Cytat:
Napisał Luti
Dziękuję za odpowiedż.
Całkiem niedaleko miejscówki ze zdjęcia było przetaczane  .
Ok 200km. (Baku)
|
Proszę uprzejmie.
Jeżeli chcesz dużo zobaczyć w stosunkowo krótkim czasie, to rower jest najbardziej budżetowym wynalazkiem.
Z perspektywy roku, dzisiaj zabrałbym ze sobą taniego gagatka na 26 calowych kołach. Jest łatwiejszy w transporcie i jeżeli nie masz ambicji tłuc się niemiłosiernie rowerem w temperaturach nieznośnych, to po co się tłuc...?
W ogóle, rower skojarzony z autem, to też fajny kompromis, zwłaszcza tam, gdzie autem jest trudno wjechać, z rożnych względów i jeszcze trudniej zaparkować. Tak więc my ze Strażnikiem Domowym np., w taki sposób sobie podróżujemy czy to po globusie PL czy jakimś innym. Strażnik jeździ na stalowym, 35-cio letnim Perszingu (razem sensownie ważą łącznie 70kg) a ja dosiadam coś z lat 90-tych.
Trip bliskowschodni powtórzę, bo mi się podobało ale z małymi wariacjami. Ukraina już swoje przeżyła więc sądzę..., że dobrym rozwiązaniem był by dla mnie...
Nomen omen, celem urozmaicenia razgawora, który zaraz potoczy się zakładanym rytmem (Podwórze), popiszę mini relację z przygotowań do blisko azjatyckiej wycieczki.
Nie wiem czy każden, ale zasadniczo każden aspirujący do miana podróżnik, powinien jakiś obraz wycieczki mieć. Mój obraz wycieczki był taki, że tam będzie albo fch... gorąco, albo zimno i gorąco. Może nie od razu amplitudy mongolskie ale te 40 st. w ciągu doby - możliwe jak najbardziej.
bardziej mi zatem odpowiadał drugi obrazek. W sensie będzie zimno (chwilami nawet bardzo) i będzie gorąco (chwilami nawet bardzo).
Klimat jaki mamy ów każden widzi. Globus płonie ale... mrozem też zaciąga jeszcze.
Przedstawiona wersja (ostateczna) w planach nie miała takiego finału. Te zmieniły okoliczności. Otóż wygrałem (po raz kolejny) zakład i nagrodą okazał się bilet na radzieckie pekape, z Moskwy do Duszanbe. O tym będzie jednakowoż później.
Zanim będzie, to miało być przez Armenię "tam". A w Armenii w lutym zimno jak... potrafi być.
Dlatemu mimo morsowania czekałem na jakieś dobre (zimne) warunki, by sprawdzić niektóre (nowe rozwiązania)i takie (warunki) nadarzyły się z początkiem stycznia 2024!
Przyteściłem się trochę zimowo, wykorzystując ładną pogodę.
Konkretnie testowałem tanią chińszczyznę (śpiwór i namiot). Test maksymalnie na lekko i przy założonym, minimum komfortu. Z tym minimum trochę przesadziłem, bo ledwie zmrużyłem oczęta.
W każdym razie miałem się przebić przez świeży opad śniegu (znaną mi dobrze trasą) sprawdzając przy tym zdolność aktualnego ogumienia Karbonary (wyjdzie dalej co to) do brnięcia w rzeczonym.
Wszystko po ciemnicy (takie było też założenie), znaczy w świetle kitajskiej czołówki, którą można by wbijać gwoździe. Kolejne dobre ćwiczenie, w sensie karku. Dobre wprowadzenie do przeciążeń rzeczonego, na ostrych, kaszubskich zakrętach. Jednym zdaniem; dobra zaliczka przed rozpoczęciem przygody z miniF1.
Od kilku m-cy rozglądałem się za jakąś tanią kurtką z bajerami typu: - że na wszystko. Oczywiście używaną. Cierpliwość się opłaciła, bo nie dość, że upolowałem ją gratis, to do tego we własnej szafie. Kurtka jest w stylu retro. Z nalotem blisko 30 lat - wróciła do łask.

O take kurtke się rozchodziło.
Namiot przykuł moja uwagę wymiarami. Najogólniej rzecz ujmując jest duży, przy tym stosunkowo lekki. Waży 2655gr.

Po zakupie, w tajemnicy przed Strażnikiem Domowym został "rozbity" w salonie.
A tak się prezentuje na...

...podwórzu. Tym tytułowym i będzie o nim trochę.
W porównaniu do mego, obecnego "ultralajta", to jak Haga Sofia do cmentarnej kaplicy.
Zależało mi, by go w terenie rozbić w mrozie w klasycznym reżymie. Znaczy bez cudacznych fajerwerków i gadżetów, w sensie ultraciepłego klimatu kosmicznych goretexów itp.
Czyli: lekkie merino w dwóch warstwach, kurtka na klatę. Majty zwykłe i dżinsy na kończyny. Strój taki robi doskonale gdy jesteś rozgrzany.
Dlatego trasę do ogródka pokonałem tak, by się delikatnie spocić. Delikatnie!
Za kordłę robił chińczyk. 600gr gęsiego puchu 90/10 w wersji grande. Jest jeszcze wersja small. Grande powyżej 180cm, small do 180. Gdybym miał ocenić termikę grande... Hm... Oceniam na... prześcieradło+.
Nie tylko w zadanych warunkach, czyli temperatury -4st.
Ale... zaposiadywuję obie wersje i zamierzałem powtórzyć test z nimi na cebulę. Tym razem już ciut dalej od Przystanku Oliwa. Tego dnia miałem podjąć decyzję czy będzie to migracja na wschód czy na zachód.
W sumie tej nocy od zamarznięcia uratował mnie mój nieokiełznany hart ducha i... kapcie.
Takie filcowe botki. Wiecie..., noszą je seniorzy, opalający chatkę drewnem lub węglem. Znaczy kumulują ciepło w piecu dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Dlatego seniorzy z takim doświadczeniem trzymają formę. Po opał trza się postarać, narąbać, przynieść, rozpalić, wynieść popiół... Za dnia dogrzać stopy w filcach...
Otóż kupiłem takie i tej nocy użyłem. Bardzo dobry i niedrogi patent. Ubogacę je jeszcze o filcowe wkładki extra.
W rzeczonym zestawie dotrwałem do 6:53. Poczem zwijałem fanty na czas. Coś w stylu młodzieży radzieckiej składającej, rozłożonego wcześniej na drobne kałacha. Tu po raz kolejny nieskromnie dodam, że onegdaj czynność rzeczoną wykonywałem w iście ekspresowym tempie, bijąc rekord jednostki wojskowej, do której mnie akurat wyrzucono z poprzedniej.
W podsumowaniu ostatecznym dodam, że test mój nie mógł być zaliczony (z czystym sumieniem), bo ponieważ wieczorem nie było ogniska i poboru obowiązkowych (dla zaliczenia) witamin a rano (obowiązkowo parzonej nad ogniem) kawy ze śmietaną z kartonika 500ml.
Zamierzałem się poprawić wycieczką sobotnio/niedzielną.

Tymczasem tak sobie mrużyłem oczęta przez noc całą.
O ile w pierwszym noclegu bardziej mrużyłem oczęta, to komfort stóp zapewnił mi mój osobisty wynalazek (w kontekście zastosowania):

O to on na testach.
Ostatni biwak tylko potwierdził wybór i potencjalne zastosowanie. Byłem bardziej, niż zadowolony, ów dostarczył mi mnóstwo wrażeń. Do tego stopnia, że z wrażenia nic nie... zjadłem.
A byłem do spożywania konkretnie przygotowany. 6 jaj na lekko twardo plus żółty ser. Co do napojów zamierzałem zrobić mały wyjątek. Zakupić po drodze czteropak i wypić zdrowie Cichego z okazji jego urodzin. O nim zawsze pamiętam, bo urodził się tuż przede mną i do tego w Trzech a dla lidera polskiej przedsiębiorczości w sześciu Króli.
Powinniśmy razem świętować w Portugalii, gdzie dość licznie wybrała się moja ekipa ale tym razem ferie zimowe Strażnika Domowego nie były po drodze, więc mi została Wieprza.
Nie bez kozery wspominam przedsiębiorczego autora nowego znaczenia tego święta, ponieważ jak bym miał jakoś szczególnie nazwać mój zimowy wypad, nazwał bym go kartonowym.
Kartonowym, jak te państwo, w którym przyszło mi utrzymywać, poza sobą. Jakąś formą cudu jest fakt, że dajemy radę w tym otoczeniu przetrwać zachowując pogodę ducha, która jednak ze mnie - jak widać, powoli uchodzi.
Ale do celu...