![]() |
#161 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
![]() Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
|
![]()
Dzień 3. My w matuszce Rasiji. Przejechane 355km.
Pobudka z samego rana o 12.00 czasu Ukraina. Wyjazd 13.00. Szybkie pożegnanie z Fuksem. Ciepło jak zwykle. Wbiliśmy się znowu w 200 kilometrowy odcinek z zakazem wjazdu (te drogi coś jęczą, że na 2012 rok szykują czy jakoś tak). Odcinkami jedzie się jak po stole, żadnych zakrętów, aut tyle co miejscowi. Po drodze zatrzymuje nas policja na radar za przekroczenie prędkości. Dodatkowo próbuje nam wmówić (tu pokazuje nam mapę z 1997 roku z zaznaczoną na czerwono i zielono drogą. Czerwona to ta, którą jedziemy a nie powinniśmy, zielona to ta właściwa tyle że chyba ze 100 km trzeba by było nadrobić) że złamaliśmy wszystkie zasady ruchu. Jak Africą na Ukrainie można przekroczyć prędkość ![]() Ostatnio edytowane przez Robert Movistar : 14.10.2008 o 10:08 |
![]() |
![]() |
![]() |
#162 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 687
Motocykl: RD07a
![]() Online: 12 godz 42 min 27 s
|
![]()
i już ? I tyle na dzisiaj ? kce wiecej
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#163 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
![]() Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
|
![]()
Dzień 4. ALF. Przejechane 550km.
Rano pobudka, pakowanie i w drogę. Ruch spory, mijamy miasta obwodnicami, więc nie musimy się przez nie pchać. Przed Moskwą ruch robi się naprawdę duży. Raz trzy, raz cztery pasy w jedną stronę. W samym mieście jest już po 5 pasów. Mercedes S, to chyba jedno z najbardziej marnych aut jakie tam jeżdżą. Robią się korki, przez które się przeciskamy. Jedna obwodnica, potem druga, potem już Złote Kolco. Docieramy w końcu do Aleksa vel Alfa. Na jakiś czas zamieszkamy u niego. Na co dzień zajmuje się serwisowaniem motocykli. Ma Mercedesa Sprintera, a na nim warsztat. Czasem jeśli awaria jest poważniejsza, pakuje sprzęt na auto i przywozi do Moskwy. Na pytanie jak daleko wyjeżdża, odpowiada że blisko, maksymalnie 1 000 – 1 500 km. Parkujemy moto. Alf mieszka 15 min z buta od Placu Czerwonego. Od jutra zaczniemy załatwiać wysyłkę nas i moto na Kamczatkę. My niby mamy bilety, moto niby też załatwione, za pomocą dwóch znajomych Koli i Andrieja, ale że w Rosji byliśmy już kilka razy wiemy, że to takie proste nie jest ![]() Tu należałoby się cofnąć, o co najmniej 2 lata. Jak poznałem Andrieja i Kolję. Zadzwonił do mnie Sqwer (www.sqwer.cz ) że jeden znajomy Rosjanin rozwalił się pod Rzymem jak wracał ze zlotu Varadero na Sycylii i trza go szybko ściągnąć do Rosji, bo wiza mu się kończy za trzy dni i mogą być problemy z opuszczeniem Unii Europejskiej. Bierzemy busa i dzida na zmianę non-stop do Rzymu tam najebka, pakowanko moto na pakę, koleś do kabiny i dzida na Brześć-Terespol. Tu to można by całą epopeję opisać jeszcze. Bo nas dwóch w busie + Andriej + za nami na moto jeden koleś na trampku drugi na Africy. Kola na Trampku zalicza jeszcze na austryjackiej autostradzie 300m spotkanie z tamtejszym asfaltem. Czasu coraz mniej, wizy się kończą i kupa innych problemów. Najważniejsze, że zdążyliśmy i wszystko się udało, a Andriej miał dług do odpracowania ![]() Fakt że kontakt się urwał jak kiedyś telefon z namiarami zgubiłem, cholera nie tylko ten kontakt się urwał, ale powoli zaczynam wierzyć w przypadki. O co biega? W roku 2008 coś tam pomagałem przy organizacji zlotu w Kletnie, a zawsze informację o nim wieszam na czeskim forum AT ( http://www.africatwin.cz/prehled_akci.asp?stranka=2 ) Nagle telefon -”Cześć tu Andriej z Moskwy mogę przyjechać na zlot do Kletna znalazłem informacje na czeskiej stronie” ja - „ sie głupio pytasz, dawaj” Okazało się jednak, że coś tam w pracy nie wypaliło czy baba się na wyjazd nie zgodziła i nie dotarł. Ale kontakt odnowiony. Andriej od roku siedzi na Słowenii bo tam babę poznał. Mija kilka dni mamy problemy z załatwieniem wysyłki motocykli z Moskwy. Dzwonię do niego czy nie zna kogoś kto nam pomóc, w końcu całe życie mieszkał w Moskwie. On, nie ma sprawy tu masz namiary do Kolji, ten co z Rzymu też jechał, dzwoń do niego wszystko załatwi. Kilka telefonów i maili do Moskwy i wszystko załatwione. Mamy tylko moto dostarczyć. Jest tylko jeden problem. Kiedy my dotrzemy do Moskwy Kolja na wakacjach będzie u Andrjeja na Słoweni, ale dostajemy namiary na Aleksa który nam wszystko załatwi i jakby co pomoże. I tak poznaliśmy Aleksa vel ALFA. Tak naprawdę, jutro sądny dzień... ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#164 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
![]() Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
|
![]()
Dzień 5. Ale jaja. Przejechane 45km na Szeremietiewo. Wtorek
Po zniszczeniu zapasów gorzkiej żołądkowej przywiezionych z kraju Kraka, rano start na Szeremietiewo, aby pozbyć się motocykli. My mamy lecieć dopiero za dwa dni. Na Szeremietiewo wyjechaliśmy o 10.00 wróciliśmy o 20.00 a miało być dwie godziny. Ale po kolei… Ubogich to i w Moskwie trzeba wspierać Wjeżdżamy na Cargo zdać moto i zaczynają się pomiary czy wejdą (chociaż wcześniej wszystko było ustalone i podane łącznie z wymiarami i wagami). Trwało to 15 min. Demontaż szyby, opony w karton, REWELACJA, tylko gdzie jest zonk…? Przecież to Rosja! ![]() Tyle ważyła Iziego drynda Takie wynalazki też samolotem da się przewieść Idziemy się rozliczyć i tak jak wcześniej myślałem zaczyna się jazda bez trzymanki. Cena wcześniej ustalona na X wynosi teraz Xx4. Dlaczego? Bo to, bo tamto, bo tak i już czyli zaczynają się negocjacje. Tu powinna powstać osobna opowieść ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#165 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
![]() Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
|
![]()
Dzień 6. Diebosz. Przejechane 0km. Środa.
Mamy cały dzień wolny. Poświęcamy go na zwiedzanie tego pana co leży na placu czerwonym, pojeźdzenie metrem (we Wrocławiu tego nie ma), wymianę waluty, browarzenie, poogladanie lasek, też u nas nie spotykanych, a wieczorem spotkanie z Dieboszem z klubu padonki www.padonki.ru, którego poznaliśmy rok wcześniej na Mołdawii w Kiszyniowie na imprezie czaptera Mołdawia. Generalnie będąc w zeszłym roku na wyjeździe, mieliśmy w planach odwiedzenie Kiszniowa, gdzie poznaliśmy Diebosza. Facet nadaje na tych samych falach co my, czyli najepka rulezzzz. Nie będę pisał o szczegółach bo dzieci mogą to czytać. W Kiszniowie spędziliśmy 3 dni. Było wtedy chyba zaćmienie słońca, bo ciemności nas nie opuszczały. W Moskwie umówiliśmy się z Dieboszem gdzieś w centrum, w jakiejś knajpie, gdzie ponoć motocykliści przyjeżdżają. Ludzi było full, ale gęby Diebosza nie sposób nie rozpoznać. Deklujemy się na końcu sali, i tradycyjnie wjeżdża na stół spora ilość napitku. Wychodzimy ostatni, idziemy w stronę metra, co by się do Alfa dostać. Trza iść spać, bo jutro kolejny sądny dzień. |
![]() |
![]() |
![]() |
#166 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
![]() Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
|
![]()
Dzień 7. Lecimy Uraaaaaaaaaaaaa. Przeleciane....chyba z 9 tyś km. Czwartek
Zostawiamy u Alfa cały zapas Gorzkiej Żołądkowej bo ją bardzo polubił, latamy trochę skuterem po Moskwie i na Szeremietiewo bo o 16.10 wylot do PKC. Alf wiezie nas na lotnisko. Z centrum Moskwy na Szeremietiewo jest ponad 30 km. Po odprawie, na której skrupulatnie wszystkich sprawdzają, łącznie ze zdejmowaniem butów zasuwamy na odpowiednie wyjście, ludzie jarają gdzie się da. Schodzimy na dół do autobusu, który ma nas dowieść na płytę lotniska. Pchają się wszyscy, jak by miejsca im mieli zająć. Żeby wszystkich zabrać, autobus podjeżdża trzy razy. Tu w samolotach i na odprawach jest bardzo fajnie, można mieć alkohol w szklanych butelkach którego nie zamykają w żadnych specjalnych pojemnikach. Kupujesz flachę, to na pokładzie wyciągasz i najebka, tak że na 10 tys metrów niezłą zabawę zaliczamy w samolocie. Koledze który siedział przed nami, wypijamy cały zapas whisky, on nam cały zapas żubrówki. Po wylądowaniu na kolegę czeka uaz z napisem milicja i go zabiera w eskorcie, nam się udaje. Obok nas siedzi starszy jegomość, który wraca z Moskwy do Pietropawłowska. Za dawnych czasów wysłali chłopa do wojska na Kamczatkę i jak większość z nich już tam został. Był u brata w odwiedzinach, nie widzieli się kilka lat. Jedni pasażerowie są ubrani zimowo, inni jak by z plaży wrócili. Szczególną uwagę przykuwają dwie dziewczyny w mini. Jak wchodziły schodami do samolotu, wszyscy faceci stojący jeszcze na dole mieli ciekawy widok. Zastanawiamy się jak tam pogoda i czy dryndy oby na pewno lecą naszym samolotem. Stare i zbutwiałe stewardessy wrażenia na nas nie robią. Najgorsze były małe znudzone i ryczące dzieci. Staraliśmy się usnąć. Niestety, dwie miłe panie siedzą na końcu samolotu, a my na skrzydle. Najepka czyni cuda |
![]() |
![]() |
![]() |
#167 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
![]() Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
|
![]()
Dzień 8. Elizewo. Przejechane 0km. Chyba piątek
Lądujemy Ił-em 96 na Kamczatce (nie chcieli nam go sprzedać). Odpalamy GPS, żeby zobaczyć czy oby faktycznie to Kamczatka. No tak, to jednak to miejsce. Prostopadle do pasa którym lądowaliśmy nad naszymi głowami przelatuję MIGi29. Nikt na nas nie czeka, buuuuuuuu, ale to normalne, bo jak nas Łysol informuje u Saszy z powodu naszego przyjazdu jakieś spotkanie było i nikt się rano nie obudził. Idziemy po toboły, które wylądowały w małym pomieszczeniu. Każdy kto z taśmociągu bierze torbę, musi udowodnić panu przy wyjściu że to jego bagaż. No nic to, przestawiamy budziki o +11 godzin i idziemy spróbować odebrać motocykle, co z nami miały przylecieć. Pani na gruzowym terminalu informuje nas, aby przyjść za 2 godziny, bo dopiero wtedy rozładują samolot, idziemy do parku na przeciw lotniska i obserwujemy wyładunek, wypakowują, wypakowują, motocykli nie widać ludzie wsiadają samolot odlatuje idziemy do pani jeszcze raz. Okazuje się, że zapomnieli w Moskwie zapakować, akurat to mnie nie dziwi toż to Rosja a ja tu już nie pierwszy raz. Co z tym fantem zrobić? Pomyślimy później teraz trza siebie i bagaż przetransportować do PKC. Próbujemy dzwonić do Saszy, ale „telefon nie rabotajet”, no to do Łysola. On ich w końcu obudził (nie wiem jak) i daje znać że odbiorą nas z lotniska nam „nada rzdać”. W końcu jakoś wszyscy się spotykamy, Locha kolega Saszy idzie sprawdzić co z naszymi motocyklami. Uruchamiamy jeszcze w Moskwie Aleksa w tej sprawie i dzwonimy do Miedwiediewa, przecież tu tyle „miedwiedzi Kodiaków”. Kilka chwil oczekiwania i jest odpowiedź: będą jutro, pojutrze lub w ogóle kiedyś tam. A że ta odpowiedź nas satysfakcjonuje to na dzisiaj dajemy sobie spokój. Jedziemy do Saszy domu. Po drodze jakieś śniadane, i szybkie zwiedzanie Pietropawłowka. Widać, że miasto żyje z oceanu. Wszędzie dźwigi portowe i wpływające do portów statki towarowe. Zresztą to jedyna droga, po za lotniczą dostania się na półwysep. Jest sporo okrętów wojennych, łodzi podwodnych w zatoce. Na drugim brzegu jest małe miasteczko i port wojenny. Żeby się tam dostać, trzeba mieć specjalne zezwolenie. Locha mówi, że postara się je załatwić. Facet dostał od nasz ksywkę „reżyser” telefony grzały się w jego rękach, cały czas nawijał, coś załatwiał. Miasto szare, ruch spory, wszystkie auta to 4x4 od typowych terenówek, po Toyoty Yaris, czy Nissany Micra. Ale większość z nich, to marki u nas nie znane. Cholera wie co to za wynalazki. 99,9% aut ma kierownicę po prawej stronie, choć ruch lewostronny. Wszystko płynie z Japonii do Władywostoku, a potem do Pietropawłowska. Pogoda pochmurna, więc wulkanów za bardzo nie widać. Ale co tam, to dopiero początek wyjazdu. U Saszy szybkie jedzenie z menu typowo ichniejszym, czyli kraby, ryby, kawior. Po obiadku relaks w aqua parku. Woda cieplutka, prosto z gejzera, lato, jesień, zima basen czynny cały czas. Po drodze jedziemy do znajomego Saszy, który importuje z USA i Japonii motocykle, potem je sprzedaje. Ceny mają wariackie mimo że Japonia blisko. Średnio motocykle są droższe niż u nas o 10-20%. Zdarzają się często pojemności 400 cm3. Niebo zaczyna się przecierać i wyłaniają się powoli wulkany Dzień kończymy jak co dzień, hołd pewnym trzeba oddać. Jak tu „tiemno” szybko się robi, czyli najepka. |
![]() |
![]() |
![]() |
#169 |
Common Rejli
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,714
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
![]() Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
|
![]()
Moja ulubiona relacja
![]()
__________________
BRW 1991 I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki ![]() NIE SPRZEDAM! ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#170 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 1,409
Motocykl: RD07a
Przebieg: 43k+
![]() Online: 3 tygodni 3 godz 22 min 21 s
|
![]()
No zajebiscie!!! Teraz troche dzidy bedzie? Dla rownowagi? Bo najepka permanentna i trzoda takoz
![]() ![]() ![]() Ostatnio edytowane przez samul : 27.10.2008 o 11:44 |
![]() |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Jedź nad morze mówili, będzie fajnie mówili xD | xVampear | Polska | 2 | 30.08.2020 19:00 |
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... | sambor1965 | Trochę dalej | 400 | 23.02.2009 16:44 |