A było tak miło
Zgadza się. Było i zmieniło się na moje własne życzenie. Jechałem świetną drogą. Dwupasmową, równą i gładką. W głowie układał mi się plan. Aha, to może jeszcze będę w Angoli dzisiaj. Jest dobrze. I google fajnie mi podpowiada drogę. To tylko 300 km. A jest dopiero 12.00. Luz. Skoro google mówi, że droga jest płatna to pewnie dobrej jakości. Tak się nastawiłem.
Dojechałem do skrętu w drogę “dobrej jakości”. Dziwne. To droga szutrowa z dziurami. Ale, może zaraz będzie ta właściwa. A to taka dojazdówka. Jadę dalej i nic. Ale, za 20 km skręt w prawo. To może tam? Coś mi nie pasowało. Jadę jednak. Robi się coraz gorzej. Droga jeszcze bardziej zmasakrowana. Taka droga rynnowa. Poprzecinana rynnami, którymi spływa woda, gdy pada deszcz. Zaczynają się rozlewiska i błoto. Czyli całe tafle wody, a w zasadzie brei której nie da się ominąć. Gdzie ta droga? Google cały czas się upiera, że to tutaj. Przebrnąłem tak 50 km. Nic. Żadnej drogi i lepiej już nie będzie. Pozostał mi tylko powrót.
Dużo dowiedziałem się o motocyklu. Okazuje się, że jest także przeprawowy.
Wjeżdżałem w to błoto na ostro. Buty, spodnie, wszystko było oblepione błotem i gliną. GS wszystko wytrzymał. Zuch. I dźwigałem to żelastwo, kiedy leżałem w błocku. Nie było nikogo a jechać trzeba. To była przeprawa. Na początku się wściekałem na całą historię z google. Później coś mi kliknęło. Jakby zwrotnica się przestawiła. Walka z drogą i wszystkimi przeciwnościami. Zacząłem mieć nawet po części frajdę z tego wszystkiego. Pomyślę o tym.
Ciężarówka na drodze. Tego jeszcze nie było. Nie dość, że jazda jest przeprawowa, to jeszcze to. Auto zablokowało przejazd. Został tylko mały przesmyk po głazach. Ok. Do przodu. Nie ma odwrotu. Trwało to trochę i motocykl oporował. Jednak przedostałem się.
Przejazd 100 km zajął mi kilka konkretnych godzin. A teraz pojadę do Porte Noire, żeby tam przekroczyć granicę.
I tak zrobiłem sobie dzień.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/
|