Dzien 2
Nastepnego dnia wiele sie nie zmienilo.Wszystko wygladalo tak samo.Tak samo chlodno,mgliscie i deszczowo.
Mozna by pomyslec,ze tak juz bedzie codziennie.Jednak juz wkrotce wszystko sie zmienilo.Pojechalismy dalej droga nr1 w kierunku zachodnim.Naszym planem bylo jak najszybsze opuszczenie asfaltu.Na jednym z postojow wreszcie udalo mi sie dojrzec jeden z celow mojej wizyty-islandzkie konie.Bedac pierwszym razem,zawsze,kiedy je mijalem jakos nie moglem sie zatrzymac i powtarzalem sobie,ze nastepnym rezem i tak w kolko.Teraz nie chcialem popelnic tego samego bledu.
Na ostatnim postoju przed zjechaniem z drogi nr1 w miejscowosci Kirkjubaejarklaustur

zatrzymalismy sie,zeby cos zjesc i troche sie rozgrzac.Nagle zrobilo sie tloczno,gdyz dojechaly do nas jeszcze dwa motocykle.Anglik i Greg(nie mylic z 7greg).
Jednak nie to bylo naszym celem tego dnia.Zaraz po opuszczeniu baru skrecilismy w prawo na droge F208,szutrowke,ktora mielismy dojechac do celu naszego dnia-Landmannalaugar.Juz pierwsze kilometry daly nam mnostwo radochy.Zaczelo sie przygazowywanie,przerywane robieniem zdjec.Humory dopisywaly.Nawet przestalo padac i zaswiecilo slonce.
I w sumie moglo by tak byc przez caly dzien,gdyby nagle na naszej drodze nie pojawila sie rzeka.Z informacji jakie mielismy droga F208 byla jeszcze zamknieta.Wiedzac to postanowilismy mimo wszystko nia pojechac.BLAD!
Pierwszy zaatakowalem ja.
Pozniej Dominik pokazal,ze nie dotycza go prawa fizyki.
Dziadkiem troche porzucalo,ale dal rade.
Piotrek w pewnym momencie jechal z pradem

.
Na drugim brzegu pozostal juz tylko Radek.Jednak jego przejazd nie zakonczyl sie wyjazdem.
Celowo nie publikuje calej sesji z akcji ratunkowej,gdyz nie chce nikogo zniechecac do tego typu przejazdow.Powiem tylko,ze wtedy oblecial mnie strach.Nagle przestraszylem sie rzek i juz drzalem myslac o nastepnej przeprawie.Akcja dwukrotnej wymiany oleju,czyszczenie filtra itd trwala chyba z 6 godz.W miedzyczasie strasznie sie rozpadalo i nikomu nie bylo do smiechu.Od czasu do czasu podjezdzaly do rzeki samochody.Niektore z nich zawracaly,innym woda wlewala sie na maske.Rzeka nie byla az tak gleboka,ale kamienie na jej dnie i mocny prad robil swoje.
I tak mijaly nam kolejne godziny.Jedni
...drudzy...
...jeszcze inni...
W sumie kupa stresu i nerwow.Dalej nie dalo sie jechac.Nastepne rzeki okazaly sie zbyt glebokie nawet dla terenowek,ktore bez problemu poradzily sobie z ta,na ktorej my sie zatrzymalismy.Wszystko wiec zawracalo i jechalo spowrotem na droge nr1.Wlasnie dlatego droga ta byla zamknieta.W koncu GS odpalil i udalo nam sie go przetransportowac na druga strone rzeki.Nie chcielismy ryzykowac kolejnego zalania,a w okolicy znalazl sie mostek.Po kolejnej godzinie wszyscy bylismy w komplecie
Pobici i mokrzy wracalismy z wyraznym niespelnieniem.Droga nr209 okazala sie szutrowa autostrada,gdzie moglismy odreagowac klopoty mijajacego dnia.
Znowu na 1-nce.Przemoczeni i zmarznieci zaczelismy rozgladac sie za jakims noclegiem.Pogoda jednak dopisywala,okolica byla rowniez urocza.
Przy jednym ze skrzyzowan byl jakis tam nocleg.W kazdym razie suchy,cieply i z dachem nad glowa.Dominik z Radkiem i Monika postanowili tam przenocowac.Ja z zalogami Piotrka i Wojtka postanowilismy spac na plazy.Padlo na ta.
Po krotkiej dyskusji kto gdzie sie rozbija...
...stwierdzilismy z Piotrkiem,ze szkoda jest ot tak isc spac.No i sie zaczelo!
Po zrzuceniu tobolkow,dolaczylem sie do Piotrka.Nawrotom nie bylo konca...
Fajnie bylo.
Jednak najwieksi twardziele musza kiedys odpoczac.
Nie obylo sie oczywiscie bez wieczornego spaceru.To byl ciezki dzien,a wieczorne jezdzenie po oceanie i wulkanicznej plazy,dalo nam odprezenie i zapomnienie o trudach.