5 lipca.
Ranek jest ładny. Słonecznie ale dość rześko. Wczoraj konsultowaliśmy się z Samborem, który polecał nam wjechać na Kegety nawet jeśli ich nie przejedziemy. Bez pośpiechu wciągamy śniadanie i zbieramy się do jazdy.

Droga na Kegety od północy podobno jest lajtowa. Lecimy pomalutku do góry. Faktycznie droga jest znośna a występujące po drodze sekcje z większymi kamerdolcami są dość krótkie i raczej łatwe. Utrudnienia stanowią stada krów na trasie, które przeszkadzają w jeździe bo krowa ma w dupie motocykl w przeciwieństwie do baranów czy koni, które dźwięki silnika płoszą jak należy.

Pomalutku zbliżamy się do partii gór, których szczyty są ośnieżone. Sama przełęcz znajduje się lekko na prawo od tej góry ze śniegiem w tle.

Jedziemy sprawnie, ja prowadzę a Michał z tyłu. Przed właściwym podjazdem jest lekki fakap bo coś tam się poobsuwało i jest sekcja dość kamienista z luźną nawierzchnią , dość nieprzyjemna ale nie ma żadnych fragmentów na tyle trudnych żebyśmy mieli jakieś problemy.
Po drodze mamy dość urokliwy wodospadzik.

Jesteśmy dość wysoko i jest chłodno mimo że słońce daje mocno.

Widoczki ładne.

Po wyrypie na Przełęczy Terek powiedziałem sobie że nie będę się pchał w góry jak na trasie stanie nam na drodze śnieg. Właśnie do niego dojechaliśmy. To mały jęzor, który nawet nie przeszkadza w kontynuowaniu jazdy ale widzę w dali że kolejny łuk jest pod śniegiem na całej długości do szczytu przełęczy. Mówię Michałowi, że widzę dalej szit i w te klocki to ja się już więcej nie bawię. Michał postanawia, że podjedzie do kolejnego zakrętu oblukać temat z bliska. OK.
Ja zostaję na tym zakręcie bo gdyby była potrzebna jakaś asekuracja to mogę do niego szybko podjechać. Daleko Miszka nie zajechał. Stanął dobry kawałek od jęzora tak aby na tej ścieżce mógł spokojnie zawrócić i poszedł obadać temat z buta.
Tu go widać jak dyma z buta do zakrętu.

A tak było z jego perspektywy u góry.

Droga pod górę cała pod śniegiem.

Widzę z dołu , że Michał zawraca i zaczyna zjeżdżać w dół, więc i ja gonię.
W dół jedzie się przyjemniej.

Jestem na dole i obserwuję czy Michał pokonał bez problemów te trudniejsze sekcje. Widzę , że ma je za sobą to lecę w dół. Znacznie niżej zatrzymuję się i postanawiam poczekać i chwilę odpocząć. Jest tutaj taki mostek a za nim pod drzewem duży kamień. Palę fajkę ale Michał za chwilę dosłownie do mnie dojeżdża. Zgodnie z tym co widziałem z dołu Michał potwierdza jęzor do szczytu przełęczy. Nawet konni zawrócili z tego śniegu, być może z obawy że cały ten jęzor runie pod ich ciężarem. Z tego co wiem to od 2019 roku Kegety są nieprzejezdne bowiem z drugiej strony jest osuwisko łupków, które zabrały drogę i do tej pory tego nie naprawiono.
Nagle nie wiadomo skąd pojawia się konny. To strażnik parkowy. Jest ich w sumie czterech i bazują w tej chatce, o którą pytałem Sambora. Pilnują żeby nie polować w tym rejonie bo jest zakaz. A chętnych ponoć nie brakuje. Chwilę gawędzimy ale czas goni i trzeba ruszać w dalszą drogę. Wracamy pomalutku mijając nasze obozowisko i zjeżdżając w dół doliny. Ludzi jakby wymiotło. W porównaniu z dniem wczorajszym jest ich niewielu ale i tak dość sporo. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do wioski i mamy tutaj sklep. Postanawiamy zatrzymać się na picie i jakiegoś batona. Cały czas od wczorajszego wjazdu w dolinę nie mieliśmy zasięgu i tela miałem w trybie samolotowym. Teraz odpalam bo chcę spróbować złapać Sambora i podpytać co tu jeszcze można lunkąć.
Patrzę na ekran i mam 80 nieprzeczytanych wiadomości i kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. Włączam wattsappa i patrzę na wiadomość od Sambora o treści:
âJuż chyba wieszâ
No jeszcze nie wiem. Lukam na resztę wiadomości. Okazuje się że poszła jakaś wiadomość że potrzebujemy pomocy. Ja pierdolę. O co kaman?
Najpierw dzwonię do Marty i daję cynę że wszystko gra, jakaś pomyłka, totalny kataklizm z przyczyn nieznanych. Wysyłam też meila do ojca Michała że wszystko gra ale o co chodzi? Nic nie wysyłałem, jedynie info że mamy bazę i śpimy w górach.
Sprawdzam Garmina. Mam 2 wysłane wiadomości. Jedną wysłałem ja o treści:
âBaza namiot w dolinie Kegety. Jest OKâ godzina 14.15 naszego czasu
Ale jest też druga wiadomość wysłana o tej samej godzinie o treści:
âPreset Message Content 1â
Nawet nie wiem co tam jest zaszyte pod tym tekstem. Dowiaduję się później. Zapis wiadomości był taki:
âMamy problem powiadom ambasadę PLâ.
Pożyczałem kiedyś inreacha koledze z tego forum on sobie ustawił wiadomość zdefiniowaną, która jakimś przypadkiem wysłała się z Garmina. Musiało się coś wcisnąć lub ja to zrobiłem nieświadomie. Dowiadujemy się też, że ten pastuch który nas wczoraj namierzył i pytał czy nie potrzebujemy pomocy szukał faktycznie nas. Masakra. Awantura jak cholera, bliscy i znajomi w nerwach a my sobie sączymy piwko pod Kegetami i spuszczamy w kiblu ekipę poszukiwawczą, którą wysłał jak się okazało Sambor.
Na szczęście pastuch poinformował że tych leszczy z Polski spotkał i wszystko OK. No ale nerwów było sporo. Ogromne podziękowania dla Sambora za tą akcję bo znaleźć pastucha pod Kegetami żeby nas odszukał to było mistrzostwo świata. Uspokoiło to nasze rodziny, że z nami wszystko OK i to najważniejsze
Siedzimy pod tym sklepikiem dłuższą chwilę śląc informacje do zaangażowanych że wszystko u nas gra.
Po tej wpadce lecimy dalej. W sumie niedaleko bo planujemy wjechać do Parku Ala Archa, który jest jakieś 40 km od Biszkeku. Lecimy. Droga jest bardzo ładna. Biegnie wśród pięknych pagórków.

Przystajemy pyknąć jakieś fotki i Michał zdobywa dwie wielbicielki. Foteczki obowiązkowe.

W końcu podjeżdżamy pod wrota parkowe. Wygląda to jak bramki na autostradzie. Szlaban się otwiera, wjeżdża się, szlaban się zamyka. Płaci się a następnie drugi szlaban się otwiera i można jechać dalej. Pytamy co tam jest , czy są jakieś sklepy czy knajpy. Niby są. Jedziemy. Knajpy są sklepu nie ma. Znaczy w końcu się znajduje. Podjeżdżamy pod hotel o kształcie piramidy. Są wolne pokoje to bierzemy bo chcemy skoczyć w góry z buta. Okazuje się że piwa nie ma i chcemy zjechać z powrotem do sklepu ale koleś przed hotelem wskazuje mi obok jakiś budynek mówiąc że tam wszystko kupisz. Idę i kupuję. Pakujemy się do pokoju, pranie, kąpiel i pifko.
W końcu lecimy w góry. Od obiektu idzie się asfaltową alejką. Jest kilka tras ale patrząc na nasz czas i czasy dojścia do poszczególnych atrakcji szybko się okazuje że nie mamy szans na wielką eksplorację. Idziemy jednak oblukać co i jak.

Dolina jest naprawdę bardzo ładna.

Mieliśmy iść pod tą skałę w tle. Chyba pęknięte serce to się zwie czy jakoś tak.

No ale słonce spadło i daleko nie zaszliśmy.

Generalnie jakby ktoś był w Biszkeku to polecam sobie skoczyć tutaj. Jest bardzo, bardzo ładnie. Sporo szlaków pieszych pod lodowce, których tutaj jest dwadzieścia parę i mamy około 50 szczytów do wysokości prawie 5 tysi. Klimat jak dla mnie ciekawy bo taki jakby alpejski. Naprawdę spoko miejsce. Minus jest taki że ludzi tam w ciul, miejscówka mocno turystyczna.
Ciemno się robi, wracamy na bazę. Walimy mikro Biszkeka bo tylko taki był ;-) i do spania. Dość emocji jak na jeden dzionek.