Równolegle do chłopaków my jechaliśmy asfaltem. Wszyscy mielismy się spotkać nad Balea Lac w schronisku. Nocleg na Transfogarskiej. Brzmi fajnie. Planowaliśmy tam nocleg. Tak samo jak na Tarcu (nie wjechaliśmy) i Urdelach (zajechalismy w środku dnia i tez nie wypaliło

). No ale nic - ciśniemy asfaltem, ja mam głód kilometrów i poganiam chłopaków żeby się wyrobić do wieczora. 200km z lekkim hakiem mamy, a jest godzina... 16? 17? Te okolice. W sumie damy radę. W drodze łapie nas deszcz. W sumie to nawet sroga, dwudziestominutowa ulewa. Akurat mieliśmy przerwę na jedzenie we wiacie przystanku autobusowego. Chwile później, po ruszeniu, mijamy z naprzeciwka Wolly'ego z synalem. Pierwszy raz

. Dojeżdżając do Curtea de Agres, naszego początku trasy Transfogarskiej, zmęczenie daje się chłopakom we znaki. Przestawiając się na trzeźwe myslenie zerkamy na mapę. Do jeziora kawałek drogi, ciemno, a droga na mapie zaczyna się wić. Ciemnica, nic nie widać, szkoda widoków. Za namową Adama znajdujemy nocleg - 100 lei za pokój 2 osoby plus podłoga, z łazienką. Parking za bramą. Kuchnia, gaz, lodóweczka na korytarzu. Europa

. 20 minut po wprowadzeniu się do pokoju dostajemy sms'a :"Utknęlismy w lesie, mamy 70km do schroniska. Skotnatujemy się jutro". Czyli nie dalismy rady. Po calości

.
Rano sniadanko na stole na zewnątrz. Kura chciała nas pozbawić chleba, potem wykapala się w garnku z kawą i zalała ostatnią paczke fajek Szymona

. Przed ruszeniem oczywiście dolanie oleju i płynu chłodzącego u mnie, Szymon reanimował klamkę sprzęgła i dekompresatora a Adam... Nie wiem, za bardzo byłem zdziwiony brakiem płynu chłodzącego. Nie jade nigdzie z Gregiem

.
Ruszamy i jedziemy malowaniczą drogą, która Alpejskim szlakom ustępuje jedynie jakością nawierzchni. Decyzja o noclegu była jedyną słyszną - w nocy hooya byśmy widzieli. Najpierw odcinek rodem z Monte Carlo na Col de Turini wąską wijącą się drogą z niską barierką/murkiem i przepaścią, potem tunel, wieelka tama i szybszy, szerszy odcinek z jedynymi minusem - dziurami w asfalcie i piachem w zakrętach. Powynosiło nas na przeciwległe pasy parę razy. Droga przed tunelem na szczycie trasy trasy to piękna, malownicza przełęcz. Zielono, kręto, prawie jak w Alpach. Jasne przejrzyste niebo, Moldoveanu widac w całej okazalości. Na szczycie tunel (podobno otwierany na 2 czy 3 miesiące w roku - tak nam powiedział jakiś rumuński motocyklista. Może chciał powiedzieć co innego, ale po angielsku wyszło tak jak zrozumiałem

). Potem kierunek Sebes, Sibiu i gdzies po drodze spotkanie z Gregiem i Felkiem. Zdjęcia uzupełnię.