![]() |
#35 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 376
Motocykl: Tenere 700
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 20 godz 24 min 49 s
|
![]()
Dzień 20 – czwartek – 4 sierpnia
Chcemy wystartować o 6:00, więc pobudka musi nastąpić o 5:00. Nie da się inaczej ![]() Mam nadzieję, że będzie nam dane się jeszcze kiedyś spotkać. Rzut oka na przyrządy pokładowe- około 30 stopni, idzie żyć. Miasto śpi, jedzie się dobrze. Pewnie się powtarzam, ale uwielbiam wschody słońca. Mogę powiedzieć, że kilkadziesiąt już ich widzieliśmy. Wszystko dzięki motocyklom. Kiedyś Harley wymagał od nas startowania wraz z nastaniem dnia, zanim upał zrobi się nieznośny, a teraz robimy to chyba z przyzwyczajenia. Chociaż nie: to pozostałość dziecięcej ciekawości, która nie pozwala przespać kolejnego, nowego dnia. Widok wschodzącej ponad horyzont, gorącej kuli ma w sobie mistycyzm powodujący, że za każdym razem spektakl ten wydaje się niepowtarzalny. 529.jpg Niesamowite krajobrazy przeplatane są bardzo dekoracyjnymi budowlami w miasteczkach. 530.jpg 531.jpg 533.jpg Pamiętając niepowtarzalny smak mango jaki dostępny jest chyba tylko w Iranie, każdego dnia poszukujemy tego owocu. Niestety, już od jakiegoś czasu nie udaje się go znaleźć. Robimy małą przerwę przy dobrze zaopatrzonym warzywniaku, ale tutaj także nam się nie udało. 534.jpg Zajeżdżamy jeszcze do piekarni. Produkują tu chleb w wydaniu folii bąbelkowej: bardzo cienki, ale za to w formacie chyba metr na metr. Chcemy 2 sztuki, ale nie ma mowy! Dostajemy pięć i piekarze za żadne skarby nie chcą od nas przyjąć pieniędzy. Bardzo chętnie pozują za to do pamiątkowej foty. 532.jpg Na wylocie z miasteczka wyprzedzam na ciągłej, co widzi policjant. No to będzie wtopa – myślę. Ale on nie zatrzymuje nas, jedynie wykonuje teatralny gest bicia brawo z odpowiednim wyrazem twarzy. Poczułem się jakbym dostał w pysk… Wyjeżdżamy w bardziej odludne rejony: tablica informuje, że to park narodowy. Ciekawe co tu chronią? Fakt, krajobrazy bardzo przyjemne: pluszowe górki, ale przyrody raczej niewiele. Czuć natomiast coś innego: smród palonego plastiku. Miejscami jest tak nieznośny, że trzeba jechać na wdechu. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale jest gorzej niż jadąc za irańską ciężarówką! 535.jpg 536.jpg 537.jpg Robiąc postój, mamy okazję obserwować idące gdzieś dzieci. W pierwszym momencie wydawałoby się, że do szkoły, ale przecież są wakacje… Później zauważamy jak na pierdziochu podjeżdża ojciec z matką, zaś z budynku wychodzi ubrana w kimono nastolatka. Nie dość, że strój nie spełnia tutejszych standardów, to jeszcze ma odkryte włosy! Wsiada z rodzicami na motorek i jadą. Fajnie spojrzeć na trochę swobody. 538.jpg 539.jpg 540.jpg Przejeżdżając przez miasteczko widzimy ludzi jedzących lody z automatu. No, takiej okazji nie możemy przegapić! Jest i lodziarnia, a przed nią tradycyjne „leżanki”, aby móc na nich zjeść w spokoju. Zmłóciliśmy lody, a Ania poszła do toalety. Mnie natomiast – jak to zazwyczaj bywa w Iranie – obstąpił tłum ciekawskich. Pogadaliśmy, na ile ręce pozwoliły. 539-1.jpg Zajeżdżamy do małego miasta Paveh. Mamy nadzieję, że uda się znaleźć tu nocleg. Hotel na szczęście pusty, wszystkie klucze od pokoi wiszą na haczykach. Recepcjonista jednak mówi, że wolnych pokoi brak. Ale nie musimy się martwić, bo jego znajomy ma pokoje do wynajęcia… Jedziemy do kolejnego hoteliku – o Nazwie Aram. Na fasadzie były cztery gwiazdki, ale jedna odpadła – pozostał po niej jedynie blady ślad na tynku. Pokoje nawet spoko, choć do czterech, czy nawet trzech gwiazdek to im daleko ![]() ![]() 541.jpg 542.jpg Wykąpani walimy na szamę do miasta. Miasteczko niewielkie, ale ciekawe. Aby gdziekolwiek się dostać, trzeba pokonać trochę schodów. Lenistwo wygrywa i decydujemy się iść ulicą prosto, która zdecydowanie łagodniej schodzi w dół ![]() 543.jpg 544.jpg 545.jpg 550.jpg Zauważamy, że większość mężczyzn chodzi ubrana w charakterystyczne szarawary, czy raczej kombinezon z szerokimi spodniami, przewiązany czymś na kształt naszego pasa szlacheckiego, czy może szarfą. Oprócz tego dużo ludzi nosi specyficzne białe buty z podeszwą zrobioną ze sznurka zwiniętego począwszy od obrzeży buta, a skończywszy na jego środku. 546.jpg 547.jpg 548.jpg 549.jpg Dla miejscowych stanowimy chyba taką samą atrakcję, jak oni dla nas. Widać, że są nas ciekawi, każdy się z nami wita. Jeszcze w hotelu znaleźliśmy knajpę, która opublikowała w mapach gogle zdjęcia z kilkoma potrawami. Na jednym z nich dostrzegliśmy danie z bakłażana! Ponieważ kiedyś jedliśmy coś podobnego w Turcji i było to niesamowite danie, postanawiamy iść do tego lokalu i pokazać na zdjęciu, że akurat to danie poprosimy. Mamy już trochę dość jedzenia na chybił trafił, bo mam wrażenie, że często dostajemy to samo: coś a’la pieczone szaszłyki. Nie, żeby były niesmaczne, ale trochę nam się przejadły. W lokalu pokazujemy zdjęcie i prosimy o to danie oraz bierzemy jeszcze jedno – coś w stylu zupy – niespodzianki. Czekamy i czekamy. W międzyczasie do naszej knajpki zagląda masa ludzi: nie siadają i nic nie zamawiają, lecz tylko wchodzą na chwilę. Prawdopodobnie przychodzą, żeby nas sobie obejrzeć. W pewnym momencie przychodzi matka z synem, może 12- letnim i wypycha go w naszym kierunku. Chłopak, jako jeden z bardzo niewielu tutejszych mówi po angielsku. Robi wielkie oczy i jest tak zestresowany, że poza odpowiedziami na nasze pytania, nie mówi nic więcej. W sumie dobrze, że „nas odwiedzają”, bo czekanie na żarcie wybitnie nam się dłuży. Po jakiejś godzinie otrzymujemy wreszcie nasze danie. Okazuje się ono… wysmażoną na wiór płastugą! Zanim zrobimy raban, patrzymy ukradkiem na zdjęcia znalezione w Internecie i nie wierzymy własnym oczom! Przecież to ewidentnie zdjęcia ryby! Tak bardzo chcieliśmy zjeść bakłażana, że oboje (!) widzieliśmy na zdjęciach akurat danie z niego przyrządzone ![]() Cóż, będzie płastuga! Aż do dziś, podczas całej podróży, nie jedliśmy ani razu ryby. Za to zupka okazała się bardzo dobra, choć w smaku nie podobna do niczego, co potrafilibyśmy nazwać. 551.jpg 552.jpg Zapłaciliśmy za nasz obiad, jak na tutejsze warunki, całkiem sporo. W sumie czemu się dziwić – co za idiota zamawia w górach rybę! ![]() Teraz pora popedałować do cukierni na deser. Naczytaliśmy się wiele, że kuchnia irańska jest prawdopodobnie najlepszą na świecie, gdyż właśnie tu stykają się tradycje kulinarne wschodu i zachodu, okraszone wielowiekową kulturą Persji. Ponoć dotyczy to także słodyczy, w tym baklawy. Akurat znajdujemy przybytek z tym deserem, więc zamawiamy po sztuce z różnych odmian. O ile żadne z nas nie jest wybitnym fanem tego przesłodkiego wynalazku, to kupione tu słodkości okazały się przepyszne! Smaki, które zostały zaklęte w tych maleńkich ciasteczkach, pozostaną z nami na długo. Bardzo dobra okazała się baklawa pomarańczowa. Mamy jeszcze ochotę na lody szafranowe, które znajdujemy niedaleko. Bierzemy porcję – jak irański zwyczaj nakazuje – z sosem marchewkowym. To także jest świetnym połączeniem kulinarnym. 553.jpg 554.jpg Nie było mądrym obżarcie się aż tak bardzo, bo droga do hotelu – pomimo braku schodów – idzie cały czas lekko pod górkę. Po drodze zauważamy znaną i lubianą u nas markę motocykla. Niestety, jest to tandetny chinol, lub lokalna produkcja, a KTM to wyłącznie okleina. 555.jpg Nie pozostaje nam nic innego jak podkręcić na maksa klimę i spać. Budzę się około 4 nad ranem. Coś jest nie halo – jest gorąco, źle się śpi. Okazało się, że fantastyczna klimatyzacja wyzionęła ducha i przestała chłodzić. Dziś pokonaliśmy 634 kilometry. |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
IRAN wiosna 2022 | syncronizator | Azja | 18 | 20.10.2022 22:53 |
"PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND" | adamsluk | Polska | 36 | 18.03.2016 18:48 |
Ile naprawdę kosztuje SHOEI Hornet ?:) | MChmiel | Kaski | 7 | 27.01.2010 10:38 |