![]() |
#11 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
![]()
Kiedy ostatnim razem sprawdzaliście stan swoich tarcz hamulcowych? A objętość klocków? A poziom płynu hamulcowego? Hm?
![]() tarcza.jpg Kiedy jesteś kurierem motocyklowym musisz pamiętać, że kilometry wytrzepujesz z rękawa bez końca… Chyba że zatrzymasz się na TIRze, albo niedajboże TIR się na Tobie nie zatrzyma. Jeśli zamiast dużego obiektu zidentyfikowanego w zbyt ostatniej chwili masz szczęście i trafisz - albo trafi Ciebie - taksówka, może coś się kiedyś jeszcze nakręci kilometrażowo. Ale to będą już kilometry wypadające z drżących z obawy spodni. A propos obaw – zauważyłam zmiany w moim zmotocyklowanym mózgu. Jeżdżę dynamicznie, ale bardzo czujnie. Nawet teraz, po dłużej przerwie i w zupełnie innych warunkach. Skanuję przestrzeń daleko przede mną, każdy dojeżdżający do skrzyżowania pojazd jest wielce podejrzany i często korzystam raptownie z hamulca, zanim zaufam jego niechęci do wyjechania mi przed koło. Podobne odruchy mam poruszając się samochodem, co może dawać wrażenie nerwowości ![]() W dużym mieście, takim jak Londyn, ruch jest dosyć przewidywalny. Kierowcy raczej nie łamią prawa [a może w Anglii – lewa? ![]() Oj, szczególnie teraz, kiedy sezon motocyklowy się rozkręca, wydaje nam się, że jesteśmy jedynymi motocyklistami na świecie ![]() ![]() ![]() Ale o czym ja to chciałam… Chyba o tym, co się lubiło sypnąć w motocyklu z powodu ignorancji stanu technicznego użytkowanego pojazdu. Często „coś” zaczynało nawalać w drodze do ulubionej i daleko położonej miejscowości Wpizdu. Na przykład tej oddalonej od Londynu o 300 kilometrów. Po jakiś 150 dociera do moich uszu hałas nie tyle przenikliwy, co chrzęszczący… Taaak, to niewątpliwie napęd… A może łożysko? W sumie nie jestem aż tak doświadczona, żeby od razu zdiagnozować problem… Zjeżdżam na tzw. servis, czyli przyautostradową przystań dla puszek i rumaków spragnionych świeżego oleju napędowego, benzyny, płynu do spryskiwaczy bądź chcących nakarmić, odsikać, odpocząć lub wybiegać swoich jeźdźców. Tutaj przykład przystani przyautostradowej, przyjemnie, prawda? WP_20131029_004.jpg Zjeżdżamy z hondą i zwalniamyyy…. Podnoszę przyłbicę, nasłuchuję… Teraz do dopiero rzęzi… Toczę się… Rzęch, rzęch, ciiiiszaaa, rzęch, rzęch, rzęch, ciiiiszaaaa…. Cholerka. Zsiadam, sprawdzam łańcuch… No tak, nieźle naciągnięty – czasem wporzo, czasem zwisa smętnie. Nic to, jadę, jeszcze – bagatela – 150 do celu i 300 z powrotem. Obliczam czas, może jeszcze dziś zdążę do serwisu na wymianę. Ruszyłam, dotarłam do celu, zrzuciłam paczkę, wracam. Wciąż ze zgrzytem w uszach, wyczuleniem ciała na wszelkie możliwe do pojawienia się nowe odgłosy, z wyobraźnią na uwięzi. W końcu nie wytrzymuję, wręcz czuję wibracje na podnóżkach, przenoszą się do mózgu. Znowu staję na jakiejś przystani, przy dużym sklepie. Muszę podciągnąć ten łańcuch, bo go zgubię! Wyciągam klucze z kuferka, ściągam kask, kurtkę, rękawiczki. Gorąco, a tu nie ma gdzie się schować przed słońcem. Co chwila mijają mnie ludzie, spoglądają z zaciekawieniem kto to i co robi? Lepiej się nie zatrzymywać i nie oferować pomocy. Gościówa wygląda podejrzanie. Klęczy przy motocyklu i paprze sobie ręce smarem, brudne to to i jakieś takie odstraszające. Mi to na rękę, nie lubię jak mi się przeszkadza przy pracy ![]() - Yyy, ale już nie zdążysz, 5-1-7. Może jutro rano? Jest aż tak źle? - No nieee, dojadę jakoś. – odpowiadam opowiadając, że mój chain jest little broken, ale not so bad. - OK, 5-1-7, więc możesz odebrać jeszcze jedną paczkę… - skoro żyjesz i motocykl się porusza, to znaczy, że możesz przyjąć jeszcze ze trzy zlecenia, oczywiście w Twoją stronę ![]() - Yes, Bill, I can… Niestety po ruszeniu w trasę łańcuch szaleje i tam, gdzie mu ulżyłam, jest dobrze, natomiast we wcześniej nie narzekających ogniwach rodzi się napięcie nie do zniesienia dla moich uszu. Jest gorzej. Dużo gorzej. Ręka z manety, kolejnych kilkanaście mil do pierwszego zjazdu i ponowna procedura przesuwania tylnego koła. Nadmiar zapału mnie zgubił. Za to posmarowałam biedny dogorywający łańcuszek smarem i zrobiło się jakby łagodniej. Oczywiście dojechałam, zrobiłam jeszcze paręset kilometrów i oboje przeżyliśmy tę chorobę lokomocyjną… 16072013622.jpg Innym razem na trasie „do” zaobserwowałam raptowne, jak to zwykle bywa, skończenie się przednich klocków. Ale od czego ma się tylni hamownik? No na zaaapaaaaas! No to używałam zapasu, zmieniając tego dnia styl jazdy na bardziej łagodny i asekurancki. I przypominając sobie jak się używa zadniego spowalniacza. W mieście można się oduczyć… Też przeżyłam, a przejeździłam na tym braku chyba ze dwa dni, bo akurat ciągle nie po drodze było mi do chłopaków od napraw. Jeszcze jednym fajnym przypadkiem była mała awaria, która przyprawiała mnie o porządne dreszcze… Mianowicie przy redukcji, najczęściej na niskich biegach [wtedy słyszy się więcej], coś potwornie strzelało, dźwięk dochodził jakby z silnika – na bank ze skrzyni biegów. Podjeżdżam do serwisowni, wiem już, że sprzęgło to „clutch”, biegi to „gear”, zepsute to „broken” i tłumaczę za pomocą tych kilku specjalnych słów, że jak „change” te „gear” z „two” na „one” to wtedy jest „noise” i na pewno coś jest „broken” w „engine”. A gościu z uśmiechem przygląda się motocyklowi i mówi [pokazując], że tu, czyli ślizg łańcucha od dołu jest zużyty i to na pewno tak hałasuje. A ja się upieram i mówię: „no!” na pewno nie… To musi być coś w silniku, z biegami. A on dalej się uśmiecha. Ja doznaję już wkurzenia, bo widzę, że się ze mnie w duchu nabija i myśli: głupia dziołcha, znowu wymyśla. Więc każę mu się przejechać i posłuchać. Oczywiście najpierw niby niczego nie słyszy, nie zmienia biegów jak mu sugerowałam, w końcu jednak dostrzega problem. Bierze moto na podnośnik, wymontowuje stary ślizg, idzie do umieralni rozbitych hond i demontuje z jednego trupa lepszy kawałek plastiku. Przykręca. Robi kolejną rundkę i… cholera, miał rację! E… i tak go nie lubię. Burak ![]() Tyle na dziś. 20092013714.jpg Kszyyykszyyykszy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyy why are you standing? Kszyykszy Kszykszy I have a problem… kszykszyyykszy Kszyykszy oh… [worried] What’s wrong? kszykszyyyyy
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
![]() |
![]() |