30 czerwca
Kolejny dzień jest nudny bo mamy samą drogę w większości po czarnym. Jedyną atrakcję stanowi fakt, że Michałowi wykręciły się śruby od mocowania silnika, które na szczęście tak dzwoniły że udało się ich nie pogubić. Nawet nakrętka, która spadła i zakończyła podróż w zakamarkach płyty została namierzona i wydobyta.

Udało się wszystko poskręcać jak należy i pognaliśmy dalej. Klasycznie ominęliśmy bocurem pobór opłat a następnie zjedliśmy obiad w knajpie w mieścinie tuż za postem. Dojazdówka do turbazy okazała się łatwą przeprawą bo aut na trasie było bardzo mało a jedyny fakap to te zasrane tunele bowiem oświetlenie w naszych DR praktycznie nie istnieje i że tak powiem chooya widać w tunelu. Dobrze że są paski co rozdzielają pasy bo tylko to widziałem. Na szczęście tunele są krótkie.
Lądujemy popołudniem w bazie otdycha i walimy na kąpanko w dół. Nuuda.
Mamy jednak motocyklowe towarzystwo z Uzbekistanu. Nie, to nie jest CB500 to kitajska kopia.

W sumie najciekawsze jak zwykle w tym miejscu są zachody słońca.

Nudny dzień drogi, walimy w kimę a jutro lecimy w dolinę Suusamyr. Ponoć urywa doopę. Się zobaczy.