Spałem chooyowo mimo zmęczenia. Nie mogę spać na 3000 m. Postanawiam w końcu rankiem zobaczyć to bajoro, do którego wczorajsza droga tak nas wykończyła. Jeziora w sumie są dwa i nie sposób dostać się do nich inaczej niż z buta lub konno. Wokół kamerdolce takie spore. Wczoraj widziałem jak dwóch lokalesów na koniach pcha się w wąski przesmyk to lecę jak i oni.
Z mniejszego jeziorka wypływa strumyk, bardzo ładny zresztą.

Miejscówka klimatyczna mocno, szczególnie w promieniach wschodzącego słońca.

Beshtash Nature Park to kolejny park narodowy Kirgistanu. Jezioro leży na wysokości około 3000 a żeby się tam dostać to trzeba wnieść opłatę (chyba). Jako że dostaliśmy się tam przez przełęcz Terek to sią rzeczy nic nie płaciliśmy ale na wjeździe że tak powiem normalnym jest post i coś tam pobierają. Większe jezioro w mojej ocenie też ładne ale to mniejsze jakoś bardziej mi się spodobało.
Nasi sąsiedzi pakują manele i się zawijają. My czekamy jeszcze aż wyschną nam lepiej buciory i też pomału zbieramy się do dalszej drogi.

Jesteśmy jednak mocno wypluci po wczorajszej wyrypie i postanawiamy znaleźć jakąś bazę nad zalewem Kirowskim w drodze na zachód. Najpierw trzeba stąd wyjechać. Droga jest łatwa i kolesie napierają dość szybko. My też się nie ociągamy i na jednym z zakrętów wpadam na lecącego moją stroną drogi lokalesa. Wciskam heble w opór ale już czuję że przód nie trzyma na luźnych kamerdolcach i moje działania są mało skuteczne. Szukam drogi ucieczki bo koleś co jedzie na mnie wyprzedza drugie auto. Nie mam wielkiej chęci próbować się zmieścić między nimi więc wybieram drogę w kierunku krzaczorów i pobocza, najwyżej się położę. Jakoś jednak koleś odbija, ja odbijam i mijamy się bezkontaktowo. Krzaków też udało się uniknąć.
Dolatujemy do postu gdzie jest wjazd, mijamy bramką dla ludu bo szlabanik zamknięty.
Dalej mamy nudną szutrówkę a potem już po czarnym jedziemy w kierunku Talas.
Na jednym z postojów odbieram ostrzeżenie od EL Patrona.
âOmijajcie Talas. Nic tam nie ma poza choojową milicją, która poluje na turystów.â
Talas ominąć się nie da za bardzo ale trzymamy parę kilosów poniżej dopuszczalnej prędkości. Patrol faktycznie był ale zajęty złowionym lokalesem. Lecimy dalej a upał jest sakramencki.
Jeżdżą jakieś grupy wyrostków całą drogą , bandy w czarnych mercach, bandy w białych mercach. Nie wiemy o co kaman. Jeden taki orszak niemal spycha mnie z drogi waląc całą szerokością drogi. Posrane gówniarze, akcja wyjaśni się później.
Wpadamy do Kyzyl Adyr a że pora obiadowa i widzę jak smolą szaszłyki to stajemy w knajpie. Pierwsza po prawej od wjazdu od Talas. Zwie się to "ĐКкОН". Szamiemy zupę zapychając szaszłykiem.
W trakcie obiadu podpytuję Sambora o jakąś miejscówkę na odpoczynek. Niby jest jedna ale słaba. Postanawiamy sprawdzić. Tutaj.
https://www.google.com/maps/place/42...65!4d71.588608
Rzeczywiście jest i faktycznie słaba. Duży parking , w ciul narodu a nocleg można popełnić w takiej budzie. Klima niby jest ale to jakiś barakowóz , wewnątrz łóżko podwójne , fotel i stolik. Kibla i wody nie ma a tego nam potrzeba. Poprać , posuszyć i się wykąpać. Upał nie do zniesienia i nie mamy zamiaru odpoczywać pod namiotami. Spadamy z powrotem. Miejscówki nie polecam. To jakby miejsce do kąpania dla lokalesów. Opłata za wjazd, można coś przekąsić ale tłumnie, syfiarsko i nieprzyjemnie. Wracamy bo mam na maps me jakiś obiekt w Kyzyl Adyr. Niestety niewypał. Obiekt faktycznie jest ale zamknięty i to lata temu. Podpytuję w sklepie. Jeden koleś strasznie chce pomóc, gdzieś wydzwania i za chwilę podjeżdża koleżka a jakże w białym mercu. Chce wynająć cały kwadrat ale ponoć ma ekskluzywny apartament i patrząc na nas chyba nie ma ochoty sparszywić go naszą bytnością. Nawet nie podaje ceny. Na odchodne rzuca żeby zapytać w knajpie, w której jedliśmy bo tam maja pokoje. Ruszamy zatem.
Wracamy do lokalu a tam nam wskazują obiekt na tyłach. Taki dość elegancki. Lokal jest tutaj.
https://www.google.com/maps/place/%2...1!4d71.5940115
No to podjeżdżamy, parkujemy ale drzwi zamknięte i nikogo nie ma. Włażę z boku po schodach bo widzę tam jakieś drzwi. Okazują się otwarte i widzę numerki na pokojach w korytarzu. To chyba to, bingo. Ale też nie ma żywego ducha. Wracam. Na wejściu napotykam kolesia i od razu dostaje zjebę za wjazd na pokoje w butach. Głaskam do trochu i ustalamy, że mają wolny pokój. Pokazują, no i bierzemy. Dogadani, pakujemy się do pokoju a następnie lecimy w magazyn po zakupy. Wejścia do sklepu pilnuje dwóch ważniaków w maskach (!) i bez masek nie wpuszczają. Nie mamy. Za 5 SOM już mamy. Kupujemy żarcie, piwko i melona i powrót na bazę.
Pakuszali, popili to poszli na spacer nad zalew. Gogle pokazuje chyba 5 czy 6 kilosów więc do wieczora się ogarniemy z powrotem. Lecim , podziwiając lokalne domostwa.

Bajoro jest nieciekawe. Do brzegu można dojść tylko w niektórych momentach bo jest po prostu grząskie bagno. Wykąpać się w tym tez nie mamy wielkiej ochoty. Na brzegu kilku wędkarzy poluje na coś bez powodzenia.

Spędzamy chwilę nad wodą ale że słońce spada to postanawiamy wracać. Na trasie powrotnej zgarnia nas lokales z ofertą podwózki. Korzystamy z radością. W aucie chyba trójka czy czwórka dzieciaków. Nasz kierowca jest policjantem lokalnym. Podpytuję zatem o co kaman z tymi bandami w autach jadącymi całą drogą. Okazuje się że to młodzież świętuje zakończenie edukacji. Cos jak matury czy jakoś tak.
Miło się gawędzi ale już jesteśmy pod bazą. Jeszcze tylko wspólne fotki i się żegnamy , dziękując za podwózkę. Pod obiektem tymczasem zjeżdżają się biesiadnicy. Okazuje się że bal będzie pod naszym pokojem. Jest duża sala bankietowa. Panienki i chłopcy odstrzeleni jak kornik na święto lasu. Ryczące V8 w mercach AMG wokół. No chyba nie pośpimy.

No to idziemy jeszcze do knajpy obok na kuflowe i do spania. O dziwo impreza jest dość cicha i wewnątrz prawie nic nie słychać . Tym razem spię jak zabity.