Dzień 7
Tradycyjnie, dzień nie może zacząć się normalnie. Kilkaset metrów po starcie, zjeżdząjąc z pustynii wpadam w stary leżący płot przeciw baranowy:
Pół godziny rozplatania i jesteśmy dalej w drodze. Dojeżdżamy do Aleppo. Musimy zatankować, gdyż z Turcji wyjeżdżamy z pustymi bakami (drogie paliwko). Wszystko pięknie, stacje otwarte ale nigdzie nie chcą nam sprzedać benzyny za dolary. Popełniliśmy kolejny błąd nie wymieniając $$ na Suri pounds na granicy, podejrzewaliśmy że może tam być zawyżony przelicznik. Krążyliśmy po mieście w poszukiwaniu stacji na dolary, nic. Pytani ludzie też nie znali żadnej w mieście takowej, właśnie się tez dowiedzieliśmy, że jest piątek

i dzień wolny od pracy (coś takiego jak nasza niedziela) więc z wymiany pieniędzy też nici. Jedyna szansa, że po wyjechaniu z miasta na trasie któraś stacja się zlituje. Wyjeżdżamy i już na oparach (musieliśmy Hubertowi odlać ostatni litr który się ostał w kanistrze) dojeżdżamy do stacji na dolary. Tankujemy full, kanistry i dzida.
Plan na dzisiaj: dojechać do Palmyry (Tadmuru bardziej), jak najbardziej bokami i pustynią i tam nocować.
Jedziemy takimi drogami:
W wioskach pytamy o drogę na podstawie naszej mapy. Jest ona napisana naszym alfabetem więc mało kto z nich rozumie napisy

. Takie zapytania kończą sie dłuższym posiedzeniem. "Skąd? - Polonia." "Dokąd? - Al aqaba" "Uuuuuu

" Niesamowicie mili ludzie, proponuja chociaż herbatę. Najchętniej zaprosiliby nas na nocleg do nich do domu ale my musimy jechać.
Niektórych już nosi, żeby zjechać z asfaltu na dłuzej:


Jadąc w ten sposób można nieźle wtopić, pustynia jest poprzecinana korytami sezonowych rzek. Mniejsza fajnie się przeskakuje ale jednak większość jest taka, że wjechanie w takie skończyłoby sie niewyjechaniem z pewnością. Przed jednym jadąc dobrze ponad 100kmh wyskakuję z mniejszej hopy i nie zdążam wyhamować. Odruchowo kładę motocykl i siebie, znowu 2 metry przed dead-line

Debilizm

Kufry Randala nadal trzymają się pancernie..
Tak dojeżdżamy do zamku o którym mówił jeden syryjczyk gdy pytaliśmy o drogę. Nazywa się Qasr Ibn Al Wardan.
Oprowadza nas oprowadzacz

A co!!

. Ma szczególny dar do opowieści o poszczególnych częściach zamku, np: w kiblu udaje że robi kupe i stąd wiemy, że to był kibel... Polewkowy typ ale niesamowicie pozytywnie jest.
Taki przykładzik mini-trąb powietrznych:
Największy skwar przeczekujemy w jakimś wiekszym miasteczku, rozwaliliśmy się w cieniu budynku. Przyszedł syryjczyk i dał nam zimnej wody i coli, prosząc byśmy byli jego gośćmi. No niesamowici ludzie. Potem jeszcze pozwolił skorzystać z węża ogrodowego i to był już mega wypa
"Dobrze kurna jest, tylko gdzie ten koniec ASFALTU!!!?"

:
JEST!!!
Cieszymy się jak dzieci pierwszymi kilometrami:
Jadę przodem i nie wiem co to znaczny pył, reszta ma trochę gorzej
Fajna fotka:
Paweł:
Hubert:
Jechaliśmy sobie tak do wieczora, na strzałe z Garmina wycelowaną w Palmyre. Wyjechaliśmy na trasę i jeb... pierwsza guma:
Dojechaliśmy do miasta od zachodu, wjechaliśmy sobie na cytadelę i spotkaliśmy tam całą masę turystów w tym z polski. Pogadaliśmy chwilę. Co tam jak tam. Widać już było różnicę pomiędzy nimi którzy przyjechali samochodem a nami upie@#$lonymi niemiłosiernie wprost z pyłu. Pewna portugalska rodzinka bardzo się mnie dopytywała jak było na Dakarze (chyba naklejka ich zmyliła

). Zostajemy na górze do zmroku, oglądając miasto nocą i zjeżdżamy z powrotem na pupstynię na nocleg.
Zmieniam oponę z tyłu, wchodzimy na górę poboczną z widokiem na spoory kawałek pustyni. Księżyć był mocno otwarty, więc było jasno i świetny widok większą odległość.