Tytus de ZOO
Dnia trzeciego dysponuję już paragonami grozy. Nie jestem głupi... Cudzymi.
Przejdźmy do konkretów.
W Bułgarii tanie są dwa produkty. Piwo i paliwo. To z tych na "p". Tanie jest jest jeszcze to na "s". To, po co niby przyjeżdżają tu wszyscy.
No więc ja nie narzekam. Gdyby piwo było drogie...
Ja mam już klocki prawie poukładane.
Pierwszy raz byłem w Bułgarii w... ponad 50 lat temu. Wyjadałem w Widinie, w ogrodzie zaprzyjaźnionego z mamą profesora niedojrzałe jeszcze winogrona.
One sobie po prostu rosły w ogrodzie! Na targu w Widinie arbuzy leżały jak kartofle w piwnicy na zimę, w potężnych stosach. do tego stragany uginały się pod ciężarem pozostałych egzotycznych owoców - brzoskwiń i moreli.
Żadne tam śliwki czy jakieś jabłka. I jeszcze figi! Te też rosły w ogrodzie na drzewie. Do dziś pamiętam ten intensywny zapach drzewa figowego. Trudno go pomylić z innym... No może z przefermentowanymi fusami winnymi.
Tyle pamiętam ze stołu.
Aaa... jeszcze carewicę! Carewica raste na poleto. Do dzisiaj toczka w toczkę. Robili z carewicy makę, z mąki chleb.
Dzisiaj wszystko się na tym globusie pomieszało... ale nie o tym.
Wnuk profesora jest dzisiaj rektorem uniwersytetu sofijskiego. Zależało mi, by go odnaleźć. Udało się. O tym później.
50 lat temu takie czasy były, że za trzyosobowy namiot (harcerski klasyk) w Bułgarii można było otrzymać 120 lewa. Ja to pamiętam, bo za 120 lewa mogliśmy spędzić extra w Złotych Piaskach dwa tygodnie. Znaczy mama, siostra i ja. Pan profesor pomógł sprzedać (wszystko było wcześniej umówione) i mieliśmy wspaniałe wakacje w drugiej połowie sierpnia.
W PRL-u nie było globalnego ocieplenia i "u nas" nad morzem była już wtedy jesień. A tu...? Gorące piaski, ciepłe morze i słońce od rana do wieczora.
Ech...
Tymczasem robię przerwę, bo zaprzęgają nowego prezydenta globusa pl. Muszę to zobaczyć.
__________________
Jam nie Babinicz...
|