Dzień 5 , czyli droga do Syjonu
… A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój
Nagle ptaki budzą mnie, tłukąc się do okien…
Ptaki co prawda tylko świergoliły, ale dzień wstał piękny
Śniadanie w pięknych okolicznościach przyrody (tylko szkoda, że takie marne, chleb jak rzadka gąbka, wędliny plastikowe, a z serów tylko cheddar) i znów 14 km tarki przed nami.
Ale jakby mniej wibrująca ta tarka po deszczu
Brody suche i w ogóle mało śladów deszczu. Zobaczymy, co będzie w dole, jak zjedziemy z gór.
Dobijamy do pustego asfaltu i suniemy ku Las Vegas, które niestety musimy przejechać, ale na szczęście highwayem, więc powinno być szybko.
Fajne roślinki, ni to kaktus, ni juka…
No dobra, tu padało konkretniej:
Wpadamy na highway i przed samym Las Vegas widzimy jedną z nielicznych farm fotowoltaicznych (w sumie głupie – tyle tu słońca?), za to z takim skupiającym światło lustrem na środku:
Przejazd przez LV pominę milczeniem, szczególnie, że nasz zjazd był zamknięty i musieliśmy ciut krążyć.
LV nie ma żadnej obwodnicy, 4-6 pasmowy highway (w jedną stronę!) leci sobie praktycznie centrum. Zresztą, lotnisko też mają w środku miasta.
Ponieważ mamy trochę czasu w zapasie, postanawiamy pojechać ciut naokoło, czyli przez zaporę Hoovera i brzegiem jeziora Mead.
Prawie pod sam zaporę jest dwupasmówka:
Tako rzecze Wikipedia:
Zapora Hoovera – betonowa zapora wodna typu grawitacyjno-łukowego na rzece Kolorado, na granicy stanów Arizona i Nevada. W chwili ukończenia w 1936 była zarówno największą na świecie elektrownią wodną, jak i największą na świecie konstrukcją betonową.. Obecnie jest to 38. elektrownia wodna pod względem wielkości na świecie.
Tama ma wysokość 224,1 m i długość 379,2 m. Szerokość u podstawy wynosi 200 m, a na górze 15 m. Maksymalna moc elektrowni wodnej wynosi 2074 MW. Powyżej zapory znajduje się sztuczne jezioro Mead.
W 1981 zapora została wpisana na Narodową Listę Miejsc Historycznych, a w 1985 stała się Narodowym Pomnikiem Historycznym USA
To zdjęcie z sieci, ale pozwala zobrazować całość:
Zapora jest duża, betonowa i mnóstwo na niej turystów
To są ujęcia wody:
Most nad kanionem (autostradowy):
Wszystko fajnie, tylko w 42 stopniach od tego betonu bucha żar…
Mam wrażenie, że dla Amerykanów to ważne miejsce, takie STARE oraz ZABYTKOWE.
Zobaczyliśmy, zaliczyliśmy, można jechać dalej
(Na zaporze, jak to zwykle, jest kanał przelewowy na wypadek ekstremalnie wysokich przepływów. Stała tam tablica, że ostatnio płynęła nim woda w 1986, za prezydentury Reagana, kiedy galon paliwa kosztował 90 centów (teraz prawie 4 $) )
Na moment byliśmy w Arizonie, ale jeszcze ciut pobędziemy w Nevadzie.
Zamiast wracać na highway, wybieramy drogę wzdłuż jeziora Mead, która wiedzie przez „Recreaction Area”, czyli płatny wjazd.
No ładnie tu jest
Jakby ktoś wysypał czerwone skałki na drogę:
Zatrzymujemy się na zrobienie obiadu (choć mało komfortowo stoi się przy kuchence przy 40 stopniach, ale jeść trzeba)
Syneczek wykorzystuje przerwę na wbiegnięcie na najbliższą górkę. Ten przecinek na przełęczy to on i podobno nawet macha:
Posileni jedziemy dalej i znów skręcamy w bok, do parku stanowego Valley of Fire. Jest tam trochę szlaków do pochodzenia, ale tym razem musi nam starczyć tylko przejazd.
Park oczywiście płatny, chyba 20$.
Ale było to dobrze wydane 20$
cdn.