Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15.11.2009, 03:26   #93
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 1 tydzień 1 godz 29 min 19 s
Domyślnie

Dzień szesnasty

Motocyklista 1:

- Jednakowoż dzisiaj musimy dojechać do Karakul gdyż jak dobrze wiesz, mieliśmy dokonać tego wyczynu już wczoraj.

Motocyklista 2:

- Nie sposób się z tobą nie zgodzić. Niestety w wyniku trudności natury obiektywnej zamarudziliśmy tutaj dłużej niż planowaliśmy.

Razem:

- Zatem dalej, raźno siadajmy na motocykle aby jeszcze dziś spędzić noc w Karakul!!!

Chór:

- O święta naiwności ! O święta naiwności !


Rano naprawiam szybko latający kufer i w drogę.
1.jpg

Po przejechaniu 7 kilometrów motocykl dławi się i staje. Od dłuższego czasu jechałem na rezerwie więc tym sposobem staje się posiadaczem 300 kilogramowej hulajnogi.
Na luzie staczam się akurat na tyle aby gdzieś tam w dole pojawiła się wioska.
Biorę od Bartka puste kanistry i ruszam na nieplanowana przechadzkę po górach.

2.jpg

Po ok. 20 minutach docieram do pierwszego domu. Zapytany właściciel prowadzi mnie na drugi koniec wsi gdzie mieszka miejscowy biznesmen.

3.jpg
Biznesmen jest właścicielem jedynego sklepu we wsi oraz jedynej stacji benzynowej w promieniu 200 km. Idziemy razem poza wieś gdzie mieści się dystrybutor z benzyną.

Pan rezolutnie ściąga wielką kłódkę z zakopanego do połowy w ziemi, pordzewiałego zbiornika, wyciąga miarkę w formie wiadra , strzepuje popiół z papierosa i pyta: - ile?

Biorę po ok. 7 litrów do każdego kanistra i kieruję się do motocykli. Na koniec dostaję jeszcze od poznanego na początku człowieka worek moreli, które zrywamy u niego pod domem.

Tuż za domem zaczyna się ostre podejście. 2 kanistry, upał oraz wysokość sprawiają, że te 40 metrów pionie pokonuje na 5 rat. W końcu wyczołguję się na bardziej plaski odcinek skąd widać już motocykle. Lezę jeszcze kilkanaście metrów po czym zalegam zwłokami na kamieniu i macham do Bartka, który schodzi przejąć kanistry.

Wlewamy benzynę do baku i postanawiamy jeszcze raz zatankować, tym razem bezpośrednio do motocykli.
Tutaj nasunęło mi się pytanie: - Po jakiego ch… targałem obydwa pełne kanistry. Nie znajdując satysfakcjonującej odpowiedzi zajeżdżamy pod dystrybutor.

4.jpg

Po zatankowaniu tego wybornego paliwa moja Afryka zamieniła się w znany i lubiany ciągnik Wladimirec.
Jechałem więc przy akompaniamencie dźwięków samochodu Baltazara Gąbki zostawiając za sobą kłęby czarnej sadzy.
Najbardziej niepokojącym był jednak towarzyszący efektom audio wizualnym bardzo duży spadek mocy. O dziwo Bartka Afryka praktycznie nie odczuła różnicy w paliwie.
5.jpg

Zanim dojechaliśmy do kolejnej wsi Rush czekała nas przeprawa przez most.
Ów owoc lokalnej myśli inżynierskiej składał się z poprzecznych żerdzi ułożonych w odległości ok. 50 cm od siebie oraz z kilku dziurawych desek ułożonych luźno w 2 pasy pod koła.

5a.jpg

Początkowo chcieliśmy przejechać po tym tradycyjnie lecz po bliższych oględzinach stwierdziliśmy, że jest całkiem spora szansa, że skończymy w rzece z połamanymi o żerdzie nogami. Pokonywanie mostu na piechotę też nie okazało się łatwe. Bartek trzymając Afrykę za kierownicę sadził kroki od żerdzi do żerdzi, Ja natomiast szedłem po deskach trzymając motocykl od tyłu za kufry.

W Rush wprosiliśmy się na obiad do sympatycznej rodziny a przy okazji pobawiliśmy się w lekarzy dając aspirynę dla gorączkującego dziadka.

5b.jpg
5c.jpg

Wg. Naszej arcydokładnej mapy Pamiru w skali 1:3 000 000 od Ruhsz do Karakul prowadzi prosta jak drut świetnej jakości żółta droga.
6.jpg
7.jpg

Zamiast się polepszyć, droga zamieniła w wielkie kamieniste gówno z jeszcze jednym wspaniałym mostem tuż przed ostatnią wsią przed Karakul – Kudara.

8 przed kudara.jpg

Z Kudara do Karakul pozostało ok. 120km. Licząc na odnalezienie mitycznej żółtej drogi mijamy wieś i dziarsko ciśniemy na wschód.

9.jpg
11.jpg

Już pierwszy podjazd za wsią to czołganie się na jedynce pomiędzy kamieniami. Duże okragłe kamienie przechodzą w mniejsze okrągłe kamienie, te natomiast w piach a ten z kolei w błoto , który płynnie przechodzi w ostry rumosz skalny.
9a.jpg
10.jpg

Często pełzamy podpierając się nogami z 2 stron motocykla. Miejscami droga ginie zupełnie.

12a.jpg
12.jpg
11a.jpg

Część drogi pokonujemy korytem wyschniętej rzeki by wyjechać na czymś w rodzaju zaschniętej pooranej kanałami lawy.

14.jpg
14a.jpg

W końcu dojeżdżamy do miejsca gdzie droga znika pomiędzy dużymi otoczakami.

13a.jpg

Czołgamy się usiłując utrzymać motocykl w pionie. Obrana przez nas droga kończy się jednak w strumieniu płynącym przez środek owej kamiennej łąki.

13c.jpg
Po dłuższym czasie udaje się nam odnaleźć cos co minimalnie przypomina bród. Moja Afryka nie radzi sobie z wyjazdem pod każdą większa przeszkodę. Wyje, pierdzi i gaśnie przez co Bartek musi mnie wypychać.

13b.jpg

Zmasakrowani fizycznie wjeżdżamy na wąską dróżkę pnąca się w górę, na której zatrzymuje nas zator z piargu. Zsiadamy z motocykli jednak oprócz śladów kóz na piargu, który zsunął się z góry nie widzimy nic.

13.jpg

Patrzymy na mapę i jej żółtą drogę lecz z tej, wynika, że rzekę powinniśmy mieć po prawej stronie natomiast my mamy ją po lewej.

- Nie ta droga – wyduszam z siebie załamany.

Pomyliliśmy drogi. Przegapiliśmy zjazd na żółtą. To pewnie jest jakaś ścieżka pasterska…..wracamy.

Zmierzcha się. Od Kudara przez ok. 5 godzin pokonaliśmy 35 km. Zmiażdżeni wizją powrotu tą samą drogą zawracamy. Jadąc rozglądamy się nadaremno za alternatywnym szlakiem. Postanawiamy wrócić do Kudara i zapytać się gdzie jest droga właściwa.

W połowie drogi na horyzoncie ukazuje się ściana kurzu.
Zgodnie z zasadą „jak masz w życiu pecha oraz nieszczęść kupę złamiesz sobie palec wycierając dupę „ wjeżdżamy w sam środek burzy piaskowej. Na szczęście burza trwa na jedynym w miarę sensownym odcinku drogi więc jest bezboleśnie.

14b.jpg

Na kilka kilometrów przed wsią zastaje nas noc. Jedziemy już tylko i wyłącznie siłą woli. Na kamienistych serpentynach kierownica lata mi jak chce. Zatrzymuje się przekonany, że nie mam powietrza w przedniej oponie. Okazuje się jednak, że to ze zmęczenia nie mam już siły utrzymać prosto kierownicy. Bartek przeżywa dokładnie to samo.

We wsi pytamy czy można rozbić namioty jednak zapytany nie chce o tym słyszeć i zaprasza nas do swojego domu, Nie protestujemy.

Dom składa się z 2 dużych izb. Jedna to sypialnia dla ok. 10 osób, druga to coś w rodzaju pokoju dziennego z jadalnią.

16.jpg

Mieszkańcy częstują nas herbatą, lepioszką, ciepłym mlekiem i jajecznica. W Kudara nie ma prądu więc siedzimy przy świecach. Palące się świece tworzą w chatce atmosferę bezpieczeństwa i przytulności. Po dzisiejszej trasie jest nam tutaj niesamowicie dobrze.
(edit: własnie zauważyłem, że to latarka była a nie swieca...pardon )
15.jpg
Pytamy o własciwą drogę do Karakul.
Odpowiedź wali nas w łeb jak porządna sztacheta w remizie.

- Jechaliście dobrą droga. Innej tutaj nie ma.

Okazało się, że zawróciliśmy tuż przed przełęczą po której zaczyna się płaska jak stół pustynia.

Czyli jutro po raz trzeci musimy pokonać najgorszy odcinek tego wyjazdu….

Przez chwilę rozważamy odwrót z Bartang lecz idea ta szybko upada

Wykończeni fizycznie i podłamani psychicznie kładziemy się spać.

Nie możemy jednak zasnąć. Snujemy najgorsze wizje. Wizją przewodnią jest lot w przepaść w drodze na przełęcz. Do tego niepokoi nas ilość benzyny, zwłaszcza, ze moja Afryka pali chyba 10 litrów na 100km. Żeby tego było mało słyszymy deszcz uderzający o okno w suficie.

A co z żółtą drogą A to, że ona nie istnieje, nie istniała i prawdopodobnie istnieć nie będzie. Jest to marzenie lokalnego kartografa, który miał wizję autostrady trans bartangskiej…
__________________
Wiesz... taki kuter...


Ostatnio edytowane przez czosnek : 15.11.2009 o 14:36
czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem