Wszystko się sypło.
Przed Świętami byłem wyregulowany cukrowo i teraz mechanizm starego zegara, w sensie sprężyna na nie tym napięciu chodzi. Miało być o kupie a jest o sikach. Ale krótko.
Dwie pobudki w nocy, jedna nad ranem i... zmęczenie. Zaraz mi jednak odśnieżanie pomoże.
Zatem szybko do przednoworocznych noworocznych postanowień. Zrobię to a tamto a tego i tamtego nie będę robił. Nie. Nic z tych rzeczy.
Teraz krótko o kupie.
Wstaję, robię kupę i już. Nie obiecujesz sobie, że codziennie rano zrobisz kupę, no nie? Wstajesz i robisz. Ja sobie obiecuję jedno z kupą. Bez jej zrobienia nigdzie się nie ruszam. U mnie od pomyślenia do wykonania są może dwie minuty?
Bardzo rzadko eter znosi taki wymiar.
Więc chodzi o to, by nie było obietnic, przysięgań i że od teraz to ja...!!
Od teraz to ja robię nic. Rano. Do czasu kupy kompletnie nic. Piszę. Tak.
To jest doskonałe nic nie robienie. Mózg pracuje na jednym bodźcu.
Mi jest łatwiej trochę, bo piszę bezwiednie. Tu nie ma procesu.
Jest proste działanie. Palce klikają w zdewastowaną klawiaturę i... tyle.
Wypluwam cudowne nic.
Oooo... kupa zrobiona ale to jeszcze nic. Czekam na drugą. W tym czasie słucham wiadomości ze świata i okolic. Smartfon się odzywa.
Pluje jak karabin. Nie ważne, że nie skroluję, nie mam tik toka czy instagrama ale mam fb. To narzędzie pracy niby. No, nie niby ale jest narzędziem. Tylko, jak wchodzę na fb, to przewijam. Inaczej się nie da a mózg tego nie lubi. Właśnie tego przewijania. Wchodzisz w rolę. Każde info to taka mała nagroda.
Potem te wieści. Są spersanolizowane ale przewinąć trzeba. To nie to, tego nie, tych cymbałów to na pewno nie. No bo tuba podrzuca ci barachło mimo twej woli kontroli.
Kamraci u Stanowskiego. O kamratach u Stanowskiego. Prawa strona, lewa strona, środkowa strona, tylna strona... Wiele amigo buduje sobie zasięgi na tych kamratach. Nie wchodzę.
Wystarczy, ze tutaj część odbiera mnie jak "kamrata". Taki fajny wyraz i tak go można spierdolić.
W Poprawce z geografii Polski Tytus zwiał z listem przed Krzyżakami na drzewo. Rzucił Krzyżakom kopernika (10 zł).
- Bracia kamraci! Kopernik własna monetę bije!
No... Wróciłem na właściwe tory. Tytus jest de best. W Pierwszy Dzień Świąt Marysia pokazała mi swój komiks. Rewelacja. R E W E L A C J A.
Wypada jeszcze skończyć grę planszową zainicjowaną rok temu pt.: Tur de Polska.
Do brzegu.
Robimy.
Z ciekawostek.
Lublin w Maroko?
To jest dopiero historia. Miałem ją zostawić w spokoju. Historię w sensie ale ona sama puka do mojego mózgu.
Może bardziej nadaje się do Szlakiem Grąbczewskiego ale pociągnę ją tutaj.
Bo to jaja są jak berety. Ta historia.
Zaczęła się w blisko dwa lata temu w Pirenejach...
Cdn.
__________________
Jam nie Babinicz...
|