Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12.05.2025, 08:06   #79
El Czariusz


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 56
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 3 godz 16 min 47 s
Domyślnie Zanim wrócę na podwórko

Wspomniałem o Cyganach, o ochłodzeniu...
Optycznie wyglądamy jak Cyganie. Golf - niczego mu nie ujmując, jest pordzewiały i odpowiada siwym włosom na głowie starca. Ten (golf) jest golfem zwykłym poza tym. Najgorzej z felgami.
Tu na forum jest kilka wątków dotyczących zabezpieczenia antykorozyjnego. Znaczy to o sporym zainteresowaniu. i tu właśnie zachodzi (moim zdaniem) korelacja właściwa.

Korelacja między rdzą a prawdziwym podróżnikiem. Różnica między turystą a podróżnikiem jest już dość powszechnie znana. Podróżnik śmierdzi. Co do tego ma rdza? Im bardziej zardzewiały sprzęt tym... większy podróżnik?
Nie. Tym bardziej podróżnik biedny a zwłaszcza już, żona podróżnika.
Zatem musiałem zrobić tak, by tej rdzy nie było. I z tym procesem obznajomiony jest każdy prawdziwy podróżnik. Jeszcze jedna rzecz go w procesie wyróżnia. On rdzy nie usuwa, on (prawdziwy podróżnik) rdzę szuwaksuje.
I o tym właśnie - szuwaksowaniu pisze się w wątkach antykorozyjnych.

Każde poważne (i szanujące się) forum podróżnicze musi wręcz taki wątek posiadać, a najlepiej kilka. Nie inaczej jest tutaj.
Nie będę opisywał metod szuwaksowania ale moja spowodowała, że na jakiś czas rdza zmieniła kolor z rudego na czarny.
Wiem, wiem... Najgorzej, jak rudy przefarbuje się na czarny ale... "Działa" to "najgorzej" tylko wtedy, kiedy najpierw widzisz rudego a zaraz potem przefarbowanego.
W ogólnej praktyce tego nie widać. Widzą przepotwarzenie sąsiedzi ale globus nie. Globus widzi srebnego lisa z czarnymi wstęgami.

I o to chodzi.
W naszym przypadku doszedł jeszcze cygański motyw, całkowicie odwracający uwagę od stanu zewnętrznego. Tylna kanapa w golfie złożona, bo musi pomieścić elegancką torbę na kółkach, dużą torbę "ze szpargałami", "coś tam jeszcze", szpej podróżniczy (butla, krzesełka, stolik itp.) oraz: wspomnianą - kordłę, gitarę i sombrero. Te dwa ostatnie fanty wciśnięte (na pozór) bezładnie w kordłę. Tak, w kordłę, nie - kołdrę.
Zawsze mówię, że do tego służy samochód. Lepiej się go pakuje niż np. rower. Kordła na rowerze...?

Parę przykładów.


Gablota Kudłatego. Za czasów, kiedy prowadził serwis 4x4. Tu nie jedno zmieścisz!

Z rowerem gorzej.

Tu jak wracałem z Afryki.


Z czeskiej pedaliady.




Z Puszczy.

No nie da się.

Do Tallina wjechaliśmy w samo południe. Z perypetiami, bo okolice potencjalnych miejscówek poddane były intensywnym pracom drogowym.
Najsampierw elegancko zaparkowałem w darmowej strefie, rzutem sombrera od starówki. Zanim jednak, wjechałem jeszcze ślepo w biznesowe centrum, prosto pod nogi młodzieży, która nie zna już żadnych innych, poza unijnymi - obrazów. Na pewno zaś obrazów przeszłych, wybitnych świadectw sukcesów dawnej motoryzacji.



Próbowałem przy nich zawrócić, a jak nie wiadomo większości z was, golf 2 nie ma wspomagania. Wymaga na małej prędkości ów brak, pewnej gimnastyki zatem. Dopiero jednak, kiedy ustawiliśmy się w końcu do nich zadkiem, wywołaliśmy salwę upokarzającego nas śmiechu. Rzuciła się młodzieży estońskiej kordła w oczy, gitara i sombrero.
W takich sytuacjach Strażnik Domowy z jeszcze większym przekonaniem, przekonywała (by) mnie, by golf się spalił zaraz po tym, jak Strażnik ze wstydu ale... nie tym razem.
- Wieśniaki... Nie znają się. Rzuciła moja połowica w eter z nutą pogardy ale i wyższości.

To był przepiękny, południowy (w sensie pory dnia) akcent. Z dumą spojrzałem w lusterko, na Strażnika znaczy i zaraz potem wybraliśmy hostel położony idealnie. 10 minut z buta od starówki, 10 minut z buta od portu, 5 minut z buta od bazaru.

Wracając jeszcze na moment do "golfa". jadąc do Estonii (i Łotwy) spodziewałem się trochę radzieckich obrazów, zwłaszcza na drodze a tu "niespodzianka". Nawet na prowincji nie widziałem auta młodszego od golfa V (i jego odpowiedników). Dwa razy passata ale nie B5, tylko młodszego.
Pierwszy raz - pod hostelem.



Akurat wysiadł z niego podróżnik, w stylu wspomnianej, hardcorowej wyprawy Brytyjczyków na wschód (których lider najdalej dotarł do Bydgoszczy). Zaimponił mi. Z miejsca stał się hostelową gwiazdą. Miałem okazję z nim chwilkę porozmawiać. Naprawdę zjechał kawał świata. Tego zachodniego co prawda, ale zawsze. Co ciekawe Estonia nie była dla niego wschodem ale globus PL już tak. Może dlatego, że do Tallina dotarł z Helsinek promem. Do Helsinek zaś objeżdżając Bałtyk dookoła przeprawiając się do Skandynawii z Saasnitz.

Saasnitz wspominam z rozrzewieniem... Też płynąłem tym promem tam i nazad, jadąc do Norwegii z dwoma kolegami w maju 2010. Taki krótki wypad na kilka dni, gdzie oni chcieli się sprawdzić w trudnych warunkach zimowych przez trzy dni na jakimś tam (nie pamiętam już) lodowcu, robiąc jego trawers a moim zadaniem było "trafić" w nich, gdzieś po jego drugiej stronie, objeżdżając tenże kilkaset km.
Następnie wracając, mieliśmy załatwić wizy dla afgańskiej ekipy (w tym też dla uczestnika tej krótkiej, zimowej wycieczki).

Wizy miał nam załatwić Fazik, którego wtedy jeszcze nie znalem ale dostałem od Muchy namiar. W sensie: pisz do Fazika, on Niemiec
Napisałem i... tak się rozpoczęła działalność Biura Turystyki Nieodpowiedzialnej.
Umówiłem się pisemnie z Fazikiem w Berlinie, pod ambasadą KGZ. Zanim jednak, z tej Norwegii płynęliśmy w drodze powrotnej do Saasnitz. No i dopłynęliśmy. Odprawa szła migiem, dopóki w oko niemieckiego strażnika granicy nie rzuciła się polska rejestracja.
- Proszę zjechać i... tu pokazał z kwaśna miną, gdzie stanąć.
Prowadził akuratnie Grzesiek (dwa Kolosy), ja robiłem za tłumacza.

Pasporten bite!
No więc spokojnie wyciągam teczkę. Teczka na gumkę. W teczce 16... paszportów.
Spokojnie szukam naszych. Otwieram kolejne, w końcu jest jeden, zaraz potem drugi... i trzeci.
Z każdym ruchem moich gitarowych palców w bezładnej kupie paszportów, kwaśną gębę podkreślały rosnące oczy. W sensie wytrzeszcz.
- Bite!
Szwab bierze te paszporty i znika w budce.
Nie było go z dobry, mocny kwadrans. W końcu się pojawił. Gęba z kwaśnej zmieniła się na niewiadomojaką.

2h później maszeruję do ambasady. Gdzieś w jej bezpośredniej okolicy mam się spotkać z Fazikiem. Pamiętajcie, że to była jeszcze era nokii 3310. Chyba były już pierwsze smartfony ale ja się tam na nich nie znam. Był to już zmierzch tych pięknych czasów, kiedy człowiek operował papierowymi mapami a gps dopiero się (coraz śmielej) rozpychał.
Nawet ja miałem taki. Garmin 60 coś tam. Do dzisiaj nie umiem go obsługiwać ale...

Dygresja.
Parę lat temu Emek wybierał się konkretnie na wschód i zbierał tu dane, jak najkonkretniej poeksplorować KGZ. No więc mówię do Emka:
- Słuchaj, ja mam gps a w nim na 100% ślad z... 2008. To wiem ale nie umiem tego śladu zgrać a warto. Bo jest tam ślad mego dojazdu i powrotu do przełęczy Bedel.
Ślad ten omijał wszystkie posterunki (słynna, strategiczna kopalnia w okolicy) i prowadził opłotkami na granicę z Chinami. Miejsce niezwykłe, dojazd również.
Kiedy (to już 17 lat minęło) pochwaliłem się na znanym forum3po3 faktem, nikt mi nie uwierzył. Jeden z użytkowników obecnego forum może znać tę historię (consigliero), bo okraszona została snem o ataku wilków.
Normalnie się uśmiecham, jak o tym pomyślę, bo odsądzony zostałem od czci i wiary, tak mnie lubiono. Za tę "wyrazistość" ale co tam.

Emek nie skorzystał ale ślad mi zgrał. Jestem z siebie zatem dumny jak cholera, bo to kawałek dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty był.
No! Ale... wracajmy do Fazika tymczasem.
Zatem idę berlińską sztrase i się zastanawiam; jak ja tego Fazika poznam?
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem