary z połową skrzynki i brylujesz potem z algebry hasłem: jebnąłem 12 piw! A, że byłeś w brytyjskim barze, to ci się rozjechało z układu dziesiętnego w niebyt starego funta z 20-stką szylingów i 240-stu pensów. Tyle było warte twoje 12 piw. Do tego obudziłeś w łóżku z babką, która jeszcze wczoraj była uroczą blondynką o wdzięcznych kształtach a rankiem, brytyjską raszplą. Nic dziwnego, że angielscy żeglarze tyle czasu spędzali na morzu - nomen omen. No więc... Jestem obecny na badaniach zdrowotnych w Wyższej Szkole Morskiej, bo zdałem maturę ustną z fizyki na bdb. Zdrowotnie byłem ogólnie bardzo sprawny. Niestety mam jedną przypadłość. Kupując materiał dla mamy w sklepie, zachowywałem się jak Dalton. On tez kupował materiał w sklepie, tylko dla żony. - Szanowna pani czy ten czerwony, co wygląda na zielony, to jest niebieski? Ci, co zdawali na nawigację musieli obowiązkowo przejść kompleksowe badanie oczu. Po zdaniu matematyki i fizyki z cyframi to ja sobie radziłem znakomicie na każda odległość. Nazwał bym siebie nawet Sokole Oko ale... Pani pokazała mi tablice z jakimiś kółkami i plamkami, w których ja te liczby miałem znaleźć... Zatem przede mną nagle wyrosło widmo WKU. takie to były czasy, że szkoły zawodowe/średnie od razu informowały WKU, że na rynek pracy wchodzą absolwenci tychże. By uciec przed wojskiem absolwencka młodzież starała się przed wojskiem uciec. Drogi ucieczki były różne. Dla mnie droga prosta były studia. Wszystko szło świetnie, ale wydechło na tym, co nawet polubiłem. Padłem na liczbach... Zanim jednak padłem konkretnie na ryj, pojechałem z moimi kumplami z klasy w stronę Mazur. Mój przyszły szwagier, który zaraził mnie literaturą młodzieżową dwa lata wcześniej miał bzika na punkcie Pana Samochodzika. To on wymyślił i wdrożył do realizacji arcyplan. Naszym celem było się przemieszczać śladami tegoż! Scenariusz? Boski. To miała być podróż za jeden uśmiech. P.S. Muszkinie, zdzwonimy się.
__________________
Jam nie Babinicz... Ostatnio edytowane przez El Czariusz : Dzisiaj o 16:42 |
![]() |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 | Mat | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 19.04.2013 08:15 |