Rano wyglądamy za okno i widzimy góry tonące w chmurach. Hmm, może to ten obiecany chłód w górach?
Na razie idziemy na śniadanie do Senora María i oczywiście znów nie możemy się dogadać po katalońsku.
Chyba pada pytanie, czy chcemy na słodko, czy nie, i wybieramy to drugie. Zobaczymy, co to będzie znaczyć

Na szczęście w Katalonii reagują choć na "café con leche"
"Niesłodkie" było pyszne i oznaczało deskę lokalnych wędlin
Do tego oczywiście grzanki oraz pomidor i czosnek do smarowania.
Mogłabym tu zamieszkać . Fuet mogę żuć na śniadanie, obiad i kolację
Czas ruszać. Co prawda termometr pokazuje przyjemne +22, to jednak chmury znikają, słońce w pełnej krasie, długo się tym nie nacieszymy...
Jedziemy dalej boczną GI-400, która biegnie doliną, a po bokach mamy górki dochodzące do 2500 m n.p.n.
Ta część Pirenejów na bardzo łagodne szczyty i wcale nie wygląda na te 2500 m.
Zaczynamy się dziwić ilością motocykli. A raczej prawie zupełnym ich brakiem. Jesteśmy tu w środku sezonu, lipiec, a w dodatku weekend! Wydawać by się mogło, że każda kręta trasa będzie pełna motocykli, a tu⌠nic.
Może jeżdżą na główniejszych trasach i przełęczach? Zobaczymy, my jesteśmy wielbicielami dróg lokalnych
W sumie to co 500 m można by zatrzymywać się na fotki i widoki, ale przecież nie przyjechaliśmy tu robić fotorelacji, tylko pojeździć
Przejeżdżamy przez miasteczko La Molina, zdaje się, że spory ośrodek narciarski, w środku lata zupełnie uśpiony.
Teraz mniej przyjemny odcinek, bo musimy przebić się na drogą stronę gór, do Francji, więc musimy skorzystać z drogi krajowej N20 (autostradami nie skalaliśmy się na wyjeździe ani razu).
Granicy francuskiej oczywiście nawet nie widać , za to mijamy kilkukilometrowy korek do przejścia granicznego z Andorrą. Na szczęście nie mamy jej dziś w planie.
Droga pnie się dość mocno w górę, szczyty dochodzą tu do prawie 3000 m, ale na samej górze znajduje się tunel, w dodatku płatny. A temperatura też pięknie się pnie wraz z wysokością, z łatwością przekraczając 30 stâŚ
My oczywiście bokiem, przez przełęcz Col de Puymorens, 1920 m n.p.m. Widoki niezbyt zajmujące, pusto, bo większość jedzie tunelem.
Raf i jego "nowy" nabytek, vel "Truchło"
No mój Getrud na przełęczy, w tyle Pic de Font Fréde
Po drugiej stronie przełęczy krajobraz zmienia się na plus, szczyty bardziej ostre i jakoś tak bardziej âalpejskoâ. Droga N-320:
Zjeżdżamy trochę niżej, mamy jeszcze jakieś 50 km nudną krajówką N20
Takie rzeczy na parkingach we Francji?
Dojeżdżamy do Tarascon-sur-Ariege i zjeżdżamy na żółtą D8, widzimy po drodze kilka znaków na jaskinie, ale że mamy plan pokręcić się tu 2 dni, to zostawiamy to na jutro.
W przewodniku wyczytałam o fajnej dróżce w bok, a że mamy dość wcześnie,
a pensjonat niecałe 100 km przed nami, więc próbujemy.
D8 do Vicdessos szeroka i pusta, doliną wzdłuż rzeczki:
Pózniej zamienia się w D108 i robi węższa:
Jesteśmy chyba sami w całej dolinie! W lipcową niedzielę!
Krajobraz kojarzy mi się nieco tatrzańsko

Serpentynami pniemy się do góry, na zaporę
Zbiornik (chyba) wody pitnej, bo elektrowni nie widać, a wzdłuż drogi szły wielkośrednicowe rury.
Ten lejek to przelew wody:
Ładnie tu:
Przy samej zaporze spotykamy aż dwa mijające się samochody, jeden aż się z wrażenia zatrzymuje, ja za nim.
A kiedy ruszam, pewnie z rozpędu z dwójki, silnik mi gaśnie, Gertrud powolutku przechyla się na bok... i już tylko mogę patrzeć na zbliżający się od lewej asfalt...
cdn.