Wątek: Pak 2023
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01.09.2023, 08:08   #72
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,171
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 14 godz 13 min 0
Domyślnie

Rano pobudka ale nie mogę powiedzieć żebym się na tej wysokości jakoś nadzwyczajnie wyspał. Do tego wieczorem zjechało się sporo narodu i postanowili sobie zrobić jakieś narady koło naszych namiotów. Jeden trajczył przez telefon chyba z godzinę. Jakby kuwa miejsca miał mało na tym pustkowiu.

Wsuwamy chinole na śniadanie, pakujemy bety i pomału zbieramy się do wyjazdu. Jesteśmy już w zasadzie gotowi. Michał odpala motocykl, mój zaś nie za bardzo chce zagadać a z bocznej pokrywy, pod którą kryje się akumulator wydobywa się dym i czuć spalenizną.
Zdejmujemy plastiki i okazuje się że na tych dziurach kompletnie odkręciły się śruby mocujące kabelki do akumulatora. Dokręcamy szajs, motocykl odpala bez problemów a wczorajsze niepokojące odgłosy zniknęły jak ręka odjął.
Ruszamy więc w dalszą drogę. Plan Michała zakłada małą pętlę po parku i wyjazd w stronę Astore. No to łogiń. Drogi w klimacie mongolskim. Widoki spoko.




Po drodze mijamy stojące na drodze osobowe auto z urwanym kołem i koleżkę, który pudełkiem suzuki próbuje podjechać pod górę skokami po pół metra. Drugi idzie z tyłu i podkłada kamień pod koło. Wjechał.

Zatrzymujemy się na uzupełnienie płynów i gonimy dalej. Co jakiś czas sa tam budy, w których można coś zjeść i kupić napoje.


Okazuje się jednak że przestrzeliliśmy zjazd na tracka Michała i pare kilometrów musimy się wrócić. Jak się okazuje niepotrzebnie bo droga biegnie przez bród, który tylko wygląda niewinnie. Czekamy chwilę bo widzimy że nadciąga Toyojeep załadowany na maxa sianem. Pozwoli nam ocenić głębokość brodu i siłę wody.

Woda nie jest jakaś rwąca ale w terenówce wody na ¾ koła więc istnieje ryzyko że zalejemy te piździki a do cywilizacji kawałek. Analizujemy ponownie trasę i okazuje się że dalej mamy jeszcze jedną przeprawę o nieznanej głębokości ale z biegiem dnia raczej wody przybędzie niż ubędzie. Odpuszczamy i wracamy na ścieżkę. Pominiemy ten fragment i gonimy dalej.
Ogólnie droga jest do dupy. Czasem da się wbić trójkę ale raczej to jest dwója lub jedynka na niektórych podjazdach. Po drodze mamy jeziorko.
Atrakcja raczej średnia ale obok dają paszę i widać że to dość popularne miejsce turystyczne. Sporo tubylców.







Lecim dalej bo kilometry same się nie zrobią a nasza średnia jest żenująca.
Dalej droga zaczyna schodzić w dół staje się asfaltowa. No powiedzmy że w większości asfaltowa. Pojawiają się wioski, widać jakieś życie.




Jedzie się piękna dolinką, mamy drzewa a czasem zdarza się że lecimy przez lasek, jest naprawdę malowniczo, spokojnie i pięknie. No i woda w końcu nie jest szarą breją tylko mamy piękne potoki z krystaliczną wodą. Jest elegancko.
Dla mnie się podoba.





Jest już pora obiadowa więc postanawiamy posilić się w przydrożnym barze. Lecim na kuchnia bo dogadać się nie dogadamy. Poka co masz w garze. W garze dhal. No to 2 razy dhal poprosimy i sałatkę.





Sumarycznie wyszło chyba 7 ziko za paszę.

Po posiłku zjeżdżamy w dół już asfaltówką poprzecinaną co chwila jakimiś wyrypami. Jak wyjeżdżaliśmy z Khaplu Salman wskazał nam obiekt do którego mamy dojechać na wieczorną integrację. Zjeżdżamy z gór i oczywiście przestrzeliliśmy ale niedużo więc szybka nawrotka i logujemy się do hotelu. Koleżka zbiera nam bety prowadzi na pokoje więc szybciutko się przebieramy i luzujemy.
Za chwilę jednak wpada do nas menager obiektu, który zeznaje że co prawda Salman mu mówił że przyjadą ale oni w międzyczasie wynajęli wszystkie pokoje i nie sa w stanie przyjąć Salmana z grupą nastu osób. My oczywiście możemy zostać. Nosz kuwa. Myslimy sobie że skoro Salman o tym nie wie to dobrze żeby wiedział. Próbuję się z nim skontaktować a ten zeznaje że mają serię awarii, musza zmienić obiekt i przekonuje nas żebyśmy też zmienili obiekt na ten w którym ekipa będzie spac.
Tak nam to pasuje że niezbyt. Walnęlismy już po bani , jesteśmy poprzebierani ale Salman już powiedział menagerowi że my spierdzielamy i spimy gdzie indziej. Istny kociokwik. Szukamy miejsca wskazanego przez Salmana. To raptem niecałe 2 dychy więc decydujemy że się przemieścimy. Znów pakowanie i na koń.
Jedziemy więc do tego Astore z tą myślą że dołączymy na wieczór do reszty ekipy. Salman zaklepał jakieś dżipy na wjazd do fairy Meadows a że tam sa jakies ustalenia że ma być pełna obsada aut, powrót na umówiona godzinę to mamy w planie podpiąć się do tej wycieczki żeby nie garowac na dole w upale w oczekiwaniu aż zbierze się pełne auto do wyjazdu w górę.
Po drodze mamy dość nieciekawy bród na trasie. Michał w nim grzęźnie. Na szczęście po chwili udaje się wydostać i dojeżdżamy do Astore. Wiocha jak wiocha. Kierując się namiarami trafiamy na boisko na którym dzieciarnia gra w polo bez koni , siatkówkę czy inne sporty.







Obiekt jest przy samym boisku. Tutaj.
https://goo.gl/maps/JgWRQSMN1BFEfsZ8A
Pozamykane ale za chwile wyłażą jakies ludki, wpuszczają nas, daja pokój i parkujemy na podwórku. Jeden z nich niezwiązany z obiektem jest bardzo komunikatywny, doskonale mówi po angielsku i jest pracownikiem rządowym badającym pogodę w górach. Jakies meteo.
Pytam o sklep co i jak więc prowadzi nas po mieście gdzie robimy zakupy i wracamy na bazę z zaopatrzeniem. Dostrzegam też jednego z Rumunów, który upocony jak świnia pcha swój motocykl od dobrego kawałka. Zmordowany zeznaje że mieli kilka awarii i reszta dojedzie raczej późno lub bardzo późno. Pomału zjeżdża się reszta grupy, jeden motocykl ze złamanym zawiasem z tyłu jedzie na pace. Dojeżdżają tez Polacy, których spotkaliśmy 2 dni temu w Khaplu. Wieczorkiem kolacja i rano planujemy pojechać na Fairy Meadows gdzie jest już umówiony transport w górę. 2 noce mamy spędzić pod Nangą. Polacy zeznają że oni tam nie jadą bo już byli ale z racji pogody Nangi nie udało im się zobaczyć wcale. My mamy mieć 3 dni pięknej pogody więc liczymy na widoki.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem