To czemu po polsku nie mówicie?
Jestem w Nawakszut. Z Chami nie miałem dużo kilometrów więc szybko tutaj się pojawiłem. Choć nie ukrywam, że ten wyjazd z mojego przybytku też był smutny. Śmietnisko plastikowych butelek. Bardzo smutno to wygląda. Świadomość ekologiczna tutaj jest chyba żadna. I nawet nie o ekologię chodzi tylko o poczucie jakiejś takiej wewnętrznej estetyki i higieny. Na razie nie zanosi się na to, żeby coś się miało tutaj zmienić.
Afryka jest ciekawa. Zatrzymujesz się na chwilę tak po prostu. I nagle znikąd pojawiają się ludzie. Chciałem wymienić baterię w kamerce. I chwilę później wokół mnie zebrała się gromadka dzieci. Dzieci jak to dzieci śmieszne i wesołe. Chyba jednak nie byłem tutaj pierwszy, bo pokazywały na moje kufry. I chyba chodziło o to, żebym coś z nich wyciągnął dla nich.
A w Nawakszut wbiłem sobie do hostelu który już wcześniej namierzyłem. I coś tam zacząłem majstrować przy różnych swoich urządzeniach. I słyszał nagle: "O hello! How are you?" Siema Marku z Czech który mieszkasz w Anglii przeprowadziłeś się z Monachium i podróżujesz z córką. Już wcześniej poznaliśmy się na granicy mauretańskiej. Bardzo ciekawy człowiek z tego Marka. Już już dużo wcześniej podróżował po Afryce. Jeszcze za czasów apartheidu. Wtedy to się dopiero działo.
W Nawakszut koniecznie chciałem zobaczyć targ rybny.. i ogólnie całe wybrzeże z kolorowymi łodziami. Taka pocztówka z tego miejsca. I rzeczywiście warto było tutaj zajrzeć. Mnóstwo łodzi. I chyba Trafiłem w bardzo dobrym momencie, ponieważ właśnie były wyciągane na nabrzeże. To co się tutaj dzieje robi wrażenie. Wszystko działa bardzo precyzyjnie i bez zarzutu. Są rybacy na łodziach i robią swoje. Są ekipy z wózkami od wyciągania tych Łodzi na nabrzeże. Są ludzie od odbierania ryb i sprzedaży na targu. Wszystko działa idealnie bez zarzutu.
W pewnym momencie coś się zaczęło dziać. I ludzie zaczęli biec tłumnie w stronę przypływającej łodzi. W pierwszym momencie pomyślałem, że może rekina złowili. Albo może że komuś coś się stało i trzeba pomóc. Przybrałem rolę gapia i ruszyłem w tamtą stronę. Nie było ani rekina ani rannych. Za to były plastikowe duże beki. Próbowałem się dowiedzieć co w nich jest I o co ta walka? Bo rzeczywiście była tutaj walka. Tubylcy łapali te beki i z nimi gdzieś biegli. Za moment biegło za nimi wojsko i dzielni wojacy te beki im wyrywali. Tłum krzyczał. Niektórzy z łapaczy beczek wpadali z nimi do oceanu i płynęli na nich. Jakiś kosmos. Zauważyłem, że między tubylcami kręci się jakiś biały człowiek. No to pytam po angielsku czy wie co tu się dzieje i czy wie o co tutaj chodzi? A chodziło o to, że z Senegalu płynęła jakaś łódź. I ta łódź już nie płynie. I wszystko już jasne. Tyle że to wyglądało jakby wojskowi przejęli tę łódź z Senegalu. I po prostu skonfiskowali cały towar, który był na niej przewożony. Oczywiście, że nigdzie tego nie odnotowali. Dlatego też właśnie tubylcy nie bali się podbierać ten towar żołnierzom. Oni natomiast biegali za nimi po plaży i odbierali to co sami zrabowali. Odlot. W beczkach prawdopodobnie było paliwo. I tak sobie prowadzimy konwersację z nowo poznanym kolegą. A w międzyczasie podeszła do nas jeszcze dziewczyna. Padło magiczne pytanie: "Where are you from?" Ja oczywiście odpowiadam że z Poland'u.
"To czemu po polsku nie mówicie?"
Olga i Albert. Co za spotkanie!? I tak sobie w ojczystym porozmawialiśmy. Olga jest podróżniczką. Albert robi reportaż o Mauretanii.
Mega przyjemność spotkania
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/
|