Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 08.01.2017, 10:10   #11
henry
 
henry's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: INOWŁÓDZ tel - 504894578
Posty: 332
Motocykl: RD03
henry jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 20 godz 5 min 51 s
Domyślnie

Dzień 19 Wtorek 16.08.2016


Trzeci dzień sraczki.
W nocy, znowu kilka razy pobudka w celu oddania i uzupełnienia płynów.
Wstajemy o świcie. Ja praktycznie i tak mało śpię, więc lepiej jechać rano, kiedy temperatura jest całkiem znośna, czyli około 20 *.

Lecimy więc …

Po drodze posiłek w zajeżdzie … ja zamawiam zupkę, bo na widok mięsa robi mi się niedobrze … jak daleko pociągnę na zupkach i Regidronie ?

Dalej, to już tylko droga … droga … droga … no i piekielny upał.
Odnotowana dzisiaj temperatura, to 45*. Elektroniczny termometr ciągle miga i trudno zrobić wyrażne zdjęcie, ale zaręczam, że z przodu jest czwórka.





Nie wiem jak odbiera się taką wiadomość siedząc sobie przed monitorem, ale myślę, że całkiem obojętnie, a co tam, jakieś 20, 30 czy 45 stopni .
Dla nas, tam na stepie, gdzie jedynym cieniem jest twój własny, te 30 czy 45 stopni, robi ogromną różnicę.
Wszystko jest rozgrzane do czerwoności. Wszystko czego dotykasz, parzy. Otwarcie przyłbicy w czasie jazdy, nie tylko nie pomaga, a wręcz przeciwnie. Gorące powietrze parzy twarz i gardło, uniemożliwia oddychanie.
Jazda w takich warunkach, strasznie męczy, tym bardziej, że na długich, prostych odcinkach nic się nie dzieje. Dosłownie nic. Pusty, płaski i szary step po horyzont. 100 kilometrów stepu, 200 kilometrów, 500 kilometrów i ciągle tak samo. Monotonia. Wypalanie paliwa.
Dłuuga, gorąca i męcząca nuuda.

Lecimy dalej … dalej i jeszcze dalej.
Talaptan … Tartogay … Birlestik … Kyzyłorda ...

Kolejne tankowanie z dłuższym odpoczynkiem w klimatyzowanym wnętrzu.
Tym razem stosujemy zmyślną technikę na obniżenie własnej temperatury.
Ciepłą wodą z butelki wiezionej na motocyklu, polewamy części naszej garderoby: kominiarkę, chustkę na szyję, koszulkę, rękawiczki.
Jest o wiele przyjemniej, bo powietrze w czasie jazdy wychładza wilgotną odzież, chłodząc przyjemnie nasze ciało. Oczywiście, do momentu kiedy wszystko nie wyschnie, a w tej temperaturze wysycha dosyć szybko.
Na kolejnym postoju powtarzamy operację i jedziemy dalej. Jest znośniej.
Poza oczywiście moim tyłkiem, który ma to wszystko w dupie, boli, piecze, buntuje się przy każdym ruchu, no i żołądkiem, gdzie ciągle jest kocioł, a falami przewala się armagedon.

Chagan … Akkum …

… Korkyt … Bajkonur … Kubek … Jangagazali … 120 km do Aralska.



Zjeżdżamy z M32 i wjeżdżamy w miasto. Max wynalazł hotel w mieście, ma to być największy hotel w Aralsku i nazywa się „Aralsk” oczywiście.
Jedziemy przez całe miasto, nawigacja pokazuje, że to tutaj, ale żadnej reklamy nie widzimy. Przed nami dwa kilkupiętrowe budynki, w tym jeden całkiem przyjemny. Ładna elewacja, kuta brama wjazdowa za którą widzimy szpalery drzew i krzewów ozdobnych – to chyba ten hotel.
Ja zostaję, Max idzie zaciągnąć języka. Po chwili wraca ze smutną miną, bo okazuje się, że prawo Murph,ego jednak działa i co ma być gorzej, to niechybnie będzie. Hotelem, nazwali trzypiętrowy, (na wschodzie czteropiętrowy) ohydny budynek obok. Już od frontu wyglądał nieciekawie, a od podwórka, na które wjeżdżamy, koszmarnie.



Nie jesteśmy wymagający i kapryśni, nie musimy mieć w nazwie hotelu pięciu gwiazdek, wystarczą nam cztery ściany, kąt do spania, coś miękkiego pod głową, czasem namiot wystarczy. Tym bardziej, że nie mamy już sił, czasu i ochoty szukać innego lokum.
Wchodzimy do budynku po kilku pustakach. Pierwsze, brudne pomieszczenie, coś w rodzaju magazynu, hydroforni, kotłowni.
Drugie pomieszczenie to kantorek, magazyn z półkami, stołem i dwoma wąskimi łóżkami. Horrtel obsługują dwie panie, przepraszam, wiedzmy, na sam ich widok robi się straszno. Jedna z nich prasuje na stole, chyba pościel.
Przechodzimy do holu głównego, pustego i ponurego.
To raczej nie jest „Dostyk”.



Wchodzimy na pierwsze piętro. Znowu duży, pusty hol i długi korytarz i pokojami po prawej i tylko po prawej, bo po lewej są puste zdewastowane pomieszczenia. Wybieramy dowolny pokój, bo prawie wszystkie są wolne, tylko w jednym jakaś para z Australii podróżująca po Azji, siedzi w Aralu już czwarty dzień, czekając na naprawę Land Rovera.
Wszystkie pokoje są takie same, różnią się jedynie kolorem farby odłażącej od ścian w pokojach i kibelkach, bo to nie są łazienki.
Lokujemy się w pokoiku, ale mina Maxa mówi wszystko.
Koszmar, rezygnacja, załamka. Gdzie myśmy trafili.





Czuję się tu tak, jakbym przeniósł się w czasie jakieś sześćdziesiąt lat wstecz i za moment z pokoi wybiegnie młodzież komsomolska z czerwonymi chustami na szyi i zacznie śpiewać albo recytować hymny pochwalne na cześć wodza rewolucji oddając pokłon popiersiom, które powinny stać na każdym piętrze.
Albo, drzwi główne otworzą się na oścież i do środka wleje się fala radośnie uśmiechniętych robotników, wracających po całym dniu pracy z pól bawełny, gdzie właśnie pobili kolejny rekord wydajności, na cześć oczywiście, ukochanego wodza rewolucji.

Brak kwiatów w pokoju, niewłaściwie dobrany kolor ścian, brak ręczników i dywanów na podłogach, to jednak nie jest największy problem.
Większym problemem jest … a jakże, temperatura.
Pokoje oczywiście nie mają klimatyzacji, a na domiar złego, usytuowane są od strony południowej. To chyba mówi wszystko. Temperatura wewnątrz, około 30 stopni. Jest gorąco i duszno. Otwieramy okno, ale nie wiadomo, czy to lepiej czy raczej jeszcze gorzej.
Widzę jednak jeden plus w tej całej sytuacji … drzwi do kibelka w naszym pokoju się nie zamykają, odwiedzam więc w wiadomym celu inne pokoje, nie przeszkadzając Maxowi.
Dla mnie, ulokowanie się w pokoju to wszystko na co mnie stać, padam natychmiast na leżankę i chyba nawet zasypiam. Tymczasem Max, znowu musi zająć się sprawami bytowymi, czyli zaopatrzeniem i udaje się w tym celu na miasto.
Wracając, przynosi trochę smakołyków: chleb podobny do naszego, ser, pomidory, cytrynę, jogurty i jajka które zamieniamy na jajka na twardo.
Jem wszystkiego po trochu. Cytując takiego jednego „Nie chcem, ale muszem”, bo chociaż w dalszym ciągu wszystko ze mnie leci, to muszę jeść, żeby miało co lecieć i żeby mieć odrobinę sił, żeby jechać dalej.



Dalej, łatwo powiedzieć, ale kiedy patrzymy na mapę i widzimy te puste, gorące przestrzenie, kolejne 600 kilometrów i kolejne 600 i kolejne …
wtedy mamy jedno, skromne marzenie … być już w Charkowie, w „naszym” Audi z klimatyzacją. Ale do Charkowa jeszcze „tylko” 2400 km. Ile to etapów ? Ile dni jazdy ?

Dystans 600 km Temperatura 45*
henry jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 

Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Pamir 2016 czyli Afra,Viadro i Tenerka jadą do "stanów" Emek Trochę dalej 175 04.09.2017 13:28
Proszę Pana jak Pan szuka uniwersalnej opony to ja polecam Heidenau... Dziurawy asfalt i troche szuterku. Czyli jak w sierpniu 2016 byłem na Ukrainie Pils Trochę dalej 9 15.10.2016 22:02
Baby na motóry 2016, czyli V zlot czarownic zaczekaj Lejdis 98 21.07.2016 11:30
Azja środkowa, Pamir 2016 Emek Umawianie i propozycje wyjazdów 29 18.04.2016 20:27


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:30.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.