Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 22.05.2024, 17:59   #22
Dredd


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 376
Motocykl: Tenere 700
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 20 godz 24 min 49 s
Domyślnie

Dzień 11 – wtorek – 26 lipca

Rano cała ferajna w komplecie: suczka śpi przy naszym progu, a małe tam, gdzie wczoraj się wydzierały. Do tego pojawiło się bardzo dużo motyli, które przyjemnie się obserwuje.


258.jpg


259.jpg


Zbieramy się, żeby być pierwszymi zwiedzającymi Persepolis, a do ruin mamy ok. 1,5 km do przejścia. Na razie temperatura nie doskwiera, więc spacer jest całkiem przyjemny.
Muzeum otwierają o 8:00. Bilet kosztuje 2 miliony riali. Ponieważ jesteśmy sami, łapie nas magia miejsca. Ponoć w swoim czasie było to najbogatsze miasto świata.


244.jpg


245.jpg


246.jpg


247.jpg


248.jpg


249.jpg


Chodzimy spokojnie po mieście Dariusza I, udajemy się do położonego trochę wyżej grobowca Artakserksesa, skąd roztacza się piękny, panoramiczny widok na całe miasto. Wrażenie estetyczne trochę psują rozmieszczone w wielkiej ilości barierki i szyby odgradzające nas od zabytków.


254.jpg


Pojawiają się pierwsi zwiedzający. Szybko wyjaśniło się, dlaczego jest aż tyle irytujących nas barierek i szyb – turyści włażą wszędzie, gdzie się da, by zrobić sobie zdjęcie.
Zdecydowanie warto było przyjechać tutaj, przekroczyć Bramę Wszystkich Ludów.

Naszą uwagę przyciąga tabliczka oznaczająca WC – przypomina, że nie jesteśmy w starożytnej Persji, lecz w Iranie.


250.jpg


Kończymy zwiedzanie i spieszymy się na śniadanie, bo trwa tylko do 10:00, a oprócz tego, że sami chcemy coś zjeść - musimy nakarmić psa!
Ledwo zdążyliśmy - wpadamy do hotelu o 9:50. Nikt nie robi jednak najmniejszego problemu – dostajemy swój przydział.

Śniadanie okazuje się całkiem niezłe; po spacerze smakuje jeszcze lepiej. Jajka sadzone, kawa, mleko, herbata, sok, serki i miody. Do tego płachty chleba wyglądającego jak folia bąbelkowa. Robię psu 4 kanapki, smaruję masłem, potem dżemem i miodem. Ciekawe czy zje?
Tak się cieszy z jedzenia, że po mnie skacze, przy okazji brudząc spodnie. Żal będzie zostawiać te psiury, ale suczka została przynajmniej przyzwoicie wygłaskana. Chyba będzie miała trochę fajnych chwil do psich wspomnień.


Idziemy się rozliczyć za nocleg. Recepcjonista okazuje się bardzo sympatyczny. Pyta jak nam się podobało i czy wszystko było w porządku. Prosi o zrobienie zdjęcia z motocyklem pod znakiem hotelu. Ale myli się ten, kto myśli, że w Iranie można zapłacić za hotel, oddać klucz od pokoju i po prostu wyjść. Najpierw należy dokonać oględzin pokoju: czy nie został zdewastowany i czy nic nie zginęło. Zostawiamy recepcjoniście pocztówki z Polski, z czego bardzo się ucieszył.
Na pożegnanie jowialnie złapał mnie za policzek


Dziś nie czeka nas długa droga – jedziemy tylko kilkadziesiąt kilometrów do Shiraz.
Życie tu zaczyna się dość późno, bo dopiero około 8:00. Dopiero o tej porze na drogach zaczyna się ruch. Inna sprawa, że wystarczą 3 samochody w jednym miejscu by narobić niezłego bałaganu. Niestety, jest już przed 11:00, więc na drodze korek. GS z kuframi nie jest motocyklem, który najlepszy jest na takie warunki. Ani nie przepycha się nim łatwo między samochodami, ani kierowcy irańscy nie są przyzwyczajeni do tego. W samym Shiraz wcale nie jest lepiej. Trudno, musimy nieraz odstać swoje…


260.jpg


261.jpg


262.jpg


263.jpg


264.jpg


GPS prowadzi nas uliczkami medyny szerokimi na wyciągnięcie rąk. Często jedziemy rynsztokiem Miasto jest bardzo nagrzane, do tego wentylatory włączające się co chwila w motocyklu walą gorące powietrze prosto na nas. GPS bardzo kręci, do tego często kieruje nas pod prąd. Dobrze, że nikt nie jedzie z naprzeciwka!


267.jpg


274.jpg


Jednak do hoteli jakoś dzisiaj nie mamy szczęścia: pierwszy jest drogi, a w pokoju śmierdzi, w drugim hałasują agregaty, w trzecim nie działa klimatyzacja, czwarty zamknięty na głucho. Wreszcie trafiamy do Ana Guest House. Jest to tradycyjny, irański dom z wewnętrznym dziedzińcem, w którym urządzono hotelik. 8 milionów za noc. Warunki przyzwoite.


278.jpg


285.jpg


Uderzamy w miasto i oczywiście na bazar. Jest wielki, ale śmierdzi tu chińszczyzną. Ponieważ nastała pora sjesty dużo lokali jest pozamykanych. Na rogu ulicy trafiamy na lokal z żarciem na wynos. Zapuszczamy żurawia i zanim zdążyliśmy dobrze się rozejrzeć, dostajemy miseczkę zupy z makaronem, fasolą i soczewicą, a za chwilę kolejną – tym razem o składzie nie do odgadnięcia. Siadamy na ławce i pałaszujemy. Jedzenie całkiem smaczne. Pan nie chce żadnej zapłaty. Proponuję pieniądze 3 razy, żeby być pewnym, że nie jest to ta’arof. Przyznam, że trochę mnie ten zwyczaj mierzi, ale z drugiej strony słabo byłoby nie zapłacić


277.jpg


279.jpg


Łazimy trochę po mieście, przyglądając się ludziom. Korzyść jest obopólna, bo zarówno oni dla nas, jak i my dla nich jesteśmy atrakcją
Zaglądamy do sklepików, warsztatów, cukierni. Irańczycy są bardzo otwarci, zapraszają do środka, nie robią problemów z naszego wścibstwa. Bez problemu pozwalają się fotografować.


268.jpg


269.jpg


270.jpg


271.jpg


272.jpg


273.jpg


275.jpg


276.jpg


– Patrz, KTM Duke, zupełnie jak mój

- Faktycznie! I do tego prawdziwy, a nie XTM. Podejrzewam, że nie było łatwo go tutaj sprowadzić, ani tym bardziej nie był tani…


280.jpg


Siadamy na ławeczce przy ulicznej kafejce, gdzie za grosze można kupić kawę – niewielkie, mocne espresso. Obok piekarnia – pięknie pachnie! Z lokalu wychyla się chłopak i obdarowuje nas cieplutkim chlebem w formie podpłomyka. Pokazuje, żeby spróbować i pyta czy smakuje. Cóż zrobić, jemy chleb i zapijamy go kawą. Faktycznie, dobry.
Chleb dostaje także przechodzący obok wyraźnie biedny człowiek.
Wniosek z tego, że my także musimy wyglądać jak dwie małe „rumuńskie znajdy”, skoro nas chlebem karmią


Dziś przed nami bardzo konkretna ekspedycja: chcemy zjeść deser z nitkami falude! Są to mrożone nitki skrobi z ryżu lub kukurydzy. Udaje mi się je upolować, więc zamawiam z sosem szafranowym; Ania bierze zaś lody z sokiem marchewkowym – podpatrzyliśmy, że lokalsi tak jedzą. Połączenie to okazuje się bardzo smaczne. Generalnie chyba lubią tu marchewkę: pierwszą potrawą, którą tu dostaliśmy z tego warzywa był… dżem. Także niezły.


281.jpg


Zagaduje nas nauczyciel angielskiego: pyta skąd jesteśmy, jak podoba nam się w Iranie, itp., po czym zaprasza do siebie, abyśmy u niego przenocowali. Odmawiamy 3 razy, a on ponawia propozycję. Oznacza to, że zaproszenie jest szczere. Z żalem, ale nie korzystamy, bo już mamy hotel zabukowany na 2 dni.

Spełnia się przepowiednia dziewczyn z pijalni soków: jesteśmy najedzeni niemożliwie. Jedyny problem, że brakuje nam trochę różnorodności jedzenia i warzyw. Jak pokazujemy w knajpie, że chcemy coś zjeść, najczęściej dostajemy mięcho – coś a’ala kofty. Jest to generalnie smaczne, ale chcielibyśmy popróbować także czegoś innego z ponoć przebogatej kuchni irańskiej.
Mięsa tego zwierza także z chęcią bym spróbował, choć – jeśli wierzyć opowieściom – nie jest niczym specjalnym.


282.jpg


Kupujemy warzywa, które przyrządzimy sobie na kolację. Do tego bierzemy 2 piękne mango.

Zagadują mnie 2 młode dziewczyny. Całkiem ładne, choć one piszczą na widok moich warkoczy. Chcą, abym poszła z nimi do świątyni, bo teraz jest czas na coś ważnego. Ale co z Dominikiem i wielką siatą z zakupami? Dziękuję za propozycję. Dziewczyny mówią, że mam ładne oczy i włosy. Jeszcze fota, ale nie umiem robić sobie selfie i nie wiem jak się ustawić do zdjęcia, więc wychodzę na nim jak Żaba. Na pożegnanie zostaję wytargana za policzek przez którąś z dziewczyn.


283.jpg


Świetny jest irański zwyczaj przesiadywania na patio domu na poduchach. Oddajemy się w ten sposób błogiemu lenistwu w hotelu i obserwujemy niebo popijając czaj. Dosiadł się do nas gołąbek i ciekawie spogląda na nas.


284.jpg


Wygląda, jakby zbierało się na burzę. Powietrze jest lepkie i ciężkie. Gość z hotelu mówi nam, że wczoraj była burza, jednak spory kawałek stąd. Zginęły 24 osoby. Pokazuje nam filmik w telefonie: ludzi piknikujących pod drzewami w suchym korycie rzeki porywają masy wody, które nagle utworzyły się z opadów. Ponieważ ziemia jest bardzo wyschnięta, deszcz nie wsiąka w nią, lecz woda spływa po naturalnych spadkach terenu.
Wieczór jest przepiękny! Deszcz nas ominął, a do tego zachód słońca ubarwił niebo na różowo.
Wychodzimy na dach, żeby mieć lepszy widok. Widoczna w oddali góra nazywana jest przez mieszkańców Shirazu Górą Matką: po prawej widać twarz, zaś po lewej brzuch ciężarnej kobiety.
Widok jest urzekający. Gdyby nie to, że słońce finalnie schowało się za horyzont, można by patrzeć na ten spektakl jeszcze długo.
Nagle na dachu sąsiedniego budynku zapanowało ogromne poruszenie; dochodzą nas jakieś dziwne dźwięki. Dopiero przeciągle mraaaauuu i dwa czarne cienie przemykające po dachach pozwoliły zidentyfikować puchatych sprawców całego zamieszania.


286.jpg


Tego dnia pokonaliśmy niebagatelny dystans 52 km.
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
IRAN wiosna 2022 syncronizator Azja 18 20.10.2022 22:53
"PLR - POLSKA RAZEM – HONDA TRANSALP i SUZUKI FREEWIND" adamsluk Polska 36 18.03.2016 18:48
Ile naprawdę kosztuje SHOEI Hornet ?:) MChmiel Kaski 7 27.01.2010 10:38


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:07.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.