Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.12.2009, 01:10   #105
myku
 
myku's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Germany
Posty: 5,896
Motocykl: CRF1000D+Cegla+Czelendz
myku will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 1 tydzień 5 dni 17 godz 51 min 23 s
Domyślnie

Dzien 4

Noc nad Pjörsa okazala sie strzalem w dziesiatke.Tylko,ze rano czekaly na nas codzienne obowiazki.



Jednak widok osniezonej Hekli rekompensowal poranne lenistwo.Znajdowalismy sie na drodze nr32,niedaleko miasteczka Arnes.Plany na dzisiejszy dzien byly bardzo ambitne.Mielismy zrobic sporej dlugosci runde i to w wiekszosci po drogach szutrowo-gorskich.Jako pierwsze na naszej liscie byly gejzery-wizytowka Islandii.Dojazd do nich nie zajal nam zbyt wiele czasu.Najpierw droga nr30,ktora w pewnym momencie z asfaltowej przechodzi w szutrowa.A nastepnie w doge nr35,asfaltowa koncowke pieknej F35.Pogoda tego dnia zapraszala do jazdy.Gejzery Stori jak zwykle mnie nie zawiodly-dzialaly.Slonce grzalo i w kilkuminutowych odstepach tryskala goraca fontanna w niebo.






Jest to miejsce napewno godne polecenia i poprostu trzeba je zobaczyc.Jednak plan byl mocno napiety i musielismy ruszac dalej.



Od Stori ruszylismy na polnoc malutka drozka(na dodatek byl tam zakaz wjazdu),ktora w sumie nie ma zadnego oznaczenia.Miala ona doprowadzic nas do drogi nr F338,ktora mielismy pojechac w kierunku zachodnim.Na poczatku czerwca spora czesc drog jest jeszcze pozamykana.Nie zawsze powodem jest jej nieprzejezdnosc.Czasami trwaja na nich prace porzadkowe.I tak wlasnie bylo i tu.Ogromne maszyny drogowe wyrownymaly wszystko po zimie,spulchniajac droge i robiac ja dosyc miekka.Pierwsza gleba,druga prawie gleba,oczywiscie moja.Gdy juz zaczynalem sie irytowac,dojechalismy wreszcie do F338.Przed nami rozciagal sie wspanialy widok.Drugi co do wielkosci lodowiec Islandi-Langjökull stal przed nami w calej okazalosci.



Droga F338 byla wspaniala.Najpierw w miare plaska i zachecajaca do ostrej jazdy.



Pozniej zaczela sie raptownie wspinac,zeby po krotkiej chwili stac sie droga gorska.



Widoki byly fantastyczne.Z jednej strony majestatyczny Langjökull,a z drugiej wulkaniczne pustkowie.



Takich wlasnie krajobrazow tu szukalem




Droga z w miare szybkiej szutrowki,zmienila sie w troche bardziej wymagajaca droge gorska.Stala sie bardziej kamienista,czasami nawet bardzo.Miejscami zalegal jeszcze snieg.Innym to razem byla poprzecinana glebokimi poprzecznymi rowami,ktora byly pulapka dla kogos,kto by ich nie zauwazyl.Na szczescie Dominik,jadacy jako pierwszy zawsze przy takich niespodziankach zatrzymywal sie,informujac nas o niebezpieczenstwie.





Wreszcie dojechalismy do drogi nr550 i udalismy sie nia na polnoc.Nosi ona nazwe Kaldidalur i jest bardzo popularna wsrod turystow.Mowi sie o niej,ze jest interiorem dla poczatkujacych,czyli kogos,kto nie chce zapedzac sie gdzies daleko od Rejkjawiku,a chce poczuc dzikosc Islandii.Kaldidalur okazala sie naprawde przyjemna trasa.







Dominik poczul zew natury.



Ja bylem juz maksymalnie wyluzowany i wszystko bylo...



Zjazd z 550 jest bardzo stromy.Mozna jednak odkrecic troche i rozkoszowac sie plywaniem tylnego kola.Trasa umozliwia naprawde szybka jazde i tak juz do drogi nr 518.Tu zaczyna sie znowu asfalt.Pomalu zaczynalo robic sie juz pozno,jednak po drodze zatrzymalismy sie przy pieknych wodospadach Barnafoss.





Po tych spacerach nie mielismy juz czasu na nic innego.Zreszta po drodze do miejsca w ktorym mielismy spac nie bylo nic interesujacego.Do tego zaczynalo sie chmurzyc i padac.Nie bylo wiec na co czekac,w droge.Najpierw 518-tka,pozniej 50-tka,az do 52.Ta z kolei miala nas doprowadzic do "noclegowni".Droga nr 52 jak dla mnie jest fantastyczna.Juz przed dwoma laty zwrocilem na nia uwage.jest to ubita szutrowka,miejscami pozwalajaca na jazde zapakowana lc8-ka z predkosciami rzedu 160km/h.Miejscami trzeba tylko zwolnic,zeby przejechac przez jakic mostek.Dopiero w miejscu,gdzie laczy sie z Kaldidalur,znowu zaczyna byc gorzyscie.Jest tu sporo niebezpiecznych zakretow,ktorych niktby sie nie spodziewal.Glebokie przepascie,tylko czekaja na nierozwaznego kierowce.Szkoda,ze akurat wlasnie na tym odcinku sie rozpadalo i nikomu nie chcialo sie zatrzymac,zeby popodziwiac fantastyczne widoki.Do tego zmeczenie po calym dniu jazdy w terenie tez dawalo nam sie we znaki.postanowilismy rozbic sie na kempingu w parku narodowym Pingvellir przy skrzyzowaniu z droga 36.Dominik krecil nosem,Piotrek byl troche wymeczony,a ja glodny.Dlatego z wrodzona mi gracja stanalem za pulpitem z roznem.







I tak przy wspolnej kolacji podsumowywalismy mijajacy dzien.Jak dla mnie byl to do tej pory najprzyjemniejszy dzien.Atrakcji nie brakowalo,pogoda dopisala.Do tego zawsze wracalem bardzo chetnie na ten kampink.Jest tam poza toaleta i prysznicem,sklepik,poczta i telefon.Pingvellir jest takze bardzo szczegolnym miejsce.Lezy dokladnie w miejscu gdzie lacza sie ze soba dwie ogromne plyty kontynentalne.I tak spacerujac mozna w ciagu jednego dnia wielokrotnie byc raz na plycie Polnocnoamerykanskiej,a raz na Euroazjatyckiej.Obfituje w spaniale rozpadliny i wawozy.Przed dwoma laty spedzilem tu w sumie trzy noclegi i mialem okazje zwiedzic caly park.Do tego ciagle chodzi sie po polach lawy.Naprawde warte polecenia.

Ostatnio edytowane przez myku : 03.12.2009 o 01:30
myku jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem