![]() |
#11 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 386
Motocykl: Tenere 700
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 15 godz 2 min 26 s
|
![]()
Śpimy nadal w hotelu Azya. Gdy powiedzieliśmy, że tym razem nie chcemy śniadania, widać było wyraźną ulgę na twarzy recepcjonisty/właściciela. Dostaliśmy za to dobrą cenę – tylko 120 lir, tzn. niecałe 100zł. Wybraliśmy się wobec tego na miasto, aby zapolować na śniadanie.
Poszukiwanie śniadania na własną rękę to był strzał w dziesiątkę! Okazało się bowiem, że Kars słynie z wspaniałych serów (niektóre z nich wielkości motocyklowego koła) i miodów, które sprzedawane są w plastrach. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy, nie mówiąc o tym, żebyśmy jedli! Z zakupem był mały problem, bo wszystkie słoiki miodu oraz sery były dla nas za duże, tzn. nie byliśmy w stanie zjeść ich przez dzień czy dwa, a każdy wie, że motocyklem nie bardzo da się je przewieźć. Przesympatyczny sprzedawca w sklepie odlał nam ze słoika niewielką ilość miodu w pojemniczek i odkroił kawałek sera. Do pełni szczęścia brakowało nam jedynie chleba. W kolejnym sklepiku, prowadzonym przez starszego pana, już na wejściu zostaliśmy poczęstowani herbatą. Bardzo ucieszył się na nasze przybycie. Chleba co prawda nie było, ale ucięliśmy sobie miłą pogawędkę za pomocą kilku słów i wielu gestów oraz uśmiechu! Sprzedawca zapytał nas na koniec gdzie śpimy, a ponieważ niedaleko, zaprosił, abyśmy co dzień rano wpadali do niego na herbatę. Niesamowita jest gościnność i życzliwość Turków! Zrobiliśmy odwrót do hotelu, żeby z zakupionych produktów zrobić śniadanie. Może nie wygląda wyjątkowo, ale za to wyjątkowo smakowało! 209.jpg 210.jpg 211.jpg 212.jpg Po śniadaniu odwiedziliśmy górującą nad miastem twierdzę, która sama w sobie – jak dla mnie – nie stanowiła zbyt wielkiej atrakcji, lecz roztaczał się z niej ładny widok na miasto i okolice. Porobiliśmy więc trochę zdjęć: okolicy i chętnym oraz miastu ![]() 155.jpg 156.jpg 157.jpg 158.jpg 159.jpg 160.jpg Później pojechaliśmy do Seytan Kalesi, czyli Szatańskiego Zamku. Tym razem także musieliśmy zrezygnować z bardziej malowniczej bocznej drogi na rzecz dłuższej, lecz równiejszej. Jednak – o ile google maps mówi prawdę - na finishu i tak czekał nas mały offroad, jednak niedaleki, więc udało mi się jakoś przekonać Anię. Po drodze widoki piękne. Chłodno, zapewne dlatego, że cały czas droga prowadziła na wysokości 2000 m.n.p.m. i większej. Po drodze mijamy zalaną wioskę. Odnoszę wrażenie, że zalewanie wiosek to specjalność Erdogana i jego ekipy. Mamy nadzieję zobaczyć bowiem Hasankeyf – perełkę, która ma lada moment także zniknąć pod wodami sztucznego zalewu. 213.jpg 214.jpg 215.jpg 216.jpg 217.jpg 218.jpg Ruch drogowy znikomy. Generalnie podczas całej naszej wycieczki po Kurdystanie jeździ się przyjemnie – spotykamy mało (albo wcale) samochodów, niewiele miast i wiosek. Jest czas na obcowanie z przyrodą i kontemplowanie jazdy motocyklem. Małe zaludnienie ma jedynie może tę złą stronę, że nie wolno gardzić żadną napotkaną stacją benzynową. Pomimo, że nasz Harley ma zasięg ok. 400 kilometrów na jednym baku, warto pamiętać o wcześniejszym tankowaniu. Dlatego też, widząc stację, zatrzymuję się na niej. Niestety benzyny brak. Jest tylko diesel. Na kolejnej stacji to samo! Trochę zaczyna mnie to niepokoić, bo rezerwy powoli się kurczą. Jak wynika z mapy, niedaleko jest miasto Ardahan. Choć to nie po drodze, pojedziemy więc do niego, bo lepiej mieć zawsze kilka litrów w zapasie. Przed miastem stacja, która ma drogocenną dla nas ciecz, a naprzeciwko niej uniwersytet z bramą wjazdową – wypisz, wymaluj – jak z Afryki północnej. 219.jpg Wreszcie mogliśmy skierować się w stronę zamku. Sądząc po tym, co działo się w kierunku, w którym powinniśmy jechać, nie było jasne czy szatańskie siły nie zdecydowały, żeby do zamku nas nie wpuścić, czy też tylko trochę nas obmyć rytualnie przed wizytą w tak zacnym miejscu. Ponieważ kąpieli mieliśmy dość, zaś oglądanie zamku w strugach deszczu także nie jest tym, co uwielbiamy, zapadła decyzja o odwrocie. Bardzo nas cieszyło, że mamy paliwo ![]() 220.jpg 221.jpg 222.jpg Wobec tego wróciliśmy do Karsu, przy czym droga – choć piękna – przebiegła bez niespodzianek. Wieczorem zaś zameldowaliśmy się w mieszkaniu Omara. Okazało się, że Omar jest Kurdem, pochodzi z Diyarbakir, zaś w Karsie pracuje. Ponieważ mieszka sam, wynajmuje „kawalerkę”, tzn. 3 pokojowe mieszkanie o powierzchni 100 czy 120 metrów. Bardzo go rozbawiło, gdy powiedzieliśmy mu, że w Polsce takie mieszkanie uważane jest za duże, zaś przeciętny metraż w bloku to ok. 60 - 70 m2. Zupełnie zaś nie mógł uwierzyć, że można mieszkać na 30 metrach, bo taki u nas jest standard kawalerki ![]() ![]() Przyzwyczajeni do wczesnego wstawania obudziliśmy się rano około 7, lecz w mieszkaniu panowała cisza. Wobec tego leniuchujemy w łóżku. Pewnie Omar jeszcze śpi, więc na palcach do toalety, czy do kuchni po coś do picia. Jednak o 10:00 postanowiliśmy powoli zbierać się do dalszej drogi. Pukam delikatnie do pokoju Omara, ale nikt nie odpowiada. Cisza. Pukam głośniej, wołam i nic. Wreszcie zdecydowałem się nacisnąć klamkę. Okazało się, że Omara w domu już dawno nie ma ![]() Najgorsze było to, że oprócz niego zniknął… papier toaletowy ![]() Wobec tego dzwonię. - Wiesz, nie chciałem was budzić wychodząc do pracy. Posiedźcie, jak długo chcecie. - Dobra, dzięki! – wystękałem. A gdzie zawieźć Ci klucze od domu? - Nie ma takiej potrzeby. Zatrzaśnijcie tylko drzwi jak będziecie wychodzić. Cała pomoc i gościna u Omara była oczywiście bezinteresowna. Chcąc jakkolwiek zrewanżować się za wszystko, ofiarowujemy zabraną właśnie na taką okazję książkę – przewodnik po Polsce. Omar chyba się ucieszył, bo rano prosił przez telefon, żebyśmy wpisali się do książki na pamiątkę. Temperatura na zewnątrz trochę nas zaskoczyła. Jest tylko 13 stopni. Zimno. Po drodze robimy zakupy w sklepie; śniadanie zjemy po drodze, jak się trochę ociepli ![]() Na stacji paliw zostajemy poczęstowani czajem, a nasz brudny motocykl dostaje prezent – granatowy ręczniczek frotte z logo stacji. Jeździ z nami do dzisiaj. Mijamy naprawdę piękne widoki. Droga wije się przyjemnie wśród łagodnych wzgórz, łąk i skałek. Nie jest to przecież pierwszy dzień w podróży, ale nadal nie przestaje nas urzekać tutejszy krajobraz. A do tego mijane łąki pachną tak pięknie! Śniadanie jemy na bardzo wygodnym kamiennym „stole”, zaś towarzyszą nam kwitnące kwiaty. W oddali widać ośnieżoną górę. Nie wiem czy to za sprawą okoliczności, czy śniadanie naprawdę było takie pyszne… 227.jpg 224.jpg 225.jpg 226.jpg |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Iran 2019 | rumpel | Trochę dalej | 154 | 05.11.2023 23:03 |
Ostatnia taka podróż, czyli zima w Andaluzji [marzec 2020] | jagna | Trochę dalej | 61 | 22.12.2021 12:11 |
Kirgistany czyli podróż puszką za motkami. [sierpień 2019] | Emek | Trochę dalej | 68 | 12.11.2019 23:07 |
Coś na deszcz czyli mała, długa podroż z Krakowa nad morze | Dunia | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 15.05.2013 06:19 |
Zobaczyć Iran - czyli 4 dni w Armenii. [Czerwiec 2012] | majek | Trochę dalej | 104 | 26.02.2013 14:33 |